Vivienne
-
Lubię książki młodych. A przynajmniej ostatnio, wraz z dziełem Marka Olbricha (niemalże mojego równolatka) doszłam do wniosku, że można napisać coś dobrego, nadal będąc nastolatkiem. Najważniejsze, aby nie przecenić swoich możliwości i nie brać się za temat, któremu się nie podoła.
Tutaj autor wybrał, jak mniemam, temat mu odpowiadający. Bowiem pisanie o aniołach, demonach i krwawych jatkach powinien być dlań przyjemnością. Książka, którą właśnie mam przed oczami, niesie ze sobą nie tylko dobrą zabawę i uciechę, ale również popycha czytelnika do głębszej refleksji na temat otaczającego nas świata i wierzeń społeczeństwa.
Od wieków trwa wojna Upadłych z Archaniołami. Tyrael, niegdyś człowiek, teraz Archanioł stoi po tej, można by przypuszczać, dobrej stronie. Jednak z czasem dochodzi do zabójstw Archów, do którego Upadli nie przykładali palca. Legenda głosi, że istnieją istoty nieśmiertelne, które po latach pragnął odebrać to, co im się należy. Tytani. Czy fakt, że Tyrael posiadł moc zabijania dusz, będzie tutaj pomocny? Cóż, dowiecie się tego tylko poprzez przeczytanie książki.
Tyrael to archanioł, ale nie taki stereotypowy. Nie jest wysłannikiem, jakiego moglibyśmy sobie wymarzyć. Jest alkoholikiem, nie przebiera w niegrzecznych określeniach oraz braku delikatności w trakcie porachunków z przeciwnikiem. Podczas czterystu stronnicowej przygodzie z tą postacią udało mi się zapałać do niej sympatią, ponieważ jego zachowanie z zasady zdawało mi się zabawne, mimo tak dużej ilości przelanej przez niego krwi.
Biorąc pod uwagę fakt, że autor był nieco młodszy, pisząc książkę, przyznaję z ręką na sercu, że udało mu się oddać klimat oraz osobowości postaci, mimo że sylwetka Tyraela wydawała mi się niekiedy przerysowana.
I na koniec taka mała dygresja w wykonaniu Tyreala:
„Odwaga to życie. Odwaga to stawianie czoła przeciwnościom losu. I regularne kopanie im dupska."