Poszłam na studia podyplomowe dotyczące płci kulturowej, bo lubię się uczyć. Okazało się, że patrzenie na kulturę z perspektywy genderowej jest bardzo ciekawe, jak każde spojrzenie z nietypowej strony. Zaczynam zauważać, w jakich schematach myślowych, psychologicznych, fabularnych się poruszamy. Czy pan wie, że jeszcze całkiem niedawno w atlasach anatomicznych zamieszczano dwie plansze: ciało człowieka i ciało kobiety? Nikt się temu nie dziwił, bo nasza kultura od wieków traktuje mężczyznę jako normę, a kobietę jako przypadek szczególny bycia człowiekiem. Przesadzam? To proszę sobie przypomnieć swoje pierwsze pytanie.
W naszej kulturze to, co męskie, jest uniwersalne, przezroczyste, normatywne. To, co kobiece, jest nacechowane, niszowe, traktowane z pobłażliwością. Książki, w których kilku kumpli pije wódkę, zastanawiając się nad sensem życia i analizując zalety znajomych pań, nominuje się do nagród literackich i recenzuje w mediach. Powieści, w których kilka kumpelek pije wino, zastanawiając się nad sensem życia i analizując zalety znajomych panów, wsadza się w różowe okładki i określa mianem „literatury kobiecej", która na recenzenckie salony nie ma wstępu.