Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Henio Przekupka

Andrzej F. Paczkowski

 

Henio Przekupka

 

Nazywam się Henio Przekupka, jestem średniego wzrostu, o średniej wadze i średnim wzroku facetem. Można powiedzieć, że jestem w średnim wieku. W szkole także byłem średni. W seksie jestem średni. W rodzinie też byłem zawsze ten średni. Jakoś tak się przyjęło, że wszyscy do mnie mówili po prostu Średni.

 

Postanowiłem opisać swoje życie, toczące się porą, kiedy wszyscy już śpią, a nawet gdy ja już śpię. Zastanawiacie się pewnie, jak też to moje życie może się toczyć, kiedy śpię? Bo kiedy się śpi to jedynie co się może toczyć to jedzenie w moich jelitach, trawione i przerabiane na części bierne, w oparach gazu zmieniające sie w substancje mające rankiem zostać wydalone z mojego rozbudzającego się, rozleniwionego organizmu. A jednak, nawet jeśli śpię, albo możemy powiedzieć, dokładnie w czasie snu, toczy się również moje drugie życie. Tym życiem jest sen.

 

Od dziecka nieustannie coś mi się śni. Matka prowadzała mnie po doktorach, mądrych babach potrafiących więcej i takich tam dziwadłach. Wszyscy radzili, kiwali głowami, szeptali, zastanawiali się, przepisywali recepty, znowu radzili, pytali ale nikt nie potrafił dać jasnej, jednoznacznej odpowiedzi, co tak naprawdę mi dolega. A moja choroba nazywała się po prostu sen.

 

Na przykład wczoraj śniły mi się dwa sny. W pierszym śnie miałem świnkę morską. Trzymałem ją zamkniętą w akwarium. Do pokoju wchodzi moja ciocia, mówiąc:
– Ty, Średni, daj tej świni trochę odetchnąć świeżym powietrzem, tak mało ma tam miejsca. Niech sobie pofolguje, pobiega.

 

Patrzę na moją świnkę, o dźwięcznym imieniu Matylda (nazwanej tak na cześć mojej ciotki, której nie znosiłem), i rzeczywiście jak była wielka, tak wielkie było akwarium, nie miała w nim miejsca na jakikolwiek ruch. Kiedy ona tak urosła? Wyglądała tam jak wielki korniszon wciśnięty na siłę w butelkę. Wyciągnąłem ją i postawiłem na biurko. Świnka, cała happy, nagle zaczęła tańczyć na dwóch nogach, skakać, wywijać piruety, takie tańce wykulańce. Widać było, że jest szczęśliwa z danej jej wolności. A potem zmieniła się: zmalała, przeobraziła się w małą mysz, dała gazu i uciekła. Goniłem ją, szukałem, bo zniknęła mi z oczu. Pobiegłem na podwórko, skierowałem się w stronę lasu a tam rozciągały się pola i blyszczące tory kolejowe. Na torach stał bliżej niespecyfikowany wehikół na który wskoczyłem i za pomocą korbki, wajchy, nazwijmy to jak chcecie, jechałem przed siebie w poszukiwaniu mojej świnki. Rozpędziłem się oczywiście, jakżeby inaczej, a tu nagle z naprzeciwka jedzie taka sama maszyna na której jechała Masłowska we własnej osobie, z rozwianymi włosami. Nie udało się zahamować, zbyt wielka prędkość, zderzyliśmy się i wypadłem wprost na rosnące poniżej drzewo, ponieważ tory prowadziły przez dosyć stromy kopiec. Siedziałem w gałęziach trzymając się ze strachu przed upadkiem drżącymi rękami drzewa. Nagle ktoś zaczął potrząsać owym drzewem. Powoli kołysało się raz w jedną, raz w drugą stronę.
– Pomocy. Ludzie, ratunku! – wołałem przerażony. Nic nie pomogło. Wreszcie puściłem się gałęzi i spadłem na ziemię, budząc się raptownie.

 

Pomyślicie pewnie, że taki sen, to nic innego jak zwykły sen. Może macie rację, jednak mnie takie sny zdarzają się często, śnię każdej nocy. Są tak realne, że czasami wierzę, że pewnego dnia przyprawią mnie o zawał serca, o chorobę wieńcową, nadciśnienie tętnicze, biegunki, krawienia, oczopląs. O cokolwiek.

 

Kiedy nic mi się nie śni, bo i to się przecież zdarza, jakżeby inaczej, wtedy żyję naprawdę zupełnie inaczej niż wszyscy.

 

Na przykład ostatnio, idąc drogą i pisząc na swym telefonie wiadomość wpadłem na niedźwiedzia! Wydaje się wam to dziwne? A jednak zdarzyło się naprawdę! Miał jakichś dwieście kilogramów i jak się poźniej dowiedziałem, wybrał się z zoo do pobliskiej restauracji, ponieważ zapach mięsa nie dawał mu spokoju. Pociekła ślinka i przeskoczył przez ogrodzenie, wyszedł na ulicę i oto wpadłem wprost na niego. Na szczęście nie był agresywny...

 

Popatrzył na mnie, dosłownie mnie wmurowało, ponieważ odniosłem wrażenie, że skinął mi głową, a potem odwrócił się i poszedł w swoją stronę.

 

Kiedy nie śniłem i nie spałem, pracowałem. Sprzedawałem na targu kapustę, ziemniaki, kurze jaja i tym podobne. Byłem jak przekupka na targu, przekrzykiwałem wszystkich najgłośniej jak się dało. Zwracałem na siebie uwagę, nawoływałem, prosiłem, nawet wygrażałem, że jeśli nie kupią ode mnie to... no, parę razy zgarnęła mnie z tego powodu policja, ale nie łamałem tym sobie głowy.

 

Raz w tygodniu urządzałem na wsi nielegalne wyścigi na specjalnie zmontowanych maszynach. Poskładało się parę części (chodziło o to by ich było jak najmniej), zamontowało silnik i gnaliśmy drogami aż się dymiło.

 

Kończyło się połamaniami, wstrząsami, wylewami, otwartmy zlamaniami a nawet płaczem. Nie była to zabawa dla panienek, więc do celu docierali tylko prawdziwi mężczyńi. A ja należałem do tej klasy męskich wygranych.

 

Jednej nocy kopulowałem z panetrą. Boże, co za przeżycie, jakie miała miękkie futro, jakie miłe w dotyku, jak była ciepła i niebezpieczna zarazem... takich orgazmów nie przeżyłem nigdy z moją ulubioną kózką Jóźką, stojącą w chlewiku (moja ostatnia deska ratunku!), a o Starej już nie wspomnę.

 

Innymi nocami znów surfowałem, byłem uznawanym malarzem, kochankiem Lolo Ferrari (nie zabiły jej wtedy jeszcze balony, były tak wielkie, że nie dziwiłbym się gdyby to one ją udusiły), wojownikiem, ufoludkiem, słoniem morskim (z którym swoją drogą rownież kopulowałem na florydzkiej plaży Fort Lauderdale). Seksulane igraszki zabierały mi w snach osiemdziesiąt procent całości.

 

Niejasno wspominam na jedną noc z księciem Charlesem w pałacu Buckingham, kiedy to oboje delektowaliśmy się Kamilką leżącą w płatkach kukurydzianych. Kamilka, chociaż już podstarzała i rakieta jak się patrzy, to jednak kiedy się zapalała, raz dwa docierała do mety.

 

Moim przewodnikiem po snach była pięciocentymetrowa Chihuahua, najmniejszy piesek świata, którego nosiłem w kieszeni spodni. Doradzała mi w każdej sytuacji i nie wyobrażałem sobie życia bez niej.

 

Przeżywałem ataki aligatorów na Amazonce, nie zdajecie sobie sprawy, co to za potworna rzeka, pełna krwiożerczych upiorów ze wszystkimi rodzajami kłów, gotowych zatopić je w twojej skórze. Raz nawet pożarły mnie żywcem piranie, wielkie jak bochenki chleba, z zębami których Dracula z pewnością by im pozazdrościł.

 

Teraz, kiedy na światło dzienne wyszła afera z Johnem Travoltą, który miał niby za kasę ciągnąć facetów do łóżka, nie zdziwiłem się bardzo. Przecież mnie zaciągał do łóżka nie raz i... no, przecież przyznam się, nie musiał za nic płacić. Przecież jestem jego fanem!

 

Budziłem się po takich snach cały rozpalony i jeżeli jeszcze nie byłem spełniony, przewracałem się na Starą, leżącą jak kłoda i głośno chrapiącą obok mnie. Ona budziła się, czując na sobie mój ciężar i na siłę rozsuwane nogi. Odwracała głowę i bełkotała coś w stylu: „Przykryj mnie kołdrą jak skończysz", i natychmiast zasypiała. Jej by nic nie ruszyło. Nawet koniec świata czy szatan używający sobie na niej. Spała jak chłop po ciężkiej pracy a tymczasem całymi dniami nic nie robiła, tylko wymyślała i wynajdywała mi robotę.

 

Uratowałem dziecko, którego matka zwiała sprzed sklepu, ponieważ groził jej bandyta z nożem w ręku. Ona nawet się nie odwróciła, uciekła z krzykiem a dziecko płakało. Rozłożyłem go na łopatki, skopałem i na wszelki wypadek kopnąłem w jaja, gdyby chciał mnie gonić, chwyciłem małą na ręce i pobiegłem z nią do matki, która jednak w napadzie szału biegła tak szybko, iż nie zorientowała się, że wybiegła na jezdnię. Zrobił sobie z niej garaż tir wiozący krowy do niemieckiej ubojni...

 

A więc byłem też bohaterem, no, i co wy na to, mądrale?

 

Skakałem do basenu z dachu domu i nie przeżyłem, jakżeby inaczej, na szczęście był to tylko sen.

 

Byłem przewoźnikiem na jakiejś łodzi duchów, dealerem narkotykowym, mężem Pameli Anderson (wiecie chyba co się wtedy działo) i posiadałem na własność harem na samym środku pustyni! To było coś!

 

Moja Stara mówiła, że jestem popieprzony, że mówię przez sen i mam się leczyć, bo źle skończę. Odpowiadałem jej na to, że przecież każdy zdrowy człowiek ma sny, jedynie jej się nic nie śni i nie ma się czemu dziwić, bo jest tak zasuszona i przeżarta przez mole, jak sukienka jej matki, którą na pamiatkę trzymała w jednej ze starych skrzyń na strychu. I kto tu jest nienormalny, pytam ja się? Hę?

 

Przyznam się, że Stara mnie wnerwiała jak nic. Potrafiła w jednej sekundzie rozpalić mnie do czerwoności. Starałem się ją trzymać w ryzach i jako tako mi się to udawało, czasem musiałem podnieść rękę i porządnie sprowadzić ją na ziemię (wiadomo, jak to babę), ale jednak ona zawsze wracała do swych starych nawyków!

 

Pewnej nocy śnił mi się najpiękniejszy i najsłodszy sen, jaki zapamiętałem. Przyszedłem z targu, wykończony jak wół roboczy po całym dniu na polu przy orce, spocony i głodny jak diabli. Przyznam, że nie podobało mi się, kiedy stwierdziłem, że to sen i w dodatku sen z tą starą suchą śliwką, której nikt nie chce zjeść – moją żoną (gdybym nie śnił, to pewnie nawet bym się jej nie dotknął, ale wiecie jak to jest, jestem facetem a jak to facet, czasem nawet jeśli nie chce, to musi).

 

Otóż wchodzę do domu a tu nie ma Starej, jak to zwykle bywało. Spojrzałem przez okno i zobaczyłem, że baba jedna wiesza pranie na sznurze, w ogrodzie. Na piecu w garnkach przygotowane jedzenie. Otworzyłem okno i krzyknąłem:
– Jadzia, ty mi zupy przyjdź nalej. Głodny jestem!
– A sam se nalej! – krzyknęła w odpowiedzi i nawet na mnie nie spojrzała. Nie to, żeby musiała na mnie spoglądać, to mi nawet odpowiadało, ale coś takiego? Przecież wróciłem z pracy, do ciężkiej cholery!
– Pocałuj mnie... – tu się jednak powstrzymałem przed dokończeniem zdania. Zatrzasnąłem okno ze złości, aż odpadło trochę kitu. Podszedłem do pieca, zdjąłem z garnka przykrywkę i nalałem sobie zupy, która oczywiście okazała się za słona. Czułem jak narasta we mnie furia. Byłem głodny, więc chcąc nie chcąc przełknąłem to świństwo i nałożyłem sobie drugie danie. Ozorki w sosie chrzanowym. Były twarde jak podeszwa, nie dało się ich pogryźć i szlag mnie trafił. Czemu akurat dzisiaj mi się to śni? Nie mogło wczoraj?!

 

Nagle wpadła mi do głowy jedna myśl: przecież to jest sen! Wypadłem przez drzwi i pobiegłem za nią do ogrodu, zerwałem sznury, całe pranie znalazło się na ziemi. Ogarnął mnie bies. Ona krzyczała, wyzywała ale ja widziałem tylko jej szyję, podniosłem sznur i oplatałem jej go wokół karku. Możesz się wyrywać ile chcesz, pomyślałem, nic ci to nie pomoże. Przyszła kryska na Matyska.

 

Opadła na ziemię jak pusty worek, na to pieprzone pranie i z wyciągniętym językiem, jakby w cyrku była, bo jak widać nie umiała umrzeć z godnością, znieruchomiała.

 

Poszedłem się położyć. Obudziłem się i zastałem ją leżącą w ogrodzie, zimną jak bryła lodu i sztywną jak kij. Ale to był sen, przecież musiałem spać we śnie, wszystko zawsze działo się we śnie.

 

Nie wiem jak to się stało, że przyjechało pogotowie, że pojawiła się policja, sąsiedzi... zapakowali mnie do auta a potem pamiętam już jedynie moment, kiedy siedzę na wprost jakiegoś frajera w białym kitlu, pytającego mnie:
– Dlaczego pan ją zabił?
– Bo zupa była za słona – odpowiedziałem i uśmiechnałem się. Ej, przecież nic się nie dzieje, to tylko sen. Ale jednak już się chciałem obudzić z tego snu. Za dużo w niej mojej Starej, jak nic, ten sen znacznie różnił się od innych i już chciałem być gdzieś zupełnie indziej.

 

I znalazłem się, z tym, że w zamkniętej celi, w której miałem strawić jakieś naście lat, nie pamiętam już ile, wszystko zlewało mi się w jedno.

 

Pewnego dnia obudziłem się w celi i wszystko do mnie dotarło. To nie był sen. To musiało zdarzyć się naprawdę. Ale w końcu zasłużyła sobie! Zupa nie powinna być taka słona!

 

Nazywam się Henio Przekupka. Wszyscy mówią na mnie Średni, ale to już wiecie. Każdej nocy śnią mi się dziwaczne sny. Śni mi się moja Stara, ale ona, jak wiecie, wącha kwiatki od spodu. I to jedyna rzecz, która trzyma mnie przy życiu. Dostała za swoje. A ja wreszcie mam spokój.

 

Rate this item
(0 votes)

Podziel się!

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial