Lilien
-
Liz Fielding. Laureatka nagrody RITA. 15 000 000 sprzedanych książek. Szaleństwo wydawnicze. A o dziwo do tej pory nie słyszałam o niej ani słowa. Dopiero dzięki „Wszystkim chwytom dozwolonym" miałam okazję przekonać się co nieco na temat jej warsztatu pisarskiego. Ale zanim o tym, to lepiej zacznę od początku.
Na pierwszy rzut oka widzimy okładkę. Prosta. Bez zbędnej kolorystyki. Nie powiem, że wyrafinowana. Nie stwierdzę, ze też ma w sobie to coś. Po prostu do mnie nie przemawia. Oczywiście, skoro książka jest o trzech siostrach, mamy więc tutaj owe siostry. A raczej ich postury. Każda w małej czarnej, ale co poza tym? Nie wiem czego, ale czegoś mi tutaj brakuje na pewno.
Na drugi plan wysuwa się już powoli treść. Po krótkim prologu zagłębiamy się w część pierwszą i każdą kolejną. Podoba mi się fakt podzielenia powieści na trzy części, gdzie w każdej z nich bardziej skupiamy się na perypetia jednej z sióstr – Romana, Flora i India. Tak jak znienawidziłam imiona bohaterek, tak ich przygody wręcz sobie ukochałam. Wszystko jest bardzo realistyczne i co tu dużo mówić możliwe. „Wszystkie chwyty dozwolone" to nie jakaś wyrafinowana powieść romantyczna z masą ckliwych scenek, ani z fabułą wręcz nierealną, co to, to nie. Tutaj wszystko ma swój początek i koniec. Autorka potrafi wprawić czytelnika w nastrój nie melancholii, a zaciekawienia, które wynika z tego, że nie można się domyśleć do końca, co będzie dalej. Przyznaję, że już dawno nie czytałam tak dobrego romansu, jak ten. Chwilami jednak miałam przeświadczenie, że fabuła mi się kojarzy z inna powieścią, jednak nie mogłam dojść do tego z jaką.