Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

W Lustrzanej Samotności

Franciszek A. Bielaszewski

W LUSTRZANEJ SAMOTNOŚCI

fragment opowieści

 

 

Wpadła mu do łba szalona myśl. Nie. Głupie to by było. Ale może spróbować. Może. Nie obawiał się reakcji ludzi. Tylko nie wiedział, czy może zaryzykować. Bo jednak to by było już bardziej zobowiązujące. Przysięga. Szalona myśl. Teraz żałował, że ta myśl się pojawiła w jego łbie, bo już nie da mu spokoju. Będzie go dręczyła od rana do nocy. Może ta myśl ma rację. Myślę tylko o sobie. To bardzo egoistyczne. Człowiek w partnerstwie nie powinien być egoistą. Ale nie wiedział czy Brylancik by się na to zgodził. Teraz dopiero poczuł cały sobą jakim jest wariatem. Nie może się ludziom dziwić, że mówią na niego wariat. Mówią
o nim szaleniec. Teraz, gdyby chciał zrealizować swą myśl, to sam nie wie, jakby go ludzie zaczęli nazywać. Mówiąc szczerze, to jest mu całkowicie obojętne, kto
i jak go nazywa. Nie zwraca na to uwagi. Uważa, że każdy powinien żyć swoje życie tak, jak tego pragnie. Jak mu ono najbardziej odpowiada. Przecież nie musi powtarzać życia innych. Nie musi powielać zastanych wzorów. Jeżeli stać go na własne życie, to niech je sobie buduje i żyje w nim z kim i jak chce. Możliwość
o decydowaniu o własnym życiu czyni człowieka wolnym. Zawsze jest na tyle wolnym, ile tej wolności posiada w sobie. Nie zawsze związanie się z kimś sobie bliskim musi oznaczać zniewolenie się wobec drugiej osoby. Bywa też odwrotnie, że nawet ślub czy wspólne życie jest krokiem ku wolności od życia potocznego. Od tego życia znormalizowanego, naszpikowanego różnymi nakazami i zakazami. Moralność też zniewala, głównie ta religijna, która często rozmija się z zastaną rzeczywistością świata. Bowiem, ten świat nie jest raz na zawsze danym w takiej samej postaci. Bezustannie ewoluuje ku przyszłości, jakże często nie znanej. Są to truizmy, których większość ludzi nie chce dostrzegać. Bliską przyszłość można odgadnąć, a nawet poznać ją, lecz ta dalsza, to odległa rzeczywistość bywa zawsze czymś niespodziewanym. Często swym pojawieniem zaskakuje, nie człowieka, lecz właśnie różnego rodzaju instytucje, które nie potrafią zrozumieć, że każdy dogmat starzeję się razem ze światem, tak jak ludzkości przybywa mu lat. Dogmaty, które twierdzą, że są niezmienne, przynoszą najwięcej szkody całej ludzkości a głównie zwykłemu człowiekowi.
Więc, kiedy się pojawiła ta myśl w jego głowie, to postanowił ją zrealizować. Nadać jej materialny kształt. Wiązało się to oczywiście z chodzeniem po urzędach, których dosłownie nie cierpiał. Czuł się chory, kiedy miał pójść coś załatwić w jakimkolwiek urzędzie lub nawet w instytucji. Tym razem postanowił, że mimo strachu przed urzędami, pójdzie i załatwi to co trzeba.
Popatrzył na Brylancika, siedziała tak jak przyszli. Milczała. Nie reagowała na jego rozmyślania. Może ją to wcale nie interesowało co on myśli. Miała swój świat i w nim żyła. Może, kiedy powie jej o tej pomyśle, to wtedy coś od niej usłyszy. W tej chwili było ważne, że po prostu była, że nie był już sam. Jej obecność wpływała na niego pozytywnie. Mógł teraz robić plany na przyszłość, chociaż tą najbliższą. Zanim się pojawiła, to żył z dnia na dzień. Nie myślał dalej niż o tym, co będzie jutro, maksymalnie co będzie za tydzień. Dalsze terminy były dla niego zbyteczne. I tak nie wiedział czy dożyje następnego miesiąca. Teraz myśli już zupełnie inaczej. Można nawet ma już mniej wariackie zachowanie. Czuł się tak, jakby coś się w jego myśleniu i zachowaniu zmieniło. Na dobre. Był z tego zadowolony. Objął ją i powiedział, że wrócą do domu. Tam jej powie o tym pomyśle. Wstali. Wracali tą samą drogą, którędy przyszli do parku. Miasto spało głębokim snem. W żadnym oknie nie świeciło się światło. Jakby okna opuściły powieki. W domu, pomógł jej zdjąć kurtkę. Posadził ją w fotelu. Zapalił świeczkę, by było bardziej romantycznie, bo uważał, że to jest ważna chwila w jego życiu. Oczywiście, jeszcze nie wiedział co Brylancik na to powie. Może się za chwilę okazać, że ona nie podziela jego optymizmu. Dla nie musi to być szczęściem. Nalał sobie wina. Ona jeszcze nie wypiła tego, które jej nalał do kolacji. Nic też nie zjadła, jakby się jej jeść ani pić nie chciało. Pomyślał sobie, że może dmuchane panny nie potrzebują tak jak człowiek, jak żywe stworzenia, że one nie muszą jeść ani pić. Może to i lepiej, bo on i tak połowę miesiąca wegetuje. Nie ma kasy na jedzenie. I nie wie co będzie w przyszłym roku, kiedy skończy się mu pobieranie zasiłku dla bezrobotnych. Wtedy pozostanie mu chyba ostateczność. Zacznie uczyć się latać. Z jakim skutkiem, nie wiadomo. Do tej pory żadnemu człowiekowi nie wyrosły skrzydła. Marzył o tym wielki Leonardo, wiele wieków przed nim Dedal
i wielu innych. Chociaż jego przyjaciel przepowiedział mu, że odjedzie z życia pociągiem pospiesznym, więc chyba z tym lataniem nie będzie musiał sobie zawracać głowy. Może nagle zaśnie. Odejdzie z życia drogą przez sen. Ale teraz nie chciał o tym myśleć. Teraz to nie ma żadnego znaczenia dla jego życia. Uważa, że śmierci boją się tylko ci, którzy mają nieczyste sumienie. Czy ona ma czyste sumienie. Z pewnością nie. Każdy z nas nazbiera przez swe życie pokaźny worek grzechów. Nie o grzechy według definicji kościoła mu chodzi. To są grzechy wymyślane przez człowieka dla korzyści pewnej grupy ludzi, którzy twierdzą, że są zastępcami Boga na ziemi. Chodzi mu o grzechy wobec samego siebie i wobec bliźniego. Właśnie te grzechy są ciężarem sumienia. Na takie myśli zawsze przyjdzie czas. Dzisiaj już nie jest sam, ma Brylancika i pisanie. To są dwa powody, które mówią, ze trzeba być. Nie wolno z tych dwóch powodów zrezygnować. Kiedy tak by zrobił, to byłby koniec, wtedy musiał by się wynieść.
Popijał wino i rozmyślał nad swym życiem. Zapalił papierosa. Przyglądał się Brylancikowi. Siedziała nieruchomo. Nie mógł się zdecydować, kiedy ma jej to powiedzieć. Czy teraz, przy świeczce, kiedy jest romantyczny nastrój, czy aż pójdą spać. Powie jej to w łóżku. Tak chyba będzie lepiej. Przeprosił ją i poszedł do łazienki się umyć. Włożył piżamę. Wrócił do pokoju. Pomógł jej wstać. Poszli do sypialni. Musiał dla niej coś znaleźć do ubioru na noc. Przyniósł koszulkę
i spodenki. Siedziała na łóżku tak jak ją zostawił. Pomógł jej zdjąć spodnie
i koszule. Położył obok niej koszulkę i spodenki do ubrania na noc. Nie zareagowała. Więc jej powiedział by się ubrała. Chyba, że chce spać nago. Milczała. Pomyślał, milczenie też jest odpowiedzią. Odłożył koszulkę i spodenki na krzesło. Może się wstydziła spać w jego rzeczach. O tym nie pomyślał. Zapytał się jej, z jakiej strony łóżka chce spać. Znowu milczała. Więc ją położył z prawej strony, bliżej kaloryferów, by było jej cieplej, bo chciała spać nago. Przykrył ją kołdrą. Zapalił małą naftową lampkę i wyłączył światło. Położył się obok niej. Zrobiło się zupełne cicho. Słyszał bicie swego serca. Ona, nawet nie oddychała.
Nie wiedział jak jej to powiedzieć. Bał się, że pomyśli o nim wszystko co najgorsze. Szukał w myślach odpowiednich słów. Jakoś nie mógł się zdecydować jakie wybrać. Nie chciał jej przestraszyć. Gdyby mu odmówiła, to nie wie co by zrobił. Nie wie. I taką ewentualność musi brać pod uwagę. Jest taka cicha. Lecz może się okazać, że to tylko teraz, pierwszy dzień. Pierwsze chwile w nowym świecie ją onieśmielają. Może jutro przekona się do niego i będzie inaczej się zachowywała. Zacznie mówić i sama chodzić. Nie będzie już musiał robić wszystko za nią. Przy kolacji wydawało się mu, że za nią je i pije. Nawet na spacerze była, ale tak jakby jej tam wcale nie było. Cały czas wyglądała tak, jakby była tutaj nieobecna. Zaczął mieć wątpliwości, czy ma jej teraz to powiedzieć, czy poczekać z tym do jutra. A nawet poczekać kilka dni, by się do niego i otoczenia przyzwyczaiła. Może tak będzie dla niej i dla niego. Przecież ona nigdzie nie wyjeżdża i jutro też jest dzień. Chociaż nie taki sam ale będzie miał wiele godzin na to by jej powiedzieć o swym pomyśle. Do tego teraz ma całą noc na dokładne przemyślenie całego pomysłu. Przygotuje się lepiej do tej chwili, kiedy jej to zaproponuje. Tak z pewnością będzie lepiej. Nad ranem zasnął. Obudziła go podświadomość, że nie jest sam. Nie otwierał oczu. Jakby czekał, że może być to przykre przebudzenie. Bał się jak zawsze rzeczywistości po przebudzeniu. Rzadko była przyjemna. Zdarzało się, że kiedy otwierał oczy, to czuł jakby się obudził kilka lat wcześniej. To co w wtedy docierało do jego, jeszcze nie całkiem przebudzonej świadomości było jakby zatrzymanym czasem, który kilka lat temu zatrzymał się. Chociaż, kiedy spojrzał w duże lustro naprzeciw, to na twarzy tego faceta dokładnie widział zapisane tych kilka minionych lat. Więc i teraz odkładał podniesienie powiek, jakby się bał, że znowu obudzi się o kilka lat wcześniej. Leżał bez ruchu. Tylko myśli kotłowały się w głowie. Po chwili bezruchu, pomyślał sobie, przecież już gorzej w jego życiu być nie może. Chyba stoczył się dalej niż na samo dno. Może pod tym życiowym dnem jest jeszcze jedno, głębsze dno, a po tym drugim dnem jest następne dno życiowe. I tak aż do samego piekła. Piekła ludzkiej egzystencji. A stamtąd już nie ma powrotu do życia, nawet do tego na samym dnie. W te rozmyślania wtrącił się głód. Ślina nabiegła mu do ust. Połknął ją. Myśli zmieniły swoją treść. Herbatę ma. Cukier też jeszcze został. Chleba ma ostatnie dwa kawałki. Na chleb, chyba jeszcze jest trochę smalcu, który przetopił przed trzema tygodniami ze słoniny. Więc może otworzyć oczy i wstać. I teraz sobie przypomniał, dlaczego miał po przebudzeniu wrażenie, że nie jest sam. Tak. Brylancik. Ale jaki Brylancik. Czy ten z rozbitego lustra. A może ten dmuchany. Co by zrobił, gdyby były obie w jego łóżku. Nie wie. Czy by jedną z nich wyrzucił. Też nie wie. Brylancika z rozbitego lustra już dawno nie widział. Brylancik dmuchany wczoraj wieczorem kładł się do jego łóżka, więc ona by miała teraz tutaj leżeć. Co zrobi, jeśli żadnej z nich nie będzie. Kiedy otworzy oczy, to zobaczy muchę albo jakieś inne stworzenie. Jednak będzie musiał otworzyć oczy. Czeka go nie tylko mycie, jedzenie, ale musi pisać. Musi dokończyć nową prozę. Po co ma pisać, zapytał się siebie w myślach. Dla kogo. Czy pisze sam dla siebie, że po prostu to jest silniejsze od wszystkiego w życiu. Może pisze dla czytelników. Jakich. Czy są jeszcze tacy, co czytają. Są. Dlaczego nie kupują książek. To nie naród schamiał i nie czyta książek. To nędza, w którą wpędzili go kolejne rządy
i instytucja kościoła. Wiedział, że mądre społeczeństwo nigdy nie schamieje. Zawsze wygra warcholstwem rządzącym i kościelnym.
A może istnienie czy nieistnienie Brylancika zmusza go do pisania, by
w nim ocalić wszystko poza rzeczywistością. Tak naprawdę to nie wiedział dlaczego pisze. W tej chwili i tak to nie miało żadnego znaczenia. Musi wstać
i zjeść. Otworzył oczy. Spojrzał na drugą połowę łóżka. Brylancik. Ten dmuchany leżał obok niego. Wydawało mu się, że leży trochę inaczej niż wczoraj wieczorem, kiedy się kładł spać. Miał wrażenie, jakby w nocy się poruszyła. Może się jej coś śniło. Czy to w ogóle możliwe, żeby dmuchanej dziewczynie śniło się coś. Chyba nie. A może jednak się jej coś śniło dlatego się poruszyła. Ale też było możliwe, że on w czasie snu się przewracał z boku na bok i ją potrącił. Dlatego teraz nie leży tak samo jak wczoraj wieczorem. Głód postawił go na nogi i poprowadził do kuchni. Wstawił wodę na herbatę. Poszedł się umyć. Wrócił do sypialni. Stał chwilę. Brylancik leżał nieruchomo wpatrzony w sufit. Nie spał. Miał szeroko otwarte oczy. Jakby chciał coś na suficie małego wypatrzyć. Zapytał się jej, czy zje śniadanie. Ma dwie kromki chleba więc jeden jest jej. Oczywiście, jeśli lubi chleb ze smalcem. Milczała. Nawet nie drgnęła. Pomyślał, że może jeszcze śpi, tylko przez sen ma otwarte oczy. Poszedł do kuchni. Zaparzył herbatę dla niej i dla siebie. Posmarował oba kawałki chleba smalcem. Jeden położył na mały talerzyk. Wyciągnął z szafki okrągłą tace i przykrył papierową serwetką. Na to postawił kubek z herbatą i talerzyk z kromką chleba. Zaniósł jej do sypialni. Położył na nocnym stoliku. Powiedział po cichu smacznego. Czekał czy odpowie. Milczała. Nie reagowała. Może się wstydzi. To przecież ich pierwszy ranek. Pierwsze śniadanie. Z pewnością Brylancik się głupio czuje. Wyszedł do kuchni. Zjadł śniadanie. Zapalił papierosa. Siedział w stołowym pokoju i nasłuchiwał jakiś odgłosów z sypialni. Cisza. Żaden dźwięk stamtąd nie dochodził. Może już zjadła
i jeszcze śpi. Ale poczeka jeszcze trochę, by jej czymś nie spłoszyć. Wziął książkę
i czytał. Pił swojego szatana.
Wszedł po cichu do sypialni. Brylancik leżał. Chleba nie zjadła. Przykrył go papierową serwetka. Zapytał się czy śpi. Milczała. Może coś jej zrobił i jest na niego zła. Nie przypomina sobie nic takiego co by mogło ja urazić. Chwilę stał. Potem powiedział, że wychodzi do miasta pozałatwiać kilka spraw. Jeśli chce, to może pójść z nim. Znowu nic nie odpowiedziała. Dziwne pomyślał. Ale milczał. Wyszedł po cichu. Ubrał kurtkę i wyszedł do miasta.
Kiedy wrócił Brylancik leżał jeszcze w łóżku. Tak samo kiedy wychodził
z domu. Leżała i milczała. Może jest chora, pomyślał. Tego by jeszcze mu brakowało. Nie ma kasy na lekarza i leki. Co by zrobił, gdyby się nagle rozchorowała. Nie wie. Musiałby od kogoś pożyczyć trochę kasy. Teraz by mógł, bo czeka na zaliczkę za książkę. Więc miałby z czego oddać. Ale ma tysiące innych długów. I takie pożyczanie by mu skomplikowało jeszcze bardziej życie.
Usiadł na łóżku. Patrzył na nią. Byłą naprawdę piękna. W każdym razie według niego jest bardzo piękna a do tego jeszcze cholernie interesująca. Może komuś innemu nie będzie się spodobała. Bo przecież są gusta i guściki. Tylko, że jeżeli dziewczyna jest ładna, to w większości wypadków podoba się wielu mężczyznom. Często nie mógł oderwać od niej wzroku. Lubił na nią patrzeć. Wstał i pochylił się nad nią. Pomógł jej wstać z łóżka. Zaprowadził do łazienki. Potem pomógł jej pójść do stołowego pokoju. Usiadła w fotelu. W tym co wczoraj. Wziął książkę. Jej podał gazetę. Czytał. Brylancik siedział i milczał. Nawet nie zauważył, że na dworze zrobiło się ciemno. Popatrzył na nią i zapytał czy zje coś na kolację. Jak wracał z miasta kupił bochenek chleba. Więc do jutra im wystarczy jedzenia. Milczała. Czyżby trzymała dietę. Może się odchudza. Ale ma piękną figurę, więc nie musi się odchudzać. Po co. Jemu się spodoba taka jak jest teraz. Nie chciał by była szczuplejsza. Wstał i zrobił dwa kawałki chleba ze smalcem. Przyniósł na talerzyku. Dolał przegotowanej, gorącej wody do swej nie dopitej od rana herbaty. To robił dla oszczędzania. Parzył sobie herbatę co drugi dzień. W ten sposób oszczędzał. Brylancik nie jadł. Nie chciał jej do niczego zmuszać. By nie poczuła się głupio. Dał jej całkowicie wolną rękę. Bo tak uważał, że będzie lepiej dla niej
i dla niego. Kiedy skończył jeść, rozległ się dzwonek od domofonu. Podszedł. Podniósł słuchawkę. To był kolega Arturo. Zawsze przychodził do niego na długie dyskusje, kiedy w czwartek wracał do domu ze studiów. Często koledze doradzał przy jego pisaniu. Był jeszcze młody, więc ciągle miał jakieś pytania. Pisał wiersze i prozę. Czy byłą dobra. Nie chciał nigdy osądzać. Po prostu pomagał koledze. Znają się od kilku lat. Dyskutują na różne tematy. Te rozmowy obu wychodzą na dobre. Jeden i drugim na tym korzysta. Dzisiaj też przyniósł jakieś nowe teksty. Więc jak będzie miał chwile czasu to je przeczyta. Teraz musiał zajmować się Brylancikiem.
Kolega wszedł. Stanął. Widać, że jest cholernie zaskoczony. Aż mu szczęka opadła. Kiedy zobaczył w fotelu Brylancika. Stał długą chwilę bez słowa.
On ich przedstawił. Brylancik, to jest Arturo. Arturo, to jest Brylancik. Ona siedziała jak zwykle bez ruchu. Widać, nie interesowało ją to, że przyszedł do niego kolega. Arturo też nie wiedział co ma teraz powiedzieć. Stał nieruchoma tak jak ona siedziała. Żeby uratować niezręczną sytuację, powiedział do kolegi. Arturo, pójdziemy jak zwykle na spacer, a potem napijemy się kawy. Jak wrócimy. Zgodził się bez wahania. Do Brylancika powiedział, żeby przygotowała cos do jedzenia
a dla Arturo kawę. Kawa jeszcze była w kuchni, ale z jedzeniem było gorzej. Lecz już nie jeden raz z Arturo jadł bardzo skromną kolację. Więc i tym razem chyba kolega nie będzie wybrzydzał. Brylancik nic nie odpowiedział. Więc pożegnali się
i wyszli na spacer. Przez długi czas milczeli. Ciacho był całkowicie zbity z tropu. Nie wiedział co ma powiedzieć na Brylancika. On też milczał i myślał o swoim pomyśle, o którym już wczoraj wieczorem chciał powiedzieć Brylancikowi. Ale jakoś nie wiedział jak to zrobić. Po jakimś czasie Ciacho się odezwał –
Całkiem niezła laseczka. Ale to nie mój gust. Wygląda dziwnie. Skąd ją wytrzasnąłeś. Nic nie mówi. Siedzi jak Sfinks nieruchomo.
Nie wiedział co mu na to odpowiedzieć. Powiedział, że ją wczoraj kupił. Ciacho ze zdziwieniem powtórzył –
Kupiłeś ją...
Tak, odpowiedział. Podoba ci się naprawdę. Zapytał kolegi. Lecz nawet nie czekał na odpowiedź, bo było mu naprawdę obojętne, czy Brylancik komuś się podoba czy nie. Była jego. To było teraz najważniejsze. A jemu się spodobała. Miała co prawda kilka wad, ale i te można uważać jako nieistotne. Na razie mu odpowiadały te wady. Kolega zapytał nagle –
Naprawdę, ona u ciebie mieszka..
Tak. Od wczoraj. I chyba, jeśli się na to zgodzi, to chciałby się z nią ożenić. Tak jak mężczyzna z kobietą. Powiedział koledze, ze chce z nią żyć. Jak długo ona ze min wytrzyma. Nie wie. Zobaczymy. Może pewnego dnia wróci do domu to jej już nie zastanie. Lecz teraz o tym nie chciał myśleć. Arturo, jakby usłyszał nie wiadomo co, bo dziwnym głosem powtórzył po nim –
Ożenić. Jak kobieta z mężczyzną. Ożenić. Ożenić... Jak kobieta z mężczyzną. Ożenić. Czy już ją o to pytałeś. Czy się zgodziła. I kiedy chcecie wziąć ślub...
Nie. Jeszcze jej o tym nie mówił. Ma tylko nadzieję, że mu nie odmówi, że się zgodzi. Przecież, zawsze się może z nim rozwieść. Nie będę żyli tak jak większość małżeństw, które są z sobą tylko dlatego, bo co by ludzie powiedzieli gdyby się rozeszli albo rozwiedli. Takiego życie z kobietą sobie nie wyobraża. Zmuszanie kogoś i siebie do bycia razem, to jest gigantyczna głupota. Ciacho się go zapytał –
Możesz mi powiedzieć, czy ona jest katoliczką. Chodzi o chrzest, komunię, bierzmowanie i czy ma ukończoną naukę religii. Bez tego wam żaden ksiądz nie da ślubu. Wpierw byś musiał to wszystko załatwić. A to kosztuje wielkie pieniądze. A wy kasą nie śmierdzicie. Więc chyba ten pomysł ze ślubem nie wyjdzie.
Potwierdził słowa kolegi. Ale już o tym myślał wczoraj. Kasy nie ma, ale czeka na wydanie książki. Ma dostać trochę kasy. A może nawet dużo kasy. Do miesiąca by miał otrzymać pieniądze. Więc sprawa kasy byłaby załatwiona. Tylko czy Brylancik się zgodzi na ślub. Miał taką cichą nadzieję, że będzie z jego propozycji zadowolona. Lecz Ciacho dodał –
Czy myślisz, że ksiądz wam udzieli ślubu. Przecież kiedy ją zobaczy, to odmówi. Pozna, że z panną młodą jest "coś" nie tak. Milczy. Nie rusza się. Jest jak dmuchana panna.
Popatrzył na kolegę zdziwiony i powiedział mu, że ona, że Brylancik jest dmuchaną panną. Że nic nie mówi, to ma swoje wygody. A na dzień ślubu może do niej wmontować magnetofon z nagranym kobiecym głosem z tekstem jaki się mówi przed ołtarzem. To przecież nic trudnego. Musi się powieść. A jak już wezmą ślub, to wszyscy mogą im skoczyć na plecy. Będą żyli swoje życie. I nie pozwoli by ktoś się im do niego wtrącał. Tak w każdym bądź razie myślał już o tym, żeby kogoś poprosić, kolega mu przerwał dialog myśli –
Musicie mieć jeszcze dwóch świadków. Bez tego tez wam nikt ślubu nie da. Muszą się podpisać tak samo jak wy na akcie ślubu. Jak to zrobisz.
Też o tym myślał. I właśnie poprosił kolegę, żeby był jednym świadkiem,
a drugim może być Artur. Ich kolega, albo nawet Zasiew starszy by nie odmówił. Też ich dobry kolega, a nawet przyjaciel. Więc o świadków nie musiał się już martwić, bo Ciacho się zgodził. Powiedział koledze, że jak otrzyma kasę za książkę, to pójdzie załatwić chrzest, pierwszą komunię, bierzmowanie i naukę religii. Zapłaci za to wszystko potrójną kasę, więc mu żaden ksiądz nie odmówi. Każdy wie, że oni są złaknieni gotówki. Dla nich wiara jest na drugim miejscu. Potem dopiero świętości. I on to wykorzysta. Załatwi wszystko co jest potrzebne dla Brylancika, żeby mogli wziąć ślub w kościele –
Dlaczego nie spróbujesz w Urzędzie Stanu Cywilnego wziąć ślub. Tam może będzie łatwiej. W kościele musisz przekupić księdza a tam urzędnika. Na jedno wyjdzie. Nawet, myślę, że w Urzędzie cię to będzie mniej kosztowało. Bo kościół jest pazerny jak skąpiec. Jak wyczuje, że może bardziej ciebie wydoić, to nie omieszka tego zrobić. W Urzędzie masz o wiele mniejsze opłaty. I odpadną ci wydatki na chrzest, komunię, bierzmowanie i religię. Tak ja sądzę.
Spróbować może też wziąć ślub w Urzędzie Stanu Cywilnego. Tak jak
w kościele. Chyba, żeby zabrakła mu kasy. Miał rację Ciacho. O tym nie pomyślał. Ale jak by było super, gdyby z Urzędu pojechali do kościoła. Będzie ich czterech, więc załatwi jakiś samochód i po problemie. Chyba tak zrobi jak mu kolega radził –
Skąd ją wziąłeś.
Zapytał się go Kolega. Odpowiedział mu, że naprawdę ja kupił –
Za ile...
Za niecałą stówę. Tanio, jak na dziewczynę. Za takie pieniądze to dostaniesz przeciętną kurwę. Bowiem prostytutka kosztuje o wiele więcej. Powiedział, że pożyczył stówę od drukarza. Nie powiedział na co. Jak otrzyma forsę za książkę, to mu tą stówę odda –
Nie chcę mi się wierzyć, że taka tania była. Może ma jakiś ukryty feler. Jakąś wadę wrodzoną. Bo za takie pieniądze dostać młodą dziewczynę, to naprawdę rzadka okazja. Masz fart.
Więc Ciacho będzie jednym świadkiem a drugiego musi jutro zapytać Zasiew albo Artur. Z całą pewnością jeden z nich się zgodzi być świadkiem na jego ślubie. Teraz musi tylko załatwić w kościele, no i w Urzędzie. Jutro zacznie załatwiać. Chociaż boi się wszystkich urzędów jak diabeł święconej wody. Ale warto dla Brylancika to przełknąć i pokonać w sobie tą niechęć. Chyba ona ma ją wrodzoną. Jak daleko sięga jego pamięć, to zawsze tak było. Bał się panicznie wszystkich urzędów. Często za niego załatwiała rodzina albo koledzy. Rodzina tego nie potrafiła zrozumieć. Tylko brat i przyjaciele go rozumieli. Nie dziwili się. Zawsze, jak tylko tego potrzebował, to się ktoś znalazł i pomógł mu przejść przez piekło urzędów. Czuł się wobec machiny biurokratycznej bezsilny. Jak dziecko wobec dorosłych. Wobec brutalności życia. Szli i milczeli. Kiedy wracali z Alei Gwiazd, usiedli w parku, choć było chłodno. Chyba obaj chcieli ochłonąć z tej rozmowy. Ciacho był pierwszy, który się dowiedział o jego planach wzięcia ślubu
z Brylancikiem. Zareagował na tą wiadomość tak jak on myślał. Nawet wtedy, gdyby to uważał za absurd, to i wtedy też by mu pomógł.
Wrócili ze spaceru. Wszedł pierwszy do mieszkania. Tak jak myślał. Brylancik siedział tak jak zawsze. Wpatrzona w jakiś punkt. Milczała. Nawet nie odpowiedziała na przywitanie. On się już do tego zaczynał przyzwyczajać. Kawy dla Ciacha nie zrobiła. Kolacji też nie przygotowała. Siedziała i milczała. Wpatrzona w przyszłość. Gdyby chociaż chciała mu powiedzieć, jaka czeka ich przyszłość. Może ona wie, dlatego milczy. Zachowuje się tak, jakby coś chciała ukryć. Albo czymś ją do niej zraził. Lecz nie uświadamia sobie, bo cokolwiek jej uczynił takiego, by miała powód do złoszczenia się na niego. Pisanie nauczyło go wielkiej cierpliwości. Więc i tym razem postanowił być maksymalnie cierpliwy. Czekał. Wiedział, że wcześniej lub później wszystko się między nimi ułoży.
Zrobił Ciachowi kawę. Posmarował każdemu po dwa kawałki chleba ze smalcem. Jedli i milczeli. Gadali o pisaniu. Ciacho opowiadał co nowego przerabiał na studiach. Brylancik milczał. Nie zwracał na nich uwagi. Wreszcie Ciacho zapytał się –
Dlaczego ona milczy. Siedzi nieruchomo. Nie je. Nie pije nic. Jakby coś się jej stało. A może jest chora. Miałbyś z nią jutro pójść do lekarza. Bo ci się rozchoruje na dobre. Wtedy będziesz miał zbyteczny kłopot.. Dziwny jest ten twój Brylancik.
Popatrzył na kolegę. Nie wiedział co ma mu odpowiedzieć. Czy to ma
w ogóle sens mu wyjaśniać. Nie dziwi się jemu, ale naprawdę nie wie co ma mu na to odpowiedzieć. Więc milczał. Zmienił temat. Zapytał się Ciacha, czy może przeczytać jego nową powieść i zrobić do niej swoje uwagi. Będzie mu za to wdzięczny. Hieronim mu ją wydrukował, więc może zabrać dzisiaj z sobą
i przeczytać –
Nie ma sprawy. Oczywiście, ze przeczytam. Tylko co ja mogę do twego pisania dodać lub odjąć. Sam wiesz najlepiej jak pisać. Ale zrobię tak jak chcesz, przeczytam i napiszę swoje uwagi.
Podziękował mu. Mimo wszystko, zawsze jest dobrze dać komuś do przeczytania, to co się napisze. Inny zawsze dostrzeże to czego on nie widział. Każda uwaga jest dla niego bardzo cenna. Naturalnie, że nie wszystkimi musi się zgadzać. Ciacho się pożegnał. Przygotował łóżko do spania. Brylancik siedział
i milczał. Pomógł jej pójść do łazienki. Potem włożył jej koszulką swoją na noc
i położyła się spać. Sam też się umył i poszedł spać. Nie mógł jak zwykle zasnąć. Dzisiaj postanowił się zapytać Brylancika, czy wyjdzie za niego. Czy zgodzi się wziąć z nim ślub. Zapalił mała lampkę naftową. Zgasił światło. Leżał. Zbierał
w sobie odwagę zapytać się ją o to. Ona leżała nieruchomo. Milczała. Nie wiedział od czego ma zacząć. Może, ma się zapytać czy on jej się spodoba. Ale to jest głupie pytanie w ich sytuacji. Przecież on ją kupił. Więc od czego ma zacząć. Jak zadać to pytanie o ich małżeństwie. Zapalił papierosa. Napił się kawy. Kombinował
w myślach jak ma się jej zapytać o ten ich ślub. Gdyby się zgodziła, to jutro by mógł zacząć załatwiać biurokrację związaną ze ślubem. Za miesiąc by mogli być już mąż i żona. Nie był pewny czy Brylancik się na to zgodzi. Gdyby wiedział, że powie tak, to by się tak nie bał. Jeszcze chwilę się zastanawiał. Nie się dzieje co chce. Powiedział. Raczej zaszeptał do leżącego Brylancika, czy chciałaby zostać jego żoną. Nastała cisza. Wstrzymał oddech. Milczała. Leżała wpatrzona w lustro. W to duże lustra na przeciwległej ścianie. Czekał. Cisza. Od czasu do czasu jakaś wrona na drzewie przez sen zakrakała. Potem znowu następowała cisza. Głęboka. Rosnąca. Coraz bardziej dla niego nie do zniesienia. Spojrzał w lustro. Wydawało mu się, że Brylancik lekko skinął głową tak. Tak jakby odpowiedziała twierdząco na jego pytanie, czy chce zostać jego żoną. Uśmiechnął się do siebie. Kiwnęła głową, że tak, że się zgadza zostać jego żoną. Nie oczekiwał, że tak szybko odpowie. Położył się na bok. Uśmiechał się. Po chwili zasnął.
Miał dziwny sen. Może to nie był sen, ale tylko intensywne myśli, które wyglądały jak sen. Czuł się jakoś dziwnie. Miał wrażenie, ze usłyszał głos Brylancika. Usłyszał, że powiedziała do niego tak. Przecież był dmuchaną
z dziewczyną, więc nie mogła mówić. Czyżby autosugestia byłą tak silna, że wydawała się rzeczywistością. To nie jest możliwe, by Brylancik przemówił. Może ta bardzo pragnął wymarzonej dziewczyny, że zasugerował sobie tak mocno to, że jest nią Brylancik. Dmuchana dziewczyna, którą kupił za kilkadziesiąt złotych, które pożyczył od znajomego drukarza, który drukował jego książkę Tańczący
z diabłami. A teraz, ma wrażenie, że ta dmuchana dziewczyna przemówiła do niego. A może stał się jakiś cud. Gdyby należał do instytucji kościelnej,
w charakterze wierzącego, to może by uwierzył w jakiś cud. Dlaczego więc słyszał głos Brylancika. Dlaczego. Nie, to jest absurdalne. A mimo to ma wrażenie, że słyszał jej słowo "tak". Nie potrafi określić barwy jej głosu. Pamięta tylko jej szept. Podobny do jego szeptu, kiedy się jej pytał czy chce zostać jego żoną. Jeżeli już tak się stało, to jutro powinien załatwiać formalności związane z ich ślubem. Świadomość całkowicie się wyłączyła. Zasnął. Dalej już nic nie pamięta. Żadnych obrazów sennych już nie wdział. Tuż przed przebudzeniem usłyszał jakby echo jej szeptu. Wtedy się obudził. Otworzył oczy. Uśmiechnął się do siebie. Spojrzał na Brylancika. Nie spała już. Delikatnie pogłaskał jej krótko podcięte, blond włosy. Poczuł jakby drgnęła. Może się mu to tylko wydawało. Pocałował ją delikatnie. Szybko wstał. Miał wiele do załatwienia. Musiał zatelefonować do Wydawnictwa
i dowiedzieć się kiedy otrzyma pieniądze za książkę. By mógł ustalić datę ślubu. Żadnego wesela nie będzie wyprawiał. Wezmą ślub i ze świadkami wypiją w parku miejskim ileś tam piw, najlepiej Pilznerów.
Przyniósł jej śniadanie do łóżka. Kawałek chleba ze smalcem oraz ciepłą herbatę. Szybko się ubrał. Pożegnał się z Brylancikiem i wyszedł do miasta załatwiać formalności związane z ich ślubem. Nie mógł przeczuwać, jaka to będzie droga krzyżowa z tym załatwianiem. Wszędzie chcieli opłatę. W Urzędzie opłatę skarbową a w kościele na tacę oprócz normalnej taryfy opłat. Jak zaczął liczyć ile będzie musiał zapłacić za te wszystkie "papierki", różne pozwolenia, zezwolenia, potwierdzenia, zaświadczenia, wpisy, wypisy i bóg wie co jeszcze, to mu włosy stanęły przysłowiowego dęba. Zaczął się obawiać, czy honorarium za książkę wystarczy na wszystkie opłaty. Ale nie rezygnował.
Postara się dokończyć te trzy większe prozy, które już dwa miesiące czekają. Chociaż są w zasadzie gotowe, trzeba tylko nad nimi popracować, potem wysłać do wydawnictw. Może jakieś zdecyduje się którąś z nich wydać. Może dostanie w międzyczasie odpowiedź w związku z jego powieścią. Może będzie pozytywna. Wtedy otrzyma zaliczkę. Postanowił, że jak wróci do domu, to będzie pisał. Brylancik to zrozumie. Musi pracować więcej niż do tej pory. Zbyt mało czasu poświęcał na pisanie. Co prawda pisał każdego dnia, ale czasami to była tylko godzina albo dwie. Potrzebuje o wiele więcej pracować. Teraz tym bardziej, kiedy już będzie z Brylancikiem rodziną. Lecz nigdy nie potrafił się zmuszać do pisania. Wtedy efekt był prawie zawsze zerowy. Po prostu opłakany. Kilka drobnych rzeczy napisał na zamówienie. Tylko dlatego by komuś pomóc. Często nie potrafił dotrzymać terminów uzgodnionych z wydawnictwem lub redakcją. Zawsze kończył prozę czy wiersze na ostatnią chwilę. Albo oddawał nie do końca poprawione. Taki już był. Zawsze czytał kilka książek lub czasopism w jednym czasie. Tak samo i pisał. Zawsze miał rozpoczęte kilka tekstów. Nie wszystkie kończył. Do niektórych wracał po latach. Wtedy całkowicie zmieniały nie tylko treść ale i formę. Kiedy pisał sztukę teatralną Naama wnuczka Adama, to pierwsza połowa powstała w ciągu kilku dni. Drugiej części nie potrafił napisać. Czekał na ten moment pół roku. Wtedy znowu wystarczyło kilka dni. Do wierszy, nawet już opublikowanych często wraca i poprawia, zmienia, pracuje nad nimi. Napisał kilka wersji jednego wiersza czy prozy. Uważa, że bez tego nie ma tworzenia. Praca jest zawsze podstawą wszystkiego co człowiek stwarza. Nawet największy geniusz, żeby się nie zmarnować musi włożyć gigantyczną pracę w to, by go urzeczywistnić dla innych.
Teraz jest Brylancik. Czeka go z nim ślub. Żeby przetrwać do przyszłości musi jak najwięcej pracować. Musi dać z siebie wszystko i jeszcze trochę. Kiedyś samotność była motywem do pisania, dzisiaj pojawił się Brylancik. Ona jest dla niego nowym motywem do tego by myślał o przyszłości. Nie tylko tej bliskiej. Teraz musi myśleć co będzie za miesiąc, za rok i więcej lat. Musi pisać. Pracować. Nawet za cenę zdrowia. Niech mówią, że jest wariatem. Bez względu na wszystko, pozostanie sobą. Tym kim jest we wnętrzu. Do bólu sobą. Musi pisać, by wydostać się z tego dna materialnego. Innego wyjścia nie ma. Dotychczas pracował
w kilkudziesięciu zawodach, ale, jak mówili mu ludzie, najlepiej wychodziło mu pisanie. I chyba w to uwierzył. Może był najwyższy czas by to zrozumieć. Pozostało mu tylko pisanie. Ostatnia deska ratunku, by przeżyć. Lecz do tek pory
z pisanie była coraz większa bieda. Zapadał w coraz większe długi jak w świeży, puszysty śnieg. Pisanie, nie jest spacerem po zielonej łące, gdzie pasie się Pegaz. To wielka, nigdy nie kończąca się wspinaczka na dziewicze szczyty tworzenia. Himalaje są maleńkimi pagórkami w porównaniu z pisaniem. Na szczyt jednego tekstu, często się pisarz wspina przez długie lata. I nie ma pewności czy tam dotrze. To nawet nie jest deska ratunku, to raczej jest brzytwa w ręku tonącego, która może okazać się kołem ratunkowym ale nie musi tak być. Może boleśnie zranić pozostawiając głębokie blizny, ale uratuje życie. Tak. Uratuje. Lecz często pozostanie tylko połowa, tego co było wcześniej. A nawet mniej. W ten sposób uratowanym życiu tylko nieliczni potrafią się odnaleźć. Dokażą wygrać siebie. Nie zgadzając się na narzucony formy przez ogół. Nie dają się ukiczować. Nie dają się wciągnąć na salony pustych słów. Idą własną drogą. Wspinając się po szczeblach swojej pracy, nie kariery.

Rate this item
(1 Vote)

Podziel się!

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial