„WIECZNY MĄŻ” Vs „STO KWIATÓW”
„WIECZNY MĄŻ” Fiodor Dostojewski Wydawnictwo MG
kontra
„STO KWIATÓW” Genki Kawamura BO.WIEM, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Gdy bierzesz do ręki książkę, to pokładasz w niej nadzieję. Pragniesz, by była dobra i by cię w jakiś sposób zauroczyła lub wręcz oplotła, by nie dała ci spokoju nawet po skończeniu lektury. Czasem sięgasz po znane nazwiska pisarzy, z którymi już się kiedyś zetknąłeś, bo wiesz, czego się spodziewać, bo szukasz ukojenia i wyciszenia. I tak robi chyba każdy czytelnik. Poniekąd i ja tak zrobiłam. Przeczytałam „Sto kwiatów” osadzoną w kulturze japońskiej powieść Ganki Kawamury, a po niej Dostojewskiego i „Wiecznego męża”. Dwie kompletnie różne powieści, ale czy na pewno?
Po kilku dniach, jakie upłynęły od tego czasu obudziła się we mnie zaduma – jakże to życie ludzkie bywa przewrotne. Ktoś żyje, podczas gdy ktoś inny chce się zabić. Ktoś traci pamięć w wyniku choroby, a drugi chce zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło i nie może. Jakże to życie wiedzie nikomu nieznanymi ścieżkami, które są nieuchwytne do nakreślenia na mapie. Nie sposób nawet przewidzieć, jaki będzie kolejny zakręt, a co dopiero koniec owej drogi.
„Sto kwiatów” toczy się powoli lecz sprawia, że twój umysł zaczyna szukać poza horyzontem własnego życia. Szukasz pogodzenia z sobą, poczucia sensu i pokory wobec wszystkiego, czego doświadczasz. Szukasz wartości duszy ludzkiej. Oto poznajesz Yuriko, która zaczyna tracić pamięć. Z początku jest to niedostrzegalne. Umykają jej drobne rzeczy, czy myśli jednak z każdym kolejnym dniem staje się to coraz bardziej dokuczliwe i podejrzane. Pada diagnoza – alzheimer, który w przypadku Yuriko dość szybko postępuje. Ratunkiem jest lekoterapia lecz to, mówiąc szczerze, odkładanie wyroku w czasie.
W „Wiecznym mężu” Dostojewskiego mamy inwersję „Stu kwiatów” Kawamury. Tu poznajemy 38-letniego Wielczaninowa, hipochondryka postrzegającego samego siebie jako starca, któremu „wszystko od pewnego czasu zmienia się na gorsze”. To typ permanentnie niezadowolony z życia, a ten jego egoistyczny strach potęguje nagłe zjawienie się Pawła Pawłowicza Trusockiego. Jego persona burzy dotychczasowy ład Wielczaninowa. Zaczyna się rozmową, potem są odwiedziny – najczęściej wymuszone i dziwna zażyłość podlana alkoholem. I jest zatrwożenie, bo okazuje się, że ów typ, Trusocki, ma córkę, 9-letnią Lizę... I ten fakt wszystko zmienia. Życie zaskoczyło Wielczaninowa i nic już nie jest takie, jak wcześniej. On nie jest już tym samym człowiekiem, co jeszcze przed chwilą. Ale z upływem dni pojawia się zgaga. Wspomnienia wywołują niestrawność, do umysłu wkrada się obawa i strach i wątpliwości. Dawny romans odżywa na nowo, bo przeszłości nie sposób się pozbyć, jak niechcianego bagażu. Wielczaniniow chciałby zapomnieć o wszystkim. Trusocki też, bo planował samobójstwo, więc i jego dręczą demony. To one kuszą sznurem i szybkim końcem.
I jakże to zabawne – ktoś chciałby móc pamiętać, podczas gdy drugi chciałby całkiem zapomnieć. Ktoś chciałby przeszłość ukryć w szkatułce i zamknąć ją na kluczyk, by wiedzieć, że nie ucieknie. Inny chciałby tą szkatułkę rozbić i zniszczyć ów strzeżony skarb. Bo wszystko przez tą okropną pamięć. Przez wspomnienia z przeszłości i przez skutki, jakie ta przynosi dzisiaj. Ktoś pazurami szarpie życie, by jeszcze być, by jeszcze trwać, by wywalczyć jeszcze dzień dla siebie, jeszcze noc. A inny? Bezsenność nie daje spokoju, przez głowę przelatują obrazy z minionych dawno lat. Pojawiają się ludzie i słowa i żal, że dlaczego. Dlaczego się na to pozwoliło? Że to co było tak fatalnie się skończyło? Nie dające żyć pytania, które się mnożą i dręczą umysł zaburzając racjonalne myślenie.
Alzheimer to śmiertelna choroba. Bardzo trudna dla każdego. Czyści pamięć.. Przeszłość wraca, teraźniejszość umyka. W zdrowej głowie zaś ta przeszłość nie zawsze jest wyraźna, ale jest. Człowiek pamięta i żałuje, albo wręcz przeciwnie – cieszy się z tego, co przeżył, bo dzięki temu ma piękne wspomnienia.
U Yuriko zdiagnozowano alzheimera, zachorowała. Wielczaninow zaś jest zdrów. Trudno stawiać ich na jednej szali, niemniej jednak sam fakt umysłu i jego pracy frapuje cię. Myślisz o tych postaciach, a samego siebie stawiasz gdzieś pomiędzy nimi i rozważasz o tych jakże skrajnych sytuacjach.
Jak trudno każdemu dogodzić – pomyślałam w kontekście „Wiecznego męża” i „Stu kwiatów”. Podobne myśli pojawiają się i przy okazji innych powieści, które pokazują dwie kompletnie różne sytuacje, które dopiero po lekturze zastanawiają i o których snuć można dysputy.
A jaki jest najlepszy sposób na smutne myśli? Dać życiu płynąć, tak po prostu. Brać co się dostaje i reagować. Myśleć o skutkach, zachować dorosłość w sobie. Bo życie trwa, nawet bez pamięci. Płynie, jak rzeka.
„ (…) Zapominanie jest jak pustynia. Ze wszystkich stron świata piasek sypie i sypie, powoli nawiewając kolejne wydmy, a te rosną coraz wyżej, zamazując rysy każdej, nawet najbardziej dumnej i wyniosłej budowli, by w końcu zmieść ją całkiem z powierzchni ziemi”.*
* Rosie Thomas „Na piaskach pustyni”
Agnieszka Kusiak