Kuba Ptaszyński/Poruszony Umysł
NIŻ
Pisali sprawdzian. Klasę przepełniała cisza, jak zimowe powietrze wypełnia mróz. Nauczycielka stukała kwadratowymi obcasami, polując na ściągających uczniów. Co jakiś czas jeden z licealistów wywoływał szelest, przewracając swoją kartkę.
Kiedy udająca spokojną nauczycielka podeszła do biurka i zaczęła układając je w chorobliwie równe arkusze, Tomasz Bednarz usłyszał odległe wibracje czyjegoś telefonu. Facetka najwyraźniej tego nie usłyszała, albo udawała, że nie słyszy. Tomek bezwiednie policzył sygnały. Doszedł do ośmiu krótkich, urywanych brzęczeń i czyjaś komórka umilkła.
Chłopak odetchnął i odłożył długopis. Więcej się nie nauczył.
Zaraz.
Odezwał się jego telefon komórkowy, wibrował, wciśnięty w kieszeń dżinsów. Tomasz nie poruszył się. Po pierwsze; nauczycielka go nienawidziła i zaliczyłaby odrzucenie nadchodzącego sygnału jako ściąganie, a po drugie – już wiedział, CO usłyszałby w słuchawce. Po co właściwie odbierać połączenie, skoro doskonale wiedziało się, że to najważniejszy moment w twoim życiu? Nie chciał wyjmować komórki, bo gdy tylko poczuł wibracje, już wiedział, że dzwoni jego ojciec, i że dzwoni z wiadomością, że jego żona, a matka Tomka, nie żyje, że zginęła w wypadku samochodowym.
Rytmiczne drgawki komórki ustały. Po dwunastu sygnałach. Było, minęło. Właśnie przeżył najważniejszy moment swojego życia.
Nauczycielka, jak kościsty sęp, powróciła do patrolowania klasy piszącej zwyczajny sprawdzian. W następnej chwili Tomasz Bednarz zdał sobie sprawę, że reszta jego grupy też jest TAKA. Od teraz. Z niewiadomych przyczyn po prostu wiedzieli, co będzie. Przyszłość okazała się szara, jak jesienny deszcz, przetransformowała się z pesymistycznej niewiadomej. To dopiero ciekawe.
- Ten, kto już skończył, kładzie swoją kartkę białą stroną do góry! – oznajmiła facetka głosem suchym jak chrzęst łamanych gałęzi, irytująco wysokim jak alarm domofonu.
Tomek przekręcił swoją kartę do góry nogami i założył na siebie ręce. Jego ojciec nie zadzwoni po raz drugi. Będzie się bał.
*
Jest późny styczeń, śniegu nie ma, bo to jedna z tych typowych, polskich zim, co to zamiast śniegu jest szara kasza. Jest już po dwudziestej i dwaj ministranci wracają z długiej kolędy; jeden odprowadza drugiego. Nazywa się Jacek i eskortuje o dwa lata młodszego Aleksandra. Alex to niski, gruby bachor i ma duże, brązowe oczy. Myśli, że wszystko mu wolno.
W pewnym momencie podbiega do najbliższej klatki, dzwoni do losowego mieszkania przez domofon i, gdy jakiś stary mężczyzna odbiera, krzyczy coś niezrozumiałego i ucieka z idiotycznym piskiem. Chce przebiec obok Jacka, ale ten łapie go za pluszową kurtkę z H&M’u – jest w dotyku jak plastikowa reklamówka.
- Czemu to zrobiłeś? – warczy starszy chłopak. W środku aż cały skwierczy.
Mały wzrusza ramionami i odtrąca zaciśniętą na jego ramieniu rękę kolegi. Na jego twarzy sterczy naiwny uśmiech.
- To było dobre, co? – dyszy, jego głos jest głosem durnego dzieciaka.
- Nie, to nie było DOBRE. – burczy zirytowany Jacek. Nie wie, za które grzechy poszedł z tym cepem na trzygodzinną kolędę. – Jesteś strasznie dziecinny, Alex. Tandetny i totalnie do bani. Nie wiem, czemu jeszcze z tobą wytrzymuje, ale niedługo puszczą mi nerwy.
- Co? – Aleksander nie rozumie, ale najwyraźniej po chwili coś u niego zaskakuje. – Nie.
Jacek zastanawia się, czy dostałby zbrodnię w afekcie, gdyby teraz zaciukał tego gnojka.
- Sam jesteś głupi. – dodaje Alex i starszy ministrant myśli, że zbliża się do eksplozji.
- Nie, nie jestem. – odzywa się wreszcie, daje upust swoim emocjom, mówi niewyraźnie. – To ty jesteś głupi. Jesteś rozpuszczonym bachorem bez żadnych zasad. Myślisz, że wszystko ci wolno, ale tak nie jest.
Aleksander zastanawia się przez chwilę i Jacek już jest skłonny uwierzyć, że jednak jego uniesienie da COKOLWIEK, lecz młody odpowiada:
- Nie, sam jesteś bachorem. - i dodaje: - I nie jestem rozpuszczony.
Są przy jego klatce. Wcześniej umówili się, że podzielą zdobyty majątek w środku. Alex go wpuszcza. Już nie poruszają tego tematu, dzielą pieniądze.
*
Łukasz Chlorek podszedł do dwóch najbardziej ‘modnych’ w gimnazjum dziewczyn z klasy; Julii i Dominiki. Osaczyły jego kolegę – Mateusza i zawzięcie go podrywały. Obie miały na twarzach najdroższe podkłady, czarne od tuszy powieki i bez ustanku robiły z ust dzióbki, by sprawiać wrażenie seksownych.
W dłoniach Chlorek trzymał notes i długopis. W jego głowie buzowało.
- O, cześć, Łukaszku! – zapiała Julia i pokazała mu wydatny dzióbek na powitanie.
- Ta, cześć, mam do was małą sprawę. – odparł Łukasz.
- Proszę bardzo. – zabrała głos Dominika i, ni z gruchy ni z pietruchy, pocałowała Mateusza w usta. Oderwała się od niego z przeciągłym odgłosem wyciąganego z wanny korka.
- Powiedzcie mi, proszę.. - zaczął Chlorek. – ..co muszę zrobić, żeby być taki jak wy?
Julia zdziwiła się tak bardzo, że aż wypuściła ze swoich kleszczy prawą rękę Mateusza.
- Jak to JAK MY? – zaakcentowała dobitnie Dominika, chciała dać mu do zrozumienia, że nie może być taki jak one i obrzuciła go spojrzeniem pełnym przerysowanej pogardy.
- No normalnie. – Chlorek wzruszył ramionami. – W co się ubierać, jak się zachowywać, co robić z włosami i tak dalej..
Julia obruszyła się i wwierciła się w Łukasza wściekłym spojrzeniem, jak rasowy kot patrzy się na najtańszą karmę.
- Bądź naturalny. – powiedziała i ostentacyjnie machnęła zgiętą w nadgarstku ręką. Jej małe paznokcie błyskały agresywną, krwistą czerwienią. – No i wiesz.
- W ogóle weź! – warknęła nagle Dominika i przewróciła oczami tak wyraźnie, że przez dłuższą chwilę widać było jej białka. Wyróżniały się porażająco od czarnych powiek.
Łukasz Chlorek patrzył na nie dwie i zastanawiał się, do czego tak właściwie zmierza świat. Dziewczyny do tej pory nie załapały jego ironii.
- Przede wszystkim musisz słuchać PRAWDZIWEJ muzyki. – podjęła Julia. – Na przykład One Direction, Justina Biebera, czy Seleny Gomez. Musisz jeszcze zapuścić sobie włosy i ułożyć je tak, żeby po bokach wchodziły ci w oczy.
- Musisz jeszcze nosić najciaśniejsze czerwone rurki, w jakie się wciśniesz. Koniecznie spuść krok do połowy ud, wtedy będzie okej. – Dominika zmierzyła z litością w oczach najzwyklejsze dżinsy Łukasza. – Ubieraj tylko o dwa rozmiary większe koszulki, żeby kończyły się tam, gdzie zaczyna się krok w spodniach. Ta, co teraz nosisz jest zdecydowanie za mała. Do tego, tak ubrany musisz chodzić bardzo wolno, wiesz, udawać, że nic ci się nie chce.
Koszulka Chlorka sięgała mu za pas.
- A Facebook? – wypytywał chłopak, udając, że uważnie notuje.
- Najlepiej będzie, jeśli zaprosisz wszystkich z gimnazjum. – pośpieszyła z pomocą dla zagubionego kolegi Dominika. – Akceptuj każde zaproszenie i instaluj każdą apkę jaka jest. I oczywiście rób sobie dużo zdjęć na kamerce i wrzucaj na tablicę.
- Dobra. – Łukasz zastanawiał się, kiedy powiedzieć im, że robi sobie z nich żarty, ale zdecydował, że jeszcze się wstrzyma. – A.. z kim właściwie mam się kumplować?
Julia zrobiła kwaśny grymas. Nie wyszło jej to najlepiej. Zerknęła wymownie na Maćka i Andrzeja. Byli tacy sami jak Łukasz – niedzisiejsi.
- Na pewno nie z NIMI. – chorobliwie wydłużone rzęsy zatrzepotały, gdy wskazywała ruchem głowy na najlepszych kolegów Chlorka.
- Wiesz.. – Dominika też zafalowała nadnaturalnymi rzęsami. Wydawało się, że aż na chwilę straciła swoje zainteresowanie Mateuszem. – Możesz się ‘zakolegować’ z nami. Może wyjdziesz na ludzi.
BIBLIOTECZKA