Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Katarzyna Georgiou

Personal Info

  • Speak Language: Polski
  • Books:

    "Czas Obietnicy. Macierzyństwo Magiczne"

    "Komu Mruczy Kot"

    "Światy Dwa. W Pogoni Za Leśnym Lichem"

    "Dychotomia Mojej Kobiecej Natury"

    "Dziecięcy Świat"

    "Imagination's Light"

    "Strefa Bałaganu"

    "Funky Poems Treasury"

Biography

Katarzyna Georgiou jest wrocławską poetką. Z pasją pracuje z dziećmi jako anglista w Niepublicznym Zespole Edukacyjnym „Alis" we Wrocławiu, a jej warsztaty literacko-plastyczne, prowadzone z twórczym zaangażowaniem w wielu bibliotekach publicznych na terenie województwa są cenione w kręgach szkolno-przedszkolnych. Autorka czynnie uczestniczy w działających Kręgach Kobiecych i wielu warsztatach rozwoju osobistego. Z jej wybraną twórczością można się zapoznać na stronie autorskiej: skalnykwiat.blogspot.com

Katarzyna Georgiou jest nauczycielem z wieloletnim doświadczeniem kanadyjskim, gdzie poza pracą z dziećmi w wieku przedszkolnym, prowadziła również dokształcające kursy muzyczno-artystyczne dla nauczycieli wychowania przedszkolnego w Seneca College w Toronto oraz seminaria konferencyjne na tematy związane z innowacyjnymi metodami pracy z małymi dziećmi. Jest również autorką książki z wierszami angielskimi dla dzieci „Imagination's Light – Funky Poems for Kids". Wielokrotnie już na zajęciach w NZE „Alis", gdzie jest zatrudniona na stałe od wielu lat, goszczą także studenci Kolegium Języków Obcych we Wrocławiu i lektorzy szkół językowych, by poszerzać swój warsztat zawodowy o umiejętność pracy w zakresie edukacji językowej z małym dzieckiem.

Czytelnik, biorąc jej tomiki poezji do ręki, może się spodziewać przekazu ciepła i miłości wywołujących uśmiech i refleksje. Redaktor Wojciech Sodoś porównał jej poezję i wydane tomiki, a szczególnie album „Czas obietnicy-Macierzyństwo magiczne" do ogrodu rozświetlającego szarzyznę dnia. Profesor Miodek natomiast, szczególnie zachwycił się tomikiem dla Smyków „Dziecięcy Świat", nazywając go „świeżym oddechem po tym wszystkim, co się proponuje pokoleniu mojego wnuczka." Poetka stara się dostarczać tęczowych i wielobarwnych chwil, afirmację piękna w tym chaosie zalewających nas informacji i refleksyjne wytchnienie od codziennego zabiegania i chronicznego braku czasu na życie pełnią doznań.

Interview

1

„Kocham kwiaty, zioła i drzewa"

Nazywasz się Katarzyna Georgiou, pseudonim Skalny Kwiat. Skąd takie egzotyczne nazwisko? Brzmi „grecko".

Egzotyczne? Ot, spadek po kanadyjskiej przygodzie i małżeństwie z Cypryjczykiem. Pasuje mi numerologicznie, więc je zatrzymałam.

Wymień książki (zbiory poezji) jakie dotychczas wydałaś z podaniem roku wydania oraz wydawnictwa.

Dychotomia Mojej Kobiecej Natury, wydawnictwo Radwan, 2010
Dziecięcy Świat, wydawnictwo Radwan, 2010
Czas obietnicy – Macierzyństwo magiczne, album poetycki i kalendarz, Warszawska Firma Wydawnicza, 2010
Imagination's Light, zbiór wierszy angielskich, Warszawska Firma Wydawnicza, 2011
Światy dwa w pogoni za Leśnym Lichem, wydawnictwo Eurosystem, Wrocław 2013
Strefa Bałaganu, wydawnictwo Eurosystem, Wrocław 2013,
Funky Poems Treasury, wydawnictwo Eurosystem, Wrocław, 2014

Nad czym obecnie pracujesz?

Pracuję nad zbiorem emigranckim, który będzie zawierał prozę i poezję – epizody z życia emigranta przeplatane wierszami. Będzie składał się z dwóch części – emigracja i powrót do macierzy. Poezja będzie pomostem pomiędzy miejscami podróży, przeplatanej przygodami, a znajdującej swój kres w znalezieniu własnego miejsca na ziemi – domu.

Wyczytałam z jednym z wywiadów, że Twój pseudonim pochodzi z zabaw w Indian podczas obozu harcerskiego w Ustce. Długo byłaś w harcerstwie? Czy wartości tej organizacji wyznaczały w Twoim życiu pewne zasady postępowania?

Nigdy nie byłam w harcerstwie, co najwyżej w Zuchach. Moja mam była harcmistrzem i z tego tytułu jeździłam na wszystkie obozy i zgrupowania. Tamtego lata, a miałam wówczas lat sześć i pół, dzieci kadry dostały własnego druha opiekuna, który prowadził ten nasz zastęp przez całe wakacje w indiańskim duchu. Był to czas, który wyjątkowo utkwił mi w pamięci, szczególnie ceremonia nadania imienia oraz całkowicie samodzielna wyprawa z tym związana. Pamiętam, jak wówczas nie byłam zadowolona z tego imienia, bo inni dostawali bardziej spektakularnie brzmiące nazwy jak Księżycowa Łania, Rączy Jeleń czy Biały Bizon, ale znaczenie i waga tego imienia dotarły do mnie o wiele później, gdy zaczęłam używać go jako pseudonimu artystycznego. Co do zasad postępowania jest ich kilka, wyniesionych z domu rodzinnego – uczciwa praca i dążenie do realizacji marzeń, lojalność i szacunek wobec ludzi, z którymi się przyjaźnię i współpracuję, jeśli tym samym mnie obdarzają oraz dbałość o rodzinę. Natomiast w stosunku do tych, którzy chcą mnie wykorzystać, nie mam skrupułów i nie uznaję kompromisów w takich sytuacjach. Pozostawiam takich ludzi poza kręgiem moich oddziaływań i nawet, gdy wybaczę, odpuszczę lub przyjmę wyjaśnienia, nie wracam do relacji.

Bywałaś nad morzem, chociażby na wspomnianym obozie w Ustce. Gdzieś wyczytałam, że bardzo lubisz nasz Bałtyk. Opisz swoje uczucia związane ze spotkaniami z szumiącymi falami morskimi.

Napisałam kiedyś dwa wiersze związane z morzem, które niosą ładunek emocjonalny – z pozycji dziecka i dojrzałej kobiety. Wiersz Afrodyta jest tłumaczeniem z języka angielskiego, bo oryginalnie stworzyłam go w tym języku. Myślę, że najtrafniej oddają moje uczucia związane z szumem fal, które zawsze szeptają jakieś opowieści. Oto one:

„Wieczór na plaży"
Słonko zachodzi wieczorną porą -
Neptun swój trójząb odkłada w kąt.
Syrenie śpiewy do snu go kołyszą,
wiatr cichnie, a morze obmywa ląd.
Niebo się złoci i czerwienieje,
krzyk mew ustaje, rybitwy milkną,
nocka schowana za falochronem
w kąpieli tańczy z poświaty chwilką.
Małe muszelki z rybim zapachem
smak słonej bryzy w sobie skrywają;
skrzętnie zbierane dziecięcą dłonią
wspomnienie morza w mig przywołają.

„Afrodyta"
Ciepła bryza fali słonej
szeptem za marzeniem goni,
gdy Bogini w swoim pięknie
z morskiej się wynurza toni...
I jak światło wyobraźni
w srebrno nocnej toni błyszczy
jej twarz blask ekstazy zdobi
pieszcząc ciało odaliski...
Uśmiech w jej spojrzeniu tańczy
szafirowe randez-vous,
miłość w kroplach rosy spływa
rozpylając tęczę snu...
Afrodyta
Kobieta
Dziewczyna
Ja
© Katarzyna Georgiou

Podobno pseudonim Skalny Kwiat oddaje najtrafniej Twój charakter. Czasem zwą Cię również Szarotką Alpejską albo Naskalną. Lubisz kwiaty, w szczególności górskie?

Kocham kwiaty, zioła i drzewa. Są integralną częścią naszego ludzkiego życia, nośnikiem energii, zdrowia i urody. Z polnych kwiatów moimi ulubionymi są dziewanna, chabry i maki, z drzew brzoza, lipa i jodła, a z ziół magiczna trójca: krwawnik, melisa i mniszek lekarski. Szarotka alpejska czy górska zaś ma dla mnie znaczenie symboliczne – odzwierciedla dychotomiczność kobiety i jej wewnętrzną moc.

Szesnaście lat mieszkałaś w Kanadzie, gdzie wyjechałaś na studia. Gdy Kanadyjczycy słyszeli Twój akcent, to zgadywali, że z jakiego kraju pochodzisz?

Na początku, gdy akcent był bardzo wyraźny, optowali za narodowością rosyjską raczej, ale byli blisko, w końcu słowiańskość się przebijała. Później już nie było im łatwo, gdy straciłam ten akcent prawie całkowicie.

Jakich polskich dań brakowało Ci w Kanadzie, a jakich kanadyjskich dań brakuje Ci teraz w Polsce?

Dań polskich mi nie brakowało, bo sama gotowałam od podstaw. Natomiast ciężko było dostać dobry chleb i wędliny, ale to szybko się udało załatwić wyprawą na typowo polską ulicę Toronto – Roncessvalles, tam królowały smaki z dzieciństwa. Co do kanadyjskiej kuchni, trudno powiedzieć, bo w Kanadzie, tyglu narodowościowym, raczej różnorodność panuje. Ja dość szybko zadomowiłam się w kuchni greckiej – z tytułu zawartego związku małżeńskiego. Tego, czego najbardziej mi brakuje to dań mojej byłej teściowej. Jej mousaka, humus, oliwki domowej roboty, warzywa w różnych sosach, baranina czy ciastka migdałowe w cukrze pudrze to była poezja dla podniebienia. Do tej pory pamiętam te 10 kilo nadwagi nabytej zanim nauczyłam się odmawiać dokładek.

Z wykształcenia jesteś anglistką? Kim jeszcze.

Przede wszystkim, jestem nauczycielem muzyki, wychowania przedszkolnego i nauczania początkowego. Anglistą z przypadku i potrzeby. Gdy wróciłam do kraju, to język angielski okazał się być źródłem zatrudnienia.

Uczysz angielskiego dzieci. Napisałaś gdzieś, że nauka języka angielskiego, szczególnie kierowana do małych dzieci, rządzi się swoimi prawami. Twoja metoda autorska opiera się na zabawie słowem, rymem, melodyką języka. Czy uczysz dzieci głównie swoich wierszy, piosenek, czy też opierasz się na starym, bardzo obfitym angielskim repertuarze dla maluchów?

Moje wiersze i piosenki przemycam do repertuaru programowego, niektóre wręcz piszę na prośbę dzieci, ale oczywiście korzystam z całej gamy wypróbowanych tekstów i zabaw dla dzieci, szczególnie tych podpatrzonych i stosowanych w Kanadzie podczas dziesięcioletniej pracy w Seneca College Lab School i przedszkolach uniwersyteckich. Kluczami do sukcesu w nauczaniu małych dzieci jest ogromna dawka humoru, muzyki i ruchu oraz aktywne uczenie się poprzez angażowanie wszystkich zmysłów i oddziaływanie na inteligencje, poprzez które wszyscy przyswajamy nowy materiał. Często, gdy mówimy o smakach na lekcji, łączę to z próbowaniem warzyw i owoców, jednocześnie przemycając i nazewnictwo tychże. W klasach szkolnych ten sam temat kończy się wykonaniem jakiejś potrawy wg wybranego przepisu uczniowskiego. Na kółku językowym zdarzały się i rozmowy przy herbatce po wspólnym pieczeniu ciasteczek, jeśli uczniowie przynieśli instrukcje jak to zrobić w języku angielskim. Ot cała filozofia - innowacja i chęci. Dzieci kiedyś podsumowały mnie jednym zdaniem, które traktuję jako najwyższy komplement w mojej pracy nauczycielskiej: „Pani Kasiu, pani to jest wygłupiasta".

Prowadzisz warsztaty literacko- plastyczne, uczestniczysz w warsztatach rozwoju osobistego. W Kanadzie prowadziłaś kursy muzyczno-artystyczne dla nauczycieli wychowania przedszkolnego. Sporo tych umiejętności. Czy masz jeszcze więcej ukrytych talentów?

Talenty ma każdy z nas, ale nie zawsze wychodzą na światło dzienne. Ja swoje odkrywam co i rusz. Ostatnio jest to talent do ogrodniczenia – to moja najnowsza pasja – ekologiczny ogród. Ku mojemu zaskoczeniu wszystko, co posadzę, rośnie jakbym miała przysłowiowy „green thumb", czyli zielony kciuk ogrodnika ;)

Z reguły talenty prozatorskie ujawniają się później, natomiast poeta odkrywa nieodpartą chęć tworzenia bardzo młodo. Czy pamiętasz Twoje pierwsze próby poetyckie? Czy zachowały się?

U mnie było inaczej. Prozą posługiwałam się od zawsze, byłam najlepszą polonistką w szkole podstawowej i liceum. Nawet maturę zdałam celująco i byłam zwolniona z egzaminu ustnego. Próby poetyckie były i owszem, ale dopiero na emigracji i pod wpływem bardzo silnych bodźców emocjonalnych. Do dziś mam je zapisane w kajecie, który liczy już sobie ponad 25 lat, ale są tak osobiste, że nie nadają się do publikacji. Nie chciałabym się dzielić z innymi czymś tak intymnym i bolesnym.

Urodziłaś się we Wrocławiu, studiowałaś w Kanadzie, i znowu mieszkasz we Wrocławiu, czyli zrobiłaś jakby koło. Czy Wrocław to Twoje magiczne miejsce?

Nie, Wrocław to moje miasto pracy. Magicznym miejscem jest mój wiejski dom z ogromnym ogrodem i rozrosłą lipą, której nie powstydziłby się sam Kochanowski i polem pełnym ziół. Koło zatoczyłam w poszukiwaniu mojego miejsca na ziemi. Próbowałam odnaleźć ten dom w Kanadzie, ale okazał się on chybotliwym domkiem z kart. Czasem trzeba wyjechać by móc odnaleźć sens życia, siebie i swoje powołanie i wreszcie miejsce, które można nazwać duchowym domem. Teraz zaś, w moim starym, wiekowym domu, który odratowałam z ruiny, tworzę dla siebie nowy rozdział życia.

Pierwszą osobą czytającą Twoje wiersze, jest Twój ojciec, który według Ciebie jest najsurowszym krytykiem. Podobno Twoje publikacje popchnęły go do pisania własnych wierszy i esejów. To niezwykłe, że wcześniej się tym nie zajął. Jak myślisz, dlaczego?

Myślę, że potrzebował bodźca do dzielenia się swoim talentem i wiedzą. A zaczęło się od tego, że poprosiłam go o spisanie swoich filozoficzno-egzystencjalnych przemyśleń, by zostały one dla mojego syna, gdyż ja nie potrafiłabym zrobić tego w taki sposób jak on. A było to dla mnie bardzo ważne, w końcu jednym z powodów powrotu do Polski było danie mojemu dziecku możliwości przebywania z dziadkami i czerpanie od nich wiedzy pokoleniowej.

Czy Twój syn Ziemowit, urodzony 13 grudnia również odziedziczył rodzinny talent tworzenia wierszy?

Zapewne odziedziczył talent do pisania – jego opowiadania, bajki czy wypracowania mają już czytelników. Co ciekawsze publikuję na portalu eioba.pl oraz na szkolnej stronie placówki, w której pracuję. Jest także uzdolniony plastycznie – zilustrował mój pierwszy tomik poetycki dla dzieci Dziecięcy Świat – wiersze dla smyków z wyobraźnią. Co będzie dalej – zobaczymy. Każdy ma swoją ścieżkę i wybory z nią związane.

Bliska jest Ci ezoteryka, numerologia, szamanizm i magia. Którą z tych dziedzin posiłkujesz się podczas wyborów w życiu?

Zawsze magią. Magia zawiera wszystkie te dziedziny w sobie. Zdrowy rozsądek i odrobina szaleństwa zazwyczaj dobrze się sprawdzają w codziennym życiu. Zdrowy rozsądek jest u mnie zodiakalnie charakterystyczny – jako Koziorożec mam go w nadmiarze, dlatego magii używam dla zrównoważenia tej obciążającej powagi i rozwagi. Radośniej mi wówczas i optymistyczniej, w końcu jestem zwolennikiem teorii „sami stwarzamy naszą rzeczywistość".

Każdy z nas doznaje bólu niezrozumienia. Jak radzisz sobie z takimi zachowaniami w życiu?

Najprościej jak się da – od razu się „rozgrzeszam" stwierdzeniem, że jeśli inni mnie nie rozumieją to jest to ich problem. Schody zaczynają się dla ludzi w tym doznawaniu bólu niezrozumienia, gdy dają sobie pozwolenie na bycie ofiarą. Kiedyś byłam ofiarą, doświadczałam wielu traum. Teraz staram się żyć w myśl maksymy „Rób co chcesz, nie krzywdź" i tego samego spodziewam się od innych. Nie ukrywam mojej inności w poglądach, nie pozwalam na wkręcanie mnie w układy zależności i jeśli pozwalam na manipulację, na którą jestem raczej wyczulona, to tylko dlatego, iż jest mi z tym po drodze, ale cały czas zdaję sobie sprawę z bycia manipulowaną i kontroluję to w pewien sposób. Wyrzuciłam „nie" sprzed czasowników i przymiotników – słowa są nośnikiem myśli, to ważne w jaki sposób je formujemy i wypowiadamy.

Jakiego wokalistę lubisz słuchać? Wymień utwór który mógłby być puentą naszego wywiadu.

Moim ulubionym wokalistą jest Shawn Phillips i jego piosenka Woman. Czasem mam wrażenie, że śpiewa o mnie i do mnie. Pieśń ta dociera do najgłębszych pokładów wrażliwości... Shawn śpiewa o Kobiecie Ziemi, która potrafi być ogniem i lodem jednocześnie, miłością i przekleństwem, złożona ze sprzeczności, a gdy doznaje zawodu potrafi odrzucić niepożądane: „a woman who kicks the clown"... Proszę posłuchać – piękne podsumowanie tego wywiadu.

The glow around your face
When you see the lightning race
I know I'm very near
And I can hear the thunder
A woman of perplexity
A woman for eternity
A woman of the land
A woman for a man [...]

Dziękuję za rozmowę

Wywiad przeprowadziła Maria Zofia Tomaszewska.

2

POEZJA JEST DLA MNIE MUZYKĄ DUSZY

Jest Pani anglistką, nauczycielką muzyki i wychowania przedszkolnego. Mówi Pani o sobie, że jest „czarownicą w służbie dzieci". Jak to rozumieć? Czym są dla Pani zajęcia z dziećmi?

Nie ja tak mówię o sobie – dowiedziałam się o tym z tytułu wywiadu dla „Dzierżoniowskiego Tygodnika Powiatowego" i nie protestowałam, gdyż przedstawienie mojej działalności literacko-wychowawczej jako służby magicznej ujęło mnie. Zajęcia z dziećmi są radością i zabawą, której w dorosłym życiu mamy niedosyt. Jest to czas magiczny, bo spędzony – z zamysłem rozbudzania twórczego myślenia u dzieci – na poddawaniu się bezkresowi wyobraźni. Tak dzieci, jak i dorośli zanurzają się w świat innych doznań, w którym mogą być wszystkim, co sobie wymarzą. Chętnie i po raz kolejny wyjaśnię, że „wiedźma", synonim „czarownicy", oznacza widzącą matkę, czyli po prostu mądrą kobietę. Warto sprawdzić etymologię jakiegoś słowa, zanim ulegniemy jego stereotypowemu rozumieniu.

Od wielu lat prowadzi Pani zajęcia przedszkolne. Zajmowała się Pani tym w Kanadzie, w Polsce prowadzi Pani warsztaty. Jakie są różnice w sposobach prowadzenia takich zajęć i w wychowaniu dzieci za oceanem i u nas?

W Polsce również aktywnie pracuję z dziećmi, co prawda obecnie jako anglista, ale także w grupach przedszkolnych. Różnica jest kolosalna w programowaniu struktury zajęć i metodach planowania. W Kanadzie planowałam razem z dziećmi – tzw. curriculum web (sieć programowa) – i realizowałam projekty, ukierunkowując je na dynamiczne i wciąż liczniejsze pomysły dzieci. Od prostego budowania domków z klocków dochodziliśmy wspólnie do konstruowania nadrzewnego domu dla hodowanych w klasie chomików, wraz z zapewnieniem im bezpieczeństwa pożarowego, drogami ewakuacyjnymi, pomieszczeniami do zabawy, a skończyło się na obserwacjach rozrodu naturalnego u pary naszych pupili, mierzeniu i ważeniu ciężarnej samicy i sporządzeniu kalendarza obserwacji ciążowych, znajdowaniu informacji na temat życia tych zwierzątek na wolności, wycieczce do sklepu zoologicznego i rozmowach z weterynarzem. I to wszystko u pięciolatków! W Polsce model długofalowych projektów z dziećmi i praca bez podręczników (jestem przerażona podręcznikami dla czterolatków!) jest w większości placówek w zasadzie niemożliwa, a przynajmniej nie w tak szerokim zakresie. Odnoszę wrażenie, że w Polsce nie traktuje się dzieci poniżej wieku szkolnego jako partnerów w podejmowaniu decyzji dotyczących wspólnoty grupowej ani w stanowieniu o przedmiotach zainteresowań, które później nauczyciel powinien obudować programem. Piszę o takiej pracy w artykułach pod nazwą „Z pamiętnika pomysłowego belfra". Miałam też pokaz slajdów z tego akurat projektu podczas prezentacji o sztuce dziecięcej jako inspiracji w Teatrze Arka na wrocławskiej LiteraTurze.
http://www.eioba.pl/a/4499/z-pamietnika-pomyslowego-belfra
http://www.eioba.pl/a/44he/z-pamietnika-pomyslowego-belfra-2-dom-nad...

Na czym polegają warsztaty literacko-plastyczne, które prowadzi Pani z dziećmi?

Najprościej mówiąc, na połączeniu części literackiej, kiedy rozmawiam z dziećmi o tym, jak i dlaczego powstaje książka, jaką rolę pełni wyobraźnia w procesie tworzenia i oczywiście czytam im moje wiersze, z częścią plastyczną, kiedy dzieci tworzą rzeźbę, płaskorzeźbę, collage lub rysunek. Prace, które mnie poruszą, a popularnie mówiąc – chwycą za serce, są fotografowane. Do wybranej, traktowanej jak ilustracja, piszę wiersz. Wiersz wysyłam na maila do nauczyciela, biblioteki lub rodzica, jako pamiątkę wspólnej pracy twórczej.
http://www.eioba.pl/a/4cpu/kraina-zyczen

Pisze Pani książki dla dzieci. Profesor Miodek nazwał „Dziecięcy świat. Tomik wierszy dla smyków z wyobraźnią" świeżym oddechem na tle tego, co serwuje literatura dziecięca. Czy do napisania tej książki przyczyniły się zajęcia, które Pani prowadzi? Kto kogo inspiruje: dzieci Panią czy na odwrót?

Oczywiście, że te zajęcia przyczyniły się do powstania książki z wyeksponowaniem sztuki dziecięcej. Mali Wielcy Ludzie z ich bezpośrednimi zachowaniami, pomyłkami, humorem sytuacyjnym, naśladowaniem podpatrzonych zachowań dorosłych czy wreszcie nieokiełznaną wyobraźnią są niewyczerpaną studnią inspiracji. Mam nadzieję, że choć troszkę inspiruję dzieci do twórczego i samodzielnego myślenia, bo one codziennie mnie zadziwiają i nieskończenie fascynują. Szkoda, że tak relatywnie szybko nadchodzi moment, gdy oznaki indoktrynacji świata dorosłych zaczynają przejawiać się w ich zachowaniu i myśleniu. Zanika wówczas obraz beztroskiego dziecięctwa i szczerości.

Wykorzystała Pani do zilustrowania tej książki dziecięce rysunki swojego syna. Efekt okazał się niezwykły, a książka stała się dla Pani podwójnym powodem do dumy...

To był podarunek dla mojego syna. Utrwaliłam w wierszach świat jego dziecięctwa i pierwszych kroków w przedszkolnej społeczności. Można by rzec – ratowałam jego widzenie świata od przyszłego zapomnienia. Wizualizuję sobie, jak czyta tę książkę swojej córce lub synowi... A teraz ja czytam ją innym dzieciom, by doświadczyły tego, że ich świat i umiejętność jego utrwalania w obrazach, są równoważne z wizjami ludzi dorosłych.

Inną książką, także związaną z dziećmi, jest „Imagination's Light. Funky Poems for Kids", która ma wspomagać naukę języka angielskiego. Jest Pani jedną z nielicznych osób, które doceniają naukę przez zabawę. Czy odbiera Pani sygnały, że książka jest wykorzystywana do pracy z dziećmi?

Ci, którzy ją nabyli, a sporo nauczycieli anglistów/studentów przeszło przez moje ręce w czasie, który minął od jej napisania, używają jej z dobrym skutkiem. Dzieci chętnie się uczą na bazie humorystyczno-sarkastycznych wierszyków, których rymy wpadają w ucho i pozostają w słowniku sytuacyjnym. Co do ogólnopolskiej dystrybucji, jestem pełna wątpliwości, gdyż promocja tej pozycji przez wydawnictwo ograniczyła się w zasadzie do linków w Internecie i hurtowniach, zamiast skupić się na dotarciu do grupy docelowej – szkół i przedszkoli z językiem angielskim w programie.

Autorką ilustracji do tej książki, będących formą kolażu, patchworku, jest Pani siostra, Wirginia Issel-Balcar. Te niezwykłe prace można podziwiać również na autorskiej stronie pani Wirginii. Jak doszło do Waszej współpracy?

Jestem wielką fanką talentu artystycznego siostry. Mam wiele jej prac patchworkowych w swoim domu. Gdy tylko zebrałam wiersze w tomik, zwróciłam się do niej z propozycją nie do odrzucenia, a mianowicie z siostrzanym szantażem. Musiałam przetłumaczyć jej te wiersze na język polski, by obecny w nich humor mogła przełożyć na język obrazu – i musi pani przyznać – zrobiła to znakomicie. Moja siostra potraktowała ilustrowanie z pełnym poświęceniem – była wówczas w dość zaawansowanej ciąży z trzecim dzieckiem. Jej patchworki zaś to istne cuda, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach.
http://www.vissel.com.pl/

Tomiki poezji ilustruje Pani fotografiami własnego autorstwa albo kolażami portretów swoich i syna. Duże znaczenie przywiązuje Pani do tego, by treść i ilustracje stanowiły harmonijną i spójną całość. Nie zaufałaby Pani innemu ilustratorowi?

Raczej nie. Miałam próbkę umiejętności kilku ilustratorów z paru wydawnictw, szczególnie gdy szukałam kogoś do książki angielskiej... Szybko wyzbyłam się złudzeń i w te pędy powędrowałam do siostry. Kolaże do albumu i pierwszego tomiku poezji w oprawie grafiki komputerowej robiła dla mnie artystka z Wybrzeża, Teresa Kiara Duńska, która po prostu jest z tej samej światopoglądowej bajki, co ja i doskonale wyczuwa, w jaki sposób wykorzystać moje fotografie w kompozycji baśniowo-magicznej, na którą zawsze kładę nacisk w oprawie plastycznej moich książek.

Jakie książki czytała Pani synowi? Czym jest dla Pani wspólne, głośne czytanie?

Wspólne czytanie to forma relaksu i czas spędzony w krainie baśni, który nigdy nie jest czasem straconym. Książki to okna na świat, to połączenie z bankiem danych przeszłych pokoleń, ich odczuwaniem świata. Mojemu synowi czytałam Andersena, baśnie ludowe różnych narodów, w tym indiańskie, wiersze Brzechwy, Tuwima, Czechowicza, opowiadania Mariusza Urbanka, „Akademię Pana Kleksa", „Trudne słówka. Niepoważny słownik rodziny Miziołków" Joanny Olech i wiele innych. Po pierwszej klasie sam zaczął czytać lektury na głos, a po cichu „Włóczęgi Północy", opowiadania Andrzeja Zimowskiego nadsyłane przez samego autora – tego samego, który napisał posłowie do mojego najnowszego tomiku „Światy dwa". Już niedługo zacznę mu podrzucać Nienackiego i serię „Tomków" Szklarskiego, zachowane do dzisiaj z mojej młodzieńczej biblioteki.

W księgarniach widuje się pięknie wydane albumy przeznaczone dla młodych rodziców, by mogli w nich upamiętniać radosne chwile spędzane z własnym maluchem. Pani natomiast pomyślała o kobietach w ciąży, które dopiero czekają na największą przygodę swego życia. Napisała Pani dla nich tomik „Czas obietnicy – Macierzyństwo magiczne". Jak został przyjęty przez czytelniczki?

Cały nakład autorski szybko się rozszedł, musiałam domawiać w wydawnictwie. Wiele pań uznało to za znakomity prezent dla bliskich im kobiet oczekujących na dziecko. Tym bardziej, że album połączony jest z kalendarzo-pamiętnikiem, przeznaczonym do zapisków własnych doznań i doświadczeń. Mnie interesowała intymność pamiętnika i oprawa artystyczna sugerująca czas magii, jakim jest przeistaczanie się kobiety w matkę. „Piękne" albumy z księgarń i supermarketów są taką komercją, że szkoda czasu na ich wspominanie. Zbiór wierszy w „Czasie obietnicy" oddaje emocje okresu macierzyństwa i dziecięctwa, a przede wszystkim miłość w najczystszej postaci – matki do dziecka.

Uczestniczy Pani w warsztatach rozwoju osobistego dla osób dorosłych. Jak można dostać się na takie warsztaty i na czym one polegają?

Warsztaty rozwoju osobistego wydobywają z człowieka, świadomie bądź podświadomie, wiele blokowanych emocji, scalając w ten sposób zagubione fragmenty duszy bądź lecząc nieprzepracowane wcześniej relacje. Od naszego podejścia do tematu zależy jak wiele się nauczymy i wydobędziemy z doświadczeń innych uczestników warsztatów. Na tym etapie rozwoju mojej świadomości uczestniczę w spotkaniach Kobiecych Kręgów i warsztatach zielarskich, dzieląc się zdobytą wiedzą i pobierając nauki od ludzi wyrażających swój nierozerwalny związek z Naturą. Na takie warsztaty, jak te, poprzez które się rozwijam, trzeba być wprowadzonym przez znajomych, którzy znają prowadzących je ludzi. Jest wiele osób, chcących wykorzystać emocjonalne potrzeby innych do własnych celów i dla zarobku, lecz nie dających niczego w wymianie energetycznej – ogłoszeń jest wszędzie bez liku, tak w prasie, jak i w Internecie.

Mieszkała Pani przez 16 lat w Kanadzie. Za czym najbardziej Pani tęskniła? A za czym tęskni Pani teraz?

Hmm, będąc w Kanadzie najbardziej tęskniłam za rodziną. A teraz tęsknię za przestrzenią, jaką Kanada oferuje podróżnikom zainteresowanym poznaniem kraju i nauk jej rdzennych mieszkańców. Tęsknię również za otwartością na odmienność, doświadczoną w kraju tygla narodowościowego, której definitywnie brakuje w Polsce.

Używa Pani na blogu pseudonimu Skalny Kwiat. Skąd ta nazwa?

To moje indiańskie imię nadane w dzieciństwie, a zweryfikowane przez życie. Utkwiło mi ono w pamięci z czasów zabawy w Indian na obozie harcerskim w Ustce, gdy miałam sześć lat. Zostałam nim obdarzona w specjalnej ceremonii, po powrocie z samodzielnej wyprawy do Wielkiej Sosny po igłę świętego drzewa, kiedy udowodniłam sobie, że jestem warta nadania indiańskiego imienia, bo pokonałam strach odosobnienia, wykonując jednocześnie zlecone zadanie. Skalny Kwiat jest do dziś moim pseudonimem artystycznym i najtrafniej oddaje mój charakter... Czasem jestem nazywana Szarotką Alpejską, a to kwiat wytrzymały i odporny, odradzający się w ekstremalnych warunkach.

Czym jest poezja w Pani życiu? Czyją poezję Pani ceni?

Poezja jest dla mnie muzyką duszy. Bliska mi jest liryka Herberta, Leśmiana, Poświatowskiej, Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Tuwima, Achmatowej, Yeatsa... To nazwiska, które na poczekaniu przychodzą mi do głowy, ale generalnie poezję wielu współczesnych autorów przeżywam równie mocno...

Publikuje Pani na własnej stronie internetowej wiersze swego ojca. Czy był on jednym z przewodników duchowych, dzięki którym została Pani poetką?

Nie wiem, czy można rolę mojego ojca określić mianem przewodnika duchowego. Na pewno zaszczepił we mnie miłość do słowa i książek, a także dociekliwość w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Jest moim najsurowszym krytykiem i zawsze pierwszą osobą czytającą wersję „do druku". To, co zostanie przez niego zweryfikowane jako cenne, jest poddawane dalszej obróbce korektorsko-redakcyjnej. Tak po cichutku powiem, że moje publikacje popchnęły go do pisania wierszy i esejów, które przynosił mi do czytania. Upubliczniam niektóre jego prace, za jego zgodą oczywiście, bo uważam je za cenne w przekazie pewnych wartości i sposobu myślenia i oceniania rzeczywistości.

Szalenie intrygujący jest świat Pani wyobraźni. „Dychotomia Mojej Kobiecej Natury", „Światy dwa w pogoni za Leśnym Lichem" – już same tytuły uwypuklają sprzeczności, które podkreśla Pani w swych utworach. Skąd ta dwubiegunowość w postrzeganiu rzeczywistości?

Myślę, że docieram do swojego wewnętrznego dziecka, które domaga się poświęcenia mu uwagi – do tej małej dziewczynki, która musiała zbyt szybko dorosnąć w momencie rodzinnych zawirowań... Zaś co do postrzegania rzeczywistości to nasz świat jest dualny i zachowuje się w dwojaki sposób, można by rzec, iż bawi się z ludzkim umysłem w chowanego... Staram się włączyć w tę grę. Rzeczywistość jest wielopłaszczyznowa i na podobieństwo zwierciadła ma dwie strony – fizyczną, której możemy dotknąć i metafizyczną, będącą poza zasięgiem naszej percepcji. Obie strony fascynują ludzi od wieków. To dwa światy, światy dwa – a w nich my, w pogoni za marzeniem.

Czy tytułowy wiersz z „Dychotomii..." jest Pani portretem psychologicznym, czy może obrazem Pani duszy?

Powiedziałabym, że raczej portretem psychologicznym. Uświadomiłam sobie sprzeczności mojej natury podczas pobytu w szpitalu, po mikroudarze. Zapisałam je, łypiąc na kartkę jedynym zdrowym okiem. Miałam wtedy bardzo dużo czasu na myślenie, i to wyostrzone pod wpływem szoku, że życie jest jednak kruche i może się zakończyć z powodu pęknięcia w mózgu byle naczynka... To, co mi w duszy gra, to już zupełnie inna bajka. Ta właśnie ze „Światów dwóch".

Podkreśla Pani w swoich wierszach konflikt natury ludzkiej: „paradoksalna, wieloaspektowa, w opozycji do samej siebie". Z pewnością sprzeczności, które Pani w sobie odkryła, wymagały wielu lat pracy, analiz, wysiłku w procesie zrozumienia własnego charakteru. Czy ten wiersz jest wyrazem pogodzenia ze sobą?

Tak myślę. To swoisty rachunek sumienia. Gdy mój ojciec, który codziennie odwiedzał mnie w szpitalu, przeczytał ten wiersz, powiedział, że to najlepsza samokrytyka, jaką przeprowadziłam. Do dziś pamiętam jego słowa: „Jeśli kiedykolwiek wydasz swoje wiersze, to ten ma być na pierwszej stronie". Wydaje mi się, że wiele kobiet może utożsamiać się w dużym stopniu z myślami zawartymi w tym wierszu.

Dualizm postrzega Pani także w naturze. Zestawia Pani wiersze na zasadzie kontrastu: „Brzydota" – „Piękno", „Giętka brzoza" – „Hubowe drzewo". Potrafi Pani pokazać, że jesteśmy cząstką kosmosu, że mimo sprzeczności stanowimy z naturą jedność...

Tak postrzegam świat – jako miejsce spotkań różnych form życia, które są ze sobą powiązane, jak naczynia połączone. Majowie pozdrawiają siebie słowami „In Lak'ech", co w dosłownym przekładzie oznacza: „Jestem innym tobą, a ty innym mną". To stwierdzenie obejmuje wszystkie formy życia w Naturze: zwierzęta, rośliny, skały, żywioły powietrza, ziemi, wody i ognia. Wszystkim i wszystkiemu jesteśmy winni szacunek, bo gdy wyrządzamy szkodę lub krzywdę innym naumyślnie lub zarządzamy zasobami naturalnymi niemądrze i z chciwością, to naprawdę krzywdzimy siebie samych, zaśmiecamy własny dom destrukcyjną energią, zamiast wypełniać go tą, która wspomaga rozwój.

Czytając Pani wiersze i prozę dostrzec można, że natura jest Pani bliska. W wierszach słychać także echa dawnych wierzeń ludowych. Charakteryzuje je muzyczność. Są przy tym pełne uczucia. Bez trudu wchodzi Pani w dziecięcy świat. Tomik „Dychotomia..." jest bardzo urozmaicony, to zbiór utworów pochodzących z różnych okresów Pani życia. Ile lat powstawała ta książka?

Długo. Ten tomik jest kompilacją prawie wszystkich utworów pisanych do szuflady, częściowo jeszcze w Kraju Klonowego Liścia. Dopiero po udarze, zachęcona opinią mojego taty, któremu pozwoliłam przeczytać to, co pisałam, odważyłam się je opublikować. Dlatego tomik jest taki zróżnicowany i można go od pewnego momentu czytać rodzinnie, a nawet dzieciom.

„Światy dwa w pogoni za Leśnym Lichem" jest zupełnie inaczej skonstruowanym tomem. Spotykają się w nim poezja, proza oraz fotografia. Zdarza się, że wiersz jest ilustracją zdjęcia. Tu już nie ma takiej rozmaitości, jak w poprzednim zbiorku. Tematem jest natura i zmieniające się pory roku, a w tym kontekście osadzony został człowiek, jego tęsknoty i namiętności. Rytm życia ludzkiego koresponduje z rytmem pór roku: „Wiosna" – „Obdarowani wiosną", „Letni poranek" – „Kolekcja pocałunków", „Jesień"- „Jesienienie", „Zima" –„Piękna Starość". Czy taki był Pani zamysł?

Tak, dobrze pani wyczuła moje intencje. Cieszę się, że to właśnie Pani przypadła moja książka uwolniona podczas tegorocznej LiteraTury. Nasze życie nierozerwalnie wiąże się z Naturą, która ma w sobie wszystkie wzorce dla ludzi. Wystarczy tylko uważnie obserwować i być czujnym na znaki, jakie napotykamy na naszej życiowej ścieżce. Trzeba nauczyć się zatrzymywania w pędzie gromadzenia dóbr, pochylania nad pięknem wokół nas, choćby tylko zaklętym w szarą ptaszkę śpiewającą na pobliskim drzewie...

Nad czym Pani dzisiaj pracuje? Czy myśli Pani o wydaniu nowego zbiorku?

Dopiero co oddycham po wydaniu z końcem czerwca „Światów dwóch", a cała moja uwaga jest skierowana na spotkania z czytelnikami i promocję tomiku, który jest dla mnie najcenniejszą pracą – dotyka najczulszych strun człowieczego wnętrza, wskazując potrzebę realizacji marzeń wewnętrznego dziecka przy jednoczesnym zrozumieniu prawideł rządzących rzeczywistością, a postrzeganych poprzez pryzmat przemyśleń dojrzałej kobiety doświadczonej przez życie. Ale w zanadrzu mam kolejną książkę dla dzieci, która nabiera kształtu, pod roboczym tytułem „Strefa bałaganu".

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Również dziękuję i cieszę się naszą znajomością.

Wywiad przeprowadziła Aleksandra Urbańczyk

3

Między literaturą a ezoteryką

Jest Pani bliska ezoteryka, numerologia, szamanizm i magia. Proszę powiedzieć, jak naprawdę, Pani zdaniem, wygląda nasz świat?

Nasz dualny świat? No cóż, dla mnie jest to miejsce dialogu fizyczności z duchowością. Ziemski Świat, jako jeden z wielu, to swoista szkoła doświadczania, Boski Teatr, w którym odgrywamy nasze role, poszerzając spektrum świadomości, poznając zachowania Ego w różnych sytuacjach życiowych i doświadczając przebłyski zrozumienia walki serca z rozumem. Rozwój duchowy to skomplikowana sprawa – a ścieżka rozwoju inna dla każdego z nas. Moimi kluczami umożliwiającymi otwarcie bramy do świata duchowości są: otwartość na odmienność, dążenie do poznanie siebie przede wszystkim, danie sobie prawa do marzeń i podróży po Krainie Wyobraźni, akceptacja tego, że poza naszym światem istnieją jeszcze inne, równoległe przestrzenie egzystowania i zdobywania doświadczeń. Ważnym było też przebudzenie się z letargu wywołanego manipulacją systemowo-społeczną, i zrozumienie, iż poszanowanie wszelkiego życia, działania na rzecz zachowania człowieczeństwa, pokora w stosunku do żywiołów i niezmiennych praw Matki Natury to elementy doprowadzające do pokojowego współistnienia i porozumienia. Zmiany paradygmatu naszego dzisiejszego świata, w którym rządzi kult pieniądza i gromadzenia dóbr, są nieuniknione, by móc odnaleźć się w nowej Erze Wodnika. Dobrze, że wielu zaczyna się wybudzać i chcieć zmian...

Na czym polega nasz związek z naturą?

Najprościej mówiąc, na zaakceptowaniu faktu, że jesteśmy jej częścią. Natura bez człowieka da sobie radę, ale człowiek bez niej nie. Wszystko w przyrodzie jest połączone wzajemną nicią zależności, a mądre korzystanie z dostępnych nam zasobów pozwala na zdrowe i spokojne życie. Piękno wokół nas trzeba uszanować w każdym podjętym działaniu wpływającym na zmiany środowiskowe – obrazowo ujmuje to jedna z opowieści indiańskich, a którą zasłyszałam od Starszyzny na wyspie Manitoulin, gdy udzielano mi nauk w domu plemiennym w West Bay: "Dbaj o naszą Matkę Ziemię, najlepiej jak potrafisz, ponieważ zarządzamy nią w imieniu przyszłych pokoleń... Ziemia nie należy do nas, lecz do naszych nienarodzonych dzieci. Musimy ją przekazać następnej generacji w lepszym stanie niż otrzymaliśmy ją od naszych rodziców."

Z tą filozofią związany jest Pani pseudonim artystyczny – Skalny Kwiat...

A tak... Ma on korzenie w moim dzieciństwie, a może nawet jest odzwierciedleniem pozostałości wiedzy z poprzednich wcieleń i poczucia noszenia w sobie indiańskiej duszy.
Gdy miałam 6 lat, zostałam przypisana, na obozie harcerskim w Ustce, do drużyny „dzieci kadry". Nasza drużyna, pod okiem starszego Druha z ósmej klasy, „bawiła" się w Indian. Gdy byliśmy gotowi i posiadający umiejętności radzenia sobie z przeżyciem i orientacją w terenie, każdy z nas podjął samodzielną, kilkukilometrową wędrówkę do Świętej Sosny po igłę z tego wielkiego drzewa, z finką u boku, jako jedynym dostępnym narzędziem obrony, by pokonując własne lęki, udowodnić sobie samym, że jest się wartym nadania indiańskiego imienia... Skalny Kwiat zostało mi podarowane w pieczarze pod skalnym, leśnym nawisem, w kłębach gryzącego dymu ze Świętego Ognia, przy którym siedział nasz wódz, Biały Bizon... Takich przygód się nie zapomina, a wręcz mają one wpływ na rozwój naszej osobowości...
Skalny Kwiat oddaje najtrafniej mój charakter, jakby się tak po latach zastanowić. Czasem zwą mnie Szarotką Alpejską albo Naskalną, a kwiat to wytrzymały i odporny, odradzający się w ekstremalnych warunkach klimatycznych. Symboliczna wymowa tegoż imienia jest bardzo pomocna w codziennym życiu.

Czy czuje się Pani współczesną czarownicą? Można spotkać się z takimi określeniami Pani osoby.

To pytanie zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy... W pewnym sensie, poczuwam się do bycia wiedźmą – każda mądra kobieta może czuć się zaszczycona tym mianem, a jeśli weźmiemy pod uwagę genezę tego słowa, oznaczającego „widzącą matkę" to wszystko jest już chyba jasne... Najważniejszymi elementami współczesnego czarostwa są nie tylko miłość do siebie, w sensie akceptacji tego kim jesteśmy, ale i odporność na różnego rodzaju manipulacje, którym jesteśmy poddawani na każdym kroku. Brak tych dwóch „umiejętności" znacznie utrudnia podejmowanie prawych i odpowiedzialnych wyborów i decyzji w życiu, szczególnie, gdy dotyczą one nie tylko nas, ale naszych dzieci, rodzin, uczniów, czy ludzi mających związek z nami w bezpośrednim kontakcie środowiskowym.

Nawiązując do tomiku „Dychotomia Mojej Kobiecej Natury" chciałbym zapytać, co jest istotą kobiecej natury?

Istotą kobiecej natury, w moim pojęciu, jest jej dychotomiczność... Konfliktowość wielu aspektów kobiecości wypływająca z rozdźwięku pomiędzy uczuciami, a pragmatyzmem życiowym, indywidualnymi możliwościami, a oczekiwaniami społecznymi, brak zsynchronizowania pomiędzy prozą życia, a naszymi o nim wyobrażeniami, niemoc podjęcia działań uwalniających na których ciąży cień przeszłych doświadczeń. Prawdziwość w bólu niezrozumienia...

Mówi Pani często o macierzyństwie magicznym. Jedna z Pani książek nosi tytuł „Czas obietnicy – Macierzyństwo magiczne". Sądzę, że to określenie może brzmieć niezrozumiale nie tylko dla mężczyzn. Przybliży Pani jego znaczenie?

Macierzyństwo jest magią samą w sobie – to czas rozwoju kobiecej mocy i twórczego wysiłku. To najpiękniejsza kobieca tajemnica, w czasie której kobiece serce rozpoczyna spacer wokół zewnętrza ciała, obserwując zmiany w osobowości, w przygotowaniu się na przyjęcie nowego życia, radując się możliwościami akomodacji potrzeb drugiej istoty. Wydanie dziecka na świat jest swoistym Rytuałem Przejścia – dziewczyny w kobietę – otrzymanie zrozumienia czym jest Macierzyństwo i jak wielką rolę pełni Matka, Strażniczka Wiedzy Pokoleniowej. Dopiero wówczas, kobieta jest w stanie zrozumieć swoją matkę, babkę, prababkę... Opatrzność zsyła nam dzieci, by nasze serca mogły nauczyć się kochać, byśmy stali się mniej samolubni, by nasze dusze mogły wyżej mierzyć w swoim rozwoju, by wnieść radość, miękkość, uśmiech, świeżość w nasze dorosłe życie, jakże często pozbawione tych wartości przypisywanych okresowi beztroskiego dzieciństwa. Okres macierzyństwa, jak również świadomego ojcostwa, jest obietnicą magii w naszym życiu – magii rozumianej jako uważność na samych siebie i tych, którymi dano nam się troszczyć.

Mieszkała Pani w Kanadzie. Proszę opowiedzieć coś o tej części swojego życia. Dlaczego wróciła Pani do Polski?

Moja przygoda z Krajem Klonowego Liścia trwała ponad szesnaście lat. Tam zdobywałam zawodowe szlify, zrozumienie pojęcia wielokulturowości, tam uczyłam się akceptacji inności i generalnie przeżyłam całą gamę emigranckich przygód, które po części ukształtowały osobę, jaką teraz jestem – bardzo asertywną, ale równocześnie tolerancyjną. Za dużo by opowiadać o tej części mojego życia, aczkolwiek, na życzenie czytelników opisałam moje emigracyjne przygody w cyklu artykułów „Z pamiętnika emigrantki o szarych oczach". Są one dostępne na portalu www.eioba.pl, ale najprościej je znaleźć na mojej stronie, w odpowiedniej kolejności, pod tym linkiem:
http://89.191.164.240//skalnykwiat/Cykl_artykolow_emigrantki_o_szarych_oczach.html

Co do drugiej części pytania, dlaczego wróciłam, odpowiedź jest nieco skomplikowana... Słowiańskie korzenie, choć niezwykle zbliżone do indiańskich, wołały mnie do Ziemi Przodków, a widmo wychowania mojego syna z dala od najbliższej rodziny, zaważyło na decyzji powrotu do domu. Doszłam do wniosku, iż nie przekażę mu całej mądrości Dziadków, ani mu ich nie zastąpię, i póki są w dobrym zdrowiu, niechaj uczestniczą w procesie jego wzrastania i edukacji. Moja mama i mój tato mają tyle piękna, miłości i doświadczeń do zaoferowania nie tylko mnie, ale i wnukom, więc dlaczego miałabym pozbawiać tego siebie i moje dziecko? Poza tym, tęskno mi było za siostrą, bratem, kuzynami i ich rodzinami.

Na co dzień pracuje Pani jako anglistka z dziećmi w wieku przedszkolnym. Z tą pracą związany jest tomik "Imagination's Light. Funky Poems for Kids" ilustrowany przez Wirginię Issel-Balcar, który zawiera wiersze dla dzieci wspomagające naukę języka angielskiego. To rzadki w Polsce pomysł aby uczyć najmłodszych języka obcego przez wiersze...

To prawda... nauka języka angielskiego, szczególnie kierowana do małych dzieci, rządzi się swoimi prawami, z których naczelnym jest prawo ZABAWY. Moja metoda autorska opiera się właśnie na zabawie słowem, rymem, melodyką języka w oparciu o piosenki, wiersze i inscenizacje słowno-ruchowe. „Fun, fun, fun – that's my secret plan."
Wiersze w tym tomiku powstały z powodu mojej dezaprobaty dla podręcznikowych rymowanek, jakie serwuje się dzieciom w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Ogólnie uważam, że wprowadzanie podręczników do nauki dla dzieci od 4-9 roku życia jest wielkim nieporozumieniem i znacznie zawęża możliwości nauki języka obcego, eliminując bardzo często ten kluczowy element zabawy i humoru, który zachęca dzieci do uwagi na lekcjach i absorbowania przekazywanych treści wszystkimi zmysłami i inteligencjami. Wiersze z „Imagination's Light" są zabawne, z nutką magii, odrobiną szaleństwa w operowaniu zlepkami słów tworzącymi plastyczne dla wyobraźni obrazy. Wirginia Issel-Balcar, moja siostra, genialnie zilustrowała ten tomik, oddając swoimi rysunkami klimat wierszy i ich humorystyczny wydźwięk. Jej innowatorskie prace, szczególnie w zakresie sztuki patchworkowej, można podziwiać na jej stronie internetowej www.vissel.com.pl

Jaka jest Pani rada dla tych, którzy chcieliby nauczyć się języka angielskiego, ale z jakichś powodów mają z tym problem?

Radzę się zrelaksować, porzucić wszelkie oczekiwania i/lub nabyte lub narzucone doświadczenia z nauką języka obcego, wyzbyć się wstydu przed mówieniem w obcym języku, i sięgnąć, jak małe dziecko, do nauki poprzez zabawę. To rada dla tych nieco młodszych. Z kolei dla dorosłych, dobrą metodą jest czytanie książek w języku obcym i wyłapywanie powtarzających się słówek, układanie z nimi zdań w różnych kontekstach i wedle reguł gramatycznych z najprostszego podręcznika dla studentów. Im więcej słów i przeczytanych książek, na początku bez większego zrozumienia, tym większe ogarnianie kontekstowe następnych zdań, akapitów, książek. Taką poradę uzyskałam od anglisty w Kanadzie, na sobotnich zajęciach dla emigrantów, na które nie mogłam chodzić ze względu na pracę tzw. „babysitter";) I nie polecono mi ambitnych dzieł, lecz czytanie romansów (nie)sławnego Harlequina – lekkie, przyjemne i życiowe. Przyznać się muszę, że w Kanadzie wylądowałam bez znajomości języka angielskiego, ucząc się w Polsce języka niemieckiego i zdając swego czasu maturę w języku niemieckim... Więc zaczynałam od przysłowiowego zera, jeśli chodzi o naukę nowego języka. Następnym krokiem, gdy mamy jako taki zasób słownictwa i opanowaną gramatykę, to przełamanie bariery mówienia – bez otworzenia buzi i rozpoczęcia wypowiadania się, jakkolwiek niegramatycznie czy z ciężkim akcentem, to nie pójdziemy dalej w rozwoju nauki języka obcego. Kursy są świetne, ale sztuka konwersacji najważniejsza w naszej drodze ku opanowaniu języka obcego.

Często łączy Pani spotkania literackie z warsztatami plastycznymi. Dlaczego? Jaka jest w ogóle rola warsztatów artystycznych dla dzieci?

Warsztaty literackie powinny być interaktywne, a przez to ciekawe dla dzieci, które są w różnym wieku i na różnym poziomie skupienia uwagi. Ponieważ sztuka łączy się z literaturą w sposób nierozerwalny, a ilustracje w książkach dla najmłodszych są elementem nieodzownym, mówiące tysiącem słów, to warto przy przekazie słownym zająć się mową wyobraźni w formie rysunku, collage, rzeźby, płaskorzeźby czy malowanych impresji. Dziecko zrozumie czym naprawdę jest książka, z jakich elementów się składa, i czyja praca wpływa na jej powstanie, gdy doświadczy i będzie współuczestnikiem warsztatu, dającego taką możliwość. Na moich zajęciach w bibliotekach, szkołach, przedszkolach czy domach kultury, dzieci tworzą ilustracje, w różnych formach artystycznego przekazu, a ja je fotografuję. Do pracy, która poruszy struny w mojej wyobraźni, piszę wiersz, który kilka dni po warsztatach, dziecko/grupa dzieci dostaje na maila. Z takich właśnie prac, i pisanych do nich wierszy i opowiadań, będzie składał się następny tomik dla dzieci, który przygotowuję do druku.

Także tomik „Dziecięcy Świat – wiersze dla Smyków z wyobraźnią", ilustrowany jest przez dziecko – Pani syna. Co sądzi Pani o dziecięcej twórczości?

Dziecięca twórczość jest jak świeży powiew wiatru... „Spontaneously pure and simple". Jestem pasjonatką ich spojrzenia na świat i uchwycenia gamy emocji i ekspresji w tworzonych obrazach. Dzieci żyją procesem tworzenia, nie finalnym produktem, z radością i pasją oddają się pracy, w której starają się zawrzeć swoje własne przeżycia i doświadczenia życiowe, zrozumieć, co się wokół nich dzieje i jak działa „świat". Jednym z elementów ich twórczości, i bodajże najważniejszym, jest brak zakłamania, do czasu, aż dorośli nie narysują im pierwszego kwiatka czy misia do odwzorowania, lub nie powiedzą, jak należy czuć...

Ale czy taką twórczość możemy określać sztuką? Czy nie powinniśmy wiele lat uczyć się warsztatu i artystycznego myślenia, zanim zaczniemy nasze wytwory określać jako sztukę?

Lata nauki niewiele wniosą warsztatowo, jeśli nie ma tzw. Iskry Twórczej. Nie ma czegoś takiego jak artystyczne myślenie – artysta, poeta, pisarz czuje całym sobą, aż do bólu lub ekstazy, gdy tworzy... Gdy włącza się myślenie, to rodzi się rzemieślnik... Nasze serca porywają obrazy o nieskrywanych emocjach, z fantazyjnymi wizjami, radosną zabawą z formą, na których widać bogactwo duszy, cierpienie lub uniesienie, z którymi możemy się utożsamić. Tak jak poeta słowami maluje obrazy, które plastycznie wpływają na wyobraźnię czytelnika, tak artysta niezakłamaną ekspresją swoich prac wyzwala w odbiorcy gamę emocji.
Sztuka dziecięca jest nieskończenie bogata w kolor, niezwykłe formy i spontaniczność. Jest nieokrzesana, niepoukładana i zaskakuje swoją logiką. Pamiętam lekcję pokory, jaką dostałam od 6-letniego smyka z mojej grupy przedszkolnej w Seneca College Lab School. Otóż narysował fantastycznego psa, do naszej przedszkolnej galerii dziecięcych obrazów wystawionych na aukcję. Już zamierzałam pochwalić formę i uchwycenie elementu ruchu, gdy malec wziął brązową kredkę w dłoń i zamazał całego psa, wychodząc poza kontur ciała. Gdy zwróciłam mu na to uwagę, z rozbawieniem mi odpowiedział: „Kasia, are you crazy? The hair grows outside of the body!"("Zwariowałaś, Kasiu? Przecież włosy rosną na zewnątrz ciała.")Poprosiłam go zaraz o wybaczenie mojej jakże niemądrej uwagi, a na swoje usprawiedliwienie miałam tylko fakt przemęczenia pracą. Ten rysunek, oprawiony w ręcznie zrobioną ramkę, został sprzedany za rekordową sumę 25 dolarów, przez jego twórcę oczywiście i to pani profesor z departamentu wychowania przedszkolnego w Seneca College.

Czego dorośli mogą i powinni uczyć się od dzieci?

Czystości intencji, spontaniczności i radości z najmniejszych nawet działań twórczych i praktycznych. I przebywania w nieskończonej Krainie Wyobraźni tak często, jak tylko się da - ucieczka spod kontroli wyuczonej obowiązkowości i pułapki kieratu pracy jest wielką frajdą.

Jaka jest Pani recepta na szczęście?

Mieć w życiu pasję i marzenia. Mówi się, że na odważnych świat czeka z otwartymi ramionami – coś w tym jest, szczególnie, gdy to właśnie odwaga sięgnięcia po swoje sny jest kluczowym elementem spełnienia. Marzenie też potrzebuje zrozumienia, by zostać powołanym do zrealizowanego zaistnienia.

Więcej o mojej recepcie na szczęście można znaleźć w poniższych artykułach:
http://www.eioba.pl/a/3z0i/tam-gdzie-sie-spelniaja-sny#ixzz26jVf6IaY
http://www.eioba.pl/a/3u33/co-robi-kobieta-gdy#ixzz26jWMyKI7
http://www.eioba.pl/a/3986/marzenia-porywaja-cie-w-kolorowa-podroz-zycia

Dziękuję za rozmowę.

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial