Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Spalona Żarówka W Choinkowych Lampkach

JAKUB FORNAGIEL

 

 

SPALONA ŻARÓWKA W CHOINKOWYCH LAMPKACH

 

Zapadł zmierzch. Stoję przy przystanku autobusowym, wpatrując się w spadający śnieg
na tle ratusza. Wokół palą się latarnie, a w mojej dłoni dogasa papieros. Dreszcze… czuję dreszcze, bo znowu zawiodłem. Tak, to chyba to. Nie potrafię pozbierać myśli. Nie wiem,
co robić… Mój niepokój przerywa czyjś wzrok. Nie, myślę pospiesznie, to tylko złudzenie.
Tu mnie nie znajdą, nie mogą. Ruszam palcami jak szaleniec, próbując otrzeźwić umysł, odczuwając każdy mięsień i ścięgno dłoni, nagle ... błysk jasnego światła muska mój policzek. Wyrzucam plątaninę myśli i przygotowuję się na spotkanie z przeznaczeniem. Nadjeżdża miejski autobus nr 31. Na jego widok odczuwam jakąś dziwną ulgę. Odnajduję, prawie jak po omacku, miejsce na końcu autobusu, tuż przy szybie. Patrzę na swoje dłonie, są lekko czerwone. W klatce łomocze mi serce. Dopiero teraz widzę wyraźniej, że autobus jest pusty. Oparty o zimną taflę szyby, próbuję uspokoić tętno, powoli, bardzo powoli, tak że czuję każdą sekundę, niczym krople, które spadają mi na głowę, kap…kap…kap..kap..kap.
Budzi mnie kierowca, świecąc mi w oczy latarką.

– Halo! To ostatni przystanek. No, ruszaj dupsko, chcę już iść do domu.

Patrzę na starszego mężczyznę, na oko sześćdziesiąt lat, nosi okulary w drucianej oprawce. Widzę każdą zmarszczkę, bliznę pod lewym okiem, złoty ząb.

– Dziś wigilia. Halo, żyjesz? Piłeś coś?

Czuję się lekko otumaniony, dopiero odzyskuję czucie, bardzo powoli.

– No, rusz się! – grzmi, a ja wstaję, jak gdyby oddał strzał z Glocka w sufit autobusu.

– Gdzie jestem? – pytam.

— Zajezdnia na Gaju. No, wynoś się! – chwyta mnie za płaszcz, podnosi i wypycha na asfalt. Otrzepuję się, czując jak spod kaszkietu, wyrasta mi guz. Poprawiam okulary i powoli ruszam, ale gdzie? Wyciągam z kieszeni komórkę, ale nie reaguje. Chowając ją, dostrzegam coś w oddali. Zgasła jedyna lampa i czuję się nieswojo, znów dreszcze. Spoglądam na zegarek. Za kwadrans piąta. Zaciągam się chłodnym powietrzem, rozglądając się za czymś, choćby na pozór znajomym. W takich chwilach jak ta mózg lubi płatać figle. Bezradnie ruszam drogą w ciemną noc. Muszę dotrzeć do domu. Ta myśl determinuje wszystkie moje siły, gdy czas się dłuży okropnie, a moje ciało coraz bardziej niedomaga. Mijam krzyż jubileuszowy, a przynajmniej taki widnieje na nim napis, który ledwie widzę. Śnieg cały czas mroczy przed oczami. Spoglądam w gwiazdy, próbując wyznaczyć północ, ale świeci zaledwie jedna, niemrawa gwiazdka. Droga się urywa, ale to nic, muszę iść dalej, muszę. Zapadam się w śniegu, z każdym następnym krokiem bardziej i bardziej, ale widok lamp, który dostrzegam ze szczytu pagórka, rozgrzewa moje zziębnięte policzki. Jest kwadrans po piątej. Moją uwagę przyciągają poruszające się gałęzie w pobliskim lesie. Nie, nie mogę dać się zawrócić. Już tak niedaleko. Czuję łomot, nigdy nie przetoczyłem tyle krwi, co teraz, ale muszę iść dalej. Stawiam niemrawe kroki, ale już coraz bliżej. Już coraz bliżej. Czuję ukłucie w lewej piersi, próbuję łapać się gałęzi, ale tracę równowagę. Ląduję o włos od dołu. Podnoszę się, choć przychodzi mi to z trudem. Ruszam dalej. Powoli wielkie kożuchy śniegu ustępują kamienistej ścieżce. Ledwie ruszam nogami, ale to nic, już jestem na dobrej drodze. Już słyszę kolędy, znów jestem wśród żywych. Opieram się o ogrodzenie, przecieram czoło chusteczką z rękawa i idę dalej. Poznaję otaczające mnie ulice. To tu się wychowałem, dostrzegam stodołę, w której niegdyś stał rumak imieniem Alojzy, koń mojego ojca, którym woziłem żwir z Dunajca. A w budynku obok, lata później, lśnił mój pierwszy Ursus – Massey Ferguson 84’, którym przyjechałem aż z Warszawy. Ależ on był piękny tamtego dnia. Wyrastają przede mną drzwi, odrywając mnie od wspomnień. Och, Wielopole 28, mój ukochany dom, który samodzielnie wybudowałem. Naciskam dzwonek i zaraz słyszę
w środku poruszenie. Zerkam na zegarek, kwadrans po piątej, dziwne, no trudno i tak był stary. Otwiera drzwi moja Synowa. Okularnica. Od razu wygania mnie do łazienki, widząc moje przemoczone ubrania. Po chwili podaje mi świeże przez uchylone drzwi. Od razu lepiej, myślę uśmiechnięty. Prowadzą mnie do salonu, wielce uradowani z mojego przyjazdu,
ale i zmartwieni. Na choince wiszą, lecz nie świecą się lampki.

– Tato, co Cię napadło? Mówiłem Ci, że Cię odbiorę. Czy to Ty stałeś na przystanku? Gdzie potem poszedłeś, na piechotę do domu? – zasypuje mnie serią pytań.

– Spokojnie, to nie daleko. Musisz znaleźć żaróweczkę, która się spaliła, to będą znów świecić – mówię z przekąsem, wskazując na choinkę, która stoi koło okna: – No, gwiazdka już wyszła, więc pora jeść. Zmówmy już pacierz, bo trochę zgłodniałem – odpowiadam.

– Najważniejsze, że jesteś. Dobrze Cię widzieć, Tato. – uśmiecha się do mnie mój Syn.
Czuję, że tu jest moje miejsce, mój dom, moja rodzina.

Po zmówionym pacierzu i wysłuchanej Ewangelii, którą czyta mój wnuk Henryk, łamiemy się opłatkiem. Tulę ich do serca przez łzy, Michała i Kasię, Henryka i Hiacyntę. Śmiejemy się, składając sobie życzenia, by na koniec zasiąść do jedzenia.

Godzinę później, tak myślę, bo mój zegarek się zepsuł, leżę pod kocem najedzony i lekko pijany grzanym winem, rozkoszując się widokiem żarzącego się ognia w kominku. Dopijam grzańca i rozkoszuję się nowymi, cieplutkimi skarpetkami, a także moim, malutkim sukcesem. Mhm, osiemdziesiąt lat, a wciąż sprawny jak osiemnastolatek. Trochę kuję mnie
w sercu fakt, że nie dałem rady przyjechać wcześniej, ale może dotarłem właśnie na czas i nie zawiedli się na mnie? Dobrze znów być w domu… tą myślą i żarzącym się płomieniem ukołysany, zapadam w głęboki, świąteczny sen.

Nazajutrz Pani Wróblewska krząta się po kuchni w radosnym, świątecznym nastroju. Piecze pierniczki, które później przyozdobi lukrem, tworząc ciasteczkowe ludziki, podobizny domowników. Po chwili rozlega się tupot małych stópek i dzieci Pani W., Hiacynta i Henryk, zbiegają do kuchni, by jak każe tradycja, stworzyć również swoich przyjaciół w wersji piernikowych ludzików, którymi, obdarzą pierwowzory, gdy tylko wrócą do szkoły.

Pan Wróblewski w tym czasie jeszcze leży w łóżku i rozwiązuje krzyżówkę. Popija kawę
i delektuje się swoim dniem wolnym od pracy, jednym z niewielu, kiedy może zostać dłużej w pościeli. Wybiła 9, gdy pojawił się w kuchni, co dla dzieci od zawsze oznaczało jedno – czas prezentów. Pod choinką leżą cztery paczki, dwie zielone z czerwonymi wstążkami i dwie zielone obwiązane żółtą. Najpierw swój prezent rozpakowuje Hiacynta, która dostała grube, wełniane skarpetki, Ferrero Rocher i samochód na pilota. Następny Henryk, który również otrzymał skarpety i Ferrero, a oprócz nich w pakunku leżał helikopter,
którymi zafascynował go dziadek. Rodzice dostali również słodkości i skarpety, a prócz tego mama zyskała nowe romansidło, a tata pół litra koniaku, który od razu spróbowali. Dzieci zaczęły bawić się swoimi, nowymi zabawkami, gdy zadzwonił ktoś do drzwi. Pan W. ruszył do drzwi i otworzył je z rozbawionym głosem, przerywanym przez czkawkę.

– Tak słucham, umh, o co chodzi?

– Pan Wróblewski? Syn Kazimierza? – zapytał funkcjonariusz, pokazując odznakę.

– Tak Panie władzo? Co się stało? – widok odznaki policyjnej zawsze otrzeźwiał Pana W.

– Mogę na słówko? – ruszyli do radiowozu.

Po kwadransie zdenerwowana Pani W. w końcu odnalazła męża wzrokiem w radiowozie. Stała w kuchni w napięciu, oczekując na Jego powrót. Po kolejnym kwadransie wrócił. Usiadł przy stole, martwo patrząc w ścianę.

– Wszystko w porządku, Kochanie? Co się stało? Co Ci powiedział? – wypytywała Pani W.

– Kochanie, proszę, odezwij się, co się dzieje? Skarbie! Mów, co się dzieje. CO CI POWIEDZIAŁ?

– Mój Ojciec wyszedł wczoraj z domu spokojnej starości i już nie wrócił.

Rate this item
(0 votes)

Podziel się!

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial