Protzner
-
Po raz kolejny po seansie filmu, o którym dowiedziałem się zupełnie przypadkiem nachodzi mnie natarczywa myśl. Dlaczego naprawdę ciekawe, oryginalne i dobrze wykonane kino chowa się gdzieś przed wzrokiem szerokiej widowni? Dlaczego trzeba takich kwiatków szukać lub trafiać na nie przypadkiem w odmętach internetu? A filmów, o których mówię jest naprawdę wiele. „Homar" Yorgosa Lanthimos jest jednym z nich. Gdyby nie czysty przypadek, nigdy bym się o nim nie dowiedział.
Reżyser ma w swoim dorobku kilka filmów cieszących się dobrą opinią wśród widzów. Mamy tu między innymi „Alpy" z 2011 roku (nagroda za najlepszy scenariusz – Złota Osella) czy „Kieł" 2009 (nominowany do Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny, zdobywca nagrody w przeglądzie w Cannes). „Homar" wypada jednak na ich tle najlepiej: nagroda za najlepszy film w Cannes, wyróżnienie dla reżysera – palma Queer dla filmu pełnometrażowego, a także statuetka dla najlepszego scenarzysty roku i najlepszego twórcy kostiumów roku od Europejskej Akademii Filmowej. Mało? Było jeszcze 12 nominacji. Po raz kolejny, pytam się – dlaczego takich filmów nie widzimy na billboardach?
Rzecz dzieje się w świecie pozornie fikcyjnym, napełnionym metaforami do granic możliwości. Główny bohater (doskonały w tej roli Colin Farrel), po rozstaniu z partnerką trafia do hotelu. Wysyła się tam wszystkich samotnych ludzi, by w określonym czasie znaleźli nowe żony lub mężów i ponownie stworzyli funkcjonalną komórkę rodzinną. Ci, którym się to nie udaje zostają zamienieni w zwierzęta. Tymczasem, w pobliskim lesie ukrywa się grupa samotnych – uciekinierów, którzy prowadzą partyzancką wojnę przeciw presji ze strony społeczeństwa.
Film jest doskonałą, brutalną i trafną metaforą mechanizmów społecznych. Pokazana jest ekstradycja osób samotnych z grupy tych żyjących w parach, i odwrotnie. Podczas gdy obie strony mają swoje racje i przekonania, dochodzi do drastycznych wypaczeń w postrzeganiu istoty uczuć. Zostało to wspaniale pokazane: ludzie porozumiewają się w sztywny, wyrachowany sposób, relacje między nimi są do granic spłycone. Tak, jakby oglądało się naprawdę źle zrobiony „Poradnik życia wśród ludzi dla żółtodziobów". W takim świecie nie ma miejsca na niezdefiniowany i z natury abstrakcyjny element uczuć. Jest tylko strach i chęć przynależności, lub odwrotnie – potrzeba indywidualności (kontrast między ludźmi żyjącymi w parach i samotnikami).
Na uwagę zasługuje również sposób, w jaki film został nakręcony. Ciekawie dobrane ujęcia i sceny w zwolnionym tempie dopełniają to, czego nie dało się opisać w dialogach. Muzyka – kolejny plus. Poza wspomnianym już Colinem Farrelem zagrał tu szereg znanych aktorów: Rachel Weisz, John C. Reilly czy Lea Seydoux. A trzeba przy tym zaznaczyć, że role nie mogły być łatwe do zagrania. Odtworzyć – co zabrzmi paradoksalnie – tak sztuczne w zachowaniu postaci mogło być nawet trudniej niż zagrać coś naturalnie.
Co było w takim razie nie tak? Skąd brak jednego punktu w ocenie? To za brak odpowiedniej reklamy. Film naprawdę powinno zobaczyć więcej osób. Być może ktoś poszedłby do kina właśnie na „Homara" zamiast karmić się podawaną na każdym kroku papką.