Marpil
-
Niepozorna książka, nie wiedziałam, że jest film, nic o niej nie słyszałam, trafiła do mnie przez przypadek. Przeczytałam kilka pierwszych stron i wsiąkłam.
Historia niby banalna. Pippa, pięćdziesięciolatka, i jej mąż, osiemdziesięcioletni Herb, sprzedają mieszkanie w Nowym Jorku i przeprowadzają się na przedmieścia, na osiedle emerytów. Ich dorosłe dzieci nie do końca rozumieją takie posunięcie.
Pippa jest tam jednym z najmłodszych lokatorów. Czuje się źle w nowym domu, w nowej sytuacji, ale nie skarży się ze względu na męża. Gotuje obiady, robi zakupy, sprząta w domu... Jednak nagle zaczynają się z nią dziać dziwne rzeczy - lunatykuje i lekarz sugeruje, iż ma to podłoże psychiczne.
Pippa bezwiednie zaczyna rozpamiętywać swoje życie. I okazuje się, że była kimś kompletnie innym, niż teraz...
To książka o przemianie, o dojrzewaniu, o tęsknocie za młodością, ale też o tym, że każdy z nas może nosić w sobie drugie życie, zapakowane w szary papier, niedostępne dla oczu, ale nieustannie w nas obecne.
Pippa taka, jaką była, znienawidziłaby zapewne Pippę taką, jaka się stała.
Ale to też książka o macierzyństwie, o tym, że nasza matka ma wpływ na to, kim chcemy uczynić własne córki. Błędy za błędy. Choćbyśmy się bardzo starali.
I to książka o miłości i potrzebie akceptacji. Gdybyśmy byli bardzo źli, to też potrzebowalibyśmy, żeby ktoś w nas dostrzegł małą dziewczynkę/chłopczyka i przytulił i pieścił i kochał. I czasem oddajemy za to zbyt wiele...
Ta książka ma jakiś niesamowity dar uwodzenia. Czytałam ją jak zaczarowana. Pewnie też przez język i sposób pisania. No bo jak tu nie być oczarowanym, gdy nagle pojawia się zdanie w rodzaju:
„Bo Pippa, moi drodzy, wyglądała jak radioaktywny dżem. Była słodka, ale śmiertelnie groźna!" (s.11)
Albo:
„(...)miał niski poważny głos, który brzmiał, jakby wydobywał się z gardła wysmarowanego masłem orzechowym." (s.82)
Polecam bardzo bardzo!