Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Bogacz

VISANT

 

BOGACZ

 

 

W skromnym mieszkaniu w kamienicy, mieszka Feliks Bogacz. Jest to mężczyzna 50-letni. Trudni się głównie zbieraniem złomu i makulatury.

W każdym wolnym miejscu w pokoju naskładane są spore ilości wspomnianych surowców wtórnych. Feliks nie przykłada wagi do wyglądu i stroju. Nosi długie włosy i tak  samo długą brodę. Ubiera się w szmateksach , wybierając dni za pół ceny. a

Słuchając „wiekowego” radia, je śniadanie składające się z dwóch jajek ugotowanych na twardo i szklanki herbaty. Spożywa śniadanie ze sporym apetytem i czuje niedosyt po posiłku.

Pod koniec śniadania,  radio przestaje grać. Feliks z niechęcią po zjedzeniu,  podchodzi do kontaktu z prądem, przekręca gałkę, prądu nie ma. Wychodzi z mieszkania, trzaskając mocno drzwiami.

Szybkim krokiem idzie ulicą, mija rząd bloków, skręca w prawo i wchodzi  na skromny rynek miasteczka Leszczawa. Zbliża się do ratusza. Zegar na ratuszu pokazuje, że jest godzina 9.

Feliks ożywia się, przebiega przez parking i dwa kroki dzielą go od budynku z napisem : Bank. Wchodzi do budynku, żwawym krokiem pokonuje schody i znajduje się w pomieszczeniu banku. Podchodzi do jednego z dwóch okienek. Pyta kasjerkę:

- Przyszły?

- Tak. Wczoraj wieczór, wypłacić?

- Tak.

- W dolarach?

- Nie, od razu w złotych.

Kasjerka sprawdza aktualny kurs.

- To będzie 750 zł.

Feliks skwapliwie zgarnia banknoty z lady.

- Jeszcze podpisać.

Feliks wykonuje polecenie.

Transakcji przeprowadzonej przez Feliksa, przygląda się kobieta w średnim wieku. Podchodzi do Feliksa gdy ten skończył formalności.

- Można na słówko, panie Feliksie?

- Oczywiście, pani dyrektor.

- Panie Feliksie, ze względu na pamięć pana mamy, bardzo pana proszę tylko się nie gniewać…

- Tak, słucham.

- Może kwota, którą pan podjął  jest niewielka, ale można coś już za to kupić.

- Tak.

- Ja wiem, że teraz jest czerwiec i do zimy jest jeszcze  trochę, ale zima będzie, ciepła czy zimna, nie ma znaczenia, mieszkanie trzeba ogrzewać, bardzo pana proszę, niech pan za otrzymane pieniądze kupi sobie opał.

Pana mama była naszym pracownikiem, sam pan rozumie, taka sytuacja szybko może się nie powtórzyć…

- Ale oczywiście, pani dyrektor. Ja to właśnie mam zamiar za chwilę zrobić. Prosto z banku idę do składu opału.

- No to kamień spadł mi z serca. Niezmiernie się cieszę, bo jakie ciepło mogą dać kartonowe pudełka. A ta wypłata, to z USA, tak?

- Tak, pomogłem „polskim Amerykanom”, taki dowód wdzięczności.

- To nie zatrzymuję, panie  Feliksie.

Feliks wychodzi z banku, mija szybkim krokiem centrum Leszczowy i dochodzi do dworca autobusowego. Autobus podjeżdża niemal natychmiast, Feliks wsiada do autobusu.

- Do Tolecka, jeden.

Kierowca podaje bilet, Feliks płaci. Autobus jest prawie pusty.

- Co to, panie kierowco, takie  „luzy”?

- Dziś prawie każdy ma samochód.

Autobus rusza. Feliks rozsiadł się wygodnie w fotelu: „ całą komunę dolar tak skakał, że jak miałem uskładane na spodnie, to nie było rozmiaru w Pewexie, a w poniedziałek dolar w górę i spodnie…, lepiej o tym nie myśleć, dziś będzie inaczej”.

- Tolecko.

- Już?

- To jest niecałe 10 kilometrów.

- Zgrabnie pan dojechał.

Kierowca nie odpowiada.

Feliks niemal natychmiast przesiadł się do autobusu Komunikacji Miejskiej.

I jak tu nie mówić, że dziś fartowny dzień, w życiu nie wierzyłem, że te dolce wpłyną – pomyślał.

Autobus wjechał do centrum Tolecka. Feliks wstał i skierował się do drzwi autobusu. Autobus zatrzymał się na przystanku. Feliks zeskoczył ze schodów.

Idąc ulicą zauważa reklamę sklepu z dżinsowym asortymentem. Zaciera ręce, dochodzi do sklepu, naciska klamkę drzwi sklepu – zamknięte. Na drzwiach widnieje kartka z napisem: „Dziś czynne od godz. 11. Feliks kopie silnie nogą drzwi, łapie się z bólu za nogę, patrzy, a na chodniku leży ulotka reklamowa: restauracja „Ambrozja” – śniadania, obiady, kolacje – zaprasza – I piętro.

Feliks chowa ulotkę do kieszeni i wchodzi do bramy budynku.

W restauracji jest pusto. Przy jednym ze stolików siedzą dwie nastoletnie dziewczyny. To Regina i Sylwia. Regina jest ładną, nieśmiałą brunetką. Sylwia natomiast jest blondynką o wyzywającej urodzie i jest znacznie pewniejsza siebie od Reginy.

Dziewczyny piją kawę, wyraźnie się nie spiesząc.

Do restauracji wchodzi Feliks, przygląda się dziewczynom. Regina zasłania twarz kartą dań. Feliks siada przy sąsiednim stoliku od nastolatek. Podchodzi kelner.

- Czym mogę służyć?

- Chciałbym coś zjeść.

- Zestaw śniadań znajdzie pan w karcie dań. Czy coś podać już?

- Tak. Kawę po turecku.

- Służę uprzejmie.

Regina w dalszym ciągu zasłania twarz kartą. Feliks wstaje, wyciąga z kieszeni spodni średniej wielkości grzebień, czesze włosy do odbicia w oknie. Kątem oka patrzy na Reginę. Podchodzi do stolika dziewczyn.

- Regina…

Dziewczyna nie reaguje.

- Regina Szulc.

- Nie znam pana.

- Pewnie, że nie znasz.

Feliks siada przy stoliku dziewczyn. Kelner podaje mu kawę.

- Proszę tu nie siadać.

- Ciebie to nie znam. Feliks jestem.

- Mało mnie to obchodzi.

- Czyli Reginka lepiej wychowana.

- Proszę pana…

- Już zaraz idę. Ty Regina mnie nie pamiętasz, ale twoja ciotka to już na pewno mnie pamięta, do dziś ją wspominam…

Regina odkłada kartę dań. Feliks przygląda się jej.

- Zamówić coś wam?

- Są pyszne lody, ale nie tanie, a pan…

- Nie żartuj, blondyna, wujek Feliks dysponuje każdą kwotą !

- Mam na imię Sylwia.

-  O jakim smaku mają być z lody?

- Ambrozja z koniakiem.

- Nie ma sprawy, poproszę dwie porcje lodów, jakie wino pijecie?

- Czerwone słodkie.

- Sylwia, daj spokój.

- Przecież się znacie?

- Znamy, to mało powiedziane, na spacery je brałem, a co u cioci nowego?

- Jest w Szwecji ale ma wracać.

- Nie ułożyło się…?

- Tęskni za Polską.

Kelner stawia tacę z lodami i winem.

- Skosztujcie wina. Sylwia, smakuje?

- Dobre.

- Proszę powtórzyć wino.

- To pan nie jest z Tolecka?

- Chwilowo w Leszczawie mieszkam, ale wkrótce to się zmieni.

Kelner podaje „powtórzone” wino.

- Naprawdę?

- Tak. Przede mną wielkie możliwości…

- A po co pan przyjechał do Tolecka?

- Po mar… rrkowy samochód.

- Super.

- Ja wychodzę…

- Daj spokój, na razie zjedz lody.

- To pomożemy panu wybrać, tylko mam taką prośbę: bardzo nie lubię facetów w długich włosach, broda może być.

- Nie ma sprawy, zostawię wam „stówę”, nie odchodźcie, zaraz wrócę.

- Fryzjer jest za rogiem.

Feliks wychodzi.

- Co to za jeden?

- Daj spokój, od razu go poznałam. On miał się żenić z moją ciotką.

- Ale się nie ożenił, czemu?

- Ciotka przed ślubem dowiedziała się, że on nigdy nie pracował i się rozmyśliła.

-I tyle?

- Nie. Jak mu powiedziała, że zrywa, to jej zagroził, że jak nie zmieni zdania, to ją zaraz przywiąże do drzewa i zleje.

- Co ty?

- Ciotka uciekła a on zaczął w jej bloku spać na klatce, ciotka wezwała Milicję.

- Policję.

- Wtedy Milicja była. Zabrali go i sprali.

- Dał spokój?

-   No.

- To ciotka miała… Ale co to za imię?

- A to wiem od takiej dziewczyny z Leszczowy, co ze mną do szkoły chodziła, ona mówiła, że to imię dostał na cześć jakiegoś Dzierżyńskiego, bo jego matka w Domu Partii sprzątaczką była, bo jak jego ta Milicja zlała, to jego matka jak o tym się dowiedziała, to zaczęła pluć na komunistów i jak sprzątała to mówiła: jeszcze mi został do umycia portret tego obrzydliwego Feliksa.

- Tego Dzierżyńskiego?

- No. Potem palacz z jej roboty, co się kochał na nią doniósł, bo ona go nie chciała i zwolnili ją  i sprzątała dalej chyba w banku.

- Ale masz informacje… jaka  jazda, szok!

- Ciotka kazała mi się o niego zapytać, miała nadzieję, że stąd wyjechał.

Feliks ostrzyżony wrócił do „Ambrozji”. Zgolił też brodę.

- Jaki ładny chłopak.

- Dziękuję.

- My już chyba pójdziemy.

- No co wy, może jeszcze wina?

- Ja bym się jeszcze napiła, ale sam rozumiesz,  Regina… !

- Jak chcecie, ale ja już niedługo lecę za wielką wodę, to może wam coś kupię na pamiątkę spotkania?

- To na co ci samochód?

-  Jak by tu powiedzieć, furę chcę komuś zostawić, ot taki gest, w stylu Elvisa.  Ale na razie jej nie kupię, zapomniałem powiedzieć, że dziś ma się ze mną skontaktować „Zachęta”.

- O matko,  czym ty się zajmujesz, to znaczy, to czym się pan zajmuje?

- Daj spokój, wystarczy Feliks, jestem malarzem- impresjonista, zapraszał mnie do współpracy Beksiński. Ale ja mówię: niech każdy pracuje na własny rachunek. Mam tyle zamówień, że niedługo dolary będę widłami przerzucał, pół tej bogatej europy o mnie walczy  – powiedz Regina ciotce – niech żałuje.

- Nie wiem czy będzie okazja.

- To co, zapłacę i przejdziemy się po mieście?

Feliks podchodzi do kelnera z banknotem zabranym ze stolika.

- Ty, jak wyjeżdża, to co ci zależy…

- Widzisz jak on wygląda, Sylwia…

- Po fryzjerze lepiej, czasami pozory mylą, może nie kłamie nie wiesz że artyści to dziwaki.

- Na dziwaka to on na pewno wygląda, i jeśli ma jakieś pieniądze to je znalazł.

- Tak to powiedz kochana, kiedy ty ostatnio znalazłaś pieniądze ?!

Feliks powraca, wychodzą. Idą ulicą.

- Widzę, że Regina jest nie w humorze?

- Daj spokój Feli.

- Jest „Jubiler” – wdepniemy?

- Czemu nie.

- Sylwia, ja idę do domu.

- My się jeszcze z Felim pokręcimy.

- No to jeszcze zostanę.

- Wchodzimy.

Jubiler najbardziej jest zdziwiony wizytą Feliksa, taksuje go wzrokiem.

- No to dziewczyny, wybierajcie co chcecie, bez ograniczeń.

- Naprawdę?

- Naprawdę Sylwia, nawet żebyś chciała, nie zrujnujesz mnie.

- Czy może mi pan pokazać tą bransoletkę?

- Doskonały wybór, ręczna robota.

- Mi też się podoba.

Regina przygląda się  kolczykom.

- To proszę zapakować tą bransoletkę i może jeszcze ten łańcuszek – to też złoto?

- Oczywiście.

- A ja poproszę te kolczyki i może jeszcze ten łańcuszek.

- Już myślałem Regina, że nic nie chcesz od wujka Feliksa.

Regina pąsowieje.

- Patrz Feli, jakie piękne spinki.

- Uważasz, że są mi potrzebne?

- A co u malarza jest ważne – ręce – nie zapominaj.

- Dziękuję, że mi przypomniałaś. Ile to razem będzie?

- Ze spinkami 619 zł.

- Niewiele, myślałem, że więcej.

- Polecamy się szanownemu panu.

Feliks płaci, ocierając pot z czoła.

                                                                       ***

Zegar ratuszowy w Leszczawie wybija południe. Pod ratuszem zatrzymuje się ciężarówka. Wysiada z niej Feliks, idzie w stronę bloków, przechodzi przez bramę, wchodzi w podwórze,  wyjmuje z kieszeni rękę – jest w niej złotówka.

Idzie do śmietnika, wchodzi i zbiera butelki i puszki po piwie , nucąc pod nosem słowa piosenki zespołu Raz, dwa, trzy „ Trudno nie wierzyć w nic, : „ I byłem tym kim chciałem być„.”  

Rate this item
(0 votes)

Podziel się!

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial