Alina
-
Niektórzy ludzie mają z klasykami problem – przecież „nie wypada" (aż włos mi się jeży na głowie, gdy słyszę te słowa w obojętnie jakim kontekście), żeby się nie podobały. Klasyków się nie krytykuje, oni mają zachwycać, bo „jak się nie podoba, jak podoba"? Ja nie mam problemu z klasykami. Ja mam tylko problem w sytuacjach, gdy w danym dziele się zakochałam, zanim je jeszcze poznałam, a ono nie do końca spełniło moje oczekiwania.
„Lolita" była moim marzeniem czytelniczym od wielu lat, niestety okazji zawsze brakowało. Gdy w końcu ją zakupiłam, czekała na odpowiedni nastrój, który pojawił się całkiem niedawno, gdy chciałam coś przeczytać, ale wszelaka rozrywkowa literatura po dwóch stronach lądowała z powrotem na półce. Sięgnęłam wtedy po największe dzieło Nabokova.
Wydaje mi się, że głównym powodem, dla którego czuję się „Lolitą" trochę rozczarowana, jest przekład autorstwa Michała Kłobukowskiego, który mnie nie wciągnął, momentami drażnił. Cała reszta zaś jest inną historią, ponieważ o Lolicie wszyscy wiedzą wszystko, tak się przynajmniej zdaje. Nieletnia dziewczynka, dojrzały mężczyzna i ogromna ilość seksualności między nimi, co w dzisiejszych czasach ma nawet swoje własne określenie – pedofilia. Czego się spodziewa przeciętny czytelnik, zanim otworzy tę książkę? Nie wiem. Ja nie spodziewałam się niczego. Po prostu chciałam to przeczytać.
Po lekturze zaczęłam się zastanawiać, czy znam jakieś nimfetki, z jakiej perspektywy Nabokov opisał ich cechy. Byłam niezmiernie ciekawa, co i skąd się wzięło. Otrzymałam za to denerwującą Lolitę, zakochanego w niej po uszy mężczyznę i podróż po Ameryce, zazdrość i szpiega podążającego za bohaterami.
W całej książce najbardziej spodobało mi się posłowie autora. To nie oznacza, że książka jest zła – jest bardzo dobra, interesująca i niekonwencjonalna w formie – ale właśnie tamte ostatnie strony powaliły mnie na kolana... głupotą niektórych ludzi. Dlatego w odpowiedzi na możliwe pytania – „Lolita" nie jest perwersyjna i pornograficzna, nie posiada morału i chociaż w książce nie ma pozytywnych postaci, nie oznacza to, że wszyscy Amerykanie są źli i ponurzy.
Nie podoba mi się jedynie tłumaczenie i fakt, że nie jest tak genialna, jak się spodziewałam. Albo ja jestem zwyczajnie zbyt głupia, by dostrzec w niej ten wybitny geniusz. Dla mnie to po prostu bardzo dobra książka, na wystarczającym poziomie, by mnie nie odrzucić w chwilach „sama nie wiem, czego chcę".