Malachitowy Bursztyn
Joanna Kidawa
„Malachitowy bursztyn” Irene Sturm przenosi nas w czasy zaborów do Galicji. Młoda Austriaczka Polda wyjeżdża z rodzinnego Wiednia na tereny polskie, przyłączone do zaboru austriackiego. Po drodze poznaje swojego męża Harolda Rotta, z którym zamieszkuje w miejscowości Lubisk. Jak potoczą się losy młodej kobiety? Chodź, dzisiaj zapraszam Cię w podróż do czasów, kiedy Polski nie było na światowych mapach.
KIM JEST AUTORKA?
Zanim jednak zanurzymy się w świat Poldy, pozwól, że przedstawię Ci Irene Sturm, autorkę powieści. Kobieta pochodzi z Lublina, gdzie ukończyła Uniwersytet im. Marii Curie-Skłodowskiej. W połowie lat 90 XX wieku wyjechała z kraju, najpierw do Niemiec, skąd przez Szwajcarię dotarła do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszka do dziś, dokładnie w południowej Kalifornii.
W dorobku literackim pani Ireny, poza najnowszym „Malachitowym bursztynem” odnajdziesz kilka powieści takich jak: „Na przekór losu”, „Przypadek zrządził”, „Niebieski bluszcz”, zbiór opowiadań czy też wierszowaną legendę.
MALACHITOWY BURSZTYN
Po krótkim przedstawieniu autorki, nadszedł czas na opowieści o „Malachitowym bursztynie”. Powiem Ci, że niezwykle mnie zaskoczyła sama forma książki. Otóż składa się ona z rozmów prowadzonych głównie w mieszkaniu Austriaczki. Nie znajdziesz tam żadnych opisów czy też narracji, jak to zwykle w książkach bywa.
Jak już wspomniałam we wstępie, główną bohaterką jest Polda Rott. Jak kobieta trafiła na polskie ziemie?
Po trzecim rozbiorze Polski, pod koniec XVIII wieku, ziemie dołączone do Austrii nazwano Galicją. Tam właśnie cesarz postanowił wysłać swoich urzędników celem zorganizowania administracji takiej, jaka była obecna w Austrii. Jednym z nich był Orsen Wessler, który opuścił Wiedeń wraz z żoną oraz córką Poldą, bohaterką „Malachitowego bursztynu”. Po odwołaniu rozkazu, tata dziewczyny powrócił do Austrii zostawiając córkę w Lubisku, poślubioną poznanemu po drodze z Wiednia kupcowi – Haroldowi Rott.
Polda zamieszkała w jednej z kamienic w Lubisku. Razem z nią mieszka jej mąż, który całe dnie spędza w swoim sklepie oraz Ryta – pomoc domowa polskiego pochodzenia. I to właśnie w tym mieszkaniu usłyszysz większość rozmów zawartych w książce. Przewracając kolejne karty „Malachitowego bursztynu” dowiadujemy się, że przed wyjazdem z Wiednia Polda była zakochana w hrabim Dittmarze von Hochberg. Pomimo iż hrabia zalecał się do dziewczyny, zdecydował się poślubić jej przyszywaną siostrę Izoldę. Harold Rott również miał złamane serce. Kilkakrotnie oświadczał się kobiecie imieniem Elfi, która jednak odrzuciła zaloty amanta.
Jak wygląda codzienne życie w Lubisku? Do mieszkania ciągle ktoś przychodzi, a to po poradę, ciepłe słowo, czy też pożyczyć coś do jedzenia. Polda, pomimo że jest Austriaczką, została ciepło przyjęta w polskim środowisku. Sama kobieta uczy się naszego języka. Stara się również pomagać otaczającym ją ludziom.
Częstym gościem w domu Poldy jest siostra Leonia z pobliskiego klasztoru. Podobnie jak gospodyni, jak tylko może to pomaga innym ludziom otwierając furty klasztoru dla potrzebujących, takich jak Silke, wdowa po piekarzu wypędzona z domu przez pasierbice czy też Paulina, młoda dziewczyna z nieślubnego łoża, bita przez własną matkę.
Pewnego dnia, będąca w ciąży Polda wraz z Rytą odkrywa, że jej mąż często odwiedza Julkę, aktorkę z miejscowego teatru… Dziewczyna również spodziewa się dziecka…
Jak potoczą się losy Poldy i jej przyjaciół? Czy odnajdzie spokój? Zapraszam Cię do przeczytania książki.
NA ZAKOŃCZENIE SŁÓW KILKA
„Malachitowy bursztyn” Irene Sturm to książka o niezwykłej formie. A mianowicie składa się jedynie z dialogów. Z pozornie chaotycznych rozmów wyłania się stopniowo interesująca historia Poldy, Austriaczki, którą los rzucił na tereny Galicji, należące przed rozbiorami do Polski.
Jeśli zatem poszukujesz książki, która się wyróżnia na rynku wydawniczym, zapraszam Cię gorąco do sięgnięcia właśnie po „Malachitowy bursztyn”.
Mirosława
„Każdy z nas ma jakiś sekret, o którym nie chce mówić i nie mówi.”
Przesada w żadnym przypadku nie jest dobra, więc najlepiej gdy wszystko jest dobrane harmonijnie i proporcjonalnie. Tak nie jest w powieści „Malachitowy bursztyn”, w której proporcja między opisami a narracją została wyraźnie zachwiana.
Z opisu na tylnej stronie okładki wynika, że akcja powieści dzieje się po trzecim rozbiorze Polski, który nastąpił w 1795 roku. Część naszych ziem zostało przyłączonych do Austrii i zaczęto ten obszar nazywać Galicją. Wówczas cesarz zaczął wysyłać tam swoich urzędników, by wprowadzali nowy porządek prawny, a jednym z nich był ojciec Poldy – Orsen Wessler, który pełnił funkcję radcy dworu. Niestety, musiał wypełnić rozkaz władcy, więc opuścił ukochany Wiedeń razem żoną Hertą i córką. Natomiast Polda nie czuła z tego powodu żalu, gdyż rodzinne miasto pozostawiło w jej sercu niemiłe wspomnienia. Pragnęła w ten sposób zapomnieć o Dittmarze von Hochbergu, który stwarzał pozory zainteresowania jej osobą, ale w pewnym momencie zmienił plany i pojął za żonę przybraną siostrę Poldy – Izoldę. W desperacji i jakby na przekór wszystkim Polda wychodzi za mąż za niemieckiego kupca Harolda Rotta, którego poznaje w czasie podróży do Lubiska. Opisane powyżej informacje dotyczące głównej bohaterki wynikają nie od razu, lecz dowiadujemy się o nich stopniowo, gdyż zaczynając czytać tę powieść, zastajemy Poldę już jako panią Rott, mieszkającą z mężem i służącą Rytą w jednej z kamienic w Lubiskach.
Nie jestem przyzwyczajona do tego typu konstrukcji fabuły, jaką zastałam w tej powieści. Z pewnością jest ona oryginalna i trzeba się do niej przyzwyczaić, zanim zacznie docierać do czytającego spójna historia. Jednak taka forma dla mnie była na dłuższą metę męcząca. Opisy są w znikomej ilości i mają za zadanie tylko przedstawić scenę rozmowy, albo kto w danym momencie rozmawia. Trudność sprawiło mi częsty brak zaznaczenia, kto wypowiada jakąś kwestię, czy zdanie, które ujęte są jedno po drugim, bez określenia rozmówcy. Z reguły przekazują sobie różne informacje dwie osoby, ale i tak można się pogubić się w zaistniałej w sytuacji. O ile wciągnęła mnie fabuła, która powoli wyłania się z tych rozmów, to zmęczyła mnie jej dialogowa forma, więc czytanie przebiegało mi w wolnym tempie.
„Malachitowy bursztyn” to opowieść o życiu, jego blaskach i cieniach, jakie towarzyszą nie tylko głównej bohaterce, ale też innym osobom występującym w tej powieści. Ich dylematy, przeżycia i doświadczenia poznajemy stopniowo. Jeden wątek wiąże się z drugim, wypływają tajemnice, rodzinne sekrety, a jednocześnie poznajemy życie w ówczesnych czasach, postrzeganie roli kobiety, podejście do wielu życiowych spraw i realia społeczne oraz egzystencjalne tamtych czasów.
Forma dialogowa powieści tworzy szczególną atmosferę wraz z tym, o czym dowiadujemy się z poszczególnych rozmów. Niesamowite, jak umiejętnie autorka opowiada tę historię poprzez dialogi stosując mało opisów. To według mnie jest niezwykła umiejętność, by w tak wielu rozmowach, a przy tym dużej ilości osób nie stracić sensu i klarowności fabuły. Często są to długie wypowiedzi, więc też potrafią być nużące, o charakterze opisowym, więc to nieco inna forma zilustrowania nam tego, co się dzieje. Zabrakło mi w tym kształcie fabuły bardziej plastycznych i barwnych opisów, emocjonalnych wrażeń, analiz sytuacyjnych czy chociażby działających na wyobraźnię opisów krajobrazów lub wyglądu poszczególnych postaci. Brakowało mi też przybliżenia postaci, ich wyglądu, czy nakreślenia tła jakiejś sytuacji, ale i tak dałam się wciągnąć w tę opowieść.
Czy taka nierównowaga między partiami opisowymi i konwersacjami to dobry zabieg literacki, czy nie? To musi ocenić każdy, kto sięgnie po tę powieść. Dla mnie było to trochę nienaturalne i dziwnie poznawało mi się poszczególne wydarzenia ukryte w ciągu dialogów.
Zaczytana Podróżniczka
Malachitowy bursztyn Irene Sturm to dość oryginalna pozycja, którą niedawno otrzymałam do recenzji. Czemu tak jest? Czym zaskakuje? Zaraz pokrótce wyjaśnię.
Polda, główna bohaterka, to młoda żona, która wbrew wszystkim , głównie sobie, postanawia wziąć ślub z nowo poznanym kupcem oraz wyjechać z nim do Galicji. Lubisk to mała miejscowość, gdzie życie toczy się wolno i jest takie zwyczajne. Jednak jak w każdym miasteczku dzieją się tu ludzkie mniejsze lub większe tragedie. Na problemy Poldy i nie tylko najlepsze sposoby ma siostra Leonia lub ksiądz Kwiryn z pobliskiego zakonu oraz pomoc domowa Ryta. Każda z tych bohaterek ma swoją przeszłość mniej lub bardziej dramatyczną w jakiś sposób związaną z zawodem miłosnym. Czy losy bohaterek się wyprostują? A może inaczej potoczą? Co musi się stać, aby wzięły swoje życie w swoje ręce? Czy wszystkie historie poszczególnych postaci zakończą się dobrze?
Autorka Irene Sturm w tej niezwykłej historii zaskakuje czytelnika sposobem przedstawienia postaci i narracji. Tu nie ma jednego narratora. Każdy bohater głównie w formie dialogu lub skrytych myśli przedstawia swoje lub innych losy. Jest to mocno zaskakujący sposób na opisanie przewrotnej opowieści.
A powieść Malachitowy bursztyn jest bardzo nietypową lekturą w samej formie nie mówiąc już o wielowątkowości książki. Czasem jest to trochę irytujące, i chce się czasem porzucić czytanie. Nic bardziej mylnego, bo krótkie rozdziały, napisane z innego punktu widzenia, tworzą na sam koniec ku zdumieniu czytelnika spójną fabułę. I to jak ciekawą. W pewnym momencie nie można się oderwać od lektury.
Malachitowy bursztyn to przypowieść o zwykłym życiu w czasach trzeciego rozbioru Polski połączona z domieszką obyczaju, romansu oraz zawodów miłosnych, które prowadzą bohaterów do trudnych decyzji. Do czego to doprowadzi?
„Nie jest łatwo znaleźć drogę do rodzinnego domu, obojętnie jak jest, ale to zawsze najlepsze miejsce na świecie.”
Świat byłby nudny, gdyby wszyscy byli jednakowi, tak samo postępowali i się zachowywali, nieprawdaż?
A czemu malachit z bursztynem to już trzeba przeczytać książkę, która jest pełna ważnych symboli w życiu Poldy i Ryty. Owszem jest trochę pokręcona ale zawiera w sobie wiele ważnych prawd.
„Domem mężczyzny jest nie kto inny, tylko jego żona.”
Ja jestem lekko zmieszana i treścią i formą opowieści. W sumie pozytywnie, bo takiej powieści nie czytałam i się nie spodziewałam, że może być na tyle intrygująca, że nie można przestać o niej myśleć.
W skali od 1 do 6 oceniam książkę na 4.
Mamaczyta
„Malachitowy bursztyn” Irene Sturm to książka, która budzi naprawdę mieszane uczucia. Czyta się ją szybko głównie dzięki krótkim rozdziałom i brakiem opisów. Fabuła jednak nie zachwyca, budzi konsternację, politowanie nad naiwnością bohaterek i tym co zaprząta je na co dzień.
Młodziutka Polda wraz z rodzicami opuszcza Wiedeń. Rodzina Wessler udaje się na wschód, na ziemie zajęte pod koniec 1795 roku przez Austrię. Dziewczyna, która przeżyła niedawno zawód miłosny wierzy, że wyjazd pozwoli jej zapomnieć. Znajomość z niemieckim kupcem Haroldem Rottem ma jej w tym pomóc. Czy małżeństwo z rozsądku, a właściwie z premedytacji ma szansę przetrwać? A co jeśli obie strony widzą w tym związku szansę na zapomnienie o przeszłości?
Historię rodziny Poldy i jej małżeństwa poznajemy z opisu książki. Treść powieści to czas gdy Polda i Harold próbują się dotrzeć. Mieszkają w Lubisku, Rott otwarł sklep i on jest dla niego najważniejszy, z czasem podium zajmuje panna Julka. A młoda małżonka? Polda i Ryta (jej panna służąca, pomocnica, przyjaciółka? -bardzo trudno określić tę relację) żyją jakby w bańce. Same nie wiedzą co dzieje się na mieście, wszystkie plotki trzeba im przynieść. A dziwnie to trochę wypadło, bo jak robiąc codzienne zakupy można nie wiedzieć, że piekarnia została zamknięta? Do drzwi Rottów goście dobijają się kilka razy dziennie. Najczęściej przychodzi sąsiadka Natiukowa, skarbnica wiedzy jeśli chodzi o mieszkańców miasteczka i studnia bez dna, bo zawsze wychodzi z czymś do jedzenia. Poldę odwiedza też siostra Leonia, szara eminencja pociągająca za wszystkie sznurki.
Bohaterowie żyją w myśl zasady Abwarten und tee trinken (Po prostu poczekaj i zobacz) i powtarzają to za każdym razem gdy życie odrobinę się skomplikuje. A potrafi się komplikować bardzo często. To powieść o drugiej szansie na miłość, o tym że nigdy nie jest za późno.
Pewne kwestie zostają wielokrotnie powtórzone, czasami przez innych bohaterów, ale zupełnie nie popycha to akcji do przodu. Jest teatralnie, mieszkanie stanowi scenę. Myślę że wyszło by z korzyścią dla fabuły napisanie „Malachitowego bursztynu” w formie dramatu gdzie didaskalia z powodzeniem zastąpiłyby narratora i nadały całości charakteru. A w obecnej formie zastanawiałam się momentami czy śmiać się czy płakać.
Zdania są proste, a przez to wypowiedzi stają się beznamiętne. Nie ma emocji w tych dialogach, nie ważne czy bohaterowie cieszą się, smucą czy są w samym środku karczemnej awantury. Rozmowy między Poldą, a jej mężem to w ogóle jakaś farsa, ona coś mówi, on odpowiada coś zupełnie nie pasującego i zaczyna nowy temat. Ona nie odnosi się do jego wypowiedzi tylko dalej swoje.
Mieszczaństwo, panie hrabianki, drobna szlachta. Niby miała być to powieść ponadczasowa ale bardzo pasuje mi tutaj początek XX wieku niż koniec XVIII jak sugeruje okładka, a jak się to ma do XXI ? Niestety nijak. Ta eksperymentalna forma miała sprawić, że poczujemy się jak w wodzie wśród rozplotkowanych kobiet. W moim odbiorze wypadło to dziwnie, nie zachwyciło, nie było żadnym efektem wow chociaż doceniam brak rozbudowanych opisów.
Wyłapałam sporo literówek i brak w niektórych miejscach znaków interpunkcyjnych. Szkoda, bo pod tym względem wypadałoby to bardziej dopracować.
Uleczkaa38
Klimatyczna, nostalgiczna, poruszająca powieść historyczna - tak właśnie jawi się książka Irene Strm pt. „Malachitowy bursztyn”, która ukazała się nakładem Warszawskiej Firmy Wydawniczej i którą to miałam przyjemność zrecenzować dla was za sprawą serwisu Sztukater.pl. To opowieść, która chwyta za serce, zaskakuje i pozostawia z wieloma myślami w głowie. Zapraszam.
Główną bohaterką powieścią jest Polda Wessler - córka austriackiego urzędnika, który wraz z rodzina zostaje wysłany do Galicji, by tak dbać o carski porządek na tym wschodnim krańcu Europy. Los sprawia, że Polda poznaje niemieckiego kupca w osobie Harolda Rotta, który po wielu perturbacjach i wahaniach oświadcza się dziewczynie. Ta, wbrew woli rodziców, przyjmuje je, wiążąc swój los z miasteczkiem Lubisk, w którym rozpoczyna ona swoje nowe, małżeńskie życie... O tym, czy będzie one szczęśliwe, zdecyduje zaś w dużej mierze przeszłość...
Irene Sturm oddała w nasze ręce obyczajową powieść z echem historii w tle, skupiając się jednocześnie na ukazaniu codzienności życia na początku XIX stulecia, jak i na burzliwych losach bohaterów, którymi to targają namiętności, niespełnione uczucia, ale też i niesprawiedliwość losu, gdy oto szczęście okazuje się nie być dla każdego. Efektem jest książka, która ciekawi od pierwszych chwil lektury, niejednokrotnie zaskakuje obrotem zdarzeń oraz oczarowuje swoim klimatem, co jest zresztą również zasługą konstrukcją powieści, o której to powiem więcej za chwilę.
Książka ta jest specyficzną z tego oto względu, że jej fabularna postać objawia się w głównej mierze w rozmowach bohaterów i wydarzeniach, które rozgrywają się w czterech ścianach domu Poldy i jej męża. To rozmowy między nimi, rozmowy z goścmi, sceny z udziałem służby, czy też chociażby refleksyjne wspomnienia przeszłości. I choć jest to czymś zaskakującym, to jednak po pewnym czasie przyzwyczajamy się do tej konwencji. Można powiedzieć, że fabuła przyjmuje tu bardzo statyczną postać rzeczy, co niewątpliwie też ma swój urok. Oczywiście być może nie każdy zaakceptuje taką formę relacji, ale w mej ocenie warto dać jej szansę.
Z pewnością warto docenić tu inne, ważne literackie elementy, by wspomnieć o kreacji całej gamy barwnych, charakternych, niejednoznacznych i potrafiących nas zaskoczyć bohaterów…, kolejno o naprawdę przekonującym, klimatycznym, realistycznym - nawet w tej wyżej wspomnianej formie, obrazie tego dawnego świata…, jak i wreszcie o dobrze wypośrodkowanych akcentach, tak by z jednej strony była to powieść o namiętności i miłości, z drugiej historyczna relacja, zaś z jeszcze innej psychologiczny portret ludzkich zachowań, które w mej ocenie są tu bardzo naturalnymi. Myślę, że również język tej książki zasługuje na słowa uznania.
Jeśli tylko zatem lubimy historyczną powieść w klimatach romansu, to tytuł ten z pewnością spełni nasze wszelkie oczekiwania. Bo jest to ciekawa fabuła, są wielkie emocje i jest też prawda o ludzkich losach, czyli dokładnie wszystko to, za co cenimy tego typu pozycje. Oczywiście zawsze można coś poprawić i ulepszyć, ale w całościom ujęciu jest to naprawdę dobra książka, która z pewnością spotka się z ciepłym przyjęciem czytelników.
Słowem podsumowania – powieść Irene Strm pt. „Malachitowy bursztyn”, to rzecz interesująca, dobrze napisana i mająca sobą wiele dobrego do zaoferowania. I dlatego też z jak największym przekonaniem polecam i zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł – naprawdę warto.
Informacje:
-
Autor:Irene Sturm
-
Gatunek:Powieść Historyczna, Literatura Obyczajowa
-
Tytuł Oryginału:
-
Język Oryginału:
-
Przekład:
-
Liczba Stron:322
-
Rok Wydania:2023
-
Wymiary:
-
ISBN:9788380112711
-
Wydawca:Warszawska Firma Wydawnicza
-
Oprawa:Miękka
-
Miejsce Wydania:
-
Ocena:
4/6
4/6
4/6
2/6