Na rozstaju dróg kapliczka stała, a w niej Jezus Frasobliwy. Siedział tak pod niewielkim daszkiem; w zimie mróz, a w lecie doskwierał upał, ale przynajmniej nie padało na głowę. Nie wyglądał na trzydziestotrzyletniego mężczyznę; jego zmarszczki raczej nadawały mu pewnej sędziwości. W sumie nie należy się dziwić, nie wiadomo, ile lat już tak siedział i się zamartwiał, a wyczyny kolejnych pokoleń nie dawały ulgi, ani nadziei.
Usiadłem u jego stóp, by pomóc nieść brzemię, frasować się o mój wycinek świata – umiem to, potrafię, a nawet się na tym znam. On czasami jakby zerkał w bok i wtedy jakby się uśmiechał lekko kącikiem ust. Było tam pole, nad nim szybowały ptaki, ludzie uwijali się w codziennym trudzie, zboże się kołysało, jednak nie wszystko przysparzało boleści. Siedzieliśmy tak, każdy wpatrzony w swoją dal i oto nadjechał samochód, z którego okna poleciała puszka wprost pod nasze stopy. Nie myślałem długo, w ogóle nie myślałem, nie jest to aspekt życia, na którym się akurat znam i jego praktykuję. Odrzuciłem przedmiot, co był narzędziem obrazoburstwa, pech chciał, trafiłem w szybę; a rzadko się zdarza, żebym w coś trafił – ta okazała się jakoś mało trwała i pękła. Auto z piskiem opon zatrzymało się z tą swoją całą nowoczesnością i luksusem; wysiadło z niego dwóch mężczyzn, a ich postacie ukształtowane były sterydem, mózgi zapewne też. Jak świętemu Piotrowi, któremu starczyło odwagi, by obciąć ucho, a jak przyszło co do czego, to trzy razy się zaparł, wstałem i zacząłem pospiesznie przemieszczać ciało, by nie doznało uszczerbku. Oni się nie poddawali, pragnęli zemsty, ich prawo do niej wynikało z pewności, a pewność z posiadania. Posiedli oni fragmencik świata, sprzedając kobiety, narkotyki, bądź całkiem legalnie szefując w jakiejś korporacji. Zacząłem rzucać kamieniami, bo człowiek przyparty do muru robi takie rzeczy i chociaż nie jestem bez winy, ciskałem je zawzięcie, zamiast nadstawić drugi policzek i resztę ciała na razy niesione przez życie, znowu okazałem swą grzeszność. I tylko kątem oka, dostrzegłem jakby ironiczny uśmiech na twarzy Zafrasowanego.
BIBLIOTECZKA