Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Filozofia Spoza Szyby 30

AGNESTO

 

 

FILOZOFIA SPOZA SZYBY 30

 

 

 

Dobrze, że zbudowała sobie inne życie, że stworzyła ucieczkę od piekła, jakie on jej serwował. Dobrze, że miała własny bezpieczny kąt, gdzieś poza nim, gdzieś i poza nią samą. Że było miejsce, o którym tylko ona wiedziała. Skryte, ciepłe, tylko jej. Utwierdzała się w tym przekonaniu każdego dnia.
Żyła, ale czy to było życie?

 

Ciało jakieś drętwe, pod żebrami wszystko twarde, skostniałe. Jakieś zimne, nieludzkie. Niekobiece. Wszystko umarło, tam w środku. Przykładała czasem dłoń do piersi i nie czuła nawet bicia serca. A może biło tak szybko, że tętno grało jednostajną muzykę? Linia prosta, jak serce nieboszczka. Zimnego trupa o sinej skórze. Zastanawiała się wtedy, czy to jest stan pomiędzy. Stan zawieszenia. Takie miejsce między czymś, a czymś. Nicość? Bo przecież nic i nikogo nie było. Jej nie było, ciepła też, życia też nie było. Ale było coś, co musiało mieć przecież własną nazwę. Odrębna planeta z własnym układem planet i orbit i jakimś klimatem. Musiała być jakaś przestrzeń dla niektórych tylko ludzi. I tu może była, choć sama już nie wiedziała gdzie jest.
Zagubiła się.

 

Słyszała, ale nie słuchała. Jadła, ale nie czuła smaku. Żyła, bo coś w niej pracowało i zmuszało ją do tego, zmuszało ją do pseudo życia, do kreacji owego bytu, gdzie człowiek jest normalny.

 

Tak było.

 

Dziś postawiła krok w sobie tylko wiadomym kierunku i weszła w życie zostawiając śmierć za sobą.
Było ciepło, krew krążyła, muzyka w niej zaczęła delikatnie brzmieć. Czuła, że wracają jej siły, że chce jej się otwierać oczy, mrugać długimi rzęsami, wąchać kwiaty w wazonie, które wczoraj chyba przyniosła. Nie była pewna kiedy, bo zgubiła rachubę dni i czasu w ogóle. Ale czy to miało jakieś znaczenie? Wybudziła się z odrętwienia. Jestem tu, mówiła do przestrzeni wokół siebie. Uśmiechała się do tego, co wyłapywały jej oczy, dotykała liści kwiatów rosnących w doniczkach na parapetach okien. Muskała palcami kapy i koce rzucone nie wiadomo dlaczego w najmniej spodziewanych miejscach. Otworzyła okno w pokoju, wyszła na osłoneczniony balkon. Zapomniała już, jakie to przyjemne. Stać, wyciągnąć twarz ku słońcu i wsłuchać się w wir natury, w jej odgłosy i krzyki. W życie po protu.
Oddychała łapczywie.
Czuła życie.
Wreszcie.
Była wolna.
Bez niego, z sobą jedynie i z tym, co teraz ma.

 

Wszystkie jego rzeczy wyrzuciła. Całe mieszkanie wyczyściła z jego dotyku i z jego obecności.
Już nie ma nic.
Zło umarło, odeszło.
Zostało nowe życie i ona w nim i kolory, które na nowo barwiły jej codzienność. Przygwożdżona ciężkim dywanem rzeczywistości dusiła się, ale teraz... teraz wietrzyła dom, umysł i siebie.
Życie. Dar. Bezcenny dar.

Rate this item
(0 votes)

Podziel się!

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial