"Interesujące w literaturze jest dopiero to, co pogłębione"
Nazywasz się Janina Koźbiel. Czy masz drugie imię?
Tak, mam. To ulubione imię mojej mamy – Teresa. Ponieważ pierwsze – jako dziecku pierworodnemu – nadała mi babcia Weronika, mama, aby podkreślić swój dystans, dodała drugie. Oprócz drugiego imienia mam również drugie nazwisko: Rogalska-Koźbiel, ale jako autorka i dziennikarka pisywałam od początku pod nazwiskiem Koźbiel, które też noszę ho-ho, albo jeszcze dawniej, ponieważ swojego obecnego i jedynego męża poznałam w czasach licealnych, chodziliśmy do równoległych klas tej samej szkoły.
Jakie jest Twoje wykształcenie?
Skończyłam filologię polską i dziennikarstwo podyplomowe na UW, ale moim rzeczywistym uniwersytetem było macierzyństwo i zmaganie się z przewlekłą chorobą dziecka.
W sensie - za co mi płacą? Za lekcje literatury w prestiżowym warszawskim liceum społecznym – tam zarabiam na chleb. Na tanią marmoladę – jako egzaminator i jako autorka wywiadów dla "Więzi". Wykonuję – jak sądzę, również profesjonalnie, choć bezpłatnie – wiele czynności, pomagając Janowi Koźbielowi w prowadzeniu wydawnictwa; a imię tych czynności jest legion. Dlatego w odpowiedzi na pytanie, kim jestem z zawodu, musiałabym wymyślić nową nazwę: zawodowa zasypywaczka podziałów między tzw. kulturą wysoką i popularną. Bez banalizowania i pogoni za skandalem.
Gdzie żyjesz? Czy całe życie tu mieszkałaś?
Urodziłam się w małym miasteczku na Podlasiu, Knyszynie, które upodobał sobie Zygmunt August, bo w okolicznej puszczy polował, a w wolnych chwilach spotykał się z Barbarą Radziwiłłówną. 26 lat mieszkałam w Warszawie, w wielu dzielnicach, najdłużej na Smolnej, w Śródmieściu, i poniekąd przynależę do Warszawy – tu mam etat i ubezpieczenie, tu mam przyjaciół. Mija czternasty rok naszego zakorzeniania się w Pruszkowie, gdzie – to ważne – płacimy podatki. Korzenie jednak są ciągle rachityczne. Ponoć nie przesadza się starych drzew, a przynajmniej trzeba czasu, aby poczuć w pełni przynależność. Wierzę, że przyjdzie ten czas, gdy wydawnictwo JanKa zwiąże się mocniej z elitami i czytelnikami Pruszkowa.
Wymień książkę Twojego autorstwa, rok wydania, wydawnictwo.
Książka jest tyleż moja, co niemoja, co skwapliwie podkreślają niektórzy recenzenci. Sens i znaczenie "Słów i światów. Rozmów Janiny Koźbiel" rodzi się w zderzeniach wyrazistych sposobów myślenia o języku i o jego związkach z wizjami świata. Ukazała się niemal dwa lata temu, ale niektóre z rozmów drukowane były już pod koniec lat osiemdziesiątych w "Tygodniku Kulturalnym", gdzie pracowałam. Wybrałam te spośród wielu wywiadów przeprowadzonych z pisarzami, które miały odpowiedni ciężar gatunkowy, wysoką jakość, a ich zasadniczym wątkiem były sprawy języka, dla pisarza najistotniejsze. W końcu mówimy wszyscy i warto tej sztuki uczyć się od najlepszych i najbardziej świadomych.
Według jakiego klucza dobierałaś swoich rozmówców do wywiadów?
Klucz u mnie jest zawsze ten sam – moje zaisteresowanie twórczością, nie biografią, nie wystapieniami publicystycznymi. To musi być twórczość, którą odbieram jako samoswoją, nie naśladującą nikogo, bo przekonałam się, że takie kryterium daje gwarancję naprawdę interesującej rozmowy. Rzadko się zdarza w takich wypadkach, abym nie znalazła paru przynajmniej spraw, które pisarzowi stworzą okazję do sięgnięcia w głąb siebie, do pokazania, jak rodzą się w nim idee, obrazy, postacie – pomosty do światów innych ludzi. A to pisarz i jego twórczość są zawsze najistotniejsze. Uznaję się nie za pisarza, ale za ich sługę, choć nie ryzygnuję z osobistego punktu widzenia na ich dzieła i prezentowania własnych opinii. Uważam po prostu, że to niezbędna szczerość, aby rozmowa miała właściwy ciężar i nie zamieniła się w gaworzenie. Staram się – to brzmi megalomańsko, wiem – naśladować w tym samego Sokratesa, który nazywał siebie akuszerem. A porody – to wiedzą kobiety – bywają też bolesne.
Jak docierałaś do bohaterów swoich wywiadów?
Dzwoniłam i na ogół godzili się chętnie, zwłaszcza, kiedy wydrukowano parę pierwszych moich wywiadów. Jedynie Tadeusz Różewicz zachował dystans do końca, choć od rozmów telefonicznych się nie uchylał. Ten przykład pokazuje, że wybór autora-rozmówcy nie jest u mnie nigdy przypadkowy. Stosunek do języka Różewicza uznałam dla mojej koncepcji książki za istotny na tyle, że zbiór spuentowałam szkicem o poezji autora "Niepokoju", napisanym wcześniej dla "Więzi". Bo refleksji o tym nie mogło zabraknąć.
Kto jest odbiorcą Twojej książki?
Książka jest dla każdego, bo można ją czytać na różnych poziomach. Wiem na pewno, że Instytut Badań Literackich traktuje ją jako podstawowe źródło informacji przy opracowaniu haseł do Słownika pisarzy polskich. Poza tym krytycy czytają, zwłaszcza ci, którzy doceniają ofertę wydawniczą firmy JanKa. Zdarza się, że proszą o nią pisarze, jak np. Julia Hartwig, z którą niedawno rozmawiałam dla "Więzi". To mogłoby być powodem do dumy, każdy przecież docenia zainteresowanie specjalistów, ale ja mam w sobie również niedosyt. Jako zawodowa zasypywaczka przepaści między kulturą wysoką a popularną chciałabym skuteczniej dotrzeć do szerszego grona odbiorców – przede wszystkim młodych humanistów, uczniów liceum, wszelkich pożeraczy książek, którzy odżegnują się od refleksji o niej, twierdząc, że czytają dla zabicia czasu albo żeby uciec od rzeczywistości. Zależy mi, aby uwierzyli, że interesujące w literaturze jest dopiero to, co pogłębione. I że to nie przekracza niczyich możliwości. A wtedy przyjemność z czytania może być jeszcze większa. To wszystko miałam na myśli, kiedy we wstępie napisałam, że "czytanie tej książki może być twórcze i służyć Dobru".
Kto jest pierwszym czytelnikiem Twoich tekstów?
Różnie bywa: czasem przyjaciółka, czasem córka, a najczęściej mąż; nigdy syn, bo chyba jest na etapie męskiego dialogu z matką, co zdarzyło się niejednemu, który wyrósł na faceta z krwi i kości. Swego czasu nawet odszukałam dawną znajomą, która ceniłam za bezstronność. I nie zawiodłam się, o swoim tekście usłyszałam więcej niż zwykle uwag krytycznych.
Pod koniec sierpnia tego roku wybierasz się na imprezę LITERA TURA II. Skąd dowiedziałaś się o tej akcji?
Nie tyle, skąd dowiedziałam się o tej akcji, jest dla mnie ważne, ile – co sobie po niej obiecuję. Ponieważ w najbliższym czasie wydawnictwo JanKa planuje publikację powieści dwóch pisarek z okolic Wrocławia, zależy nam na bliższym kontakcie z tym regionem. To jest nasza stała strategia – osadzać się w środowiskach, z kórych pochodzi autor/autorka. Znamy co prawda powiedzenie " nie masz proroka we własnym kraju", ale czyż nie jesteśmy od tego, by zmieniać ludzką świadomość? Tak czy siak, robimy przecież w ideach.
Wymień ulubionego wykonawcę muzyki (piosenkarza).Wybierz taki fragmencik jej (jego) piosenki, by te słowa mogłyby być puentą naszej rozmowy.
Obok melodii i rytmu zawsze ważny jest dla mnie tekst, więc jeśli wpadam w zachwyt, to z powodu poezji śpiewanej lub piosenek z tekstem poetyckim. Demarczyk, Niemen, Wysocki, Gepert, Galicz, Kaczmarek. I mogłabym dalej wymieniać. Niedawno odkryłam SDM, dzięki córce, która podarowała mi MP-3 ze smakowitym wyborem ulubionych kawałków. Był tam też m.in. śpiewany przez Kleyffa jego tekst "Rozpostarta płachta nieba", który chodził za mną długie tygodnie. "Ja chyba muszę nie musieć nic". Te słowa niech stanowią puentę – podstawowych wyborów w życiu dokonałam już dawno.
Wywiad przeprowadziła Maria Zofia Tomaszewska