Żyć Szybko
KIRA
Okładka książki „Żyć szybko” Brigitte Giraud jest doskonałym nawiązaniem do treści. Grafikę stanowi kształt płyty winylowej utworzonej z powtarzających się, mamy wrażenie w nieskończoność, haseł: „Gdyby, gdyby, gdyby…”.
I podobnie jest z treścią. Odmienione przez wszystkie przypadki słowo „gdyby” jest tu kluczem otwierającym wszystkie drzwi.
A tych drzwi autorka otwiera sporo – powraca myślami do zdarzeń przed lat i dnia, w którym w tragicznym wypadku zginął jej mąż. Doszukuje się możliwości, które mogłyby zapobiec dramatowi. To takie ludzkie. Kiedy wydarzy się coś bardzo złego, szukamy w przeszłości odpowiedzi na pytanie „co by było, gdyby”. Jest to pozbawione sensu, przecież wydarzyło się, nic już nie można zmienić, a jednak czujemy jakąś ulgę zatracając się w takich myślach.
Nie do końca przylgnęła do mnie lektura tej powieści. Miejscami ogromnie się mi dłużyła i po prostu – nudziła, choć do tematu śmierci i żałoby podchodzę zawsze z wielkim szacunkiem. Mam wrażenie, że ta opowieść powinna pozostać w prywatnych notatkach, w pamiętniku, w osobistych pamiątkach. Myślę, że z całą pewnością pisanie jej było formą autoterapii. Ale właśnie – czy takie teksty terapeutycznie nie powinny pozostać w szufladzie? Nie rozumiem, dlaczego zapisem swojej terapii autorka podzieliła się z ludźmi na całym świecie?
Bodźcem do zmierzenia się jeszcze raz z traumą była dla autorki sprzedaż domu, który kupiła dwadzieścia lat wcześniej wspólnie z mężem. To swego rodzaju klamra, pożegnanie – przede wszystkim ze zmarłym ukochanym.
Każde „Gdyby…” pisarki jest też jej wyrzutem sumienia. Czuć między słowami, że się obwinia za to co się stało. Że zarzuca sobie – gdyby cokolwiek potoczyło się inaczej, nawet najdrobniejszy szczegół – jej mąż nadal by żył. Oprócz siebie obwinia też los, członków rodziny, przyjaciół, samego Claude’a. I kręci się ta płyta z gdybaniem i kręci, i zacina i obsesyjnie kręci dalej. „Gdyby, gdyby, gdyby…”. Miejscami wymyka się to zdrowemu rozsądkowi.
Językowo książka napisana jest bardzo dobrze. Dwadzieścia trzy rozdziały dzieliły się na podrozdziały, czytało się ją bardzo dobrze, choć, jak już wspomniałam, chwilami lektura mnie nużyła. Ale treść – cały czas byłam gdzieś obok, nie wnikałam w nią. Może dlatego, że nie do końca czułam sens tego wielostronicowego gdybania i ciągłego rozdrapywania tej samej rany. Wiem jednocześnie, że pisanie takiej książki musiało być dla autorki bardzo trudne ze względu na jej osobisty charakter. Mam nadzieję, że też wyzwalające i oczyszczające. I to doceniam. Na uznanie zasługuje również niebywała szczerość, na którą porwała się Brigitte Giraud. Całkowicie otwiera się przed czytelnikiem: dzieli się swoim bólem, przeżyciami i myślami. Odtwarza ze szczegółami kolejne wydarzenia, które, według niej, doprowadziły do wypadku. Czy przy tym robi też rachunek sumienia? Wybacza sobie?
Czuć tu upływ czasu, te dwadzieścia lat, które minęły od tragedii. Lektura jest bardzo spokojna, refleksyjna, wręcz łagodna. Próbuję sobie wyobrazić, jak wyglądałaby, gdyby autorka pisała ją kilka miesięcy po śmierci męża, pogrążona w żałobie. Z całą pewnością byłaby przesiąknięta krzykiem i cierpieniem. Domyślam się, że musiało minąć tak dużo czasu, żeby autorka odważyła się z większym dystansem powrócić do trudnych przeżyć.
Książka wywołała we mnie refleksję – jak długo trwa żałoba? Co czuje się dwadzieścia lat po śmierci męża? Czy kocha się go nadal z taką samą siłą? Czy tak samo mocno za nim tęskni? Czy ten ból straty kiedyś maleje?
Wyróżniona najbardziej prestiżową francuską nagrodą literacką, Nagrodą Goncourtów książka nie zrobiła na mnie oczekiwanego wrażenia. Nie wbiła w fotel. Być może nie jest to w moim życiu czas na tego typu lekturę.
Informacje:
-
Autor:Brigitte Giraud
-
Gatunek:Wspomnienia, Biografia, Dramat
-
Tytuł Oryginału:
-
Język Oryginału:
-
Przekład:
-
Liczba Stron:224
-
Rok Wydania:2024
-
Wymiary:
-
ISBN:9788383194523
-
Wydawca:W.A.B.
-
Oprawa:Twarda
-
Miejsce Wydania:
-
Ocena:
3/6