Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Nektarynka

KUBA PTASZYŃSKI/PORUSZONY UMYSŁ

 

 

NEKTARYNKA

 

 

*

Boję się pająków, kobiet, horrorów, korytarzy, pełni księżyca, kleszczy, narkotyków, korytarzy hotelowych, luster, starych, powykrzywianych artretyzmem mężczyzn, krzywych zwierciadeł, korytarzy hotelowych jak w 'Lśnieniu', alkoholu, seksu, gniazdek elektrycznych, lisów, korytarzy, ostro zatemperowanych ołówków, temperówek (co za tym idzie), korytarzy.

Korytarzy, korytarzy, korytarzy hotelowych, korytarzy, krzywych luster, korytarzy, korytarzy korytarzy korytarzy korytarzy korytarzy korytarzy korytarzy

*

Zesztywniałem ze strachu.

Zesztywniałem ze strachu, jak penis siedemnastolatka na widok kobiecych piersi.

*

korytarzy korytarzy korytarzy korytarzy, krzywych nosów, powykrzywianych twarzy, korytarzy, korytarzy korytarzy korytarzy korytarzy

*

W ręku miałem zielony długopis.

Na pewno.

Pomiędzy palcami miałem zielony długopis.

Pomiędzy palcem wskazującym i środkowym prawej dłoni, cholernie wiarygodny, zielony długopis. Ale zielony.

Nie różowy.

*

ciemnych postaci w korytarzach korytarzach korytarzach korytarzach

*

Te półki mnie obserwują.

Obracałem się na niewygodnym krześle, patrząc za swoje ramię, to na ich lewy początek i prawy koniec (nie jestem pewien, czy nie było na odwrót z początkami i końcami). Pierwszego dnia, już pierwszego mnie zaatakowały, i to jeszcze tego nie kryjąc, przy współlokatorze, kiedy wstawałem. Nadziały się na górną część ciemienia mojej głowy, wpijając się w niego, w moją twardą czaszkę, jak strzała w miękki bok przerażonej zwierzyny.

Krwi nie było, ale pojawił się guz. I krótki, pulsujący, zdrętwiały ból. Rozprowadzał się po całej górze mojej głowy. Cholernie dawno nie miałem guza, tak dawno

*

Patrzył na mnie z kartki, jak z krzywego zwierciadła, pod odpowiednią, płaską perspektywą. Jeszcze bardziej wydłużała jego zmizerniałą, chudą twarz. Opięte cienką skórą nienaturalne (kątami, myślę kątami) kości policzkowe stały się sylwetką stromych gór. Ma dwie, poziome, szczupłe zmarszczki na czole i malutkie, groteskowo małe uszy. Powykrzywiane jak artretyzm.

Cała jego nienaturalna twarz nie byłaby taka przerażająca, gdyby nie rozprzestrzeniające się w poprzek niej żabie, potworne usta, z wcięciami na skórze, okalającymi je niemal całkowicie. I jeszcze ten podbródek, wystający zza linii szczęki, tworzący zastraszającą krzywiznę.

Lecz to wszystko, te wszystkie oznaki nienaturalności chowają się przy jednym, jedynym akcentem, który wrzyna się w mózg i pozostawia w nim głęboką szramę.

Podążają za tobą.

Nieważne, gdzie jesteś, śledzą cię jak półki.

Czerwone oczy z białymi źrenicami.

*

zielony, nie różowy, cholernie niewygodny

*

W zbiorowej (wspólnej) łazience było okrągłe lustro.

Krzywe lustro.

Powiększające, pokazujące twój zarost dokładniej.

Boję się LUSTER, pająków, kobiet, horrorów, korytarzy korytarzy korytarzy koryatrzy korytarzy

*

Miał jasne, rzadkie włosy, przypominające wyglądem wczesne włosy niemowlaków. Siwe, niemal przezroczyste. Jest ich mało, można dostrzec żyłki pod cienką jak membrana skórą zaciskającą się wokół czaszki.

A pod ustami?

A co on do jasnej cholery ma pod tymi płazimi wargami?

Kępkę nieogolonego zarostu, czy krzywe fałdy skóry?

*

Kredki są naostrzone, naostrzone jak ołówki.

(boję się ołowków)

Ha ha ha.

He.

Śmieszne.

Kretki.

Kre-T-ki.

*

Krzywe lustro krzywe lustro krzywe lustro be.

Złe lustro. Krzywe lustro.

Pasta na moich zębach sprawiła, że wyglądają na jeszcze bardziej żółte niż w rzeczywistości są. Mam takie wampiryczne trójki. Trzecie zęby od pierwszych. Górne. Są troszkę ostre, prawie jak szczyty gór.

Kilimandżaro.

*

                              Nektarynka, nektarynka,

                              Turla się, chrobocze jak katarynka,

Nierówna powierzchnia, jak na księżycu,

                              Zaraz spocznie na twoim licu.

  

                              Skórka, skóreczka, skórusia, skóryczynka,

                              Śpiewa w cieniu ojca mała dziewczynka,

 

 

*

Nagle przychodzi mi do głowy głupia, głupia, głupiutka ha ha myśl. Wpatruję się w zabarykadowane zasłonę od kabiny prysznicowej. Szoruję zęby, jak mopem podłogę.

Pod linoleum na korytarzu hotelowym.

korytarzy korytarzy korytarzy korytarzy

Czy mi się zdaje, czy zasłona się leciutko porusza? Jakby muskana porywem bryzy z otwartego, zalatującego zimnem okna?

          Tak czy nie, tylko sprawa jest taka, czy to jest pytanie, czy stwierdzenie.

*

Czemu do kurwy nędzy mam pomiędzy opuchłymi palcami mam ten pieprzony różowy długopis, skoro przed momentem był w okropnym, mdłym odcieniu zieleni!?

*

                              Skakanka, skakaneczka,

                              nektarynka, nektarynka..

                              ..

                              ..

 

 

*

Czemu w kartonowym pudełku, otoczonym plastikową osłonką opakowania na cztery kolorowe długopisy (zielony, RÓŻOWY, fioletowy, żółty) znajdowały się po kolei: mdło-zielony, przerwa, fioletowy, ciemnożółty? Dlaczego mam teraz w dłoni różowy długopis, tak cholernie kojarzący mi się z kucykami Pony, zawodzącymi wysokimi głosikami? Mógłbym przysiąc, że jeszcze przed chwilą dzierżyłem w ręce długopis koloru

*

Guz mnie ciągnął.

Nie potrafiłem tego inaczej nazwać.

Ciągnąłem się delikatnie za włosy na tym guzie.

Nie wiem, czy delektowałem się tym uczuciem.

Było dziwnie inne od wszystkich bodźców, których doznawałem na co dzień.

(takich jak przyjemność seksualna płynąca z krótkiej onanizacji, czy nutka goryczy w porannej filiżance herbaty, czy rosnącego zirytowania, powstałego podczas trwania w korku w centrum miasta.)

Ciągnąłem się za włosy na wyrośniętym pagórku z krwią w środku, a guz mnie ciągnął.

I wciąż nie potrafiłem nazwać tego uczucia.

*

Odsuwa się jeszcze bardziej, ta zasłona, i z początku głupia, głupia, głupiutka myśl przeistacza się w zatrważające podejrzenie, potworne jak wodzący za mną wzrok czerwonych oczu bez źrenic chudej postaci z rysunku pod odpowiednią perspektywą z żabimi, rozciągniętymi ustami. Podejrzenie, że to może być rzeczywiste, nie to podejrzenie, ale sama idea. Idea mojego lęku.

Boję się pająków, kobiet, horrorów, korytarzy, korytarzy korytarzy korytarzy korytarzy korytarzy korytarzy..

..ciemnych postaci i widzę jej dłoń, ciemną dłoń ciemnej postaci wychylającą się zza leciutko odsłoniętej zasłony. To oczywiste; ciemna dłoń wysuwa się, by odsunąć zasłonę, bo bez dłoni nie dałoby się jej odsunąć. Moje serce już nie bije - ono łomocze, chcąc uciec, ale moje ciało uciec nie może; skamieniało. Jak penis siedemnastolatka, gdy ten zobaczy nagie kobiece piersi.

Zasłona odsuwa się dalej, ja przestaję szorować zęby

*

                              Nektarynka, skakanka..

                              ..

 

 

*

PRZED CHWILĄ BYŁ ZIELONY, NIE RÓŻOWY, NIE RÓŻOWY

*

i trzymam tak szczoteczkę, pełno mi od piany w ustach. Mała kapka spada na umywalkę, ale nie słychać jej. Widzę już ciemne przedramię i mój mózg nie pracuje praktycznie w ogóle. Nie rozważa nawet opcji ucieczki, która powinna być odruchową u tak prymitywnego zwierzęcia, jakim jest człowiek. Moje serce już nie bije, ono łomocze, chce uciec.

(zaostrzona kre-T-ka)

Wtedy przychodzi mi do głowy głupie, głupie, głupiutkie.

Ale tylko z początku takie się wydaje.

(ostry długopis, ZIELONY w mojej RĘCE, RÓŻOWEGO już nie ma, boję się długopisów, ZAOSTRZONYCH DŁUGOPISÓW)

Zasłona odsłania się do połowy, moje zmęczone oczy dostrzegają tors ciemnej postaci. Możecie nie zgadnąć, ale tors jest równie ciemny, co ciemna ręka.

Boję się ciemnych rąk.

(jak skamieniały penis)

Szybki numerek, szybka decyzja.

Lepkie od piany rozprowadzonej po zębach, których trójki są wampiryczne, zaciskają się mocniej.

Kapka piany ląduje w moim przełyku, powodując niemiłe drapanie.

(Chociaż w zasadzie nie wiem, jak odebrać to uczucie. Jest tak zupełnie inne od wszystkich innych bodźców, które odczuwam co dnia.)

Gardło nie zając

*

                              ..skakanka..

                               ..nektarynka..

                               ..

 

 

*

nie ucieknie. Nie ucierpi. Wyczuwam w dłoni szczoteczkę, przymierzam się, a widzę, a widzę ciemną postać, sunącą ku mnie jak mgła ku lądowi znad oceanu.

Zamaszystym, zdecydowanym ruchem wkładam szczoteczkę w głąb gardła.

*

korytarzy korytarzy korytarzy korytarzy korytarzy korytarzy korytarzy korytarzy

*

Wpycham ją mocno, ku przełykowi, nierówna powierzchnia jak nektarynka, śpiewa w cieniu ojca mała dziewczynka.

Zainspirowany postacią Tomka.

 

(opowiadanie pochodzi ze zbioru ‘Podwodny krzyk weloryba’)

Rate this item
(0 votes)

Podziel się!

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial