Lato w Savannah
Jane Rachel
Cecelia Rose Honeycutt nie ma łatwego życia. Jej psychicznie chora matka przynosi wstyd zarówno sobie, jak i swojej córce. CeeCee chciałaby, aby jej mama była zdrowa, nie paradowała po ulicy w sukni ze szkolnego balu, nie nosiła tej wstrętnej szarfy z tytułem królowej i zaopiekowała się dzieckiem, które w szkole zdobywa najlepsze stopnie. Życie CeeCee zmienia się, kiedy matka ginie w wypadku.
Na ratunek dwunastoletniej dziewczynce przybywa ciocia Tootie. Zabiera Cecelię starym kabrioletem do swojego domu w Savannah, gdzie nareszcie może poznać smak prawdziwej miłości, nauczyć się wielu ważnych rzeczy od kucharki z barwną przeszłością, odnaleźć przyjaciół, zrozumieć zachowanie ojca i zobaczyć jak wygląda świat rządzony przez same kobiety.
„Pani Odell powiedziała mi kiedyś, że wybaczanie ma o wiele więcej wspólnego z osobą, która wybacza, niż z tą, która go potrzebuje. Powiedziała, że chowanie urazy i gniewu ma mniej więcej tyle samo sensu, co walenie się w głowę młotkiem i oczekiwanie, że drugą osobę zaboli głowa."
(str. 159)
Widząc pewnego dnia w księgarni Lato w Savannah obiecałam sobie, że na pewno zdobędę tę pozycję. Przeczytawszy opis debiutanckiej powieści pani Hoffman poczułam to dziwne przyciąganie do książki. Znacie to? Chociaż nie znałam opinii Lato w Savannah i nie przepadałam za takim gatunkiem, w pamięci zapisałam sobie piękną okładkę i ciekawy opis. Pastelowe, dziewczęce barwy okładki i słowa „Swoim starym kabrioletem zabiera CeeCee do pachnącego, pełnego dobrobytu świata Savannah, w którym rządzą niemal wyłącznie kobiety" utwierdziły mnie w przekonaniu, że będzie to piękna historia o przyjaźni, poznawaniu świata i odkrywaniu jego tajemnic na tle malowniczego miasteczka. Miałam też nadzieję, że spotkam tam ważne przesłania i mądrości. Czy tak było? Z przymrużeniem oka mogę powiedzieć że owszem, część moich oczekiwań faktycznie się spełniła, ale nie tak, jak to sobie wyobrażałam.
Zacznijmy od tego, że dużym zaskoczeniem dla mnie był czas akcji, ponieważ przypada on na moje ukochane lata sześćdziesiąte XX wieku, kiedy w Stanach Zjednoczonych po ulicach mknęły (dziś dla nas) legendy motoryzacji, moda wyraźnie zapisała się w historii, czarno-białe zdjęcia wykonywano pięknymi, starymi aparatami fotograficznymi, kino było ogromną rozrywką, a wszystko to dopełniała magiczna, charakterystyczna dla tamtego okresu muzyka. Pani Hoffman od pierwszych stron zdobyła moje serce, osadzając historię CeeCee właśnie w tych latach.
Drugą ważną rzeczą, która również na samym początku pozytywnie wpłynęła na ocenę powieści, jest klimat amerykańskiego południa w 1967 roku. Autorce bardzo dobrze udało się przedstawić każdy szczegół mody z lat sześćdziesiątych, zwyczaje, spędzanie czasu wolnego, zachowanie bohaterów, a nawet zwroty. Całość utworzyła piękny obraz żywcem wyrwany ze starego filmu. Najbardziej ceniłam opisy wcześniej wspomnianych starych samochodów, mody i domów, ponieważ robiły wrażenie (a które – jako miłośniczka lat sześćdziesiątych – po prostu uwielbiam. Taka moja mała miłość.)
Jak mówiłam na początku, moją uwagę przykuła naprawdę ładna okładka w pastelowych barwach. Cała oprawa graficzna jest bardzo piękna, począwszy od kolorów, aż po tył książki. Gdybym miała wybierać okładkę swojej książki, chciałabym coś w podobnym stylu. Na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że będzie to lekka opowieść o czymś niezwykłym.
„Ale niektórzy sporo zapłacą, by ktoś dał im nadzieję."
(str. 167)
Skoro Lato w Savannah ma trzy bardzo mocne strony, dlaczego mam mieszane uczucia po przeczytaniu powieści pani Hoffman? Otóż dwie rzeczy zostały słabo dopracowane i trochę zniszczyły urok wzruszającej historii CeeCee. O czym mowa?
Narracja. Styl autorki jest dobry – lekki, przyjemny, swobodny – język również, narracja z punktu widzenia CeeCee w pierwszej osobie tak samo... Ale coś było nie tak. Mam na myśli to, że autorka dzieląc się z czytelnikiem losami CeeCee, pisała bez większego wkładu w historię dziewczynki. W pewnym momencie czułam się jakbym czytała pamiętnik; zero emocji, proste zdania, żadnych większych opisów myśli lub wewnętrznych rozterek, a jedynie ciekawość, co też będzie dalej. Właśnie przez tą suchą, prostą, trochę lakoniczną narrację Lato w Savannah utraciło tyle barw zyskanych na samym początku. Śledząc losy CeeCee natknęłam się na jeden moment, w którym faktycznie uroniłam kilka łez, lecz jak na historię opowiadającą o stracie, prawdziwej miłości, rozstaniach i przyjaźni to stanowczo za mało. Liczyłam na prawdziwą fontannę łez (nie wiem, czy wiecie, ale uwielbiam ryczeć nad książkami), ale niestety pod tym względem odrobinę się zawiodłam...
Drugą rzeczą, która również nieco zniszczyła odbiór Lato w Savannah są... bohaterowie. Miałam ogromną nadzieję na to, że Cecelia w swoim krótkim życiu spotka mnóstwo osób o różnych charakterach, z normalnymi lub dziwnymi zainteresowaniami, a każda z nich miałaby barwną albo prostą przeszłość... Tymczasem autorka nie za bardzo skupiła się na kreowaniu postaci. Rozpoczynając przygodę z Lato w Savannah poznajemy CeeCee w wieku ośmiu lat. Nigdy nie powiedziałabym, że główna bohaterka mogła mieć wtedy zaledwie osiem lat! Pani Hoffman zrobiła z niej trochę zbyt dojrzałą postać. Sądziłam, że Cecelia nie będzie pojmować wielu rzeczy związanych z jej matką, chorobą psychiczną i w głębi duszy będzie prawdziwym dzieckiem, tymczasem CeeCee rozumiała aż za wiele. Nie chodzi o to, że czepiam się inteligencji ośmioletniego dziecka – chcę powiedzieć, że pani Hoffman trochę przesadziła z jej mądrością i wyrozumiałością. Były takie nienaturalne i sztuczne.
Ciocia Tootie była idealnym przykładem krewnej, którą wszyscy uwielbiają, jest bogata, ma wielkie serce i poświęca się każdej najmniejszej sprawie. Oletta bardziej przypadła mi do gustu tym, że było u niej widać mocne cechy charakteru oraz to, że jej przeszłość wpłynęła na teraźniejszość. Ponad to wielu bohaterów nie wyróżniało się niczym szczególnym. Trochę mi przykro, że kwestia postaci wypadła tak słabo, bo byłam pewna, że spotkam mnóstwo ciekawych charakterów.
„Wszyscy musimy być ostrożni, ale zapewniam cię, że na każdą złą osobę na tej ziemi przypada sto dobrych."
(str. 186)
Podsumowując:
Każda książka ma mocne i słabe strony. Pani Hoffman oczarowała mnie magią lat sześćdziesiątych, niesamowitym klimatem amerykańskiego Południa i dbałością o szczegóły, lecz poległa przy bohaterach i nijakiej narracji. Jak na debiut historia CeeCee faktycznie robi wrażenie. Czy polecam? Jak najbardziej. Jeśli szukacie lekkiej historii o przyjaźni i pokonywaniu przeciwności losu, śmiało sięgnijcie po Lato w Savannah. Nie jest to zła pozycja, tylko trochę niedopracowana. Mimo to historia CeeCee długo pozostanie w mojej czytelniczej duszy, chociażby ze względu na czas akcji, który będę kojarzyć właśnie z Cecelią Rose Honeycutt.
„To nasza wiara w siebie wpływa na to, jak oceniając nas inni."
(str. 283)
Informacje:
-
Autor:Beth Hoffman
-
Gatunek:Obyczajowe, Powieści i Opowiadania
-
Tytuł Oryginału:Saving Ceecee Honeycutt
-
Język Oryginału:Angielski
-
Przekład:Katarzyna Malita
-
Liczba Stron:344
-
Rok Wydania:2012
-
Wymiary:135x205 mm
-
ISBN:9788324578979
-
Wydawca:Książnica
-
Oprawa:Miękka
-
Miejsce Wydania:Wrocław
-
Ocena:
3.5/6