Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Splecione Dusze

 RUTH AVALON

 

 

SPLECIONE DUSZE

 

 

Na początku nie słyszałam nic. Nie byłam nawet w stanie powiedzieć, czy coś mi się śniło i czy już się obudziłam. Gdzieś z oddali dobiegały do mnie stłumione głosy, a miarowe pikanie wwiercało się w głowę, powodując pulsujący ból. Spróbowałam wziąć głębszy oddech, ale nie byłam w stanie. Płuca paliły mnie żywym ogniem, a niewidoczny ciężar uniemożliwiał swobodne poruszanie klatką piersiową. Bolało mnie wszystko. Od palców stóp, aż po czubek głowy, czułam jakby raniło mnie tysiąc rozżarzonych sztyletów. Chciałam krzyczeć, ale brakowało mi sił. 

Chrząknęłam, czując szczypanie i ciągnięcie różnych przedmiotów na skórze. Spróbowałam je zerwać, ale moje ręce ani drgnęły. Coś usilnie mnie przytrzymywało. Zaczęłam się szarpać jeszcze mocniej, miarowe pikanie przemieniło się w szalony galop, za którym nie byłam w stanie nadążyć.

Czy zostałam porwana? W końcu gdzie indziej związano by mi ręce i nogi? Może ktoś dla żartu mnie przytrzymywał i bawił się moim kosztem? Krzyknęłam cicho, po raz kolejny szarpiąc się całym ciałem.

- Uspokój się! - Kobiecy głos wrzasnął mi do ucha.

Z początku chciałam posłuchać, ale rozszalałe serce i ból we wszystkich kończynach nie pozwalał mi jej zaufać. Spróbowałam jeszcze raz, ale liny po raz kolejny wbiły mi się w nadgarstki, przecinając boleśnie skórę.

- Marysia, otwórz oczy! Jesteś w szpitalu, uspokój się.

Szpitalu? Co ja, do cholery, miałabym robić w szpitalu. Byłam zdrową dwudziesto pięciolatką, której jedynymi problemami zdrowotnymi były nieprzyjemne skutki piątkowych imprez.

Zmarszczyłam brwi i spróbowałam otworzyć oczy, które momentalnie zaszły łzami od zbyt mocnego światła jarzeniówek. Ponowiłam próbę i tym razem zobaczyłam okrągłą twarz staruszki, której potulny uśmiech od razu mnie uspokoił.

 - No już, wszystko jest dobrze. - Pogłaskała mnie po policzku i spojrzała na monitor, znajdujący się nad moją głową. - Jesteś w szpitalu, miałaś wypadek. Wiesz jak się nazywasz?

Rozejrzałam się po sali zakłopotana i spojrzałam na swoje ręce, skrępowane materiałowymi opaskami do ram łóżka. Szarpnęłam nimi ponownie, ale kobieta położyła mi na nich rękę odzianą w fioletową rękawiczkę i pokręciła głową.

 - Bardzo się szarpałaś. Baliśmy się, że coś sobie zrobisz. Pamiętasz co się stało?

            Przymknęłam oczy, próbując sobie cokolwiek przypomnieć. Oczami wyobraźni zobaczyłam swoje małe mieszkanie, w którym wokół puszek piwa i butelek wódki tańczyli pijani goście. Jak przez mgłę zobaczyłam twarz mojego narzeczonego, który pochylał się nade mną uśmiechnięty.

 - Skończył się alkohol! - krzyknął mi do ucha i pocałował mnie w policzek. - Pojadę do sklepu.

 - Nie ma opcji - zaprotestowałam od razu, widząc jego szkliste oczy. - Za dużo wypiłeś. Ja pojadę.

Przyciągnął mnie bliżej siebie i przez chwilę się we mnie wpatrywał. Rozszalałe serce niemal wyskoczyło mi z piersi, a stado motyli w brzuchu poderwało się do szalonego lotu. Każda komórka mojego ciała kochała Patryka i pragnęła jego bliskości. Byliśmy jak dwa drzewa, które rosnąc splatały się, by w symbiozie żyć ze sobą.

 - Wiesz, że jesteś szalona? - zapytał.

 - I jestem z tego dumna - odpowiedziałam mu, podnosząc się na palcach i dotykając swoim nosem jego policzka.

Przez chwilę staliśmy przytuleni, nie zwracając uwagi na dudniąca muzykę i dziki wrzask imprezowiczów. Najważniejsze, że byliśmy razem, a złoty pierścionek na palcu wskazywał, że miało już tak zostać na zawsze.

Potem nie pamiętałam już nic.

 Otworzyłam oczy i znów ujrzałam zmartwioną pielęgniarkę. Uchyliłam usta, chcąc jej odpowiedzieć, ale wydobył się z nich tylko nieprzyjemny dla uszu syk. Gardło zapłonęło żywym ogniem, powodując ostry napad kaszlu.

- Spokojnie, masz rurkę w gardle, która pozwala ci oddychać. Jutro będzie wyjęta.

- Co się stało? - zapytałam niemo, choć z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk.

 - Miałaś wypadek. Wjechałaś w drzewo.

Więcej nie była mi w stanie powiedzieć. Przeciągły dźwięk dzwonka zagłuszył monitory i pielęgniarka ruszyła do pomocy innym, posyłając mi tylko przepraszające spojrzenie.

Wypadek. Drzewo.

Te dwa słowa wypełniały zmącony zmartwieniami umysł. Chciałam sobie przypomnieć cokolwiek z tego zdarzenia, ale niewidzialny mur mi to uniemożliwiał, podsyłając mi tylko czarne obrazy. Warknęłam wściekle, czując zniecierpliwienie. 

~*~

Minęło parę dni, ale nadal przebywałam w szpitalu. Na początku miałam trudności ze zwykłym podniesieniem łyżki czy siedzeniem na łóżku. Okazało się, że po moim wypadku przebywałam dwa tygodnie na oddziale intensywnej terapii, a mój stan określany był jako krytyczny. Lekarze mówili, że cudem przeżyłam.

Dodatkowo trwająca epidemia koronawirusa pozbawiła mnie najważniejszej rzeczy – kontaktu z rodziną. Nie miałam telefonu, a odwiedziny w szpitalu były zabronione.

Leżąc na szpitalnym łóżku, umilałam sobie czas rozmyślając o swoim życiu. Często przypominałam sobie jak spotkaliśmy się z Patrykiem po raz pierwszy. Byłam wtedy z koleżankami w jednym ze studenckich barów, gdzie alkohol lał się strumieniami, a głośne karaoke potrafiło rozbudzić nawet największe marudy.

Tańczyłam na środku parkietu z butelką piwa w ręku, czując jak świat coraz bardziej mi wiruje od nadmiaru procentów. Nagle wpadł na mnie młody chłopak, a butelka wylądowała na ziemi roztrzaskując się na tysiące kawałeczków.

 - Przepraszam. Kupię ci nowe. - Złożył ręce w błagalnym geście, a potem wskazał mi bar.

Gdy pierwszy raz na niego spojrzałam w ogóle mi się nie spodobał. Nigdy nie lubiłam wysokich blondynów, a umięśnione ramiona napawały mnie bardziej przerażeniem niż ekscytacją. Poszłam jednak za nim, skuszona darmowym alkoholem i wizją przyjemnej rozmowy.

Patryk kupił mi piwo, a potem odwrócił się na pięcie i odszedł nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem. Nie mogłam uwierzyć, że zachował się tak niekulturalnie, nikt nigdy nie odmawiał rozmowy ze mną! Oburzona szybko go dogoniłam i złapałam za ramię.

 - Tylko tyle? Nawet ze mną nie porozmawiasz? - prychnęłam.

- A o czym chcesz ze mną rozmawiać? - zapytał, podnosząc do góry brew.

- Nie mam pojęcia. - Wzruszyłam ramionami. - Czasem trzeba iść na żywioł i nie myśleć co się robi.

  - Tak uważasz?

 - Oczywiście.

 Nim się obejrzałam, podszedł do mnie, łapiąc mnie boleśnie za podbródek i wpił mi się w usta. Chciałam zaprotestować, uderzyć go czy nawet krzyknąć, ale po całym moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło, jakby wraz z jego dotykiem przebiegł przeze mnie prąd, łaskocząc narządy. Przymknęłam oczy i złapałam go za szyję, chcąc przysunąć go bliżej siebie. Nasze pijane umysły łączyły się ze sobą, przyspieszając bicie naszych serc.

A potem, gdy myślałam, że ta chwila będzie trwała wieczność, odsunął się ode mnie, głośno oddychając. Ja sama ledwo mogłam pohamować duszności.

 - Chyba lubię iść na żywioł - zażartował i uśmiechnął się.

To właśnie wtedy się w nim zakochałam.

~*~

 Po kolejnych dniach w szpitalu rana po wyjęciu rurki już się powoli zagoiła, a chodzenie nie sprawiało już mi takiego wysiłku jak na początku. Byłam zła na Patryka, że nie był w stanie napisać mi nawet krótkiego listu. W końcu tak bardzo za nim tęskniłam!

 - Muszę dać ci zastrzyk - poinformowała mnie pielęgniarka wchodząc do sali, ze smutnym uśmiechem.

 Przekręciłam się na bok, zaciskając mocniej oczy, nie chcąc czuć bólu.

 - Dzisiaj przyjdzie twoja mama. Ordynator pozwolił jej wejść do ciebie.

 Krzyknęłam cicho, wyrzucając rękę do góry i uśmiechając się do poduszki. W końcu miałam zobaczyć rodzinę, po wielu dniach samotności! To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu!

  - Mój narzeczony też będzie mógł przyjść? - zapytałam, uśmiechając się szeroko.

 - Przyjdzie tylko twoja mama. - Spuściła na dół wzrok i wyszła z sali.

 To było do niej niepodobne. Zazwyczaj wszystkie pielęgniarki były uśmiechnięte i motywowały mnie do pracy nad sobą. Zmarszczyłam brwi, czując nieprzyjemny skurcz w żołądku.

 Pół godziny później czułam się odprężona i zrelaksowana, a błogie uczucie spokoju wypełniało moje ciało. Do sali weszła moja mama; ciemne włosy spięła jak zawsze w wysoki kok, a idealny makijaż podkreślał jej walory. Od razu mnie przytuliła, mocno i szczelnie, opatulając mnie swoimi wątłymi rękoma.

 - Córcia, jak się cieszę, że cię widzę - wyszeptała mi we włosy i pocałowała w policzek. - Dobrze, że nic ci się nie stało.

 - Ja też się cieszę, mamo. Opowiedz mi co u was. Dlaczego Patryk nie przyjechał?

 Mama odsunęła się ode mnie, a jej twarz przed chwilą pogodna, teraz wypełniła się żalem i smutkiem. Spojrzała w dół, unikając mojego wzroku.

 - Mamo, co się stało? - zapytałam, czując coraz większe podenerwowanie.

Wygładziła machinalnie pościel i nie śpiesząc się, usiadła na łóżku, klepiąc miejsce koło siebie. Przysiadłam się do niej, a ona złapała mnie za rękę.

- Kochanie, wiem, że nie pamiętasz co się stało, a pielęgniarki i lekarze nic ci nie powiedzieli - zaczęła, robiąc krótką przerwę. - Miałaś wypadek, jadąc do sklepu. Byłaś pijana i straciłaś panowanie nad samochodem. - Poprawiła mi włosy i poklepała po głowie, jakby to co się wydarzyło nie było moją winą.

   - I uderzyłam w drzewo. Tak mi powiedziała pielęgniarka, ale co to ma do rzeczy?

 Mama westchnęła, a w jej mądrych oczach pojawiły się łzy.

 - Nie wiem czy pamiętasz, ale nie jechałaś sama.

 Przez chwilę nie wiedziałam o co jej chodzi.

 - Jechał z tobą Patryk - szepnęła mama i objęła mnie ramieniem. - Niestety tego nie przeżył.

Zaśmiałam się cicho, otwierając szerzej oczy.

- Żartujesz, prawda? - zapytałam, lekko podnosząc się z miejsca, a błogie uczucie zrelaksowania minęło w ułamku sekundy. - Żartujesz, prawda?!

Mama schowała twarz w dłoniach, a jej ciałem wstrząsnął potężny szloch. Płakała cicho, nie mogąc powstrzymać naturalnych odruchów, a ja wpatrywałam się w nią zdezorientowana nadal wierząc, że to wszystko okaże się słabym żartem.

- Ale jak to nie przeżył? - zająknęłam się, czując pod powiekami zbierające się łzy.

- Kochanie, Patryk nie żyje. Dwa tygodnie temu był jego pogrzeb.

 Momentalnie poczułam jak z głowy odpływa mi cała krew. Ziemia zadrżała, niepokojąco szybko przyciągając mnie ku sobie, a ja nawet nie mogłam temu zapobiec. Mama nie zdążyła zareagować i uderzyłam głową w idealnie wyczyszczoną podłogę, czując jakby cały świat właśnie się zatrzymał. Serce wyłączyło się na kilka sekund, a potem rozdarło na pół. Niemal mogłam poczuć jak ktoś wyrywa mi je z piersi, a potem grzebie przy pozostałych wnętrznościach. Komórki mojego ciała wyły z rozpaczy, a łzy zalewały oczy, nie pozwalając normalnie widzieć. Usłyszałam głosy, ale były one tak niewyraźne, jakbym znajdowała się w szklanej klatce, w której powoli zaczynało brakować powietrza. Płuca paliły mnie żywym ogniem, a ręce zdrętwiały, niezdolne do jakiegokolwiek ruchu.

 Patryk nie żyje.

 Miłość mojego życia, moja idealna druga połówka już nie istnieje.

Czułam jakby wraz z ta wiadomością wyrwano mi kawałek duszy, gniotąc go i szarpiąc, pozostawiając tylko jego małą część.

Ja zabiłam Patryka.

 Zabiłam swojego narzeczonego.

   Pierścionek na moim palcu zapalił się żywym ogniem, a jego ciężar zaczął coraz bardziej ściągać mnie w dół. Wrzasnęłam i skuliłam się do pozycji płodowej. Tylko tak czułam się bezpieczna. Tylko tak potrafiłam choć trochę uśmierzyć swój ból. A był on o wiele gorszy od bólu, który przeżywałam gdy się obudziłam w szpitalu. Niewidzialna siła rozrywała mnie na kawałki i cięła każdą komórkę ciała, dosypując do niej kolejnych szczypt soli.

 - Kochanie, uspokój się - powiedziała do mnie mama, łapiąc mnie za rękę.

 Prowadziłam pijana samochód.

 Spowodowałam wypadek.

Zabiłam Patryka.

Jeszcze niedawno wydawało mi się, że jestem niezniszczalna. Miałam dobrą pracę, wspaniała rodzinę, kochającego narzeczonego i marzenia o ślubie i dwójce dzieci. Pragnęłam, by były one podobne do Patryka, miały jego uśmiech i oczy. Chciałam widzieć go w roli męża i ojca. Chciałam widzieć jak delikatnie całuje ich główki, rozchyla ręce, by pozwolić im postawić swój pierwszy krok… Chciałam jego.

 Dlaczego nie mogłam cofnąć czasu?

 - Dajcie jej coś na uspokojenie - usłyszałam nad uchem i poczułam ucisk na nadgarstkach.

Nie chciałam nic dostawać. Chciałam czuć jak ból rozdziera mi organizm. Zasługiwałam na każde cierpienie. Wrzasnęłam i szarpnęłam się jeszcze mocniej, a słone łzy spłynęły po moich policzkach. Co ja miałam teraz robić? Jak miało wyglądać moje życie bez najważniejszej osoby? Jak miałam żyć ze świadomością, że go zabiłam?

Poczułam ukucie w udo, a potem nieprzyjemne szczypanie. Szarpnęłam się jeszcze raz, ale moje mięśnie osłabły, a oczy zaszły mgłą. Nie chciałam spać. Chciałam dalej wyć i krzyczeć, kopać i szarpać. Chciałam umrzeć, by Patryk mógł żyć. Nim jednak mogłam pomyśleć coś więcej, moim ciałem zawładnął sen.

~*~

Był mroźny, grudniowy poranek. Opatuliłam się szczelniej szalikiem i rozejrzałam za siebie. Ruszyłam powoli naprzód, nie mając odwagi by spoglądać na zimne marmury ze złotymi literami. Każde nazwiska wbijało mi się w serce, niczym stępiony nóż.

Mimo że byłam tu pierwszy raz, dokładnie wiedziałam gdzie iść, jakby prowadziła mnie niewidzialna nić. Z chirurgiczna precyzją lawirowałam między nagrobkami, starając się ich nie dotykać, jakby miały mnie oparzyć. Gdy w końcu dotarłam we właściwe miejsce, stanęłam w oddali, nie mogąc podejść bliżej. Nogi wrosły mi w ziemię, a chłodny wiatr coraz mocniej smagał policzki.

Imię Patryka odbijało się na czarnym marmurze i lekko skrzyło w słońcu. Mrugnęłam kilkukrotnie, powstrzymując się od łez i wzięłam głęboki wdech.

Patryk Krasewski
* 15.11.1995
+ 15.11.2020

Ukochany syn, kochający brat

Podeszłam bliżej, ostrożnie stawiając każdy krok. Uklęknęłam przy nagrobku, delikatnie dotykając jego powierzchni. Była zimna i szorstka.

 - Patryk - zaczęłam, czując dużą gulę w gardle, uniemożliwiającą mi mówienie. - Przepraszam. Nie chciałam, żeby… Po prostu nie myślałam, że… - Westchnęłam głośno i wzięłam głęboki wdech. - Pamiętasz jak mi się oświadczyłeś? Mówiłeś mi wtedy, że dopiero po poznaniu mnie poczułeś jakie życie jest wspaniałe. Ja czułam to samo. Każdy dzień z tobą upewniał mnie w przekonaniu, że jesteś tym jedynym. Tylko przy tobie umiałam się śmiać, płakać i szczerze rozmawiać. Tylko z tobą czułam się szczęśliwa. Tylko przy tobie czułam, że żyję. - Otarłam rękawem łzy spływające mi po policzkach. - Chciałam się z tobą zestarzeć, mieć dzieci i wnuki. A najgorsze jest to, że to wszystko moja wina. Moja wina, że cię tu nie ma.

 Pochyliłam głowę i uderzyłam pięściami w nagrobek. Raz, drugi, trzeci…

Syknęłam, gdy skaleczyłam się ostrym kamieniem. Na rozcięciu pojawiła się krew, powoli wypełniająca zagłębienia w dłoni. Wpatrywałam się w jej drogę jak zaczarowana, o dziwo, czując jedynie ulgę, jakby wraz z jej wypływem ulatywały moje wyrzuty sumienia.

 - Wiesz, że cię kocham, prawda? - zapytałam, spoglądając na tańczący płomień w jednym ze zniczy. - Kocham tak bardzo, że mogłabym dla ciebie zrobić wszystko. Wszystko, rozumiesz?

 Zamilkłam, czekając na odpowiedź. Słyszałam gwar ulicy i krzyki ludzi z pobliskich domów, ale głosu Patryka nie dane mi było znowu usłyszeć. Nie byłam nawet pewna, czy bym go rozpoznała. Czy po takim czasie nadal pamiętałam jego aksamitny baryton?

  Westchnęłam, nadal w głębi duszy czekając na odpowiedź Patryka. Gdy ta nie nastała, przetarłam po raz kolejny policzek z łez i wstałam, starając się nie patrzeć na czarny nagrobek.

- Chciałam cię tylko odwiedzić i powiedzieć, że każdy dzień bez ciebie jest dla mnie męczarnią. Duszę się, odliczając minuty do spotkania z tobą.

Przygryzłam wargę, zastanawiając się, czy powiedzieć coś jeszcze.

Ruszyłam szybko do alejki i skierowałam się do parkingu, na którym czekał na mnie samochód mojej mamy. Włożyłam kluczyk do stacyjki i odpaliłam go, a silnik przyjemnie zamruczał. Odłożyłam torebkę na siedzenie pasażera, upewniając się, że jest w nim biała koperta zawierająca krótki list. Chrząknęłam i zmieniłam bieg, powoli ruszając. Po raz pierwszy byłam tak skupiona na prowadzeniu auta. Kierowałam się do nieużytkowanej drogi, kilka kilometrów za naszym miastem. Ręce mi się trzęsły, a oddech stawał się niemiarowy. Myślałam tylko o Patryku, o jego uśmiechu i wspaniałych oczach, których na początku nie lubiłam. Żałowałam, że nie pamiętałam naszej ostatniej wyprawy, nie mogłam sobie przypomnieć o czym rozmawialiśmy, co się stało, że straciłam panowanie nad autem.

 W końcu wjechałam na stary asfalt z licznymi dziurami. Zatrzymałam się na środku, mocno dociskając pedał hamulca. Oddychałam szybko, niemal jak po przebiegnięciu maratonu. Byłam jednak pewna co chciałam zrobić. W gruncie rzeczy była to jedna z niewielu rzeczy, którą pragnęłam zrobić w życiu.

Wrzuciłam bieg, czując jak maszyna pode mną wyrywa się do jazdy, jakby tylko czekała na ekscytujące przygody. Docisnęłam mocniej pedał gazu i po raz kolejny zmieniłam biegi, słysząc świst powietrza. Włączyłam radio, ustawiając ulubioną piosenkę Patryka, którą zaczęłam śpiewać, krzycząc na cały głos.

Kolejna zmiana biegu, przy której żołądek niemal podskoczył mi do serca. Przed sobą nie widziałam już drogi, czy otaczających ją lasów. Widziałam tylko jego, a spokojna piosenka wdzierała mi się coraz mocniej do uszu. Poruszałam się lekko w jej rytm, nie zwracając uwagi na wskazówkę na prędkościomierzu, która niebezpiecznie przechylała się w prawa stronę.

Już nie płakałam. Czułam jakbym na nowo odżyła, a w moim sercu po raz pierwszy pojawiła się nadzieja. Złapałam mocniej kierownicę i pochyliłam się nad nią. Drzewa po bokach drogi znikały mi z oczu w zastraszającym tempie. Chyba nigdy jeszcze nie jechałam z taką prędkością.

W ostatnim momencie zauważyłam znak ostrzegający przed ostrym zakrętem, ale się tym nie przejęłam. Docisnęłam mocniej pedał gazu. Czułam się wolna.

 Chciałam być tak wolna jak Patryk. Chciałam być z nim.

Spojrzałam na drogę, a przed moimi oczami ukazał się dorodnych rozmiarów klon. Nawet nie próbowałam hamować, w końcu chciałam zginąć tak jak on. Chciałam być z nim już na zawsze i skoro nie dane nam było zestarzeć się na ziemi, chciałam dzielić z nim nasze własne niebo, by nasze dusze znów mogły się połączyć.

Rate this item
(0 votes)

Podziel się!

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial