Ukryta Królowa. Cykl Zmroku. Tom 2. Księga 1
Pani M.
Peter V. Brett rozwija swoje uniwersum. Po „Cyklu Demonicznym” przyszedł czas na „Cykl Zmroku”. Święte Miasto zostało zniszczone przez demony, kości kolejnych poległych wojowników złożono w Sharik Hora, a bohaterowie, którzy już raz ocalili świat, zniknęli. Teraz ich dzieci muszą podjąć walkę i stawić czoła demonom. Na ich życiu cieniem kładzie się legenda rodziców.
Panie Brett, no coś pan tu uczynił? Tak dobrze się ta część zapowiadała i w końcu zrobił się klops. Niedoprawiony. Scena, która otwiera tę książkę, pewna uroczystość, sprawiła, że czułam ciarki na całym ciele. Przeniosłam się do innego świata i chciałam w nim zostać. Chwilę później pożałowałam, że wciąż w nim jestem. Miałam wrażenie, że nie dzieje się kompletnie nic. Akcji było tutaj tyle, co kot napłakał. I przykro mi pisać te słowa, mam ogromny sentyment do tej serii, a teraz patrzę na to, jak zsuwa się po równi pochyłej.
Obecnym bohaterom daleko jest do tych z pierwszych tomów wspomnianego przeze mnie „Cyklu Demonicznego”. Może postać Selen do mnie jeszcze jako tako przemawia, ale zabrakło mi kogoś, komu mogłabym kibicować. Olive miała czasem takie momenty, że intrygowało mnie, co się z nią dzieje, jednak przez większość czasu nie wzbudzała we mnie emocji. Mam też ogromny problem z postacią Darina. Rozumiem jego rozterki i podejrzewam, że tak z 15 lat temu sympatyzowałabym z nim. No nie ma chłopak w życiu lekko. Jego ojciec był legendą, a on, no cóż, jest jego synem, w którym ludzie chcieliby zobaczyć choć namiastkę Arlena, ale mimo najszczerszych chęci trudno im to zrobić. Męczyło mnie to, że jego postać nie bardzo się rozwija. Liczyłam na to, że w tej części autor poświęci mu więcej miejsca. Nic z tego, Darin przemyka gdzieś tam w tle, więcej tu Olive. Najwięcej emocji wywołało we mnie spotkanie z jedną z bohaterek, które były mi znane z „Cyklu Demonicznego”. Nie pałam do niej sympatią, ale nie można jej odmówić charakteru i tego, że potrafiła kierować ludźmi, by osiągać swoje cele. Miała kilkoro dzieci, a te sporo rodzeństwa. Kto czytał książki, pewnie domyśla się, o kogo mi chodzi.
Według mnie ta część jest przegadana i nie powiedziałabym, żeby te dialogi coś do akcji wnosiły. Nawet nie wykrzesałam w sobie chociaż odrobiny radości, gdy powróciła jedna z postaci. Po prostu przyjęłam to do wiadomości. Przez większość książki czekałam na to, aż coś zacznie się dziać. Pierwsze książki Bretta wzbudzały we mnie sporo emocji, pochłaniałam je jednym tchem. Tę czytałam od pewnego momentu na siłę. Mam takie poczucie, że autor nie zakończył opowieści wtedy, gdy była ku temu pora, tylko ciągnie ją, nie mając większego pomysłu na to, co będzie dalej.
Pewnie przeczytam kolejny tom, żeby dowiedzieć się, co wydarzy się dalej. Może w nim będzie coś się działo. Według mnie to rozbijanie poszczególnych tomów na dwie części nie działa na korzyść opowiadanej w nich historii.
Niestety, ale nie będzie to moja ulubiona część cyklu. Dobrze się zaczęła, potem była już tylko równia pochyła. Były momenty, które ratowały całość, ale w ogólnym rozrachunku dla mnie było ich zbyt mało, żeby wcisnąć mnie w fotel. Chciałabym zobaczyć przemianę bohaterów, poczuć emocje, które towarzyszyły mi podczas czytania pierwszych tomów „Cyklu Demonicznego”. Teraz musiałam niestety obejść się smakiem.
Informacje:
-
Autor:Peter V. Brett
-
Gatunek:Fantasy
-
Tytuł Oryginału:
-
Język Oryginału:
-
Przekład:
-
Liczba Stron:522
-
Rok Wydania:2024
-
Wymiary:
-
ISBN:9788367949187
-
Wydawca:Fabryka Słów
-
Oprawa:Miękka
-
Miejsce Wydania:
-
Ocena:
3/6