Ułatwienia dostępu

Przejdź do głównej treści
Anna Zborowska      Dym   – Dziewczyno, poczęstujesz mnie papierosem? Nie zauważyła, kiedy obok niej na ławce przysiadł się obcy mężczyzna. Był łysy, nieproporcjonalnie zbudowany. Pod szarą bluzką poruszały się jego mięśnie. – Nie palę – oznajmiła. Wyciągnął z kieszeni portfel. – Nie bądź taka. Dostaniesz dwie dychy za fajkę. Dobry interes, nie? – O co panu chodzi? Za rogiem jest sklep, proszę pójść sobie po papierosy, jeśli ma pan ochotę. ...

  „Magia z Bukowego Lasu. Letnie przesilenie”      Krople deszczu uderzały w zakurzone szyby, a porywisty wiatr poruszał drewnianymi okiennicami. Pogoda na zewnątrz sprawiała, że miało się chęć, przesiedzieć cały wieczór przy kominku. Niestety, często bywa, że okoliczności najmniej nam sprzyjają, gdy tego potrzebujemy. Tak było i tym razem. Wszyscy siedzieliśmy w chacie już od rana, zanim w górze pojawiły się czarne chmury, a im dłużej czekaliśmy, tym bardziej szare s...

  „Magia z Bukowego Lasu. Wyprawa w nieznane...” Minęło sporo czasu, odkąd wróciliśmy z naszej pierwszej, a zarazem ostatniej podróży. Rowennę zdenerwowało, że nie udało nam się zebrać wszystkich roślin z listy. Stwierdziła, że najwidoczniej zbyt wcześnie wysłała nas w świat. Chociaż do tamtego momentu jej słowa, były dla nas niczym rozkazy samego króla, wkrótce po tych wydarzeniach straciły na znaczeniu.           Coś w nas się zmieniło,...

            FTW             Na rozstaju dróg kapliczka stała, a w niej Jezus Frasobliwy. Siedział tak pod niewielkim daszkiem; w zimie mróz, a w lecie doskwierał upał, ale przynajmniej nie padało na głowę. Nie wyglądał na trzydziestotrzyletniego mężczyznę; jego zmarszczki raczej nadawały mu pewnej sędziwości. W sumie nie należy się dziwić, nie wiadomo, ile lat już t...

FtW – Duch gór, duch przygody, duch pokoju i pokój ducha, duch prawa, w duchu miłości, a także i porozumienia, albo też pojednania, niby wszystko jest takie racjonalne, a tak naprawdę to jakby jeden wielki seans spirytystyczny. Pojmowanie, nazywanie i regulowanie świata pachnie magią i jakimiś starożytnymi misteriami. Może po prostu chodzi o zamaskowanie faktu, iż nazwy i reguły to tylko powierzchowna plandeka na rzeczywistość, a pod spodem wije się amorficzny nieład, taki...

FtW Jakże nieistotny okazał się fakt porannego, heroicznego powstania z łóżka. Gdyby dzień okazał się dla niego nieco łaskawszy, kazałby je opiewać w annałach porannych powstań. Fakt, nie było ono listopadowe, ani też styczniowe, ani też w żadnej mierze powstaniem tkaczy, ale jednak powstaniem. Pełna dramaturgii i męstwa walka z grawitacją, by podnieść głowę, a później całą resztę; to nie były przelewki. Taką chwilę mógłby Fidiasz swym dłutem uwiecznić, ale tak, wszystko w...

FtW Tęsknie za ciepłym wiatrem, za nagrzanym powietrzem niosącym różne zapachy, nawet takie jak woń końskiej kupy na rozgrzanym asfalcie. Za zgrzytem łańcucha przymocowanego do wiadra, obijającego się o cembrowinę, dźwigającego na powierzchnię lodowatą wodę. Chciałbym usłyszeć śpiew ptaków w koronach drzew na cmentarzu, by przemijanie w łagodny sposób koegzystowało z teraźniejszością. Życiodajne soki płynące z kości przodków delikatnie szumiałyby listowiem, łącząc wczoraj ...

FtW                         Reklamówka porzucona gdzieś na poboczu drogi, uchwycona na zdjęciu reportera dokumentującym ucieczkę z własnego domu, którego już nie ma. Przeszłość została zbombardowana i przyszłość także, pozostawiono jedynie niepewność i strach. Pakunek, co miał zmieścić całe dotychczasowe życie, ciśnięty – leży niepotrzebny jakby miał podkreśla...

FtW Na wywczas bym pojechał, nie na żaden urlop, wakacje, tylko wywczas taki solidny, nieokreślony czasowo, gdzieś do wód, lasów i wzniesień. Tam, gdzie ludzie przyjaźni i mili, gdzie można by uciąć pogawędkę choćby o pogodzie, a słowa by nie były obciążone balastem problemów, w jakiej kondycji znajduje się świat, człowiek i dokąd to wszystko zmierza. Kolaską bym pojechał, nie żadnym samochodem. Bo jakże nim można zanurzyć się w krajobraz i też po nim brodzić, najwyżej ro...

FtW Szybko zerwał się z fotela i wybiegł po schodkach na dookolny balkon, obiegający lampę latarni. Deszcz zacinał z boku zawzięcie i jednostajnie, jedynie podczas powiewu jakby wzmagał swoją intensywność, a fale morskie z monotonną obojętnością rozbijały się o nabrzeże. – Dobrze, że pada, zmyje to paskudztwo z mojej twarzy – pomyślał – nie będzie śladu po tej upokarzającej cieczy. Przecież jestem mężczyzną, co najwyżej co jakiś czas powinienem uronić jakiś kamień, może ...