Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Piotr Pochuro

Personal Info

  • Nationality: Polska
  • Speak Language: Polski
  • Citizenship: Polskie
  • Books:

    "Cena Za Honor"

    "Ciężar Decyzji"

    "Dziewięć Milimetrów Do Nieba"

Biography

Piotr „Pochuro” to pseudonim artystyczny, pod którym piszę książki. W latach 1991 – 2005 służyłem w policji. Pisząc kryminały czerpię z tego doświadczenia pełnymi garściami, dzięki czemu moje książki są realistyczne. Pierwsza publikacja pojawiła się w 2007 roku na łamach Portalu Kryminalnego a na „papierowy” debiut przyszło trochę poczekać. Aktualnie współpracuję z Oficyną Wydawniczą Branta, Wydawnictwem Dolnośląskim, Wydawnictwem Bellona. Dotychczas ukazały się: antologie: „Ciężar decyzji. Gliniarskie opowiadania”, „Zaułki zbrodni”; powieści: „Dziewięć milimetrów do nieba”, „Cena za honor”.

Interview

„POlicja CHUk RObi…”

Bycie policjantem, to ciężka, często niewdzięczna praca, gruntownie wpływająca na wszystkie aspekty życia. Jak powiedział Pan w jednym z wywiadów, to nie jest zwykła praca, „to styl życia i sposób myślenia”. Czy po latach nie żałuje Pan tego życiowego wyboru?

Są chwile, które stają się „sworzniem” naszego życia, jego osią i punktem odniesienia. W moim przypadku taką chwilą była decyzja o przywdzianiu błękitnego munduru. Byłem wtedy młodym chłopakiem, mój charakter jeszcze nie ukształtował się ostatecznie. Służba w policji nadała ostateczny szlif mojej osobowości, ukształtowała mnie. To była twarda szkoła, bo na „dzień dobry” ma się do czynienia ze sprawami ostatecznymi. Ze śmiercią, czyimś nieszczęściem. Trzeba podejmować decyzje, które decydują o „być albo nie być”. Własnym lub innych osób. Skutki tych decyzji są nieodwołalne. To potężna odpowiedzialność. Stykamy się również z sytuacjami, które mówią nam, jacy naprawdę jesteśmy. Łatwo się deklaruje, że czegoś nigdy, przenigdy bym nie zrobił, albo, że mnie nikt nie da rady złamać ani załamać. Często pierwszy życiowy egzamin bardzo boleśnie weryfikuje nasze spojrzenie na nas samych. Kilka razy stanąłem przed takim „zwierciadłem prawdy”. Obraz, jaki zobaczyłem nie zawsze był zadowalający. No cóż, przynajmniej mogłem poznać siebie a nie żyć złudzeniami o sobie. Poznanie własnych słabości to szansa na uczynienie się lepszym. I uczy pokory. Czy żałuję tego wyboru? Nie. Nie żałuję ani jednej chwili z tych lat, które spędziłem służąc społeczeństwu. Jestem dumny z tego, że miałem zaszczyt być gliną. Chociaż od dawna formalnie jestem poza niebieskim kordonem chroniącym ludzi od zła, w głębi ducha wciąż jestem gliniarzem. I pozostanę nim do końca mych dni na tym łez padole.

Jaki jest ten sposób myślenia charakterystyczny dla policjanta?

A jaki jest sposób myślenia charakterystyczny dla lekarza? Nauczyciela? Spawacza? Policjanci to normalni ludzie. Tyle, ilu funkcjonariuszy, tyle sposobów myślenia i charakterów. Są wśród policjantów osoby o olbrzymim poczuciu humoru, są totalne smętki. Wielu jest wyjątkowo honorowych, uczciwych do szpiku kości, trafiają się również wyjątkowe kanalie. Są ludzie o olbrzymiej odporności psychicznej, są tacy, których w pewnym momencie trudy służby przerastają i wtedy dochodzi do tragedii.

Te różnice, o których Pan mówi, wynikają z cech indywidualnych i są oczywiste. Pytam raczej o to, co wspólne i charakterystyczne. Sam Pan powiedział, że bycie policjantem, to coś więcej niż przeciętna praca od 8 do 16, to sposób życia i myślenia, który na trwałe wiąże się z człowiekiem i pozostaje z nim „do końca jego dni”. Co to zatem znaczy być policjantem, w tym głębszym „duchowym” sensie?

Ech, ale Pan męczy. Widzę, że muszę „puścić trochę farby” i „pęknąć” pod wpływem Pańskiego „krzyżowego ognia pytań”. Nie myślał Pan, aby zostać śledczym? Ma Pan zadatki … No, dobra. Policjant, to twój anioł stróż. Pogrozi ci palcem, jeśli coś przeskrobałeś. Wręczając ci mandat będzie patrzył na ciebie z góry, świadom, że to on reprezentuje prawo i porządek i będzie przepełniony tą świadomością po dekiel służbowej czapki. Ale nie zawaha się pójść tam, skąd inni uciekają, bo ktoś potrzebuje jego pomocy. Nie zawaha się, nawet wtedy, gdy będzie się wiązało z realnym zagrożeniem własnego życia. Jest gotów je ofiarować. Dla ciebie. Tak jak policjanci ratujący kilka lat temu przywalonych przez walącą się halę na targach gołębiarzy. Wyprowadzili kilku, poszli po następnych … i już nie wrócili. Jak warszawski policjant, co będąc na urlopie zwrócił uwagę demolującym tramwaj wyrostkom. Nikt, oprócz niego nie zainteresował się wyczynami gnojków. Pewnie, gdyby oprócz samotnego policjanta wraz z nim odezwałoby się kilku facetów, których nie brak było w tym tramwaju, awantura skończyłaby się inaczej. Niestety, ta interwencja skończyła się dla tego policjanta tragicznie, został zadźgany nożem. Bo został sam, walcząc o cudzą sprawę. On nie oczekiwał niczyjej pomocy, podejmując działanie był świadom ryzyka. Ale gdyby dostał wsparcie od tych, za których nadstawiał kark, żyłby. Takich jak on, jest wielu. Wystarczy w Google wpisać trzy słowa: „policja”, „księga”, „pamięci” i pierwszy link poprowadzi do tych, którzy odeszli na swój wieczny patrol. Wypełnili rotę ślubowania do końca. Być gliną, to być gotowym do wypełnienia policyjnej przysięgi. Z pełną świadomością, co to może oznaczać. Glina to wojownik, walczący dla ciebie, oddzielający cię własnym ciałem od zła. Czasami nawet nie wiesz, jak wielkiego. I ciesz się, gliniarz tę świadomość i odpowiedzialność weźmie na siebie. W swoich książkach nieco uchylam rąbka tej tajemnicy. Wiem, że kilka osób po tej lekturze zmieniło swój sposób myślenia i postrzegania policjantów. Faktycznie w zwykłym, codziennym obcowaniu nieco upierdliwych. Ale nikt nie jest idealny, prawda?

Byłem kiedyś przez trzy miesiące stażystą na komisariacie policji. Pamiętam, jak jeden z komendantów, zwierzał się, że gra wieczorami w grę, w której wpada do supermarketu z karabinem i rozwala po kolei zwykłych ludzi… Policjant i przestępca stoją po dwóch przeciwnych stronach barykady, ale także wiele ich łączy…  Czy nie jest tak, że przestępca jest alter ego policjanta, jego mroczną skrywaną częścią, która marzy o wolności życia poza prawem, a przynajmniej o władzy wymierzania sprawiedliwości, od razu, tu i teraz?

Myślę, że gdyby zrobić badania dotyczące przekroju zawodowego miłośników strzelanek, policjantów byłby raczej niewielki odsetek. A ilu gra w takie gry uczniów, piekarzy, prawników, księgowych? Czy wszyscy mają inklinacje do zbrodni? Gra jest grą i każdy normalny człowiek ma tego świadomość. Strzelanki mają to do siebie, że pozwalają wyłączyć myślenie i dzięki temu są doskonałym „odstresowywaczem” pozwalającym odetchnąć mózgownicy po całodziennym stresie. Mówi pan o tym, że policjant i bandzior to awers i rewers tej samej monety. Coś w tym jest, bo wielu gliniarzy wspominając swoją młodość twierdzi, że gdyby zostali przyłapani na młodzieńczych wygłupach teraz działaliby po drugiej strony barykady. Wielu przestępców twierdzi, że gdyby w młodości nie „zachlapali” sobie kartoteki, chcieliby służyć w policji. Jednak nie zgodzę się z takim spojrzeniem, a przynajmniej nie do końca. Na pewno cechą wspólną dla tych grup jest podwyższona tolerancja na ryzyko. Czasami wręcz uzależnienie od ryzyka. Bandyci dokonujący zuchwałych napadów bardzo często mają duże problemy z prostym zrozumieniem, że swoim postępowaniem czynią komuś krzywdę. Są nastawieni egoistycznie, na siebie. Policjanci raczej są empatyczni. Motywacją dla większości kandydatów do pracy w policji, jak i starych wyjadaczy, jest świadomość niesienia pomocy innym ludziom. Pewien rodzaj wrażliwości, otwarcia na drugiego człowieka jest wręcz niezbędna w tym fachu. A jednocześnie wymaga olbrzymiego samoopanowania. Policjant ma na swoim wyposażeniu różne środki przymusu, z bronią palną na czele. Użycie broni wobec innego człowieka niesie ze sobą nieodwracalne skutki. Dlatego trzeba trzymać na wodzy swoje emocje nawet w najbardziej gorących momentach. Młodzi adepci na policjantów przechodzą bardzo rygorystyczne badania osobowości. Nawet w czasach, gdy nie było wystarczającej liczby chętnych do obsadzenia brakujących wakatów, znaczna część aspirujących do służby młodych ludzi odpadała na takich testach. Chęć do wymierzenia sprawiedliwości „tu i teraz” jest bardzo naturalną reakcją ludzką na zło, które nas dotyka. Wystarczy posłuchać ludzi, których spotkała jakaś tragedia jak się wypowiadają i czego życzą sprawcom. I niewątpliwie, gdyby w takim momencie tym ludziom „dać” sprawcę, doszłoby do krwawego odwetu. Górę biorą pierwotne instynkty i emocje. Policjanci jednak nie mogą w ten sposób reagować i w większości udaje im się to. Nieliczne wyjątki innych zachowań są szybko wychwytywane przez media i piętnowane. I proszę zwrócić uwagę na fakt, że najczęściej taki policjant nie mści się za swoje krzywdy, ale za krzywdy innej, obcej osoby. Na pewno policjant musi być gotowy do szybkiej reakcji i nie wolno mu się zawahać. Od tego może zależeć jego życie, życie kolegów lub postronnych osób.

Zapytam teraz trochę przewrotnie, co pana najbardziej denerwuje w policjantach?

To, że wystawiają mi mandaty. Mówiąc poważnie, wydaje mi się, że nieco Pan generalizuje i każe patrzeć na policjantów, jak na jednolitą masę. A tak nie jest. W policji służy mnóstwo ludzi o bardzo różnych osobowościach. Jeśli już, to mogą mnie denerwować poszczególni policjanci. Nie będę obwiniał wszystkich budowlańców, jeśli natrafię na nierzetelnych przedstawicieli tego fachu, będę miał pretensje do konkretnych osób. Jeśli natrafiamy na nieżyczliwego lub niekompetentnego policjanta, to staje się soczewką, przez którą spoglądamy na całą formację. Trzeba również pamiętać o tym, że większość ludzi ma do czynienia z policjantami wtedy, gdy dostają przysłowiowy „mandat” za przekroczenie prędkości lub inne drobne wykroczenie. Wystawianie mandatów to bardzo drobny wycinek policyjnej rzeczywistości. Większość gliniarskiej roboty jest niewidoczna dla szarego zjadacza chleba. Nawet prokuratorzy i sędziowie stykają się tylko z fragmentem policyjnej działalności. Prokuratora interesuje finał gliniarskiej pracy, czyli wytypowanie i wytropienie sprawcy. Później dopiero zaczyna się zabawa pod tytułem okazania, przesłuchiwanie świadków, zbieranie opinii biegłych, czyli żmudne gromadzenie dowodów, aby pójść z tym do sądu.

To prawda, że prowokuję do generalizacji. Oczywiście stereotypy zawsze w jakimś stopniu zniekształcają konkretną rzeczywistość ale są konieczne, bo bez nich nie jesteśmy w stanie w ogóle po rzeczywistości się poruszać. Na szczęście stereotypy podlegają weryfikacjom i można je zmieniać… i myślę, że właśnie Pan to robi. Kończąc ten wątek naszej rozmowy, proszę jeszcze odpowiedzieć na dość kontrowersyjne pytanie… czy policja w Polsce jest skuteczna? Wielu twierdzi, że POlicja CHU... RObi…

Policja jest skuteczna. Rozbicie zorganizowanej przestępczości, takiej, jaką pamiętamy z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku jest miernikiem tego sukcesu. Powstają mniejsze lub większe gangi, ale nie są one powiązane strukturalnie tak jak królujące pod koniec ubiegłego wieku mafie. Polscy policjanci jeżdżą szkolić funkcjonariuszy innych państw a nasza policja jest postrzegana przez organizacje policyjne państw unijnych, jako bardzo skuteczny i poważany partner. Czasami jest tak, że w naszej prasie możemy przeczytać o spektakularnym sukcesie policjantów z innego kraju, bo udało im się przejąć największy w historii magazyn broni. Nikt nie wie o tym, że taki magazyn jest często wskazywany palcem przez polskich policjantów. Polscy policjanci często szkolą funkcjonariuszy innych państw. Natomiast przeciętny Kowalski patrzy na policję przez pryzmat zwykłej, kryminalnej przestępczości. Przez drobne kradzieże będące zmorą naszych miast. Na pewno na negatywny obraz wpływają spektakularne porażki wymiaru sprawiedliwości, ze słynną „sprawą Olewnika” na czele. Tego typu bulwersujące sprawy są opisywane przez media, wypływają na wierzch błędy poszczególnych policjantów, czy prokuratorów. Każdemu może przytrafić się błąd, problem w tym, że taki błąd kosztuje czyjeś życie. W każdej grupie znajdują się wybitni fachowcy i partacze. Pytanie, jaka jest pomiędzy nimi proporcja. Zapewniam, że znakomita większość policjantów, to bardzo dobrzy fachowcy. Wspomniałem wcześniej sprawę Olewnika, będącej już synonimem błędnych decyzji i zaniechań. Ale mało kto wie, że tego typu uprowadzeń dla okupu mamy w Polsce około dwóch rocznie. I jak do tej pory działania policjantów doprowadzają do uwolnienia zakładników i zatrzymania sprawców. Trzeba też pamiętać, że żadna policja na świecie nie ma stu procentowej skuteczności w tego typu sprawach. Polecam felieton irlandzkiego dziennikarza publikującego w katowickiej „Gazecie Wyborczej” z dnia 22.11.2012 roku pod tytułem „Właściwy człowiek na właściwym miejscu” autorstwa Peadar’a de Burca. I to chyba będzie właściwa odpowiedź na wszech obecne hasło POlicja CHUk RObi. Właśnie w ten sposób stworzyłem swój pseudonim POCHURO. W swoich książkach i opowiadaniach staram się pokazać, co tak naprawdę robi ta pogardzana policja.

Czy to właśnie z tego powodu zaczął Pan pisać prozę?

Piszę prozę, bo wierszem nie umiem. A tak bez żartu, to wcześniej częściowo już odpowiedziałem na Pańskie pytanie. Książki towarzyszą mi odkąd nauczyłem się czytać. Czytam namiętnie, wciąż i bez przerwy. To mój ulubiony sposób spędzania wolnego czasu. Jednocześnie fascynuje mnie magia tworzenia opowieści. Bo to jest jakiś czar, że za pomocą dwudziestu paru znaczków można włączyć w czyjejś wyobraźni wspaniały film, że można kogoś wzruszyć, albo przenieść go w zupełnie inny wymiar. Chciałem zmierzyć się z tą magią i wciągnęło mnie na amen. Odkąd odszedłem z policji, pisanie stało się moim sposobem na życie.

Jak traktuje Pan swoje książki? Jako powieści kryminalne czy przede wszystkim jako powieści obyczajowe przybliżające środowisko policyjne?

Nie jestem literaturoznawcą, więc nie wiem, jak je kwalifikować. To pytanie do fachowca. Jest to przede wszystkim literatura rozrywkowa, ma porwać i wciągnąć czytelnika w świat wykreowany dla niego przeze mnie. Takie sobie postawiłem literackie zadanie. I jak do tej pory udaje mi się ta sztuka. Gdyby było inaczej, musiałbym zebrać swoje pisarskie foremki i pójść do zupełnie innej piaskownicy.

Jakie jest drugie dno Pana książek? Co tak naprawdę, pod warstwą samej akcji, skrywa się w Pana książkach?

To bardzo interesujące pytanie. Niemniej jednak uważam, że autor ma się wypowiedzieć w swojej książce, a jej odbiór to już sprawa czytelnika. Uważam, że pisarzowi nie wolno tłumaczyć, ani narzucać swojej wizji po za kartami książki. W momencie, gdy książka poszła w świat do czytelników, autor nie ma nic do tego, jak jest odbierane jego dzieło. Napisałem, co napisałem. A ty, Czytelniku, sądź. Staram się pokazać zwykłego człowieka postawionego przed niezwykłą sytuacją, człowieka, który musi dokonywać trudnych moralnie wyborów. Nie są one jednoznaczne i moi bohaterowie często plączą dobro ze złem. Ukazuję też nieco policyjnej kuchni, co na pewno uatrakcyjnia opowieść. Staram się, aby pod główną, awanturniczą kołderką krył się wańkowiczowski „dydaktyczny smrodek”. Sądząc z reakcji czytelników, są tacy, co mimo wszystko odważyli się unieść tę kołderkę. Trochę złamałem swoją zasadę o nie mówieniu „co autor ma na myśli”, ale ostateczna ocena, na ile udało mi się zrealizować swój zamysł należy tylko i wyłącznie do czytelnika.

Tak, zdecydowanie warto pod tę kołderkę zajrzeć i to nie tylko po to, żeby skryć się przed zimnem w mroźne wieczory… Od dobrej dekady literatura kryminalna cieszy się w Polsce dużą popularnością, przybywa autorów i książek… Jak postrzega Pan to zjawisko?

Mogę się tylko z tego cieszyć. Bo to oznacza, że ktoś w naszym kraju jednak czyta. Nie rozwijałby się żaden gatunek literacki, gdyby nie było chętnych do czytania. Do niedawna kryminały były postrzegane, jako gorszy rodzaj literatury, mało ambitny. Niewątpliwie kryminały są literaturą służącą bardziej rozrywce, a nie temu, aby za ich pośrednictwem poznawać świat. Kryminał to współczesna bajka, coś, co pozwala na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości. Ale współcześnie książki kryminalne i sensacyjne wzbogacają się często o elementy charakterystyczne dla innych gatunków, dla książek psychologicznych czy obyczajowych. To nadal rozrywka, ale czasem skierowana do bardziej wysmakowanych odbiorców. To ważne, aby była duża różnorodność autorów, konwencji w jakich piszą, stylów. Taka paleta barw i smaków kusi, aby spróbować. I o to chodzi.

Jaki jest poziom tej literatury?

Mamy wielu utalentowanych pisarzy budujących wspaniałe historie. Problem polega na tym, że bardzo ciężko jest się przebić. Wydawcy wolą wypuścić książkę zagranicznego autora o już ugruntowanej pozycji. Polski autor zazwyczaj nie może liczyć na promocję, jego książki często pozostają znane tylko wąskiemu gronu odbiorców. I kółko się zamyka, bo wydawca wyda znanego, zagranicznego pisarza, bo polski autor może się pochwalić, że jego książka rozeszła się w kilku tysiącach egzemplarzach a nie w milionach. Nie mam nic przeciwko zagranicznym autorom, chodzi mi o to, że teraz nie ma zachowanych żadnych proporcji. Wydawanych jest coś około osiemdziesięciu procent literatury zagranicznej a reszta to rodzimi twórcy. W krajach zachodnich te proporcje są odwrotne. Proszę przejść się po księgarniach, po dużych salonach i spojrzeć na reklamy. Założę się, że nie zobaczy Pan żadnego polskiego nazwiska. Jeśli dalej tak będzie za moment polscy wydawcy będą musieli wydawać tylko i wyłącznie zagranicznych autorów, bo polskich i tak nikt nie będzie czytał. A jak nikt nie będzie czytał, to nikt nie będzie pisał. Wtedy dojdziemy do momentu, że nie będziemy musieli się zastanawiać nad tym, czy książka jest realistyczna, czy nie. Ten problem samoistnie zniknie. Jeśli zależy nam na polskiej kulturze, chrońmy ją.

Czy z perspektywy Pana doświadczenia zawodowego, polskie książki kryminalne da się czytać jako realistyczne powieści?

Pyta Pan o realizm w literaturze kryminalnej. Będę brutalnie szczery. Najczęściej go w nich nie ma. W żaden sposób te powieści nie są realistyczne, a jeżeli już, to w bardzo nikłym stopniu. Ale nie o to w kryminale przecież chodzi. Nieśmiertelny James Bond jest przykładem tego, jak nie należy szpiegować, a jest uznawany za filmowy symbol tego fachu. Każdy wie, oglądając przygody sławnego agenta z licencją na zabijanie, że ma do czynienia z fantazją, żartem, zabawą i bajką. Podobnie jest z kryminałami. Czyta się je dla akcji, intrygi, krwistych postaci.

Jakich zatem polskich autorów powieści kryminalnych ceni Pan najbardziej?

Wie Pan, ja paradoksalnie nie jestem dobrym odbiorcą kryminału, bo wychwytuję wszelkie odstępstwa od policyjnych procedur obowiązujących przy rzeczywistym prowadzeniu spraw. Mnie to denerwuje i odstręcza, a trudno od autora powieści kryminalnej wymagać, aby prowadził swoje śledztwo tak, jak opisują je policyjne podręczniki. Żaden z powieściowych znanych detektywów nie prowadził spraw tak, jak naprawdę to się robi. Pewne elementy miał w swym arsenale Sherlock Holmes, metoda dedukcji jest stosowana przez każdego realnego detektywa. Herkules Poirot bazował głównie na swojej intuicji a i ta jest wykorzystywana przez prawdziwych detektywów. Ale samo stosowanie tylko i wyłącznie dedukcji czy bazowanie na samej intuicji z pominięciem wielu innych czynników, to najkrótsza droga do porażki w prawdziwym gliniarskim rzemiośle. Bo policjant jest rzemieślnikiem, posługuje się precyzyjnymi przyrządami i metodami i tylko ich znajomość w teorii i praktyce pozwala na wykonanie zadania. Trudno jest realistycznie oddać ten proces w książce osobie, która nie ma specjalistycznej wiedzy. A tę posiąść niełatwo, bo wiele aspektów pracy policyjnej objęte jest tajemnicą. Lubię książki Marka Krajewskiego czy Marcina Wrońskiego, bo ci panowie mistrzowsko operują słowem, budują fascynujący klimat dla swoich postaci. Ciekawie, z dużym poczuciem humoru tworzy swoje intrygi Jacek Skowroński, zabawnie i wciągająco pisze Anna Klejzerowicz. Z prawdziwą radością czytałem o wyczynach Mario Ybla w książce Marty Guzowskiej. Udało jej się stworzyć nietuzinkową postać, wiarygodne i interesujące tło. Mógłbym mnożyć nazwiska, ale nie starczyłoby nam miejsca. Jest w kim wybierać. Nie bójmy się polskich autorów, tworzą książki nie gorsze od tych zachodnich. A mają te przewagę, że są nasze, rodzime i fajne.

Należy Pan do grupy literackiej Zbrodnicze Siostrzyczki. Jak to się stało?

Tu muszę stanowczo zaprotestować! Nie jestem żadną „Siostrzyczką”, nieistotne zbrodniczą, czy nie! Jestem „Braciszkiem” i basta! Tylko pod warunkiem, że nie będę musiał zmieniać płci przystąpiłem do „Bractwa” a właściwie „Siostrzeńca”. Chociaż „siostrzeniec” to syn siostry, a zbiór sióstr jak nazwać? Mniejsza z tym. Przystąpiłem do „Zbrodniczych Siostrzyczek”, gdyż zostałem zaproszony do tego zacnego grona. Zarówno siostrzyczki - założycielki, jak i ja jesteśmy laureatami konkursu na opowiadanie kryminalne „Międzynarodowego Festiwalu Kryminału” we Wrocławiu i tam, na warsztatach będących konkursową nagrodą poznaliśmy się. Agnieszka Krawczyk jest już uznaną autorką ciepłych, zabawnych a jednocześnie zagadkowych kryminałów, Marta Guzowska właśnie brawurowo zadebiutowała a Adrianna Michalewska publikuje opowiadania i z tego, co wiem właśnie szykuje się do debiutu książkowego. Trzymam kciuki za moje „siostry” i wiem, że i one za mnie trzymają. Pozostaje problem do rozstrzygnięcia, jak pisać ze ściśniętymi kciukami? Muszę się nad tym jeszcze zastanowić. Ale dajemy radę!

Domyślam się, że chętnie służy Pan Siostrzyczkom swoim doświadczeniem…

Oczywiście. Nie tylko siostrzyczkom. Wielu autorów „kryminalistów” zwraca się do mnie z prośbą o konsultacje. Niektórzy śmieją się, że powinienem z tych konsultacji uczynić swój kolejny fach. Może to kusząca propozycja, ale chyba długo bym nie pociągnął. Bo każdy „skonsultowany” wychodzi z wiedzą, która już mu absolutnie wystarczy do prowadzenia książkowych śledztw. Więcej już by do mnie nie przyszedł, a ja musiałbym zwijać żagle. W miarę możliwości staram się wspomagać naszych autorów i mam nadzieję, że detektywi, którzy w nowych książkach będą prowadzić swoje skomplikowane sprawy, będą nieco bardziej bliżsi rzeczywistości a przez to cała książka będzie ciekawsza dla czytelnika. Jest mi bardzo przyjemnie pławić się w nimbie „autorytetu” kryminalnego.

Jak z Pana perspektywy Siostry radzą sobie z oddaniem kryminalnych realiów?

Marta Guzowska i Agnieszka Krawczyk doskonale oddają klimat panujący w środowiskach świetnie sobie znanych. Marta opisuje bardzo sugestywnie pracę na stanowisku archeologicznym a Agnieszka w niewielkim wydawnictwie. Intryga kryminalna jest w ich przypadku pretekstem do opowiedzenia wciągających historii. Z zagadkami kryminalnymi mierzą się wykreowani przez autorki detektywi – amatorzy. A ci mają pełne prawo popełniać błędy. Podobny sposób ominięcie kłopotliwych gliniarskich procedur wybrała Adrianna. Tak jak już mówiłem wcześniej, w kryminałach chodzi przede wszystkim o stworzenie wciągającej czytelnika intrygi. A to wszystkie siostrzyczki mają opanowane do perfekcji.

Jakie ma Pan literackie plany na rok 2013.

Od kilku miesięcy leży czekająca na ostateczne poprawki powieść, w której policyjny detektyw zmierzy się z seryjnym zabójcą. Sprawa gmatwa się straszliwie, w temat zamieszane są służby specjalne, a bohater staje przed niezwykle trudnymi wyborami moralnymi. Tak jak w innych moich powieściach te wybory wcale nie są jednoznaczne i bardzo łatwo o pomieszanie dobra, ze złem. Jest zagadka, intryga, pozytywny i negatywny bohater, pościgi, strzelaniny i nieco autentycznej, gliniarskiej kuchni. Głęboko na półce leży inny mój pomysł na powieściową grę. Wcielamy się w postać gliniarza mającego wykryć sprawę zabójstwa. Wygramy, jeśli uda nam się tę sprawę wykryć. Jeśli podejmiemy niewłaściwą decyzję, akcja „powieściogry” doprowadzi nas do przedwczesnego zakończenia. Nasz bohater zostanie albo zatrzymany przez Biuro Spraw Wewnętrznych, albo zostanie wyrzucony z policji, zginie lub wybierze inną ścieżkę zawodową. Aby wygrać i rozwiązać zagadkę trzeba będzie bardzo się pilnować. Odłożyłem prace nad książkami na bok, bo nieco zawirowało mi się w życiu codziennym i musiałem to i owo poprostować. Pisanie książek wciąż jest fascynującym, lecz niezwykle czasochłonnym hobby. Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć na nie czas i będę mógł wrócić do pisania. Ale muszę teraz skupić się na prozie życia i zapewnić byt sobie i rodzinie. W dzisiejszym pogrążonym w kryzysie świecie, nie jest to łatwe. Ale dopóki moje książki będą podobały się czytelnikom, będę pisał.

Dziękuję za rozmowę.

Cała przyjemność po mojej stronie.

Wywiad przeprowadził Łukasz Musielak

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial