Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

BARNIM Woda (2017)

Opis:

"BARNIM Woda" to kolejna odsłona przygód tytułowego samotnika i wagabundy. Tym razem stara się on pomóc mieszkańcom odizolowanej od świata osady odnaleźć odpowiedzi na temat ich przeszłości, niestety nie on jeden jest na ich tropie. W "Wodzie", która jest drugą powieścią cyklu,akcja nabiera tempa. To, co dotąd wydawało się proste i zrozumiałe, wikła się i komplikuje. Barnim musi stawić czoła nowym i starym wrogom, ale też własnym demonom, dowiadując się przy tym coraz więcej o wykuwającym się układzie sił w tej części odradzającego się świata.

 

barnim woda baner

 

Fragment 1

Chatka Jury sąsiaduje z długim domem. Domek jest identyczny jak pozostałe, które mam w polu widzenia. Niewielkie, skromnie urządzone wnętrze zapewnia podstawowe wygody. Z ulgą siadam w jednym z głębokich foteli. Jura zajmuje miejsce obok, po drugiej stronie niskiego stolika. Rozstawia na nim wiktuałyprzyniesione z długiego domu.
– Jedz spokojnie, a ja ci w tym czasie parę rzeczy wyklaruję.

Wydaję tylko zapraszające mruknięcie, bo pełne usta nie pozwalają na wiele więcej. Dopiero teraz mogę raczyć się specjałami w spokoju.
 Twoje przyjście zapowiedziano. Kradzież Księgi zapowiedziano. Odejście Elii zapowiedziano. Jednak sądziliśmy, że to wydarzenia z dalekiej przyszłości, tymczasem wszystko dzieje się tu i teraz.

Udaje mi się przełknąć i nie udławić.
– Wiedzieliście o zamiarach Erta? O tym, że przyśle kogoś, żeby wykradł Księgę Elii?
– Aż tak dokładnie to nie. – Wykorzystuję przerwę w żuciu, by wybrać, na co rzucić się w następnej kolejności. – Wiedzieliśmy, że Księga prędzej czy później wpadnie w ręce złych ludzi. – Jura z aprobatą patrzy, jak nakładam sobie kolejne porcje. –Odkąd nie ma z nami Elii, nasze wysiłki koncentrują się na zachowaniu przekazanych nam nauk.
– Zachowaniu Księgi? – Pełne usta nieco przeszkadzają mi w artykulacji.
– Księga to trochę symbol, trochę spis treści. Prawdziwą wiedzę i mądrość zawierają jej interpretacje. A tych nigdy nie spisano. Przekazywane są we fragmentach w wąskim gronie. Tylko dwie osoby znają całość nauk proroka: nasz Interpretator i Elia.
– Czyli po śmierci Elii została jedna osoba – uściślam, równocześnie decydując się na kolejną dokładkę: ziemniaki z sosem grzybowym, okraszone śmietaną. Na to trochę sera.
– Elia żyje. Nie wiemy gdzie, ale żyje.

Z wrażenia zaprzestaję jedzenia. Na chwilę.
– To ma chyba ze dwieście lat… – rzucam, tęsknie spoglądając na talerz.
– Wyciągasz pochopne wnioski.

Słowa Jury powodują, że ciekawość zwycięża nad głodem. Przynajmniej jeszcze na moment.
– Widziałem ilustrację sprzed kilkudziesięciu lat, przedstawiającą Elię jako sędziwego człowieka. Niemożliwe, żeby żył do dzisiaj.
– A o zmianie pokoleniowej słyszałeś? Od czasów pierwszego proroka istotnie minęło wiele dekad. Pokolenia. Pięć, jeśli chodzi o ścisłość. Teraz Elia znów jest w sile wieku. Tylko nie wiemy, gdzie przebywa. Prawie dziesięć lat temu wyruszyła na pielgrzymkę…
– Zaraz, zaraz! „Wyruszyła”? Ona? Kobieta? – A już miałem wrócić do jedzenia.
– Owszem, kobieta. Co to, kobieta nie może być prorokiem?
– Nie no, nic takiego nie powiedziałem, tylko… jakoś tak dziwnie. Kiedy się słyszy „prorok”, to człowiekowi staje przed oczami zgrzybiały staruszek z brodą do pasa. A tu proszę – kobieta, i to w sile wieku… No, ale mów dalej. – Poganiam Jurę, bo sos grzybowy trochę wystygł, jednak dzięki temu stał się jeszcze bardziej zawiesisty.
– Tak więc Elii u nas nie ma, Księga trafiła w niepowołane ręce, ty masz ochronić nasze nauki. – Mój rozmówca chyba postanowił przyśpieszyć.

 

Fragment 2

Błądzę wzrokiem po równych, pewnie stawianych literach i myślę o tym, w co znów się wplątałem, kiedy na ścieżce ze wsi słyszę kroki. Zwijam kartkę i chowam ją przed deszczem w luźnym rękawie wilgotnej, workowatej sutanny, której nieustanna mżawka dodała kilka kilogramów. Na polanę przed chatą Interpretatora Iwana wchodzi Jura.
– Rozmawiałeś z Interpretatorem? – pyta z nadzieją w głosie.
– Spóźniłem się. – Podchodzę do Jury i podaję mu list. Przebiega go wzrokiem. Czyta raz jeszcze, uważniej. Podnosi głowę i spogląda mi prosto w oczy.
– Czytałeś.
– Czytałem.
– Gdzie on jest?
– W chacie. Powiesili go, żeby upozorować samobójstwo.

Jura bez słowa rusza w stronę chałupy i znika w środku. Po kilku chwilach pojawia się z powrotem.
– Pomożesz mi? Z tym, co w liście. – Jest spokojny. Zadumany. Nie wydaje się wstrząśnięty.
– Jura, jestem wdzięczny, że pomogliście mi zwiać Magnusowi, ale kolejnej rozróby nie potrzebuję. Sytuacja, w której mnie zastaliście, była bezpośrednią konsekwencją ostatniego razu, kiedy przyjąłem zlecenie i wmieszałem się w sprawy, które lepiej było ominąć szerokim łukiem. Nawet nie wiem, o co mnie prosisz. – Czuję się niezręcznie, odmawiając, ale mam dość własnych kłopotów, przypominających o sobie w najmniej spodziewanym momencie.
– Może zróbmy inaczej, Barnimie. Z tego, co mówisz, wynika, że imasz się różnych zajęć. Wynajmę cię do pomocy. – Jura nie traci rezonu.
– Nie jestem w takim dołku, żeby brać każde zlecenie…
– Zapłacę ci, ile zażądasz.

Zaczynam się bać jego determinacji.
– Nie chodzi o pieniądze. – Jeszcze walczę.
– No to zapłacę ci inną walutą. Dostaniesz zapasy i wyposażenie na dalszą podróż. Odpowiem na każde twoje pytanie, na które będę znał odpowiedź.
– Sprawdźmy to ostatnie: skąd macie elektryczność? – Akurat ta kwestia wydaje mi się wyjątkowo frapująca.
– Tama. Mała turbina wodna w instalacji na wale umieszczona w tym domku, o który pytałeś. Zasila ledwie kilka sprzętów, bo jeszcze doskonalimy technologię. Nie jest łatwo odtworzyć cuda techniki. Czy twoje pytanie oznacza, że przyjmujesz zlecenie?
– Załóżmy, że tak. Czego dokładnie ode mnie oczekujesz? – W obliczu uporu Jury rezygnuję z walki. A może od początku sam siebie oszukuję. Bez dwóch zdań, intryguje mnie, o co tu chodzi.
– Pomocy w wydobyciu pojemnika o takiej wielkości – mój rozmówca rozsuwa dłonie na szerokość kroku – i umieszczeniu go w bezpiecznym, wskazanym przeze mnie miejscu.
– Nie brzmi to strasznie. A daleko do tego starego Wierszyna?
– Ledwie paręset metrów. – Jura uśmiecha się, ale nie podoba mi się ten uśmiech.
– Wobec tego nie bardzo rozumiem, w czym problem.
– To po drugiej stronie zapory. Pod wodą. Spiętrzyliśmy rzekę po to, żeby zalać stary Wierszyn razem z jego tajemnicami.
– No, to faktycznie trochę komplikuje sprawę – stwierdzam, zarazem pytając samego siebie, dlaczego nic nigdy nie może być łatwe. – Macie jakiś sprzęt, który ułatwiłby wydobycie?
– Mamy dokładne mapy…
– To też, ale chodziło mi bardziej o jakiś akwalung, keson, coś w ten deseń.
– Co to jest keson?
– Taki dzwon, który zanurza się w wodzie. Jeśli podłączyć do niego pompę podającą powietrze, to umożliwia pracę na głębokości bez wychodzenia na powierzchnię. – Wspominam ostatni raz, kiedy przed laty nurkowałem w ten sposób. Po plecach przebiega mi zimny dreszcz.
Aha, no więc nie mamy kesonu. Akwalungu też nie.

 

Fragment 3

Bezużyteczne z pozoru śmieci, wygrzebywane na bieżąco ze stosu usypanego przez Jurę, pomagają mi w naprawach i przeróbkach tego, co postanowiłem wykorzystać. Niekiedy przydają się jedynie drobne fragmenty dostępnych skarbów – paski, sprężynki, rurki – ale rezultat uważam za satysfakcjonujący. Uporanie się z dopasowywaniem sprzętu zajmuje mi prawie cały czas do umówionego spotkania. Efektem moich starań jest całkiem przyzwoity, chociaż kuriozalnie wyglądający zestaw do nurkowania na bezdechu.

 

Jura musiał ten czas spędzić równie pracowicie. Kiedy wdrapuję się na skraj tamy, już na mnie czeka w załadowanej sprzętem łodzi. Spośród leżących na brzegu kamieni wybieram kilka większych, podaję je swojemu towarzyszowi razem z worem z płetwami oraz prowizoryczną maską,po czym ledwie wskakuję do łódki, gdy odbijamy od brzegu.

 

Siedzę na płaskim deku rufy i moczę nogi. Miło tak grzać plecy w promieniach dawno niewidzianego słońca. Myślę o tym, co mnie czeka, a jednocześnie uspokajam oddech oraz pracę serca. Przypomina mi się, jak ojciec opowiadał mi historie. Na niektóre trafiałem później w książkach, ale wiele inspiracji przepadło w czasie Krachu i wiele fabuł zostało wymyślonych przez samego ojca. Do obecnych okoliczności szczególnie pasuje jedna z bardziej naiwnych. Mówiła o człowieku, który w świecie zalanym wodą potrafił oddychać zarówno pod, jak i nad powierzchnią. Łatwo zgadnąć, że swoją umiejętność uznawał za przekleństwo, ale ostatecznie pozwoliła mu ona stawić czoła niesprawiedliwości. Dobro było dobrem, a zło złem. Żadnych wątpliwości.

 

Często zastanawiam się, jak bardzo historyjki snute przez ojca przy ognisku wpłynęły na to, kim jestem. Może traktował je niczym lekcje– pozornie proste przypowieści o świecie, które skrywają drugie dno? Wiem tyle, że dla mnie wspólne wieczory były najprzyjemniejszą częścią dnia, a dziś stanowią miłe wspomnienia. Lubiłem te opowieści. Niestety, mało prawdopodobne, że wyrosną mi skrzela. Wracam do rozglądania się po okolicy.

 

Chwilę zajmuje nam znalezienie właściwego miejsca, ale jestem niemal pewny, że rzucamy kotwicę w niewielkiej odległości od starego Wierszyna, opierając się na obserwacji naszej pozycji względem krańców tamy i formacji skalnej naniesionej na mapie. Moje przygotowania mogą się wydawać Jurze dość dziwne, lecz nie zadaje mi ani jednego pytania.
– Powinieneś wiedzieć, jak to widzę – mówię, nie odwracając się do niego. – Każde zejście potrwa około czterech, pięciu minut. Kilkanaście sekund zajmie mi zanurzenie. Pomogą mi w tym te większe kamienie. Za pierwszym razem wezmę ze sobą linę z przywiązanym jednym z nich. Na dole będę w stanie spędzić dwie, może dwie i pół minuty. Jeśli uda mi się znaleźć Wierszyn, to lina z kamieniem zostawionym na dnie pozwoli mi wrócić w to samo miejsce. Między zanurzeniami będę musiał odczekać trochę, żeby się natlenić i ogrzać. Jak widzisz, całość może nam zająć sporo czasu.
– Nie szkodzi. Mogę jakoś pomóc?
– Na tym etapie nie. Kiedy znajdę długi dom, przestawisz łódź dokładnie nad punkt, w którym zaczepię linę. W kolejnym zejściu postaram się przymocować drugi kawałek do kamienia progowego. Jeśli uda nam się go ruszyć, to w ostatnim zejściu będę mógł swobodnie dostać się do tubusu.

 

wydawnictwo tegono

Wydawnictwo TEGONO
http://www.tegono.com
email: This email address is being protected from spambots. You need JavaScript enabled to view it.

Komentarze:

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Okładka wydania:

BARNIM Woda (2017)

Additional Info:

  • Autor: Bernard Berg
  • Tytuł Oryginału: BARNIM Woda
  • Gatunek: Powieści I Opowiadania
  • Język Oryginału: Polski
  • Liczba Stron: 350
  • Rok Wydania: wrzesień 2017
  • Numer Wydania: I
  • Wymiary: 125x200mm
  • ISBN: 9788393096343
  • Wydawca: Tegono
  • Oprawa: Twarda
  • Miejsce Wydania: Poznań
  • Ilustracje: Józef Kędziora

Podziel się!


Oceń Publikację:

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial