Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Filozofia Spoza Szyby 10

AGNESTO

 

 

FILOZOFIA SPOZA SZYBY 10

 

Przez lata konsekwentnie szedł pod prąd. Nie ulegał naciskom innych. Zawsze stawiał opór temu, co mu nie odpowiadało, nawet jeśli było korzystne z każdej strony. Korzystne dla innych, dla niego nie. I choć były momenty, gdy ona zachwalała i namawiała do tego, czy owego, gdy przedstawiała mu pozytywną wizję czegoś nowego dla niego i dla nich, on obstawał przy swoim. Bronił siebie. Był stanowczy. Tak jej się przynajmniej wydawało. Walczył o siebie, ale cenę, jaką za to płacił, znał tylko on. Wychowanie? - zastanawiała się często w ciemności sypialni, gdy leżąc obok niego myślała o nim i o tym, co się działo w ciągu minionego dnia. Bo wypełniał i ją i jej mieszkanie. Wprowadził się i wszedł w jej byt, a wszystko odbyło się bez odczuwanych, drastycznych zmian.

 

Był wyjątkowy.
Był ukochany. I choć czasem uparty, zawsze wierny sobie. Autentyczny.
Dlatego była obok, zawsze obok.
Gdy jej potrzebował, gdy jej szukał, gdy milczała, a on wiedział, że jest. Była obok. Bo byli ze sobą. Od miesięcy, ale czuła jakby byli od lat.

 

A teraz, gdy go wspominała, gdy często łapała się na tym, że go podziwiała i nadal podziwia, próbowała stać się taka, jak on. Stanowcza. Silna. Przekonana o własnej wartości. Bo jej wiara w samą siebie zawsze pozostawiała wiele do życzenia. Dlatego postanowiła postępować wedle wzoru, jaki on jej pokazał. Pokazał i odszedł, a ona, mimo starań, do dziś pełzła w malignie. Próbowała. Wstawała, otrzepywała kolana, prostowała ramiona i szła dumnie. Szła przez chwilę, bo szybko następowała na próg i ponownie padała z głową ku ziemi szukając siły i sposobu na siebie.

 

Ja, kobieta powtarzalna.
Ja, marna i bezsilna, tak mówiła do siebie. Tak siebie widziała, bo każda próba bycia jak on, kompletnie jej nie wychodziła. Nie udawała się. On był jedyny w swoim rodzaju. Ona stawała się jego kopią, ale nawet to się jej nie udawało.
Dlaczego? Pytała ścian.
Dlaczego? Pytała czajnika, w którym codziennie gotowała wodę. Dlaczego nie potrafię się zaprzeć i konsekwentnie, z uporem prężnej kobiety przeć naprzód? Dlaczego nie umie...

 

Spotkali się kilka lat temu i kilka lat temu rozeszli, ale jego osoba zostawiła w niej trwały ślad. Coś, jak stygmat na całe życie. Przy nim nie udawała innej siebie, przy nim była autentyczna. I kochała go, jak nikogo przed ani po nim. I choć rozeszli się w zgodzie, czasem nawet umawiali się na kawę, i choć usilnie wymazywała go z pamięci wchodząc w inne związki, to jednak gdzieś w jej wnętrzu. Gdzieś, gdzie składowane są wspomnienia przeszłości, on stale był. I powracał. Dawał o sobie znać, a wówczas ona cała drżała i tęskniła.

 

Kilka razy zaczynała związki ze słabymi mężczyznami. Iluzje przyciemniały jej prawdę i wykrzywiały rzeczywistość, bo wierzyła naiwnie, że to ten właściwy. Że tym razem spotkała kogoś, z kim będzie już dłużej i z kim zacznie budować podwaliny przyszłości. Coś na miarę rodziny. Zawsze całą sobą wchodziła w nowe związki i wierzyła, że to ostatni raz. Lecz czas pokazywał, że to nie ten. Że to nie tak łatwo. Że to wymaga pracy, obustronnej. Bo ona wchodziła angażując i emocje i uczucia, oni zaś czuli się dobrze i wygodnie. I wykorzystywali ją. Otumaniali miłymi słówkami i prezentami przynoszonymi z miłości. Z miłości? Wtedy pewnie tak to widziała, teraz już nie. Matkowała im, brała pod opiekę, a oni stawali się dziećmi, którym przedłużono dzieciństwo.

 

A on? Był samotnikiem. Miał problemy z funkcjonowaniem wśród ludzi. Przy niej znajdował odwagę. To jej mówił, bo nic przed sobą nie ukrywali i niczego się wobec siebie nie wstydzili. Był dziecinnie naiwny i mimo silnego charakteru, tu tkwił jego słaby punkt. Kochał być z nią, obok niej i przy niej. Kochał spokój, jakim emanowała i ciepło, które go otulało. I był szczęśliwy. Oboje byli szczęśliwi.

 

Byli do czasu, gdy ona przypomniała sobie o nim i zaczęła naciskać na spotkanie. I on poszedł. I nie skończyło się na kawie, nie skończyło się na kilkuminutowej rozmowie w ciasnej kawiarence za rogiem. Nie skończyło się na serniku z rodzynkami polanym ciepłym sosem malinowym. Chodzili tam razem, a teraz on zabrał ją. Inną ją, która go jej zabrała.
Perfidnie.
Szybko wręcz.
Nie była na to gotowa.

 

Kochała go tak mocno, że jego decyzja o wyprowadzce przytłoczyła ją ogromnym głazem. Zamknęła za nim drzwi, zsunęła się po framudze i dwie godziny płakała skulona przy drzwiach, którymi odszedł z jej życia. I z niej. Płakała, jak jeszcze nigdy po nikim.

Rate this item
(0 votes)

Podziel się!

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial