Zawsze lubiłam pisać, ale postanowiłam się tym tak naprawdę zająć dopiero wtedy, kiedy byłam mężatką i miałam już trójkę dzieci. Dopiero wtedy stwierdziłam, że nadszedł czas, aby spróbować. Wiedziałam, że jako matka trójki małych dzieci i nauczycielka szkoły podstawowej będę bardzo zajęta i dałam sobie rok czasu na napisanie pierwszej książki. Kupiłam sobie pamiętnik i następnego dnia zaczęłam pisać na drugi dzień, wykorzystując fakt, że zakończył się rok szkolny. Wsiadłam z mężem i dziećmi do samochodu i pisałam podczas naszych rodzinnych wakacji. Potem pisałam, kiedy dzieci spały, pisałam wcześnie rano lub do późna w nocy. Pierwszy szkic powieści udało mi się skończyć tuż przed powrotem do szkoły na jesieni. Odłożyłam rękopis na kilka miesięcy i wróciłam do pracy nauczyciela trzeciej klasy.
Kilka miesięcy później, podczas ferii zimowych, wyciągnąłem rękopis z szuflady, ponownie odczytałam to, co napisałam, zrobiłam głęboki wdech, i wysłałam pierwsze 50 stron do agentki literackiej, która reprezentowała szanowanych przeze mnie autorów. Starałam się nie myśleć o tym, że wysłałam swoją historię gdzieś w świat, że ktoś ją czyta i poddaje krytyce, albo jeszcze gorzej – nikt jej wcale nie przeczyta. Jednak kilka tygodni przed nowym rokiem nadeszła prośba od agentki o resztę rękopisu. Wysłałam więc całą powieść i z niecierpliwością wyczekiwałam na dalszy kontakt. Przyjmie mnie? Da mi szansę, aby wydać tę książkę? Tak zrobiła. Po długiej współpracy i dokładnej korekcie powieść była gotowa, żeby ją wysłać do wydawców. Po trzech latach moja historia trafiła do Mira Books i, na szczęście, tam znalazła swój dom.