Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Nowy Wróg

SORATA

 

 

NOWY WRÓG

 

— Śmierć jest przywilejem.

Przerwał mu, odkładając książkę na okrągły stolik. Na chwile jego wzrok przykuł tańczący płomień świecy. Denerwowała go ta rozmowa. Irytujący głos mężczyzny był pełen fałszywych nut. Nut podszytych strachem. Tak długo zamknięty w tym pomieszczaniu zaczynał bredzić.

— Coś powiedział?

— Śmierć jest przywilejem, na który tylko nieliczny mogą sobie pozwolić. — oparł dłonie na podłokietnikach i powoli wstał. — Większość z was, wyrwa ją dla siebie. Nie zastanawiacie się nad konsekwencjami przedwczesnego końca.

— Mówisz o tym, jak o luksusie.

— Mówię o niej — zaakcentował ostatnie słowo — jak o czymś, co przysługuje tylko wybranym.

— Bredzisz. — mężczyzna prychnął — Wydaje ci się, że rozumiesz ludzkie odczucia. Siedzisz tu od tak dawna, pewnie nawet nie wiesz, który mamy rok.

— Jest 1774 rok. Mamy nową królową. Świat dalej pełny jest hipokrytów takich jak ty.

Nieznajomy zapowietrzył się i wykonał chaotyczny obrót. Szukał wyjścia, jakby zapomniał, gdzie jest. Drzwi, które prowadziły na wolność, znajdowały pół metra od niego. Musiał minąć niską kanapę i sięgnąć do klamki. Wolność była na wyciągniecie ręki. I chociaż od długich godzin spierali się na temat śmierci, dalej nie chciał zostawić go w spokoju.

— Już nie wiem, czy przyjście do ciebie było dobrym pomysłem! Wydałem ostatnie pieniądze na to spotkanie.

— Więc wyjdź. — przerwał mu łagodnie.

Potok słów ucichł w sekundę. Nie zależało mu na rozmowie. Był gotowy do wyjścia, od lat spacerował jedynie nocą. Tego dnia, gdy wkładał płaszcz, usłyszał pukanie. Zaskoczenie było tak duże, że zapomniał o narzuconych zasadach bezpieczeństwa. Kierowany ciekawością otworzył drzwi. Spodziewał się gazeciarza lub właściciela kamienicy. Zamiast nich zobaczył mężczyznę w średnim wieku. Rzadkie włosy uciekały spod filcowej czapki. Co chwilę ocierał pot z twarzy, szukając wzrokiem tylko sobie znanych detali. Na widok Nicolasa wycofał się lekko. Chyba nie spodziewał się go zobaczyć.

— Tak? Pan w jakiej sprawie?

— Czy tu mieszka Nicolas? — zapytał szeptem.

— Tak.

— Kiedy wróci? Mam pilną sprawę do niego.

Chłopak zdusił kwaśny uśmiech i spokojnie odetchnął.

— Gdzie moje maniery. — wyciągnął dłoń. — Jestem Nicolas Pretre.

Zapadła cisza. Gdzieś w oddali trwało beztroskie życie, jednak za daleko by nieznajomy mógł usłyszeć.

— Proszę ze mnie nie kpić. Szukam prawdziwego Nicolasa. Powiedziano mi, że może mi pomóc.

Chłopak zacisnął usta i sięgnął po rękawiczki. Postanowił zignorować nieproszonego gościa. Przywykł do takiego traktowania. Jeśli nieoznajmiony nie chciał zaakceptować faktu, powinien odejść. Jednak nadal stał na progu z mokrą chusteczką w dłoniach.

— Oni nie mówiła, że jesteś taki młody.

Zamarł, słysząc charakterystyczną zmianę w tonie. Wiedział, kim jest ona. Jeśli Gabriela przysłała go tu, powinien chociaż wysłuchać co ma do powiedzenia. Z szacunku do niej i tego, co dla niego zrobiła. Zaraz przed oczami pojawiła się znajomą twarz. Zawsze stał obok niej. Nie, nie mógł o nim myśleć.

Nagle ocknął się, przypominając sobie, gdzie są. Głód doskwierał tak bardzo, że był gotowy wyjść z domu bez uprzedzenia. Mijała właśnie kolejna godzina zmarnowana na bezsensowne tłumaczenia. Wiedział doskonale, co kierowało Gabrielą, przysyłając do niego następnego zagubionego. Odmówił za pierwszym razem i postawił sobie za cel odmawianie jej za każdym razem.

— Nie wyjdę, dopóki nie dostanę konkretnej odpowiedzi.

Nicolas starał się nie okazać gniewu, ale ciągle wracali do punktu wyjścia.

— Czego chcesz? Oczekujesz, że powiem ci to, o czym myślisz. Przyszedłeś, bo miałeś nadzieję, że potwierdzę twoje myśli. Usłyszałeś coś zgoła innego. Coś, co burzy twój światopogląd.

Mężczyzna ciężko oddychał. Szum krwi zdawał się wypełniać cały pokój. Widział wszystko w czerwieni. Był w stanie poczuć jej smak. Odsunął się w głąb, ale natarczywy zapach zadomowił się w jego mieszkaniu. Przywykł do ignorowania pragnienia. Po wielu latach spędzonych w towarzystwie Gabrieli wiedział, że nie tak chce żyć.

Prychnął głośno.

— Wiem, kto cię tu przysłał. Wiem, czego ona oczekuje. Niestety wpadłeś w pułapkę. Nie kierowała nią chęć pomocy zatroskanemu mężczyźnie. Szukasz powodu, aby odebrać sobie życie. Boisz się końca, dlatego zaprzeczasz wszystkiemu, co powiem. Nie wiem, ile o mnie wiesz i pewnie jeszcze mniej chciałbym ci zdradzić. Jeśli tego chcesz, to w dolnej szufladzie za tobą jest nóż. Przebij sobie serce, podetnij żyły. — czuł, że gniew wkrada się w jego głos. — Zrób to, jeśli masz wystarczająco odwagi.

Mężczyzna cofnął się. Nicolas zadawał sobie sprawę z tego, co widział. Blada skóra, wyraziste oczy. Zapomniał się, przez co pewnie pokazał zęby. Starał się panować nad sobą, nie wykonywać gwałtownych ruchów, które mogły przerazić gościa. Jednak z każdą chwilą coraz bardziej chciał mu pokazać, kim jest. Poza krótką satysfakcją nie czułby nic więcej.

— Znalazła mnie, gdy topiłem smutki w tanim winie. Nie znam jej tak jak ona mnie. Mimo to doskonale wiedziała, co czuję. Powiedziała, że pomożesz mi zrozumieć, czym jest koniec. Zamiast tego wkładasz mi nóż w dłonie. Jesteś okrutnym człowiekiem.

— Człowiekiem? — zapytał rozbawiony. — Dla was śmierć jest końcem. Ostatecznym celem. Nie da się tego uniknąć. Po wszystkich cierpieniach, jakie cię dotknęły podczas żałosnej egzystencji, będziesz wyczekiwał jej z utęsknieniem. Widocznie nie cierpisz tak bardzo, jak myślisz.

Zgasił płomień świecy, ściskając knot palcami. Zapomniał, czym dla nich jest ogień. Jego ciepło kusiło. Pewnie dawno rzuciłby się na stos, gdyby dalej miał obserwować tamte okrucieństwa. Jeśli ten człowiek, kolejny rozczarowany życiem mieszkaniec pragnąłby śmierci wystarczająco, żeby o nią błagać, zabiłby go własnymi rękami. Nie wiedział czemu, ale chciał odwieść go od tego pomysłu. Był tylko zagubioną duszą, która po utracie ukochanej nie mogła znaleźć miejsca.

— Kochałem ją. — załkał. — Bez niej nic już nie ma znaczenia.

— Miłość ponad życie. Więc dlaczego nie niej nie dołączysz? — Nicolas podszedł bliżej niego. — Zrobić to za ciebie? Mam ci podać ostrze?

Mężczyzna szarpnął się i odskoczył. Wszystko było jasne. Wcale nie chciał śmierci, a spokoju. Czegoś, co miało ochronić go przed cierpieniem. Nicolas uderzył dłońmi w drewno. Zaskrzypiało głośno. Nie miał pojęcia, jak dotrzeć do tego człowieka. Nie wiedział, po co to robi. Jeśli była to swego rodzaju próba odkupienia win, to nie zdawał sobie z tego sprawy. Zabił wielu ludzi, głównie przestępców. Widok zranionej duszy przypomniał mu, jaki był w młodości. Istota, stworzona, by odbierać życie, próbowała je ratować.

— Wy wszyscy myślicie, że nie ma nic straszniejszego od zapomnienia. Koniec, który was przeraża, jest tak naprawdę wybawieniem. W końcu, po tylu latach możesz odpocząć. Dlaczego więc boisz się zakończyć to teraz?

Na chwilę zmarszczył brwi. Chyba zaczynał rozumieć. Przestał zasłaniać się nonsensownym pragnieniem i poświęcił czas na myślenie. Nicolas żałował tylko, że zajęło im to tyle godzin.

— Co będzie potem?

— Nie wiem, nikt tego nie wie. Musiałbyś sam spróbować. – westchnął. – Zjawiłeś się nieproszony, bo sądziłeś, że powiem co jest dalej. Skąd przyszło ci do głowy, że ktokolwiek chodzący po ziemi ma wiedzę na temat tego, co jest po śmierci?

Mężczyzna pokręcił głową.

— Nie. Ona by tego nie chciała.

— Twoja ukochana?

— Yvette… Jeśli szukałbyś kiedyś definicji życia to ona nią była. — usiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach. — Ciągle pamiętam ten wieczór. Wyszła tylko do kawiarni. Miałem odebrać ją po godzinie. Chciałem, żeby bezpiecznie wróciła.

— Co się stało?

Wbrew sobie zainteresował się historią. Nie powinien go słuchać. Jeszcze kilka minut a głód sprawi, że sięgnie po to, co ma najbliżej.

— Było zbiegowisko. Dwie ulice od jej kamienicy. Znaleziono jej ciało. — zakrył usta, jakby poczuł coś ohydnego. — To musiało być zwierzę. Miała rozszarpane gardło. Nie... Nie chce o tym mówić.

Poderwał się szybko i po omacku zaczął szukać czapki. Coś w tym opisie przywoływało wspomnienia, do których nie chciał wracać. Wczesny wieczór, ciemna alejka i młoda kobieta. Chociaż bardzo się starał, ciągle wracał do niego doskonale znana mu twarz.

Nie zatrzymywał go, gdy naciągnął płaszcz i w pośpiechu opuścił mieszkanie. Do reszty wniosków musiał sam dotrzeć, ale Nicolas był pewny, że nie prędko usłyszy o jego śmierci. Kusiło go, aby odszukać byłego przyjaciela, ale najpierw musiał zaspokoić głód.

***

Znalazł go niedaleko cmentarza Les Innocent. To miejsce przyciągało ich co kilka nocy. Całkowicie opustoszało po ostatniej wizycie. Zapach mokrej ziemi, ciepło ognia i nieustannie wdzierające się do uszu szepty. Myślał, że zwariuje od tego, gdyby nie zjawili się jego przyjaciele. Nienawidził ich wtedy za tajemnice i jednocześnie błagał, aby go ocalili. Byli jak zachód słońca. Złoto i ogień. Ich dusze, mimo że martwe parzyły jak ogień. Widział to jeszcze przed zmianą.

Nie minął rok, odkąd opuścił ich grono. Nie wiedział, czy to resztki dawnej zażyłości, czy nowa więź między uczniem i mistrzem przyciągała Nicolasa tam, gdzie polował. Zawsze czekał, aż skończy, nie chciał patrzeć na zabawę w kotka i myszkę. Był pewny, że za śmiercią Yvette stoi jego były przyjaciel.

Blondyn zdawał sobie sprawę z obecności Nicolasa, dlatego wypowiedziane głośno pytanie nie zaskoczyło go.

— Skończyłem. Długo będziesz się czaić? Przecież robisz to samo.

Westchnął i wyszedł z cienia. Marna kryjówka, biorąc pod uwagę ich wyostrzone zmysły. Starał się nie patrzeć na blade ciało młodego marynarza. Zapuścił się daleko od portu. Szkoda, że zamiast uciech spotkała go śmierć.

— Wiem, po prostu nie chcę patrzeć.

Minął chłopaka i stanął przed przyjacielem. Żałował, że nie może go już tak nazywać. Jak zawsze elegancko ubrany, zgodnie z najnowszą modą.

— Dawno cię nie widziałem. — szepnął.

Wyciągnął dłoń, aby dotknąć jego policzka. Zaraz jednak zacisnął palce i odsunął się. Przyszedł do niego, aby porozmawiać o Gabrieli. Nostalgia musiała ukryć się głęboko w sercu, by nie kusiła.

— Wiesz, gdzie jest Gabriela?

Lucas wykrzywił usta w złośliwym uśmiechu. Jeszcze niedawno mogli porozumieć się bez słów. Obrazy samy napływały do niego. Nagle jednak pozostała tylko pustka. Nicolas nie wiedział, czy dawny towarzysz nabył kolejną umiejętność, czy to wina rozłąki. Odwrócił się do niego plecami. Pochmurna noc nie oferowała intrygujących widoków. Powietrze pachniało deszczem.

— Nie. Nie ma pojęcia, gdzie jest. Zniknęła dwa tygodnie temu.

— Musi być w Paryżu, skoro nie przestała szukać zagubionych.

— Już od dawna nie jestem w stanie powiedzieć, jakie myśli zaprzątają jej umysł. — podniósł głowę i spojrzał w ciemność nieba — Wróć do nas.

Nicolas uśmiechnął się. Wiele razy, gdy patrzył na skrzypce zamknięte w kufrze, przypomniał sobie pracę w teatrze. Tyle wydarzyło się od tamtego dnia. Dalej nie wiedział, dlaczego widok zranionej duszy porusza jego.

— Nie. — stanowczo pokręcił głową. – Doskonale wiesz, dlaczego nie mogę. Wasze…zabawy to torturowanie niewinnych.

Blondyn gniewnie zacisnął dłonie. Starał się opanować, ale ten temat zawsze go złościł.

— Jesteś wampirem! — krzyknął. – Tak jak my. Ile czasu minie, zanim zrozumiesz, że zabijanie leży w naszej naturze? Co za różnica jak? Ty to robisz we śnie, a ja uwodzę.

Nicolas skrzywił się, ale nie odpowiedział. Hipokryzja sączyła się z każdej jego wypowiedzi. Mimo to nie potrafił przestać. Uważał, że szybka śmierć, gdy ofiara nie ma pojęcia co się dzieje, jest lepsza niż zwodzenie.

— Wiesz jakie to uczucie. — kontynuował — Ty i ja doświadczyliśmy tego. Pamiętasz ból? Albo chłód? Nie miałem pojęcia, że umieram. Czysta ekstaza jest chyba wystarczającym zadośćuczynieniem za odebranie życia.

— Jeśli nasza egzystencja zależy od śmiertelników, powinniśmy traktować ich lepiej.

Blondyn zaśmiał się głośno. Odrzucił opadający na czoło kosmyk i wpatrywał się w Nicolasa z kpiącym uśmiechem.

— Wiesz, do czego zmierza twoje myślenie? Do upodlenia. Do niewoli. Jesteśmy doskonałymi istotami. Nasz wygląd, głos, wszystko to ma wabić ofiarę.

— Dlaczego?

Miał dość jego wykrętów. Wiele razy szukał odpowiedzi. Był pewny, że Lucas ich nie zna, ale coś zabraniało mu przyznać się do niewiedzy.

– Nie wiem. – rozłożył dłonie. – Nie wiem kto i dlaczego nas takimi stworzył.

— Pierwszy raz odpowiadasz szczerze — zdziwił się Nicolas.

— Zdążyłem zauważyć, że to jedyna droga do ciebie. — wzruszył ramionami. – Będę obok, aż mnie odrzucisz. Skoro wracasz, mam pewność, że jeszcze ci na mnie zależy. Odejdę, dopiero gdy będę miał pewność.

Ciemnowłosy odwrócił wzrok. Nie podobało mu się to. Przyjaciel był zbyt szczery i otwarty. Jeśli nie miał ukrytego celu w tej rozmowie, oznaczało to, że zwariował.

— Dlaczego tak ci zależy na tym?

— Mówisz o pomocy?

— Nazwij to jak chcesz — machnął ręką — Ratujesz ich. Odwodzisz od śmierci. Masz na tacy podany posiłek, a odtrącasz go.

Nicolas skrzywił się

— Nie mów tak o nich.

— Wybacz. Wiem, że to Gabriela podsyła ich do ciebie. Od tygodni obserwuję twoje mieszkanie i za każdym razem wychodzą.

— Wychodzą, bo nie dostaną tego, co chcą.

Blondyn zamyślił się.

— A jeśli dałbyś im to?

— Mam kłamać? Obiecywać cudowności po śmierci, żeby móc ich zabić?

— Tak. — odparł bez zająknięcia.

Nicolas wzdrygnął się. Nie sądził, że kiedykolwiek usłyszy z jego ust tak okrutne stwierdzenie. Widział jego zabawy, polowania. Jednak słowa zawsze trafiały głębiej.

— A czemu nie? Ludzie wpadają w depresję i szukają ukojenia. Czy tak wielkim problemem jest dla ciebie przyjemność?

— Oni nie chcą śmierci. Chcą wyjaśnień i pomocy.

— A potem co? — głos Lucasa zaczął brzmieć ostro — Starość, ból i nędza.

Nie wiedział co odpowiedzieć. Na własne oczy widział ten proces. Natura sięgała po swoje i z każdym rokiem zabierała więcej. Więcej siły. Więcej zdrowia. Więcej rozumu. Tacy ludzie byli zdani na łaskę rodziny, często gnębieni lub zaniedbywani.

— Wiem, o czym myślisz — zaczął, a jego głos był cichszy niż szelest — Widzę to. Daj im to. Jeśli tak bardzo chcesz pomagać, zacznij ich chronić przed większym cierpieniem.

— Nie. Stałem się nieśmiertelny z przymusu. Nigdy nie chciałem zabijać, żeby przeżyć. Skoro nie mogę pomóc sobie, postaram się, aby inni czerpali radość z życia.

— Chciałeś tego. Dobrze pamiętam to pragnienie na twoje twarzy.

Nicolas ze wstrętem odwrócił głowę.

— Byłem prawie obłąkany. Nie wiedziałem, co robię.

— Usprawiedliwiasz swoje pragnienia szaleństwem — warknął.

Ciemnowłosy chciał się na niego rzucić i wydrzeć każdą, najmniejszą informację. Przyszedł na cmentarz w poszukiwaniu sprawy śmierci Yvette. Kierowany czystą ciekawością, chciał poznać prawdę. W którymś momencie zboczyli z toru i na nowo rozdrapywali stare rany.

— Dlaczego to zrobiłeś? — zapytał cicho. – Dlaczego w taki okrutny sposób przedłużyłeś moje życie?

— Po tym, co ci zrobili w krypcie, miałem wrażenie, że straciłeś nie tylko krew, ale i duszę. To prawda, widziałem obłąkanie w twoich oczach.

— Było mnie zostawić na śmierć.

Blondyn podszedł bliżej drzewa i oparł się plecami o jego pień. Nicolas dawno nie widział takiego skupienia na jego twarzy.

— Kochałem cię. Jeśli byłem egoistą, wyrzuć mi to wszystko w twarz, ale nie mogłem cię zostawić. Chciałem zatrzymać cię przy sobie. Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy niż przez czas, gdy mieszkaliśmy razem.

Nie mógł na niego patrzeć. Nie chciał przyznać przed sobą i przed nim, że poświęciłby wszystko, aby odnaleźć go i dowiedzieć się, dlaczego zniknął. Nagle sam stał się nieśmiertelny. Tak jak on. Nie pragnął tego. Chciał prawdy, nawet jeśli miała zakończyć się śmiercią. Czuł obrzydzenie do samego siebie, ale strach nie pozwalał mu tego zakończyć.

Potrząsnął głową i starał się odnaleźć spokój. Potrzebował odpowiedzi, nie wspomnień.

— Dalej praktykujesz swoje… metody?

— Co masz na myśli?

— Sposób, w jaki dobierasz ofiary?

Lucas spojrzał na niego podejrzliwie. Splótł ramiona na piersi i oparł się o nagrobek.

— Do czego zmierzasz?

— Mężczyzna, który dziś przyszedł do mnie, szukał także odpowiedzi kto zabił ukochaną. Muszę przyznać, że godzina i sposób, w jaki umarła, bardzo przypominają mi schemat, który obserwowałem przez wiele miesięcy.

Blondyn prychnął cicho, a gdy Nicolas nie zareagował się szaleńczo śmiać. To było tak typowe dla niego. Kpina ze śmierci i brak lęku. Był stosunkowo młodym wampirem, a nosił się jak jeden z wiecznych.

— Sugerujesz, że zapolowałem na nią? — zapytał, odsłaniając, żeby.

— Tak, dokładnie tak myślę. Nie winie cię za to, ale po prostu chce wiedzieć.

— Przez ostatnie pół roku poluje głównie na młodych mężczyzn.

Wyglądał na prawie znudzonego, gdy opowiadał o swoich zachciankach. Nicolas przewrócił ozami i wstał. Wiedział już, że to nie Lucas stał za śmiercią Yvette. Jeśli nie on, to pozostawała zgraja z kaplicy. Nie chciał tam wracać, aż tak nie zależało mu na poznaniu odpowiedzi.

— Miło było cię zobaczyć — westchnął ciężko — Czas na mnie

Lucas złapał go z łokieć. Patrzył na przyjaciela lekko zaskoczony.

— Nie chcesz tego zbadać

— Po co? Wystarczy mi, że wiem, że to nie byłeś ty.

Poprawił kołnierz, czując zimne muśnięcia na karku. Ziemia pachniała zgnilizną, a zeschłe liście przykrywały każdy nagrobek. Mało mieszkańców zapuszczało się na ten cmentarz. Został nazwany przeklętym i zamknięty dla odwiedzających. Pod murami zalegały kwiaty przeznaczone dla zmarłych.

— Ja tam pójdę.

Lucas splótł dłonie na karku i uśmiechnął się. Tak, on mógł pozwolić sobie na wejście do krypty. Wszyscy bai siego jeszcze zanim odwiedził ich osobiście. Był pewny, że tam pójdzie i poszuka odpowiedzi. Nicolas westchnął ciężko i machnął ręką.

— Rób, co uważasz za słuszne. Wiesz, gdzie mnie znajdziesz.

***

Obserwował mężczyznę, ciągle czując na ustach ciepło. Euforia spowodowana zabiciem jak zwykle ulatniała się szybko, pozbawiając go również innych emocji. Walczył z chęcią odmówienia modlitwy. Wierzył, że przeklętą istotą, jaką się stał, nie miała brawa wypowiadać uświęconych sekwencji. Zamiast tego sięgną po różaniec i włożył zmarłemu w dłonie. Na dole trwało jakieś poruszenie. Rodzina zabitego powoli budziła się i za kilka minut mieli odkryć ciało. Nicolas robił to od tak dawna, że wytworzył niezawodną metodę. Upuszczenie kilku krople swojej krwi na ranę zasklepiało ją, a zabójstwo do złudzenia przypomniało śmierć we śnie.

Spojrzał za okno i zrozumiał, że zostało mu niewiele czasu. Złapał się parapetu i zwinne wyskoczył na zewnątrz. Opadł miękko na ziemię, od razu chowając się w cieniu. Uliczka była wyludniała, ale wolał nie ryzykować. Przeszedł go dreszcz, przypominając sobie rozmowę z przyjacielem. Nie znał silniejszego wampira od niego. Zaskakujące było, że żył dopiero rok, a budził postrach w całym mieście. Wbrew sobie Nicolas musiał przyznać, że brakuje mu tej dwójki. Skutecznie walczył z tęsknotą, atakując ją tym samym stwierdzeniem. Nie chciał patrzeć na cierpienie ludzi.

Był prawie pewny, że spotka go, gdy tylko dotrze do mieszkania. Uczucie oczekiwania dawało o sobie znać bardziej, niż chciał. Tak długo jego egzystencja sprowadzała się do wyczekiwania nocy. Może mógł zrobić coś dla tamtego człowieka i jednocześnie odkryć kolejny element tej dziwnej układanki. Ani Lucas, ani Gabriela zdawali się nie odczuwać potrzeby poznania prawdy. Jego to drażniło każdej nocy i nie pozwalało skupić myśli. Czuł, że tamta cmentarna grupa wie więcej, niż są w stanie przyznać. Jeśli ktoś mógł odkryć tajemnice, był nim Lucas.

Wyczuł go dobre kilkadziesiąt metrów przed drzwiami mieszkania. Nie był sam. Znajomy zapach przytłumiony lekko, ale dalej wyraźny. Wbił nogi w ziemię zaskoczony ich obszernością. Oprócz przyjaciela była tam też Gabriela. Najbardziej przerażał uderzający z daleka zapach krwi. Ich krwi.

Przyśpieszył, czując pełzający po skórze strach. Czekali przed drzwiami. Przypominające posągi dwie figury. Ukryci w cieniu z dala od ludzkich spojrzeń. Tylko on widział i czuł ich niepokój. Bez słowa wpuścił ich do środka. Gabriela od razu zaszyła się w kącie i zawzięcie przeszukiwała jego marne zbiory książkowe. Lucas usiadł na wysokiej ławie i ukrył twarz w dłoniach. Miał podarte, zakrwawione ubranie, a rana na ręku wyglądała wyjątkowo świeżo. Powinien dawno się uleczyć. Ten widok przyprawił Nicolasa o mdłości.

— Powiecie mi co się stało?

Kobieta znieruchomiała odwrócona tyłem do niego. Ewidentnie coś było nie tak. Skoro wróciła po pół roku, a Lucas w milczeniu kulił się w kącie, musiało dojść do czegoś strasznego.

— Nie wiem, kto to był. Ktoś silny. Silniejszy niż ja.

— Zaatakowali was?

— Nie — przerwała mu. — Tylko jego. Znalazłam go pod bramą cmentarza.

Nicolas wbił wzrok w przyjaciela, nie wiedząc co powiedzieć. W Paryżu nie było silniejszych wampirów niż ta dwójka.

— Nie pamiętam nic z tego co się stało. Ledwo wszedł do środka i wszystko spłynęło czerwienią. Słyszałem cichy śpiew, a zapach mokrej ziemi mieszkał się z dziwnym odorem kadzidła. Pomyślałem, że znowu odprawiają jakieś rytuały. Nie dane mi było wejść dalej. Ktoś powalił mnie na ziemię. Nie zdążyłem nawet mrugnąć, gdy ból rozlał się po całym ciele. Nie sądziłem, że możemy uczyć coś takiego.

— Nie rozumiem nic, z tego co mówisz — wtrącił się, czując rosnącą irytację. – Jakie rytuały, jaki wampir. Wiecie coś, czego ja nie, prawda?

Dwójka spojrzała na Nicolasa zmieszana. Wymienili spojrzenia, po czym Gabriela kiwnęła głową. Usiadała na ziemi i podciągnęła kolana pod brodę. Dopiero wtedy zauważył, że miała na sobie miękkie materiałowe spodnie, podobne to męskich jeździeckich oraz skórzaną kamizelkę.

— Podejrzewam… podejrzewamy, że w mieście pojawił się przywódca tej grupy. Skoro zaatakował Lucasa, musiał dowiedzieć się także i o nas.

— Sugerujesz, że będzie chciał się zemścić?

— Oczywiście, że tak! — krzyknął wzburzony Lucas.

Gabriela skarciła go wzrokiem, ale chłopak nic sobie z tego nie zrobił. Zerwał się na nogi i zaczął nerwowo chodzić w kółko. Jego zachowanie drażniło Nicolasa, dlatego złapał go za dłoń i pociągnął w mocno.

— W takim razie musimy uciekać.

— Co? — zapytali chórem

Spojrzał na nich z niedowierzaniem.

— Po to przyszliście, prawda? Chcecie uciec i mówicie mi o tym. Nie widzę innego rozwiązania.

Zapadła głucha cisza, w której dwójka gości wymieniała spojrzenia. Na początku Nicolas poczuł rozbawienie. Nawet wydał z siebie cichy chichot. Następnie strach zacisnął chłodną dłoń na sercu, odbierając oddech. Dalej milczeli, co podsyciło w nim gniew. Przenosił spojrzenie z Lucasa na Gabriele i z powrotem, ale żadne nie potwierdziło jego myśli.

— Nie! — cofnął się szybko — Nie wierzę. Wy chcecie tam wrócić?!

— To było logiczne, prawda?

— Nikki. — zaczęła delikatnie Gabriela — Wiesz, że nie mamy wyjścia. Jak uciekniemy, nie mamy gwarancji, że przeżyjemy. Równie dobrze on może nas szukać.

— Zwariowaliście! Do reszty odebrało wam rozum. Zmywajmy się stąd jeszcze przed świtem. Nie dacie sobie z nimi rady.

— Właściwie to mam plan — niepewnie głos zabrał Lucas.

W tym momencie coś ciężkiego uderzyło w drzwi, wyrywając je z zawiasów.

Rate this item
(0 votes)

Podziel się!

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial