Zuzankawes
-
Najzwyczajniej w świecie puściły mu nerwy. No, może nie do końca było to najzwyczajniejsze wydarzenie, bo w jego wyniku facet wylądował w szpitalu. Kiedy specjalista od szkoleń zwalczających kidnaping, a zarazem były major brytyjskich oddziałów SAS Ben Hope spotkał się z Rupertem Shannonem, jednym ze swoich klientów bezczelnie go prowokującym i próbującym wzbudzić w nim agresję, facet dostał to, na co zasłużył. Choć stop, nie do końca jest to zgodne z prawdą. Dostał tylko przysłowiowego prztyczka w nos, bo Hope byłby w stanie skarcić go jeszcze surowiej. A miał za co... Pysznił się swoją zdobyczą w osobie Kate, którą chętnie przygarnąłby do serca Hope, próbował podważyć jego kompetencje i umiejętności, a w końcu fizycznie go atakując, sprowokował samoobronę, która skończyła się szpitalem. Teraz Hope, by uniknąć pozwu i płacenia gigantycznego odszkodowania, które zrujnowałoby jego firmę, postanowił podjąć się zadania ochrony niejakiego Steinera, którego ochraniać miała ekipa pobitego bubka. Hope wikła się w historię, w której główne skrzypce grać będą neonaziści poszukujący tajnego projektu Kammlera. W sprawę z tajnym projektem mimowolnie wciągnięty zostanie Adam O'Connor, fizyk irlandzkiego pochodzenia. Gdy mężczyźnie porwany zostanie syn, ten skłonny będzie zrobić dosłownie wszystko, by go odzyskać. W jaki sposób potoczą się losy Hope'a i O'Connora i w którym momencie ich losy się zazębią, o tym przeczytacie w powieści „Projekt Kammlera" Scotta Marianiego.
Co jeszcze ciekawego znajdziecie w powieści? Szybkie tempo, zabójczą (i to dosłownie) akcję, dużą dawkę adrenaliny. Choć to męska powieść, kobiety lubiące wyzwania, rywalizację, dreszczyk emocji (i testosteron) upodobają sobie powieść Scotta Marianiego. Ta szybka, energiczna pozycja to bardzo dobry wybór dla osób lubiących książki sensacyjne. Zacznie się mocno i tak będzie przez całą powieść. Chwilami serce będzie trzepotać jak szalone, chwilami będzie nostalgicznie, w innych momentach ciut niewiarygodnie i niedorzecznie. Sama na przemian zachwycałam się i wściekałam, z jednej strony z uwagi na rewelacyjne tempo powieści, z drugiej z uwagi na pewną naiwność bohaterów i rozgrywanych sytuacji. Jedno pozostaje niezmienne i niepodważalne – nieprzewidywalna akcja. Tam, gdzie czytelnik daje uśpić swoją czujność, wydaje mu się, że zna już wszystkie odpowiedzi i kusi się na stwierdzenie, że dalszy ciąg da się przewidzieć, nagle autor za karę, za czytelniczą pyszałkowatość uderza czytelnika obuchem w głowę, obmyślając taki scenariusz, który w niczym nie przypomina początkowych przypuszczeń. Dzieje się tak oczywiście do pewnego etapu. Sama końcówka jest przejrzysta jak zeznania podatkowe polityków.
Czy lektura jest ambitna? Nigdy w życiu. Temat odkrywczy? Też nie. Neonaziści próbujący opanować świat i wprowadzić nowy porządek, to temat ograny, jak Romeo i Julia w teatrze. Ale chyba nie o to chodzi w tego typu lekturach. Tu najważniejsze jest tempo i akcja, a to akurat autor zafundował czytelnikom z okładem. I jak w większości przypadków książek Marianiego, z Benem Hopem w roli głównej, warto przeczytać.