Róża
-
Zarzucają mu często, że manipuluje i żongluje ogranymi schematami, hola, hola... ale jak one się diabelnie sprawdzają i jak mistrzowsko on to robi, bo popularność tego autora wciąż rośnie i co książka, to cały czas na wysokim poziomie literackim. Mowa oczywiście o Charlesie Martinie i jego utworach. Najnowszą powieść: Piorun i deszcz przeczytałam kilka tygodni temu.
Charles Martin ukończył literaturę angielską i dziennikarstwo, był wykładowcą uniwersyteckim, ale od lat poświecił się już tylko pisaniu - uprawia „bestsellerowiec amerykański" z powodzeniem. Z żoną i trójką synów mieszka w Jacksonville.
Okładkowo:
Tyler Steel w wyniku odniesionych obrażeń przeszedł na wcześniejszą emeryturę. Mieszka z synem, Brodie'm, i zajmuje się hodowlą bydła. Jego żona przebywa na odwyku w zamkniętym ośrodku. Uzależniona od narkotyków i hazardu Andie wpędziła męża w poważne tarapaty. I teraz nie chce rozwodu. Ale, gdy Tyler pewnej nocy wpada na nieoznakowany samochód, i spotyka przerażoną Samantę i jej córkę Hope, wie, że problemy z którymi on się boryka, nie są jeszcze najstraszniejszymi. Wychowany w etosie Rangera Tyler stanie wkrótce przed poważnymi wyborami życiowymi i będzie musiał zmierzyć się z najważniejszymi pytaniami dotyczącymi odpowiedzialności za miłość, istotę zła i moc przebaczenia...
Powieść jest moim zdaniem tak dobra, że aż jestem szczerze zdziwiona, choć chyba nie powinnam, inne tegoż autora były równie interesujące.
Powieść poruszająca, mądra i bardzo głęboka ale przy tym mocna i dramatyczna z niespodzianymi niekiedy zwrotami akcji i wcale nie bajkowymi sytuacjami.
I o ile pewien serial o Strażniku Teksasu troszkę wypaczył lub wyolbrzymił – jak kto woli obraz Rangerów, ja zawsze byłam pełna podziwu dla tej formacji (tak jak i dla strażaków na spadochronach).
Więc w Piorunie... znajdziemy na pewno: odwagę, honor i dodatkowo porządne kowbojskie – dobre wychowanie, z wpojonym szacunkiem – zwłaszcza dla kobiety. Lecz z drugiej strony przekonamy się, że życie twardziela wcale nie jest łatwe, zwłaszcza jeśli jest to twardziel o porcelanowym, kruchym wnętrzu...
Odbiór lektury ubarwia i czyni ciekawszym fakt, iż główny nurt narracyjny (Tylera) przeplatają „listy do Boga" – czyli notatki z pamiętnika jednej z bohaterek powieści – małej Hope. Ta „zmiana punktu widzenia" jest bardzo interesująca.
Książka wielce sugestywna (lepiej zrobić zapas chusteczek jednorazowych) dobrze się czyta, dobrze odbiera i do przemyśleń różnych skłania. A dodatkowo nabrałam chęci na kowbojski kapelusz. Polecam!