Bacha85
-
Jest to przedostatni tom przygód Belgariona w Mallorei. Bohaterowie przemierzają kolejne krainy szykując się do ostatecznej konfrontacji światła i ciemności. I chociaż proroctwa oraz przepowiednie prowadzą czytelnika od pierwszej strony tej wielotomowej sagi, jednak niejednokrotnie potrafią zaskoczyć. Eddings zdradzając cel, do którego dążą potęgi stworzonego świata uchylił tylko rąbka tajemnicy. Można stwierdzić, że i to zbyt wiele, jednak uważam, że takie narysowanie pryszłości nie preszkadza w czzerpaniu radości z lektury.
Prolog wprowadza czytelnika do Melceny, kolebki handlu i nauki, w której bardzo sceptycznie podchodzi się do magii i pradawnych wierzeń. Drużyna premierza następne krainy leżące we wschodzniej części kontynentu molloreańskiego. Podobnie, jak w tomie drugim, tu tempo akcji również jest oszałamiające. Bohaterowie odwiedzają kolejne kraje, nie poświecając im zbyt wiele uwagi. Chociaż autor stara wleść opisy mijanych miejsc, każdemu z nich nadając wyjątkowe cechy, jednak ciężko spamiętać różnice pomiędzy kolejnymi mijanymi krainami. A wrząca atmosfera zbliżającej się wojny, tylko utrudnia poznanie prawdiwego oblicza wschodniej Mallorei.
Przygody spotykające członków drużyny nie stanowią całej fabuły książki. W niektorych rozdziałach narrator przenosi czytelnikka z powrotem na zachód, na dwór królowej Porenn, gdzie spotykamy wszystkich przyjaciół Gariona, których mieliśmy okazję poznać w Belgariadzie. Naginając nieco słowa przepowiedni postanawiają wyruszyć do Mallorei, by odnaleźć Belgariona i jego przyjaciół. Do drużyny, która wyruszyła w poszukiwaniu Gerana dołączają trzy postacie, z których tylko jedna jest człowiekiem. Cyradis zmusiła cesarza Zakatha, by towarzyszył wędrowcom i w ten sposób wypelnił swoje zadanie. Dwie pozostałe posstacie, to wilczyca oraz jej szczenię i chociaż proroctwo nic o nich nie wspomina, domyślam się, że one również mają przed sobą zadanie do wykonania. Autor przyzwyczaił czytelnika, że w tej powieści nie ma przypadków i przeznaczenie kieruje losami każdego.
Z lekkim zawodem przywitałam kolejną zmienę tłumacza, zwłaszcza, że ten przekład miejscami jest bardzo niezdarny, co umniejsza nieco specyficzny urok powieści. Zarówno Piotr W. Cholewa, jak i Paulina Breitner w umiejętny sposób przełożyli lekki i zabawny język autora. Paweł Czajczyński radzi sobie nieco gorzej, nie dość, że kilkukrotnie potknął się na zawiłościach języka angielskiego, to jeszcze przekładowi brak swobody i momentami wydaje się być nieco sztywny. Można było to odczuć już w poprzednim tomie, jednak w tym takich wpadek jest wiecej. Nie mogę swtierdzić, że tłumaczenie jest fatalne, jednak spotkałam się z lepiej przełożonym językiem tego autora i na tym tomie nieco się zawiodłam.
Książkę czytało się dobrze i trudno było mi się od niej oderwać. Wręcz antyczna wizja przeznaczenia ma swój specyficzny urok, który nadaje powieści wyraziste rysy. Z niecierpliwością oczekuję finału tej przygody i choć spodziewam się zakończenia, mam jednocześnie pewność, że ostatni tom, podobnie jak ten, będzie w stanie mnie zaskoczyć.