Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Jezioro Moich Łez

MARTYNA DĘBSKA

 

 

 

JEZIORO MOICH ŁEZ

 

 

Leśna ścieżka prowadzi do miejsca, które odkąd pamiętam jest moim ukojeniem. Pod stopami szeleszczą zeschnięte liście. Powietrze pachnie jesienią, a słońce zaszczyca mnie swoim blaskiem przypominającym o istniejącym w świecie pięknie. W uszach szumią mi krzyki ojca na matkę. A przed oczyma widzę łzy. Swoje i siostry, która przestraszona kolejną taką sytuacją schowała się pod łóżkiem i zakrywała małymi rączkami uszy.

Mijam stary dąb, który jest na tym świecie znacznie dłużej niż ja. Zwykle jego towarzystwo uważam za bardzo inspirujące, ale nie tym razem. Dzisiaj mam za dużo złych myśli, by te dobre mogły się przebić przez grubą warstwę negatywów. Delikatnie zsuwa mi się z ramienia niewielka torebka. Zabrałam ją ze sobą, bo mam tam szkicownik i parę kolorowych mazaków. Będę musiała wyrzucić z siebie różne myśli. Dlatego potrzebuję i szkicownika, i mojego kojącego schronu. Jestem już niedaleko, wytrzymam jeszcze chwilę. Świat obdarza mnie kolejnym niespodziewanym prezentem. Aż zatrzymuję się, by

móc się lepiej przyjrzeć. Przede mną rozpościera się przestrzeń porośnięta pięknymi wrzosami. Czuję w nozdrzach intensywny zapach, a w oczach odbija mi się ich żywy kolor. Nazwę to miejsce Wrzosową Polaną. Odkrywanie nowych, ciekawych punktów w lesie zawsze podnosi mnie na duchu. Wtedy jakbym czuła, że tworzę w głowie mapę i dodaję do niej nowy punkt. Tym razem do mapy dopisałam wrzosowisko. Pewnie któregoś dnia spędzę cały dzień leżąc pokryta fioletem tych kwiatów, a gdy wrócę do śmierdzącego strachem domu będę pachnieć magicznym, roślinnym zapachem, który ochroni mnie przed nasiąknięciem domowym odorem.

Dzisiaj jednak nie jest dzień Wrzosowej Polany, dlatego też idę dalej. Ramiączko torby znów się zsuwa. Łagodnie i z pełną cierpliwością poprawiam je. Do miejsca, w którym chcę się znaleźć zostało jeszcze około dwustu kroków. Wydaje się dużo, bo liczby często nas przerażają, choć w rzeczywistości to prawie nic. Chwila i będę. Bezustannie towarzyszy mi słońce. Wydaje się jakby odprowadzało mnie swoim wzrokiem, kroczyło ze mną aż do celu.

Mam do przebycia jeszcze kawałek drogi, ale przed sobą widzę już zarys jeziora. Woda jest tam niesamowita. Niedość, że krystaliczna i przejrzysta, to jeszcze oczyszczająca duszę. Potrzebuję dzisiaj jej magii. Potrzebuję zdjęcia ze mnie ogromnego ciężaru rodzinnych kłótni, napięć, wrzasków, agresji i łez. Potrzebuję kontaktu z naturą. Jej miłości i uwagi. Nie mogę się doczekać momentu, w którym zanurzam się w wodzie…

Podbiegam, żeby szybciej móc to zrobić. Mijam cztery pięknie białe brzozy, a potem robię jeszcze około pięćdziesięciu kroków. Przechodząc niczym przez tajemne przejście, odgarniam zwisające gałęzie wierzby. Moim oczom ukazuje się błyszcząca, kryształowa tafla wody. Nie spuszczając jej z oczu, siadam na grubym pniu drzewa, wyciągam mazaki i szkicownik, i jakbym była w transie zaczynam rysować. Moje ręce kreślą ostre linie czerwonym flamastrem. Pochłania mnie jakiś dziwny szał tworzenia, nie mogę zwolnić tempa. Mija pare minut, a ja zapełniam trzy kartki swoimi myślami ubranymi w obraz. Odkładam szkicownik, a na nim kładę kolorowe przybory. Wstaję.

To miejsce jest zupełnie odosobnione. Przychodzę tu już prawie dwa lata, a ani razu nie spotkałam choćby jakiegoś zagubionego przechodnia. Zdejmuję koszulkę. Z czasemprzestałam się bać nagości. Jestem tylko ja, moje myśli, natura i woda jeziora. Ściągam resztę ubrań i jak zahipnotyzowana idę w stronę wody. Jest w tym jakiś nienazywalny magnetyzm, przyciąganie. Choć jeszcze się nie zanurzyłam, niemal czuję na skórze delikatne muśnięcie wody. Jedna stopa, potem druga… Przed oczami kłótnia, w uszach krzyki, od których chcę uciec, odgrodzić się, zapomnieć. Łzy. Trzask tłuczonego szkła. Strach. Kilogramy strachu, ba, tony. Tony strachu. Takiego przeszywającego, zabijającego od środka.

Jestem w wodzie już po kolana. Rozpaczliwie pragnę ukojenia rozedrganej duszy. Teraz przed oczami mam siostrę, jej przerażenie, gdy w nocy budzi się zlana potem, bo śnią jej się koszmary. Jej drżąca dłoń trzymająca długopis, gdy tata stoi nad nią podczas odrabiania lekcji. Wszystkie te niedojedzone obiady, które przedwcześnie ukróciła kolejna awantura przy stole, a nas wyganiano do pokojów. Biegłyśmy wtedy do mnie, zamykałyśmy drzwi na klucz i leżałyśmy wtulone w siebie do czasu gdy krzyki nie ustały. Dopiero wtedy z powrotem przekręcałam klucz.

Biodra. Połowa ciała w wodzie, połowa jeszcze poza nią. Czuję to rozdzielenie bardzo wyraźnie.

Zanurzam się głębiej. Piersi przykrywa mi woda, która zaczęła robić się mętna od moich emocji. Jakby wyciągała z mojego organizmu truciznę i sama się nią karmiła, by mnie ocalić.

Rate this item
(0 votes)

Podziel się!

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial