"Jasnogórska Opowieść"
"Przeor Kordecki"
"Blizny"
"Jan Paweł II Wielki"
"Kto Z Bogiem A Kto Z Diabłem"
"Kard. Stefan Wyszyński. Ojciec Ojczyzny"
"Drabina Do Nieba"
"Wiara I Ofiara. Życie, Dzieło I Epoka Św. Maksymiliana Kolbego"
Czesław Ryszka, pisarz i polityk, absolwent filologii polskiej i teologii na KUL, poseł III kadencji oraz senator VI, VII, VIII i IX kadencji, redaktor i publicysta tygodnika katolickiego „Niedziela” w latach 1993-2019. Autor ponad 80 książek o tematyce społeczno-historyczno-religijnej, tłumaczonych również na języki obce, w tym m.in. trylogii: „Jasnogórska opowieść”, „Przeor Kordecki” oraz „Blizny”. W dorobku ma liczne książki o osobach wyniesionych przez Kościół na ołtarze, wśród nich sześć książek o Papieżu-Polaku, w tym pierwszej na świecie zatytułowanej „Jan Paweł II Wielki” (2003). Najnowsze cztery książki ukazały się w wydawnictwie „Biały Kruk” w Krakowie: „Kto z Bogiem a kto z diabłem” (nagroda Feniks za 2020 r.), „Kard. Stefan Wyszyński. Ojciec Ojczyzny”, „Drabina do nieba” (Dzieje Różańca) oraz „Wiara i Ofiara. Życie, dzieło i epoka św. Maksymiliana Kolbego”. Stały publicysta miesięcznika „WPIS”.
Źródło: http://ryszka.com
Pracował Pan w takich tygodnikach jak „Gość Niedzielny", „Niedziela" oraz kierował działem religijnym w tygodniku „Katolik". Jedną kadencję był Pan posłem i w czterech senatorem. Czy w trakcie swojej działalności pisarskiej i politycznej inspirowała Pana postać św. Ojca Maksymiliana Kolbe?
Prawdą jest, że blisko 50 lat pracowałem w tygodnikach katolickich i z natury rzeczy przy różnych okazjach pisałem o Ojcu Maksymilianie Kolbem. Bywałem w Niepokalanowie wiele razy, mam tam bliskiego mi jednego z ojców. Także jako polityk próbowałem podpatrzeć metodę pracy Ojca Maksymiliana – jego niezwykłą skuteczność, co zresztą potwierdziło wielu wybitnych hierarchów i teologów, szukając w Niepokalanowie inspiracji do swojego zaangażowania w Kościele. Na przykład Prymas Tysiąclecia kard. Stefan Wyszyński widział w nim „proroczego wizjonera”, który przeczuł, że w tych czasach najlepiej będzie „wszystko postawić na Maryję”. Czy to więc nie Ojciec Kolbe jest patronem hasła uwięzionego Prymasa: „Wszystko postawiłem na Maryję”?! Podobnie, czy idea niewolnictwa Maryi, propagowana przez Ojca Kolbego, nie legła u podstaw prymasowskiego oddania narodu polskiego w niewolę Maryi przy okazji obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski?!
Idee Ojca Maksymiliana przyswoił sobie kard. Karol Wojtyła, Jan Paweł II Wielki, nazywając Ojca Maksymiliana „Świętym naszego trudnego wieku”, w konsekwencji my uważamy Jana Pawła II za proroka naszych czasów. Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki spędził jakiś czas w celi Ojca Maksymiliana, i zapewne tam otrzymał „światła” dla oparcia swojego ruchu oazowego na kulcie Niepokalanej.
Uważam, że Ojciec Maksymilian Kolbe jest świętym powszechnym, można by powiedzieć, świętym totalnym, bowiem każdy w jego wielkości i świętości znajdzie coś dla siebie: wierzący umocnią swoją duchowość, laicy odkryją rozumne dążenie do pełni człowieczeństwa, duszpasterze zwrócą uwagę na aktualność jego myśli, menedżerowie zachwycą się jego talentem organizatorskim, słowem nikt po spotkaniu z nim nie będzie zawiedziony.
W jaki sposób osiągnąć tak wysokie nakłady oraz popularność za granicą jak udało się to w przypadku „Rycerza Niepokalanej"? W czym tkwi klucz do sukcesu?
Kiedy w Rzymie w 1917 r. w odpowiedzi na masońskie manifestacje, kleryk Kolbe założył Rycerstwo Niepokalanej, postawił mu bardzo rozległy cel: zdobyć cały świat dla Niepokalanej. Aby tego dokonać oraz utrzymać kontakt z coraz liczniejszymi członkami Rycerstwa Niepokalanej, powołał dla nich organ prasowy – Rycerza Niepokalanej, który w 1922 r. ukazał sięw Krakowie w nakładzie 5 tys. egzemplarzy, następnie w Grodnie do 1927 r. osiągnął nakład 70 tys., a w latach 1938-1939 drukowano go w Niepokalanowie w liczbie miliona egzemplarzy. Podobnie uczynił w Japonii, organizując tam Rycerstwo Niepokalanej i dla członków wydawał „Rycerza Niepokalanej” po japońsku. Krótko mowiąc, wydawanymi w Niepokalanowie pismami Ojciec Maksymilian formował członków Rycerstwa Niepokalanej. Przed wybuchem II wojny światowej do Rycerstwa zapisało się ok. 700 tys. osób i mniej więcej taki był nakład Rycerza. Po prostu, kto należał do Rycerstwa, poczuwał się do obowiązku czytania „Rycerza Niepokalanej”. Jeśli był zbyt biedny, pisał do Niepokalanowa i otrzymywał pismo darmo. Obowiązywała zasada, że co nie zostało sprzedane, było rozdawane. Ojciec Kolbe wiedział, jak ważna jest promocja, która choć kosztuje, ale per saldo się opłaca.
W wywiadzie dla wydawnictwa Biały Kruk wspomina Pan, że nie nadał biografii ojca Kolbego tytułu "Wiara i Ofiara". Czy przy powstawaniu książki istniała w Pana umyśle własna wersja robocza tytułu? Jeśli tak, to jaka?
Książkę pisałem na zamówienie wydawnictwa, które chciało uczcić 80. Rocznicę śmierci św. Maksymiliana. Od początku wiedziałem, że najważniejsze zdarzenia z jego życia zna każdy katolik, dlatego skupiłem się nie tyle na dokładnej biografii, co pewnych granicznych wydarzeniach. A takim było np. wydarzenie z czasu, gdy jako dwunastoletni chłopiec prosił Matkę Bożą, żeby mu powiedziała, co z nim będzie. Była to dramatyczna sytuacja, ponieważ nieco wcześniej usłyszał od zatroskanej matki pytanie: Mundek, co z ciebie wyrośnie? To dramatyczne pytanie zadał Matce Bożej podczas modlitwy w kościele w Pabianicach. Wówczas objawiła mu się Matka Boża, co sam tak później opisał: „Matka Boża pokazała mi się trzymając dwie korony: jedną białą, a drugą czerwoną. Spytała, czy chcę tych koron; biała miała oznaczać, że wytrwam w czystości, a czerwona, że będę męczennikiem. Odpowiedziałem, że chcę... obydwie. Wówczas Matka Boża mile na mnie spoglądnęła i znikła”.
To mistyczne doświadczenie pozostawiło trwały ślad w jego życiu, stało się siłą napędową jego oddania się Matce Bożej w każdej sytuacji, doprowadziło go aż do ofiary życia wzorem Chrystusa. Wysłużył sobie obydwie korony, wyznawcy i męczennika, najpierw obiecaną w małym kościółku w Pabianicach, potem nałożoną mu w największej bazylice chrześcijańskiej w Rzymie.
Moja propozycja tytułu zmierzała w kierunku „postawienia wszystkiego na Niepokalaną”. Tytuł od wydawnictwa: „Wiara i Ofiara” nawiązuje do tych dwóch koron, a zarazem jakby dwóch skrzydeł, które wyniosły Ojca Maksymiliana do Nieba.
W swojej książce "Wiara i Ofiara" wspomina Pan, że postać Kolbego może zrobić wrażenie nie tylko na ludziach wierzących, ale również niewierzących. Czy pisząc miał pan zamysł, aby publikacja miała uniwersalny wymiar?
Myślę, że o to mi chodziło. Chciałem pokazać Ojca Maksymiliana z jednej strony jako prowadzonego przez Niepokalaną – w duchu wspomnianego młodzieńczego objawienia, a z drugiej – jako znakomitego managera, który do wszystkiego doszedł niejako własnymi przemyśleniami i siłami. Przypomnę, kiedy w 1907 r. wstąpił do zakonnego gimnazjum Franciszkanów Konwentualnych we Lwowie, już wówczas wyróżnił się zdolnościami w fizyce i matematyce – zbudował projekt rakiety kosmicznej. Nauczyciel w gimnazjum wręcz powiedział, że szkoda go do zakonu. Po ślubach zakonnych w 1911 r. studiował filozofię i teologię w Rzymie, uzyskując dwa doktoraty: z filozofii (1915) oraz teologii (1919). Nie był więc ułomkiem, ale człowiekiem utalentowanym, dobrze wykształconym oraz pracowitym.
Czytając „Wiarę i Ofiarę”, można odnieść wrażenie, że chciał Pan ukazać osobę ojca Maksymiliana Kolbego nie tylko jako zakonnika i męczennika, ale przede wszystkim jako zwykłego człowieka. Czy taki był Pana zamiar podczas pracy nad tą książką?
Właśnie. Jako twórca franciszkańskiego klasztoru w Niepokalanowie, największej wspólnoty zakonnej na świecie, liczącej przed wybuchem II wojny światowej blisko 800 braci, utworzył tam nie tylko największy w tym czasie ośrodek wydawniczy, ale liczne pracownie z myślą o okolicznej społeczności: szkołę gospodarczą, straż pożarną, zakłady naprawy maszyn rolniczych, zegarków, produkcji żywności itd. Podobnie podróżując do Japonii, Chin, Indii i na Cejlon wszędzie podpatrywał możliwości działalności misyjnej, zdobycia świata dla Niepokalanej. Człowiek niezwykły, ale w działalności najzwyklejszy.
Jakie szanse na przeżycie miał w tamtych realiach gruźlik? Jak udało się przeżyć ojcowi Kolbe tyle lat?
Może dlatego, że nie myślał o zdrowiu, tylko o celu w swoim życiu. Ciekawostka, tonąc w długach, Ojciec Kolbe nie szczędził pieniędzy na rozwój: kupował najnowocześniejsze maszyny rotacyjne o wydajności 76 tys. egzemplarzy na godzinę, zorganizował doskonale funkcjonujący system kolportażu samochodowego, a w 1939 r. przymierzał się już do organizacji transportu lotniczego, wysyłając dwóch braci na kurs pilotażu. Plany te, podobnie jak zamierzenia dotyczące produkcji filmowej i przymiarek do wprowadzenia telewizji, przerwała II wojna światowa. Udało mu się w 1938 r. uruchomić ogólnopolskie radio. Choć nie dostał pozwolenia na tzw. radiofonię małej mocy, dlatego pokrył praktycznie obszar całego kraju zasięgiem radiostacji krótkofalowej o nazwie Stacja Polska 3 Radio Niepokalanów.
Jakie czynniki wpływały na to, czy ktoś w obozie stawał się albo nie - człowiekiem zlagrowanym?
Gdzieś czytałem, że odwaga to jest przemodlony lęk. Kiedy z bloku Ojca Maksymiliana uciekł więzień, wszyscy wiedzieli, że za ucieczkę SS skazywała dziesięciu lub piętnastu więźniów z tego samego bloku lub tej samej drużyny roboczej na śmierć głodową. Po apelu wieczornym SS-Lagerführer Fritzsch przechodząc przed szeregiem wskazywał palcem na tych, którzy mieli zginąć. W ten sposób wydał wyrok na więźnia numer 5659, Franciszka Gajowniczka, ojca dwojga dzieci. Ten łamiącym się płaczem głosem zaczął błagać Fritscha o życie. Płacz współwięźnia wstrząsnął Ojcem Maksymilianem. Nie było czasu na myślenie, dla niego ta decyzja była oczywistością. Wystąpił z więziennego szeregu, powiedział: - Jestem polskim katolickim księdzem. Chcę umrzeć zamiast niego.
To jest ten najbardziej wstrząsający, dramatyczny moment z życia Ojca Kolbego. Wśród bezgłosu więźniów na oświęcimskim placu obozowym, pośród przekleństw katów, zabrzmiało jego odważne zgłoszenie gotowości do ofiary: „Chcę zastąpić tego człowieka”. Te słowa powinny były rozwścieczyć Niemców, a jak wiemy, ujarzmiły żywioły nienawiści i okrucieństwa. Na tym momencie z życia Ojca Maksymiliana skupiają się wszystkie rozważania i świadectwa o nim. I bardzo słusznie, ponieważ to był moment, w którym mogło wydarzyć się wszystko. Tak sądziło kilkuset bezradnych świadków tej sceny, ludzi - widma - zagłodzonych prawie na śmierć, drżących ze strachu o życie, które nie należało już do nich.
Widząc, co uczynił Kolbe, jedni pomyśleli, że z tego piekła wybawieniem jest tylko śmierć. Kolbe ją wybrał, bo już nie mógł znieść tego upodlenia. Ale gdyby tak było, nie dodawałby otuchy ludziom w obozie, nie dźwigałby ich i nie przywracał życiu. Wiedząc o tym, jak Ojciec Maksymilian z narażeniem życia spowiadał, dzielił się głodową porcją chleba, nieśmiało pytali: gdzie jest Bóg, dlaczego nie uratuje go?
Jako ludzie wierzący wiemy, że Bóg był z Maksymilianem, że wybierając śmierć za Franciszka Gajowniczka, jest jak drugi Chrystus. Że jego czyn wypływa z czystej miłości, ma w sobie znamię tej ponadczasowej ofiary, takiej, jaka wydarzyła się na Golgocie. SS-Lagerführer Fritzsch zgodził się. Jak to było możliwe? Przemodlony lęk jest odwagą.
W treści opisu wydawniczego „Wiary i Ofiary" widnieje informacja, o tym, że ojciec Kolbe nie umarł – jedynie jego ciało, a „myśli i dzieło (…) żyją nadal i nic nie straciły na swej aktualności!" Proszę wyjaśnić, na czym polega wspomniana aktualność.
Jego czyn nie był ucieczką przed oświęcimskim piekłem. Był najwyższą ofiarą, złożoną z miłości bliźniego w warunkach, w których normalnym, ludzkim odruchem było pragnienie życia i przetrwania. Świadomy wybór Ojca Maksymiliana okrutnej śmierci dla uratowania drugiego człowieka był ukoronowaniem całego jego życia. Najbardziej celnie i głęboko ujął ten akt ofiary Ojca Maksymiliana Kolbego kard. Karol Wojtyła, pisząc przed beatyfikacją: „Ofiary Ojca Maksymiliana, jego śmierci w bunkrze głodu, która nastąpiła w kilkanaście dni po wystąpieniu z szeregu, aby pójść na miejsce innego więźnia, nie można pojąć w oderwaniu od całości jego życia. Ewangeliczne znaczenie tej śmierci tłumaczy się całością życia Sługi Bożego, jak równocześnie można powiedzieć, że śmierć stanowi ostatnie słowo jego życia, że w niej spełnia się do końca jego najistotniejsza treść. Ojciec Maksymilian Kolbe był synem duchowym św. Franciszka, był żarliwym apostołem swoich czasów w Polsce i w Japonii, był wreszcie kapłanem, który swoje kapłaństwo pojmował jako niepodzielne i całkowite oddanie Bogu na wzór Chrystusa”.
Jak oswajać dzieci z tematyką cierpienia i śmierci?
Należy opowiadać o tym, jak zachował się Ojciec Maksymilian w bunkrze śmierci. Zapewne domyślał się, że kaci obserwują ich powolne konanie, dlatego pomagał godnie umrzeć towarzyszom niedoli, już nie podludziom, ale istotom pełnym majestatu człowieczeństwa. „Ta śmierć - napisze we wspomnieniach współwięzień inż. Jerzy Bielecki - była ratunkiem dla tysięcy ludzi, i na tym polega wielkość tej śmierci. Tak ją odczuliśmy i jak długo żyć będziemy, będziemy przed nią pochylać głowy, my - oświęcimiacy. A wówczas chyliliśmy głowy przed bunkrem głodowej śmierci”.
Czy religia jest w tym Panu pomocna?
Istnieje szereg książek i kilka filmów o Ojcu Maksymilianie Kolbe. We wszystkich ujęciach uderza jedno - i to jest jakaś najgłębsza tajemnica duszy Ojca Maksymiliana: jego zupełnie swoista i niepowtarzalna miłość do Maryi, do Niepokalanej. Jest w tej miłości i postawa pełna bezwzględnej, heroicznej ufności, i postawa rycerza, który pragnie cały świat podbić dla swego Ideału. Ta miłość do Niepokalanej wypełniła mu 47 lat życia. Lat trudnych, pracowitych, żarliwych. Ich kresem jest więzienie, obóz koncentracyjny, zdeptanie ludzkiej godności, wreszcie śmierć głodowa. Jego ofiarę można zrozumieć jedynie odczytując ją w historycznej ciągłości dzieła Odkupienia. Każdy z nas potrzebuje łaski uzdrowieńczej jako owoców Chrystusowego Odkupienia. Bez wiary religijnej wszystko w życiu byłoby chaosem i bezsensem.
Połączenie polityki z eschatologią nie jest do końca oczywiste. W jaki sposób udaje się Panu postawić granice pomiędzy polityką a religią? Czy stara się Pan w ogóle wyznaczać te granice?
Inspirują mnie, podobnie jak św. Maksymiliana, objawienia Niepokalanej z rue du Bac w Paryżu (Cudownego Medalika) i z Lourdes (Jestem Niepokalane Poczęcie). Dziwi mnie zagadkowa zbieżność dat objawienia fatimskiego i powołania Rycerstwa Niepokalanej. W 1917 r. ani dzieci fatimskie, ani wówczas jeszcze student franciszkańskiego kolegium w Rzymie Maksymilian Kolbe, nic o sobie nie wiedzieli. Ale misję ratowania ludzi z niewoli grzechu otrzymali z tego samego źródła: od samej Matki Bożej. Ta zbieżność dat mówi sama za siebie: kiedy kleryk Maksymilian Kolbe 16 października 1917 r. zakładał Rycerstwo Niepokalanej, wówczas w Fatimie 3 dni wcześniej miało miejsce ostatnie objawienie Matki Bożej - najbardziej spektakularne, zapowiadające tryumf Jej Niepokalanego Serca.
To nie przypadek, że na wierze w tryumf Maryi oparta została idea Rycerstwa Niepokalanej, wyrażona przez Świętego Maksymiliana w słowach: „Niepokalana musi się stać Królową wszystkich dusz”. Ojciec Maksymilian ani razu nie powoływał się na objawienia maryjne w Fatimie, jednak działał z przekonaniem, że jedynym ratunkiem dla świata jest zaufanie Niepokalanemu Sercu Maryi. Czyli droga łaski i nawrócenia biegnie przez Niepokalaną do Serca Jezusa. Tego uczył Ojciec Maksymilian, podkreślając, że Maryja nie zastępuje Chrystusa, nie stawia się w Jego miejscu, nie ma zamiaru zająć pozycji Kościoła i jego sakramentów. Ona jedynie podpowiada nam, że Chrystus pragnie za Jej pośrednictwem objawić moc Swojej łaski; że chce poprzez nabożeństwo do Jej Niepokalanego Serca zaprowadzić na świecie pokój.
Jego zawierzenie we wszystkim Niepokalanej jest przesłaniem proroczym o podwójnym znaczeniu: z jednej strony ogłasza ludzkości prawdę o macierzyńskiej miłości Maryi wobec wszystkich ludzi, z drugiej - wskazuje środek ratunku i uzdrowienia wszelkich kryzysów: całkowite zawierzenie Niepokalanej.
O życiu Świętego powstały różne publikacje i filmy. Jak w ich kontekście widzi Pan swoją książkę?
Mija 80 lat od tej wspaniałomyślnej ofiary. Z pewnością ukażą się kolejne książki i filmy o założycielu Niepokalanowa. Wielu zapewne skupi się, podkreśli, że bezpośrednią przyczyną śmierci Ojca Kolbego było ocalenie rodziny współwięźnia-skazańca Franciszka Gajowniczka. Nie znał go Ojciec Maksymilian osobiście, ale spośród dziesięciu skazanych ofiarował życie właśnie za niego, ponieważ – jak powiedział do swoich katów – „ma żonę i dzieci”. To, że kapłan-zakonnik poniósł najwyższą ofiarę dla rodziny, czyni z tego męczeństwa potężne świadectwo – z jednej strony – wartości i ważności małżeństwa i rodziny, a z drugiej - harmonii powołań w Kościele. Taka jest idea mojej książki.
Proszę powiedzieć, jak długo zajęło Panu gromadzenie wszystkich materiałów archiwalnych. Czy dotarcie do niektórych informacji ułatwiła Panu choćby przynależność do Zakonu Rycerskiego Grobu Bożego w Jerozolimie? Jak przebiegał proces zbierania danych?
O Ojcu Maksymilianie napisano wiele i wydano wszystkie jego pisma. Nie było więc potrzeby zagłębiać się w archiwa. Pracowałem jak z każdą książką: czytam wszystko, co się już ukazało, notuję ciekawostki, wymyślam koncepcję i piszę od razu całość.
Na stronie (ryszka.com) można znaleźć informacje, iż Pana styl charakteryzuje prosty i zrozumiałym język – czy poprzez przystępną formę, chce Pan przekazywać bardziej złożone treści? Proszę opisać swój zamysł.
To są opinie o mnie, bardzo mnie cieszą, natomiast zamysł prostego języka jest taki: najpierw każde zdanie chcę sam zrozumieć, a potem zatwierdzam je w komputerze czy na papierze. Wszystko ma być krótkie i jasne w treści.
Czy z którąś ze swoich publikacji czuje się Pan szczególnie związany emocjonalnie?
Wszystkie książki są dla pisarza jak dzieci dla matki. Ale gdyby którąś wyróżnić, to zwróciłbym uwagę na trylogię jasnogórską: „Opowieść jasnogórska”, „Przeor Kordecki” oraz „Blizny”. Pisząc te książki miałem okazję mieszkać przez 2 lata na Jasnej Górze, poczuć się jak pauliński zakonnik, korzystać z archiwum, a przede wszystkim do woli klęczeć przed Cudowną Ikoną Królowej Polski. Wiele wówczas przemyślałem i wiele usłyszałem. A zawdzięczam tę łaskę już śp. przeorowi o. Marianowi Lubelskiemu.
Czy planuje Pan nową publikację? O kim lub o czym chciałby Pan napisać książkę?
Od kilku lat wpadłem na pomysł książek – wywiadów, a więc łatwiejszej formy pisarskiej, natomiast ważniejszej dla samego tematu. W druku są książki – wywiady z kustoszami znaczących sanktuariów: św. Józefa w Kaliszu, św. Stanisława w Szczepanowie, Sokółki – miejsca cudu eucharystycznego, i inne.
I jeszcze pytanie o aktualność św. Maksymiliana Kolbego. Które z jego myśli poleciłby Pan czytelnikom?
„Służcie Panu z radością” - te słowa Pisma Świętego powtarzał często Ojciec Maksymilian niepokalanowskim braciom. „Radosnego dawcę miłuje Bóg” - dodawał. Będąc znakomicie wykształcony, nikogo ani nie zachęcał do studiowania, ani nie zniechęcał, ale zwracał uwagę na dwie rzeczy: po pierwsze, byśmy nie przeceniali wiedzy i potrafili zdobyć się na pokorne wyznanie, że wiele, bardzo wiele tajemnic jest i będzie dla nas zakrytych. Gdy zaś chodzi o tajemnice zawierające w sobie pojęcie nieskończoności, jak Bóg, Boże życie itp., nigdy swoim skończonym rozumem ich nie zgłębimy. I po drugie, nierozumnym byłby ten, kto utonąwszy w badaniu atomu czy innego szczegółu wiedzy, zapomniałby o celu ostatecznym swego życia i środkach do niego wiodących i dopiero na łożu śmierci zastanawiał się, czy jest jakie życie po śmierci lub nie.
Inaczej mówiąc, należy widzieć w Ojcu Maksymilianie wzór człowieka, który potrafił umiejętnie i rozsądnie korzystać z bogatych środków, czego dzisiaj niewielu potrafi. On także, podobnie jak ludzie naszych czasów, był entuzjastą postępu technicznego. W swej pracy misjonarskiej i publicystycznej doceniał znaczenie samolotu, auta, radia, maszyny. To nie były dla niego „diabelskie wymysły”. Uważał jednakże, iż postęp techniczny musi iść w parze z wewnętrzną pracą, z poczuciem odpowiedzialności. W niepokalanowskim kombinacie prasowym pracowały najnowocześniejsze maszyny rotacyjne, działała krótkofalowa stacja radiowa, bracia zajmowali się wieloma działami, służącymi rozwojowi wspólnoty oraz okolicznym mieszkańcom. Takie wykorzystanie środków bogatych służyło pogłębieniu kultury osobistej braci, pielęgnowaniu życia wewnętrznego, służyło pracy apostolskiej, a nie bogaceniu się niewielu za cenę ubożenia wielu. Dzisiaj widać zwłaszcza w krajach Zachodu, jak ogromne spustoszenie moralne wywołuje bogactwo i luksus życia, jak do perfekcji doprowadzony poziom różnych usług, zwłaszcza handlowych, zamiast zaspokajać potrzeby, służy wyłącznie konsumpcji i hedonizmowi. W ostatecznym rachunku służy upadkowi, a nie rozwojowi człowieka.
Kto dzisiaj i jak kontynuuje dzieło św. Ojca Maksymiliana?
Dzisiaj jego dzieło kontynuują nowe zastępy rycerzy, nowa awangarda Niepokalanej! Zamiast miecza noszą Cudowny Medalik. Szeregi Rycerstwa liczą na świecie ponad 4 miliony osób, z tego połowa w Polsce. Wielka armia Maryi Niepokalanej. Także wszystko w Niepokalanowie przypomina Ojca Maksymiliana Kolbego, choć dzisiaj to już nie są baraki czy inne prowizoryczne zabudowania. Mimo to kolejni prowincjałowie i gwardianie mają przed oczyma słowa Założyciela, a właściwie jego odpowiedź na pytanie: Na czym polega rozwój tej Zagrody Niepokalanej? „Czy może przeniesienie płotu pod stację oznacza rozwój? Z pewnością nie! Budynki nowe też nie są oznaką rozwoju. I gdy przyjdą jeszcze jakieś maszyny najnowocześniejsze, różne udoskonalenia techniczne - to i to nie będzie rozwojem w znaczeniu ściślejszym. Jeżeli Rycerz potroi swój nakład - i to nie będzie prawdziwym rozwojem Niepokalanowa, bo to są rzeczy zewnętrzne, nieraz złudne. Rozwój w duszach jest prawdziwym rozwojem. Codzienne i coraz większe zbliżanie się do Niepokalanej jest jedynym i prawdziwym rozwojem. I gdyby nawet przyszło zawiesić działalność Niepokalanowa, gdyby wszyscy członkowie MI odpadli, gdyby nawet rozproszono nas, jak liście jesienne po świecie - jeżeli w duszach naszych będzie się rozwijał ideał MI - możemy śmiało mówić, że Niepokalanów się rozwija” (13 V 1938, do braci profesów symplicznych).
Choć pandemia Covid 19 wstrzymała od 2020 r. napływ pielgrzymów do Niepokalanowa, to rzesze czcicieli Niepokalanej, Jej rycerze, tylko czekają, aby tu przyjechać, zaczerpnąć ducha Świętego Ojca Maksymiliana do zdobywania świata dla Niepokalanej. Można by powiedzieć, że duchowo nic się tu nie zmieniło: wspólnota braci może mniej liczna niż kiedyś, prowadzi działalność wydawniczą, działa Radio Niepokalanów, Niższe Seminarium Duchowne, słynna Ochotnicza Straż Pożarna, Ośrodek Powołań, domy rekolekcyjne, księgarnia. Powstało Kolbianum, jest także muzeum św. Maksymiliana. Tu czuje się szczególną duchową obecność Świętego Maksymiliana, a przede wszystkim Tej, której to miejsce jest w całości poświęcone - Niepokalanej.
Czy uprawnione jest pytanie o aktualność i współczesność Świętego Ojca Maksymiliana Kolbego, skoro nie mamy wojen, a Europa się jednoczy?
Takie pytanie jest jak najbardziej uprawnione. Jan Paweł II kilkakrotnie powiedział, że św. Maksymilian jest on patronem naszego trudnego wieku, czyli że ma on z pewnością wiele do zaoferowania dzisiaj, choć od jego śmierci upłynęło osiemdziesiąt lat. Chodzi o nieprzemijające wartości, jakie głosił oraz ich znaczenie dla Kościoła i życia ludzi.
O jakie wartości chodzi? Po pierwsze. Życie i śmierć Ojca Maksymiliana jest jedną z najwspanialszych odpowiedzi na Krzyż Chrystusa, one skierowują nasze życie ku perspektywom i rzeczom najistotniejszym, ku zbawieniu. Dzisiaj mało kto chce słuchać o cierpieniu i ofierze, odrzuca ich wartość w dążeniu do świętości, kiedy przychodzi z nimi się zmierzyć. Tymczasem świętość to nie była dla Ojca Maksymiliana jakaś teoria, przebrzmiałe czy niemodne słowo.
I po wtóre - ten najważniejszy moment: Ojciec Maksymilian oddał życie za ojca rodziny. Czyli życie, rodzina i małżeństwo – to są wartości nieprzemijalne, ze stosunku do nich będziemy rozliczeni na sądzie Bożym. On swoją ofiarą za ojca rodziny daje wzór, jak zatrzymać ludzkość przed katastrofą rozpaczy, zwątpienia i plagi samobójstw. Tylko zdrowe rodziny mogą uratować dzisiaj świat przed absurdalnymi ideologiami, które owładnęły garstkę wpływowych polityków i biznesmenów.
Ojciec Maksymilian nie miał własnej rodziny, ale doskonale znał wartość rodziny pochodzącą od Boga, wiedział, co znaczy kochać rodzinę. Jego ofiara życia za ojca rodziny była wyrazem tej miłości. Bo kochać rodzinę, to znaczy znać niebezpieczeństwa i zło, które jej zagrażają, to móc je pokonać. Dzisiaj, kiedy trwa wielka walka o przyszłość małżeństwa i rodziny, Ojciec Maksymilian pozostawił nam gest inspirujący do obrony wartości rodziny, małżeństwa i życia. Oczywiście, żyjąc dzisiaj pod presją płynącą głównie ze środków społecznego przekazu, poddani zaciemnianiu podstawowych wartości, łamaniu sumień, stajemy przed wielkim zadaniem, aby odnowić podstawowe wartości i tradycje. Właśnie ofiara Ojca Maksymiliana przyjęta za ocalenie ojca rodziny, uzdalnia każdego z nas do rozpoznania pierwotnej prawdy o pierwszoplanowym powołaniu małżeństwa i rodziny do zrodzenia i obrony życia.
Rodzina była warta poświęcenia dla niej życia, ponieważ – jak napisał św. Jan Paweł II w „Liście do rodzin” (p. 23) – rodzina jest „sercem i centrum cywilizacji miłości”, „poprzez rodzinę toczą się dzieje człowieka, dzieje zbawienia ludzkości”. Stąd ataki wymierzone w rodzinę, uderzają także w Kościół. W wojnie z rodziną ujawnia się spisek piekieł.
Rozmawiały Milena Guzik, Patrycja Nadziak, Portal Sztukater.pl
Ciasteczka na tej stronie zostały wyłączone
Aby na powrót pozwoić na korzystanie z ciasteczek wciśnij przycisk "Włącz".
BIBLIOTECZKA