Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Riff

SORATA

 

 

RIFF

 

Riff gitarowy to krótka melodia. Ktoś kiedyś powiedział mu, że w duszy człowieka riff pojawia się przed ważną zmianą. To mogła być przeprowadzka. Zmiana szkoły lub nowy związek. Uczucie szarpiące struny duszy zapowiadające coś wielkiego. Żałował, że nikt go nie ostrzegł przed tym. Może wtedy riff nie pojawiłby się tak nagle.

— Nat? Wróciłem!

Usłyszał zgrzyt zamka, a potem kroki w przedpokoju. Siedział na ziemi przeglądając zapisane piosenki. Znał każdą na pamięć. Czuł ich smak, a dłoń sama układała się do gry. Tęsknił za dotykiem strun. Zerknął na swoją rękę i poczuł mdłości. Naderwane ścięgna, niskie szanse na poprawę. Bez leczenia do końca życia będzie sprawiała ból.

Wściekle uderzył pięścią w podłogę. Drzwi do pokoju otworzyły się, a do środka wszedł Paul. Najpierw zaskoczony spojrzał na bałagan. Po chwili na jego twarzy pojawiła się troska oraz smutek. Musiał zauważyć rozrzucony papier nutowy.

— Nat, czy mogę…

— Nie. – westchnął. – Nic się nie stało. Zaraz to posprzątam.

— Chciałem porozmawiać o leczeniu.

Chłopak zatrzymał się w połowie zbierania kartek. Zacisnął dłoń na nich niszcząc strukturę. Mężczyzna czekał na reakcję brata. Nat spojrzał na niego posępnie, ale kiwnął głową.

— Rozmawiałem z lekarzem. Jest szansa, żebyś uzyskał dofinansowanie. Wpisali cię na listę oczekujących.

— Wiesz, jak pocieszać. – parsknął

— Staram się pomóc – odparł smętnie. – Przed tobą są ledwo cztery osoby. Nie możemy tracić nadziei.

— Doskonale wiemy, ile pieniędzy pochłonie to leczenie. Nawet z pomocą to mnóstwo opłat.

Paul nerwowo przeczesał włosy. Usiadł na podłodze przed bratem i sięgnął po kartkę. Nat patrzył na niego nieufnie. Nie byli prawdziwymi braćmi. Blondyn był synem jego ojca z pierwszego związku. Ponad piętnaście lat starszy od Nathana.

Chłopak nie miał pojęcia, dlaczego zaaferował mu swoją pomoc. Przygarnął do siebie chorego nastolatka wiedząc, że ma małe mieszkanie i niepewna pracę.

— Co dziś robiłeś? Jadłeś coś? Może wyjdziemy do parku?

Jego szczera mina zdradzała lekką troskę, co nieumiejętnie maskował uśmiechem. W jednej chwili chłopak poczuł się winny. Nie widział sensu w żadnej czynnością, która nie wiązała się z muzyką.

— Nie dzięki – szepnął. – Posprzątam to i odpocznę.

Paul zacisnął usta i pokiwał głową. Nat czuł, że sprawia same problemy, ale nie potrafił tego naprawić. Nie mógł pozbyć się myśli, że jego brat wymusza na sobie zajmowanie się nim. Unikał jego wzroku i czekał aż opuści pokój.

W końcu wstał, zabrał marynarkę i sięgnął do klamki. Zawahał się jakby chciał coś dodać, ale zrezygnował i zamknął drzwi za sobą. Zrezygnowany Nat oparł głowę o materac i wbił wzrok w sufit. Leki przeciwbólowe kusiły. Chciał wziąć kolejna tabletkę, żeby tylko nie czuć. Nie czuć bólu. Nie czuć goryczy. Nie czuć tęsknoty.

Znowu wracał wspomnieniami do wypadku. Minęły dopiero dwa tygodnie. Pomniki na grobach rodziców nosiły ślady świeżości. Mimo to chciał zapomnieć. Nie przypominać sobie zapachu krwi i widoku ich zaciśniętych dłoni. Gdy wybuchły poduszki powietrzne, jego pas się zaciął. Szarpnięcie złamało mu obojczyk, a przedramię zostało zmiażdżone przed drzewo. Gdyby pomoc nadjechała szybciej istniała szansa, że operacja uratowałaby ścięgna i kości.

Potrzasnął głową. Nie powinien o tym myśleć. Sięgnął do szafki nocnej. Dopiero gdy trafił na pustkę przypomniał obie, że Paul schował leki. Zrobił to drugiego dnia, gdy zauważył jak dużo ich brał Nathan.

Rozejrzał się po pokoju, do którego nie potrafił się przyzwyczaić. Na szybko urządzony pachniał kurzem i starą kawą. Obok kartonów z jego ubraniami stały ozdoby choinkowe i nieużywane naczynia. Unoszące się w powietrzu drobinki kurzu były jedynym ruchomym elementem w pomieszczeniu.

Nagle ciszę rozdarł dźwięk telefonu. Jego przyjaciel Matt dobijał się do niego od rana. Nat uśmiechnął się sucho, ale nie odebrał. Poczucie winy bolało równie mocno jak rany. Coś blokowało go przed rozmową. Czuł, że jeśli otworzy usta, rozklei się. Ostatnie czego potrzebował to wieczór przepełniony szlochem

Opadł na ziemie i skulił się. Co chwilę próbował zacisnąć dłoń, ale palce tylko drżały. Sfrustrowany kopnął w nogę łózka. Jeśli wydarzenia potoczyłby się inaczej siedziałby w garażu Matthiasa i stroił gitarę. Potem zagraliby w jakieś RPG lub poszli pograć na boisku w parku. Zamiast tego kulił się na podłodze szukając ukojenia w ciszy. Wyłączył każdy sprzęt, żeby nic nie przypomniało mu o muzyce.

W tej pozycji znalazł go Paul. Po godzinie od ich rozmowie przyszedł poinformować go o kolacji. Bez słowa pomógł mu wstać. Nathan chciał go przeprosić i podziękować za pomoc, ale gardło miał ściśnięte. Mężczyzna opowiadał o swojej pracy, jakby nie uraziło go zachowanie brata. Nat grzebał widelcem w kawałku ryby i rzeczywiście starał się go słuchać. Sprzedaż samochodów była mu obca, ale chciał okazać zainteresowanie. Nie mógł pobyć się wrażenie, że Paul wszystko robi z przymusu.

— Dlaczego mnie wziąłeś? – wypalił bez zastanowienia.

— Co?

— Jesteśmy słabo spokrewnieni. Znam cię jedynie ze zdjęć. I nagle przygarniasz mnie po śmierci rodziców.

Paul odepchnął krzesło i założył ramiona za głowę.

— Miałem nadzieję, że unikniemy tej rozmowy – westchnął. – Prawdopodobnie nie uwierzysz w moje słowa, ale skoro zacząłeś temat to powiem. Nie wracałem do ojca przez twoją matkę. To ona wymusiła na tacie wysłanie mnie za granicę. Gdy tylko zaszła w ciąże poczuła, że ma go na własność. Postawiła warunek. Ona i dziecko albo ja. Nadal nie wierzę, że się zgodził. Jak sam wiesz, jego firma była ogromna dzięki czemu zdołał opłacić naukę.

— To nie prawda. Mama na pewno nie byłaby taka okrutna!

Wszystko co mówił nie miało sensu. Odkąd pamiętał matka mówiła, że to Paul porzucił ojca i uciekł z kraju. Obarczała go winą za częste ataki stresu u ojca. Jednak, gdy zastanowił się nad tym mocniej nie mógł przypomnieć sobie, aby tata mówił coś złego na temat syna. Wszystkie docinki mama wygłaszała, gdy jego nie było. Żył w przekonaniu, że Paul jest złym człowiekiem. Tylko czy na pewno tak było?

— Zawsze chciałem cię poznać. Poczuć jak to jest mieć brata. Nie widzę w tobie wroga. Byłeś tylko dzieckiem. Moja matka nigdy nie wybaczyła ojcu. Po roku przeprowadziła się do mnie i ciągle jest w Niemczech. Odradzała mi pomysł zajęcia się tobą, ale nie mogłem zostawić cię samego.

— Skoro tak chciałeś brata, czemu nie dzwoniłeś? – zapytał smutno.

— Myślisz, że nie próbowałem? Nie znałem waszego adresu ani numeru telefonu.

Nat uderzył pięścią w stół.

— Bredzisz. Gdybyś chciał mnie znać wróciłbyś do kraju.

— Uspokój się, proszę – powiedział spokojnie. – Wiem, że to dla ciebie trudne, ale twoi rodzice nie byli tak idealni jak myślisz.

— Nie obrażaj ich – warknął

— Nie robię tego. Każda rozmowa z ojcem kończyła się tak samo. Obiecywał, że porozmawiamy, jak wróci do domu. Widocznie przez tyle lat cały czas siedział w firmie. Ani razu nie pozwolił mi z tobą porozmawiać. Po dwóch latach poddałem się.

Nat odwrócił wzrok i skupił się na małej plamie na zielonej sofie. Zastanawiał się czy Paul miałby cel w tym kłamstwie. Jeśli chciał go skłócić z rodzicami to spóźnił się o dwa tygodnie. Znieważanie ich imienia też nie mało sensu. Nie próbował go przekonać do swojej prawdy, tylko wykładał fakty. Nat bał się, że to co powiedział okaże się rzeczywistością.

Zdecydowanie pokręcił głowa i odepchnął krzesło. Niepewnie wstał nie wiedząc co powiedzieć. Brat patrzył na niego zmartwiony. Czekał na jakąkolwiek reakcję, jednak chłopak miał w głowie jeszcze większy chaos niż na początku rozmowy.

— Dziękuję za jedzenie. Ja… — zawahał się. – Musze pomyśleć. Przepraszam.

Lekko chwiejnym krokiem wrócił do pokoju. Oparł się o zamknięte drzwi i zsunął na ziemię. Od zawsze wiedział, że ma brata. Był przekonany, że ten nie chce go znać, bo mają inne matki. Jeśli jednak było inaczej i stracili wiele lat przez jej słowa? Fakt, iż nie mógł jej zapytać drażnił go. Czuł, jak gniew rozprzestrzenia się wzdłuż ciała i wyciska powietrze z płuc. Nie miał pojęcia co myśleć o tej sytuacji. Czy Paul będzie chciał zabrać go do Niemiec? Może zostanie w Ameryce? Czy jego matka będzie chciała go poznać?

Mieszkanie Paula dzieliło kilka dzielnic od ich domu. Jeszcze nie postanowił co z nim zrobi. Nie znał się na prawach, dzięki czemu był wdzięczny za pomoc brata. Bez niego urzędnicy zjedliby go na śniadanie. Nie miał innych krewnych i postepowanie spadkowe okazał się trudniejsze.

Nagła potrzeba zajrzenia do starego pokoju stała się irytująco nagląca. Dostanie się tam samodzielnie zajęłoby ponad godzinę. Bawił się ołówkiem jednocześnie myśląc nad pomysłem. Czuł się winny za rodziców. Słowa Paula zakorzeniły się w jego głowie.

Poderwał się szybko i sięgnął do klamki. Zdecydował się na działanie zanim dopadną go wątpliwości i znowu wpadnie w odrętwienie.

***

— Gdzie jesteśmy?

Zapytał Paul poprawiając kołnierz kurtki. Wczesna wiosna dawała się we znaki. Powietrze pachniało deszczem i nagle zerwał się wiatr. Nat spodziewał się, brat domyśli się celu, jednak chyba rzeczywiście nie połączył faktów.

Dom, przed którym stali znajdował się na Mountain Road w New Jersey. Należał do jego rodziny od dawna. Nie był duży, gnieździł się między innymi domami, ale tylko tam czuł się spokojnie. Udało im się dotrzeć do celu przed zmierzchem. Już od momentu, gdy wjechali do Hoboken rozpoznawał znajome tereny. Z każdą minutą denerwował się coraz bardziej.

To było trudniejsze niż myślał. Wiedział, że jeśli wejdzie do środka wszystko będzie wyglądało jak wcześniej. Nagle nie czuł się gotowy na zderzenie z rzeczywistością. Zdjęcia, książki, kurtki wiszące w przedpokoju. Zakręciło mu się w głowie. Szybko złapał się samochodu, żeby nie upaść. Wdział, jak Paul okrąża pojazd, żeby zapytać co się stało. Nie mógł odejść. Przyjechali w jednym celu. Chciał to zrobić zanim stchórzy i zrezygnuje.

— Spokojnie. Nie sądziłem, że to tak zaboli.

— Możemy wrócić innego dnia. To twój dom, prawda?

Nat pokiwał głową i odepchnął się od karoserii. Próbował blokować wspomnienia i nie zastanawiać się nad każdym elementem otoczenia. Mechanicznie wstukiwał kod do alarmu i otworzył drzwi. Zapach kurzu i cytryny uderzył ich od wejścia. Znajome dźwięki wypełniły jego uszy i na chwile zatrzymały na progu. Nigdy nie zastanawiał się nad tym, zwykle wpadał szybko, biegł po schodach na górę do pokoju, żeby tylko włączyć grę. Doskonale pamiętał wystrój salonu, zielone kafelki w kuchni i wysiedziany fotel taty. Był w stanie poczuć ich obecność w każdym z przedmiotów.

Zacisnął, żeby czując dreszcze i pieczenie w kącikach oczu. Miał pełne prawo płakać, wyrzucić emocje z siebie, ale coś mu nie pozwalało. W końcu otrząsnął się i wszedł głębiej. Po prawej stronie salonu powinien znajdować się gabinet ojca. Wyłożony ciemnym drewnem zawsze pachniał miętą. Tata miał obsesje na punkcie małych zapachowych świeczek. Nat był pewny, że w środku znajdzie ich zapach oraz kilka wypalonych na parapecie. Uporczywie odwracał wzrok lub wbijał go w podłogę. Przerażał go fakt, że dom jest pusty. Wyglądał jakby rodzice wyszli do pracy i mieli za chwile wrócić.

Paul powoli szedł za nim. Nathan nie widział jego twarzy i po części bał się emocji jakie mógł na niej zauważyć. Miał ochotę pobiec do sypialni rodziców, znaleźć ulubiony szal matki oraz koszule ojca i poczuć ich zapach. Nie był dzieckiem i stronił od kontaktu fizycznego z rodzicami, ale w tamtej chwili marzył, aby ich przytulić.

Sięgnął do klamki. Wziął głęboki oddech szykując się na kolejną fale bodźców. Paul nie winiłby go za zwlekanie, ale im dłużej się wahał tym szybciej opuszczała go odwaga. Czuł, że postępuje pochopnie, ale poczucie winy i dziwne, rodzące się uczucie pchało go do tego gabinetu.

Pokój wyglądał na nienaruszony. Naprzeciwko drzwi stało biurko, zwrócone przodem do wejścia. Zaraz za nim szeroki fotel zasłaniał część ono. Po lewej całą ścianę zajmowała biblioteczka, a po prawej stała kanapa. Wszystko lekko zakurzone i znajome do bólu. Podszedł bliżej uśmiechając się smutno na widok wspólnego zdjęcia obok monitora.

— Opowiedz mi o swojej mamie.

— Co?

— Jaka jest?

Paul zamknął zamarł z ręką na klamce. Jego mina nie zdradzał emocji, ale Nat widział, że zaciska, żeby. Bał się, że porusza drażliwy temat, jednak musiał wiedzieć.

— Jest… najlepsza.

Chłopak uśmiechnął się pierwszy raz od wejścia. Tak jak podejrzewał, znalazł przy oknie dwa puste słoiczki po świeczkach. Idealnie poukładane artykuły biurowe kontrastowały z chaosem w dokumentach na biurku. Usiadł na fotelu i odchylił głowę. Ostatni raz siedział w nim, gdy oglądali zdjęcia z wesela kuzynki. Mały Nathan uparł się na zajęcie miejsca ojca. Miał wtedy jakieś osiem lat.

— Wyjechała ze mną rezygnując z dobrej pracy. Nie chciała mnie zostawić w obcym kraju. Na początku nie mogła się odnaleźć, ale zawsze szybko nawiązywała kontakty. To po niej odziedziczyłem jasne włosy i wzrost. Na pierwszy rut oka wydaje się chłodna, ale jest najbardziej kochaną osobą jaką znam.

— Myślisz, że chciałaby wrócić do Ameryki?

Paul patrzył na niego lekko zaskoczony. Usiadł na kanapie w rogu i zamyślił się. Nathan wykorzystał ten czas i otworzył dolną szafkę po prawej stronie biurka. Zaledwie rok temu ojciec pokazał mu co to jest. W zamykanym na kod sejfie trzymał akt własności domu, paszporty i testament. Matka wiele razy powtarzała, żeby nie przyśpieszał swojej śmierci i zostawił to na stare lata. Nagle okazało się, że miał rację.

— Nie wiem. Ma tutaj rodzinę, ale rzadko ją odwiedza. Mimo to nie czuje się związana z Berlinem. Ciężko powiedzieć, czy chciałaby wrócić. Nie pomaga fakt, że nie mamy gdzie wrócić. Moje mieszkanie nie nadaje się do tego.

— A gdybyście mieli?

Mężczyzna zmarszczył brwi. Patrzył na brata, jakby wiedział do czego zmierza, ale czekał na słowa. Natan westchnął czując drżenie dłoni. Gdy zadał to pytanie zrozumiał, że brakował mu jego obecności od bardzo dawna. Matt zrugałby go za pośpiech i naiwność. Jego przyjaciel nie rozumiał, jak to jest mieć brata i jednocześnie go nie mieć. Cokolwiek matka odpowiadała o nim zostawił w strefie domysłów. Niecałe dwa tygodnie wcześniej w końcu się poznali, a pierwsze o czym pomyślał Nat, była chęć zatrzymania go. Nie miał dziadków. Ojciec był sierotą, a matka jedynaczką. Paul był ostatnią bliską osobą.

— Ja…Przepraszam, teraz nie wiem co sobie myślałem. Gdy spotkaliśmy się w szpitalu na początku cię nienawidziłem. Myślałem, że chcesz załatwić formalności i znowu odejść. Nie rozumiałem czemu jesteś taki przyjacielski, troszczysz się o mnie i ogarniasz leczenie. – zawahał się. – Jeśli tak to jest mieć brata to nie chce cię stracić. Pomyślałem, że jeśli będziesz miał coś, miejsce, gdzie możesz wrócić zostaniesz na dłużej.

Z każdym słowem Nathana Pul coraz bardziej zakrywał twarz. Chłopak nie wiedział jego miny, więc nie potrafił stwierdzić, czy jest zły. Niezręczna cisza zapadła w gabinecie. Po niej pojawiła się niepewność i irytacja. Paul cały czas milczał przez co pomysł wydał się Nathanowi absurdalny.

Odepchnął fotel i wstał.

— Zapomnij o tym. Nie było tematu.

Nerwowo zaczął przekładać dokumenty. No tak, co on sobie myślał. Paul i jego matka mieli swoje życie w Berlinie. Czemu mieliby wracać do kraju, gdzie spotkało ich tyle przykrości.

— Nat…

Lekko ochrypły głos blondyna sprawił, że chłopak się skulił.

— Przepraszam. – zaśmiał się nerwowo. – To było głupie. Możemy wracać, jeśli chcesz.

— Nie — przerwał mu. – Dokończ.

— Chciałbym, żeby ten domy również wasz…

Czas na chwile zwolnił, gdy wydusił z siebie to zdanie. Kątem oka widział, jak Paul wstaje. Bał się spojrzeć mu w twarz. Egoistyczne pragnienie mogło go zranić.

— Zdajesz sobie sprawę, ile to formalności? Nie mam zielonego pojęcia jak działa prawo w Ameryce. Polisa ojca ledwo starczy na twoje leczenie. Wynajęcie adwokata to dodatkowe koszty!

Coraz bardziej podnosił głos. Zaczął przemierzać gabinet licząc coś na placach. Nat obserwował go lekko zmieszany. Jego pragmatyczne podejście do sytuacji nie dawało jasnej odpowiedzi. Bał się zapytać po raz kolejny.

— Masz rację, to zbyt duży problem.

— Nie, nie! – pokręcił głową. – Ja… Chryste, nie wiem co powiedzieć.

Nagle szybko okrążył biurko i przyciągnął Nathana do siebie. Zaskoczony chłopak odruchowo cofnął rękę. Mimo to ściśnięcie przez takiego olbrzyma jakim był Paul poskutkowało zduszonym jęknięciem. Mężczyzna wypuścił go i chłopak opadł na fotel.

— Przepraszam! Wszystko w porządku? Potrzebujesz lekarza?

— Nie – szepnął

Ból rozlewał się wzdłuż ramienia i promieniował na cały tułów. Wrażenie przypalania było nadzwyczaj realne.

— To znaczy, że się zgadzasz? – zapytał łykając powietrze po każdym słowie.

Paul otrząsnął głową i uśmiechnął się szeroko.

— Tak. Na wszystkich bogów tak! – złapał się za głowę i westchnął głęboko. – Zajmę się formalnościami pod jednym warunkiem.

— Co? – mruknął delikatnie rozmasowując ramie. – O co chodzi?

— Zaczniesz uczyć gry na gitarze.

***

Irracjonalny warunek Paula sprawiał same problemu. W sobotę rano oznajmił, że zna chłopaka, który chce się uczyć. Zaskoczył brata tym faktem, przez co Nat upuścił pudełko płatków. Spojrzał na blondyna poirytowany, policzył do trzech w myślach i opanował to uczucie. Sadził, że pomysł nauki był żartem mającym go zachęcić do muzyki. Nie sądził, że sam poszuka chętnego. Postawił go przed faktem i zostawił zszokowanego.

Pierwsze zajęcia miały odbyć się tego samego dnia. Jedne co wiedział o tym chłopaku, to że byli w tym samym wieku. Kochał tworzyć muzykę, ale na sama myśl o uczeniu kogoś zjadał go stres. Ten po chwili przerodził się w gniew. Stracił apetyt i wylał wszystko do zlewu.

Cały dzień wahał się przed zadzwonieniem do przyjaciela. Dziwił się, że Matt jeszcze nie stracił zapału. Nie rozmawiali od wypadku. Nat był pewny, że czekało go przesłuchanie. Z drugiej strony ignorowanie przyjaciela sprawiało prawie fizyczny ból. W końcu przełamał się i wybrał jego numer.

— No w końcu! Już myślałem, że cię porwali.

— Wybacz, nie miałem siły…

— Ty się nie tłumacz, tylko opowiadaj.

Nat uśmiechnął się z ulgą.

— Może zamiast tego wpadniesz po treningu? Wyśle ci adres.

— O ile załatwisz jedzenie.

Opadł na łóżko zadowolony, że przyjaciel nie ma mu za złe zwlekania. Ustalili godzinę spotkania. Nie powiedział mu o nauce. Rozmowa o muzyce była ciężka, w dodatku Matt grał na perkusji. Na pewno dodałby od siebie masę pytań, na którą nastolatek nie był gotowy. Nie liczyć minut ile spędził na łóżku. Dopiero dzwonek do drzwi wyrwał go z zamyślenia.

Uczeń zdecydowanie nie wyglądał na siedemnastolatka. Ostre ryzy dodawały mu lat, przez co wyglądał na studenta. Był wysoki i chudy. Zmęczone oczy i cienie pod nimi nie zachęcały do rozmowy. Gdy Nat zobaczył go w progu zrozumiał, że nauka będzie ciężka. Miał na imię Alex. Nie chciał zdradzić nazwiska ani szkoły, do której chodził.

Nathan przeklinał Paula za ten pomysł. W przypływie irytacji napisał mu, żeby nie zdziwił się jak znajdzie go martwego. Ten chłopak go przerażał. Zabrał sprzęt z pokoju i przeniósł do salony. Na wszelki wypadek zabrał również prostsze melodie, gdyby uczeń okazał się utalentowany.

— Powiedzieli mi, że będzie mnie uczyć Nat.

— To ja.

— A Nat to nie jest kobiece imię?

— Jak szukałeś panienki to nie ten adres. Jedyne czego tu dotkniesz to gitara.

Alex zaśmiał się głośno. Jego twarz w mgnieniu oka zmieniła się, zupełnie jakby pojawiła się inna osoba. Zaskoczony Nat zaniemówił i wpatrywał się w niego z uniesionymi brwiami. W pewien sposób ten incydent rozluźnił ich trochę.

Usiadł na krześle. Lakierowane drewno, tak znajome w dotyki raniło dusze bardziej niż ciało. Złapał gryf lewą dłonią i dźwignął do góry. Oparcie jej na kolanie wymagała wysiłku. Cały czas musiał uważać na gips. Chaotycznie zastanawiał się, co właściwie było podstawami.

Powinni zacząć od chwytów. Potem przejść do przejść do prostych sekwencji. Jednak konserwacja sprzętu była równie ważna. Myślał intensywnie dobre kilka minut po czym wzruszyła ramionami. Zdecydował się na prosty wywiad z Alexem.

— Znasz podstawy?

— Nie.

— Umiesz zmieniać struny?

— Robiłem to kilka razy.

— A strojenie?

— Właśnie po tym musiałem je zmienić.

Nat prychnął.

— Czyli jesteś laikiem

— W sumie…

— To nie było pytanie – przerwał mu. – Prawdopodobnie nie masz swojego instrumentu, skoro nie zabrałeś go ze sobą. Na moje nie pokaże ci jak je zmieniać, nie mam zapasowych strun. Spróbujemy z chwytami.

Po raz kolejny klął w myślach Paula. Jak do jasnej cholery miał uczyć kogoś, kto zapomniał gitary z prawa ręką w gipsie.

— Słuchaj, jeśli nie masz jak…

— Siedź – westchnął i zagryzł kciuk.

Faktycznie byli w patowej sytuacji. Zgodził się go uczuć, aby Paul mógł zając się dokumentami. Alex wydawał się bardziej zestresowany od niego. Zacinał dłonie w pięści i oparł je na kolanach. Ciekawie rozglądał się po salonie. Nat wykorzystał ten moment, żeby zapamiętać jego twarz.

Miał czarne, proste włosy niedbale opadające na boki. Równie czarne oczy wydawały się chłodne. Wyglądał jak anemik, jedynie usta miały odrobinę koloru. Oczywiście wtedy, gdy nie zaciskał ich.

— Dobra, posuń się. – machnął na niego ręką i usiadł obok. – Trzymaj.

Podał mu instrument krzywiąc się z bólu. Same problemy, myślał. Alex niepewnie zacisnął palce na gryfie. Odruchowo łapał od góry co wywołało w Nathanie fale rozbawienia. Pokazał mu jak poprawnie trzymać.

Alex był niepewny w swoich ruchach. Co chwile rozluźniał dłoń lub łapał za mocno. Chociaż nie było tego widać, Nat denerwował się bardziej. Skoro wziął na siebie odpowiedzialność za naukę powinien skupić sto procent swojej uwagi na uczniu. Alex mało mówił, czasami tylko przytakiwał. Wydawał się rozumieć zasady, ale gdy trzeba było wprowadzić je w życie całkowicie mylił kolejność.

Po zaledwie pół godzinie Nathan opadł ciężko na kanapę i zamknął oczy. Denerwował się, że nie może dokładnie pokazać mu co powinien zrobić. Cała złość jaka w nim siedziała skupiła się na Paulu. Coraz bardziej żałował złożonej obietnicy.

Był praktycznie gotowy przerwać lekcję, gdy do jego uszu dotarł czysty dźwięk. Poderwał się szybko czując kłucie w ramieniu, ale zignorował go. Spojrzał na Alexa zaskoczony. To była pierwsza czyta nuta jaką udało mu się wydobyć z gitary. Ciemnowłosy patrzył zszokowany na swoja dłoń.

— Chyba mi się udało – szepnął

— Tak, to cud przy takim trybie nauki – westchnął Nat. – Zapamiętaj, jak to zrobiłeś i spróbuj powtórzyć.

Po raz kolejny zagrał czysto. Zamiast radości w sercu chłopaka pojawił się ból. Odruchowo spiął prawą dłoń. Próbował ułożyć palce w takim samym chwycie, ale nie udało mu się. Nagła chęć wyrwania instrumentu z dłoni ucznia okazała się zbyt silna. Wizja, w której ktoś obcy trzyma jego własność i wydobywa z niej czyste dźwięki była zbyt drażniąca.

Mruknął co niewyraźnie i wycofał się z pokoju. Nauka okazał się trudniejsza emocjonalnie. Tęsknił za graniem. Przed wypadkiem planował z Mattem koncert dla ich rodziców. Mieli kilka ułożonych melodii. Ukrywając się w łazience starał się opanować. Alex nie był niczemu winny, a mimo to w tamtej chwili nienawidził go. Bał się tych uczuć, ale nie potrafił przestać.

Nie wiedział, ile czasu zajęło mu zduszenie gniewu. Nie był pewny na kogo był zły. Opłukał twarz wodą i niepewnie otworzył drzwi. Zaraz dotarł do niego dźwięk i zrozumiał, że Alex pilnie ćwiczył chwyt. Cicho podszedł do salonu i obserwował chłopaka. Marszczył brwi wbijał wzrok w swoje dłonie. Nat zacisnął palce na krawędzi drzwi. Było mu wstyd za siebie. Sam tak wyglądał, gdy ćwiczył pierwsze chwyty. Jak mógł być zły za chęć rozwijania hobby.

— Dobrze ci idzie. – powiedział głośno – Byłoby lepiej, gdybyś mógł ćwiczyć w domu.

Alex podniósł głowę wyrwany z transu.

— Mam gitarę w domu, ale…

— Ale ma zerwane struny i nie wiesz, jak je wymienić.

Chłopak zawstydzony odwrócił wzrok. W tym momencie Nat zrozumiał, że jest zły na siebie, nie na niego. Odetchnął głęboko i usiadł przy stole.

— Przynieś mi ją i pokaże ci jak je zmienić. – spojrzał na zegarek. – Niedługo Paul wraca z pracy. Na dziś chyba wystarczy. Nigdy nikogo nie uczyłem, ale wiem z doświadczenia, żeby nie przesadzać. Skup się na razie na tym jednym chwycie.

Alex delikatnie odłożył instrument i wstał. Znowu stracił pewność siebie i nerwowo zaciskał dłonie. Sięgnął po płaszcz, ale zatrzymał się w poł drogi.

— Dziękuję – szepnął. – Wiele osób mi mówiło, że jest zbyt narwany na naukę gry. Teraz będę mógł im udowodnić, że się mylili.

Zaskoczony Nat nie wiedział co odpowiedzieć. Lekka dumna jaka w nim zagościła była mocno zawstydzająca. Machnął niepewnie ręką i mruknął coś w odpowiedzi. Pożegnali się i umówili na kolejną lekcję za trzy dni. Chłopak oparł głowę o drzwi i pierwszy raz od dawna uśmiechnął się szeroko.

***

Ledwo schował nuty do teczki, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Wystawił głowę zza rogu i zerknął na brata. Na jego widok wróciła irytacja. To przez jego pomysł prawie skrzywdził Alexa. I chociaż w tym gniewie nie było nic sensownego nie chciał się go pozbywać.

— Jak było w pracy?

— Dwa samochody sprzedane – przeciągnął się. – A jak nuka?

— Znośnie – mruknął. – Alex okazał się bardziej pojętny niż sądziłem.

Blondyn uśmiechnął się radośnie.

— Wiedziałem, że ten plan wypali.

Nathan wzruszył ramionami. Minął go i wszedł do przedpokoju. Zauważył, że na telefonie mruga się zielone światełko. Ktoś musiał zostawić wiadomość. Wcinał guzik i zaczął słuchać.

— Hej, Paul. Nie chce już tych pieniędzy. Chyba serio zacznę się uczyć.

To był Alex.

— Paul? – zaczął niepewnie. – O jakich pieniądzach on mówi?

Blondyn zamarł z ręka przy wieszaku.

— A to taka drobnostka. Nic wielkiego.

— Czekaj! Dlaczego powiedział, że zacznie się uczyć?

Mężczyzna wycofał się do kuchni. Coś nie pasowało w mu tym. Skoro Paul znalazł go kilka dni wcześniej, dlaczego zostawił taką wiadomość. Może to było stare nagranie.

— Chce się uczyć. To chyba dobrze, prawda?

Uśmiechnął się blado i sięgnął po wodę. Zachowywał się nerwowo i unikał spojrzenia brata. Ewidentnie co było nie tak. Gdzieś z tyłu głowy brzęczała myśl, ale zbyt wątła by mógł ją uchwycić.

Nerwowe zachowanie chłopaka, dziwna wiadomość, i uniki Paula były podejrzane. Skoro Alex miał płacić za naukę, czemu nikt go nie poinformował. Na nagraniu brzmiał zupełnie inaczej. W jego głosie nie było stresu, który towarzyszył mu podczas nauki.

— Paul? O co w tym chodzi?

— Kiedy macie następną lekcję?

— Nie unikaj odpowiedzi! O co chodzi?

Był już całkowicie pewny, że obydwaj coś ukrywają. Mężczyzna z hukiem odstawił butelkę. Wyglądał na wzburzonego, ale i zawstydzonego.

— Zapłaciłem mu, żeby przyszedł i udawał, że chce się uczyć, zadowolony?

— Dałeś mu pieniądze? Żeby…, żeby udawał chętnego?!

To była jedna wielka farsa! Alex nie był uczniem. Z jakichś powodów Paul wynajął go, aby udawał. Żaden element układanki nie chciał wskoczyć na miejsce. Tak dużo niewiadomych i tak mało odpowiedzi.

— Posłuchaj. – powiedział wolno. – Zrobiłem to dla ciebie. Żebyś się otworzył i zaczął żyć.

— Dla mnie?! Oszukaliście mnie! Jedno wielkie kłamstwo, tak?

— Nie krzycz. Daj mi dokończyć. Obserwuję cię od dwóch tygodniu. Nawet jeśli tego nie widzisz, twoje ciało samo reaguje na muzykę. Spinasz się, gdy w telewizji leci koncert. Próbujesz ruszać dłonią, gdy słyszysz znajomą muzykę. Męczysz się, ale nie chcesz tego przyznać. Bałem się, że całkowicie odetniesz się od grania.

Nathan zamarł nie wiedząc co powiedzieć. Nie chciał się odcinać od dzięków. One po prostu przypomniały o tym, co stracił. Były elementem świata, który mógł zostać zamknięty dla niego. Przerażał go wizja życia bez nich, ale przyszłość coraz bardziej oddalała się od nich.

— Wiesz… Granie na gitarze było czymś najlepszym co mnie spotkało. Gdy doszło do wypadku leciało „Do I Wanna Know”. Widziałem sekwencję przed oczami, gdy spadaliśmy z urwiska. Potem była cisza. Cisza i ból. Gdy się obudziłem i nie mogłem ruszać ręką myślałem, że to koniec. – zaczął mówić coraz ciszej, jakby bał się wypowiadać myśli na głos. — Nigdy nie sądziłem, że odrętwienie będzie takie proste. Tak jest dobrze, mniej boli, gdy rzadziej wspominam. Słyszę muzykę, nawet gdy jest zupełnie cicho. Mam wrażenie, że tylko ona potrafi złagodzić ból. Jednak, gdy tylko przestaje grać wszystko wraca zwielokrotnione. Zastanawiam się czy odrętwienie nie było ukojeniem. Czasami wydaje mi się, że ten ból nigdy nie minie. Każde szczęście gnie w tym mroku i powoli pochłania też mnie.  Gdzieś w tym wszystkim są nuty. Tak daleko, że zapominam ich smak.

Opadł na krzesło i zakrył usta dłonią. To był pierwszy raz, gdy zaczął opowiadać. Nagle słowa zaczęły z niego wypływać. Jak niepowstrzymany potok. Czuł, że musi wyrzucić wszystko z siebie.

Paul uklęknął przed nim. Pierwszy raz na jego twarzy widział strach.

— Rozumiem. Wiem, jak to jest stracić coś cennego.

— Nie, nie wiesz! Nie masz pojęcia jak to jest! – przerwał mu gwałtownie.

— Więc mi powiedz…

— Chce… chce wybuchnąć. Założyć słuchawki i zniknąć. Poczuć, jak muzyka wypełnia mnie. Jak dźwięki płynął w żyłach zamiast krwi. Chce… Chce zniknąć. Zapomnieć o sobie i otaczającym mnie świecie. Ale nie mogę. Jest we mnie coś co blokuje każdy najmniejszy dźwięk. Jakby moja głowa była wypełniona materiałem wyciszającym. Cokolwiek tam trafia znika, a ja… nie potrafię o tym mówić.

— Dlatego unikasz wszystkiego co ci o niej przypomina?

— Tak. Nie… Możliwe. Czuje, że jeśli się zranię wystarczająco mocno wszystko ze mnie wypłynie i znowu będę sobą...

— Nie uważasz, że to głupie?

— Co?

— To jesteś ty – dźgnął go palcem w pierś. – Jesteś w trudnej sytuacji. Wiem o tym, bo obserwuje cię każdego dnia. Widzę kim jesteś. Myślisz, że pozbawiając się emocji staniesz się lepszym człowiekiem?

— A co mam zrobić? – załkał. – Nie radze sobie. Głowa mi pęka od nadmiaru myśli. Nie mam pojęcia jak się uspokoić. Gdy tylko próbuje myśli zaczynają wirować jak szalone. Tworzą chaos, który sprawia mi fizyczny ból. Powiedz, co mam robić!

Podsunął mu zeszyt i ołówek. Patrzył na to zamglonym wzrokiem nie wiedząc co oznaczał ten gest.

— Pisz – powiedział cicho— Wiem, że znasz nuty. Słyszałem, jak nucisz melodię. Zapisz ją a potem słowa. Nie ważne, czy zajmie ci do dzień, miesiąc czy rok. Spróbuj odnaleźć w tym ukojenie.

— Piosenka?

— Tak. Wszystko co ci przyjdzie do głowy. Zapisz to a potem…

— A potem co?

— Zagraj ją dla mnie.

Rate this item
(0 votes)

Podziel się!

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial