Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Kroniki Żelaznego Druida Tom 1 Na Psa Urok

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 6 votes
Akcja: 100% - 4 votes
Wątki: 100% - 7 votes
Postacie: 100% - 6 votes
Styl: 100% - 6 votes
Klimat: 100% - 7 votes
Okładka: 100% - 8 votes
Polecam: 100% - 7 votes

Polecam:


Podziel się!

Kroniki Żelaznego Druida Tom 1 Na Psa Urok | Autor: Kevin Hearne

Wybierz opinię:

Sihhinne

Druidzi nie muszą mieć długich, białych bród i włosów. W ogóle nie muszą się wyróżniać spośród innych. Nie noszą białych szat, nie widać na ich twarzy starości. Noszą tatuaże, co upodabnia ich do rockowych gwiazd. Niekoniecznie muszą tylko bronić. Zdarza im się 'skopać komuś tyłek'. Skąd to wiem? Ze wspaniałej powieści ,,Na psa urok" autorstwa Kevina Hearne'a, nauczyciela angielskiego, mieszkającego w Arizonie.

 

Atticus, zawsze pytany o wiek mamrocze ,,21". Wszyscy myślą, że ma 21 lat. Ale to nie prawda. Atticus O'Sullivan żyje już 21 wieków i jest ostatnim żywym druidem. Ma rude, kręcone rude włosy i kozią bródkę. Jego ramiona zdobią celtyckie tatuaże łączące go z ziemią. Od dwóch tysięcy lat ucieka przed celtyckim bogiem miłości. Tak. Bogiem Miłości. Takowy bóg uważa, że ostatni druid ma coś, co do niego na leży. Prawda jest taka, że Atticus ma ten miecz, ale nie należy on do Aenghususa Óga. Tak więc ukrywa się przed bogiem, chcącym go zabić. A ataki zdarzają się coraz częściej. Zanosi się na poważne kłopoty...

 

,,Na psa urok" jest pierwszym tomem ,,Kronik Żelaznego Druida". Książka jest a jakże udanym debiutem autora. Sam pomysł jest oryginalny(nie spotkałam się jeszcze z druidami w literaturze) i przedstawia druidów w zupełnie innym świetle. W potyczkach z wrogiem towarzyszą Atticusowi barwne postaci- gadający wilczarz irlandzki, wataha wilkołaków-wikingów, piękna barmanka opętana przez hinduską wiedźmę, wampir-prawnik i polskie wiedźmy. Pojawiają się także Flidias, Brighid i Morrigan- bardzo potężne boginie, które pomagają Atticusowi uniknąć śmierci.

 

Wszystko jest bardzo interesująco opisane, co powoduje, że książka wciąga od pierwszej strony. Narracja jest prowadzona przez samego druida, dzięki czemu można zrozumieć jego punkt widzenia. Zawiera naprawdę ogromną dawkę humoru, co spowodowało, że musiałam tłumić ataki śmiechu. Już nie pamiętam, kiedy czytałam tak śmieszną powieść. Wszystko jest bardzo dopracowane, co powoduje, że książkę się naprawdę miło czyta. Wszystko jest przeplatanką mitu i współczesności czyniąc powieść jeszcze ciekawszą.

 

Bohaterowie są naprawdę wspaniali i jak można ich nie lubić? Moim ulubionym jest oczywiście Atticus. Jest arogancki, ironiczny, ale za razem śmieszny i ciekawy. I nie zachowuje się przestarzale tylko idzie z duchem czasu. Ma dwóch prawników gotowych pomóc mu w wyjściu z opresji. Jeden jest wilkołakiem i pomaga mu w dzień, a drugi wampirem by pomóc mu w nocy. Oczywiście są sowicie wynagradzani-pieniędzmi i krwią. Z bogiń bardzo polubiłam Morrigan -boginię śmierci, która pomaga Atticusowi z chęcią zemsty na bogu miłości. Moją uwagę przykuł jeszcze Oberon, ogromny pies Atticusa, gotowy mu pomóc w każdym momencie. Pies ma dziwne marzenia, mianowicie chce posiadać harem czarnych pudliczek. Uśmiałam się do łez, gdy autor o tym wspomniał.

 

,,Na psa urok" jest wspaniałą książką Urban fantasy i jak dla mnie, jest na poziomie ,,Hyperversum", innej wspaniałej książki fantastycznej. Nie da się jej polecić danej grupie czytelników, ponieważ spodoba się każdemu. Zachęca dużą dawką humoru, a także dynamiką wydarzeń i intrygującymi bohaterami. Jak najbardziej wam polecam i stawiam 6/6. Z niecierpliwością czekam na premierę ,,Raz wiedźmie śmierć", czyli kontynuacji ,,Na psa urok", mającej ukazać się już niedługo, 17 sierpnia.

Natula

Kiedy książka pojawiła się na rynku, pomyślałam sobie, że to kolejny ciężki kaliber z mitologią celtycką w tle. Po części miałam rację, bo powieść obfituje w celtyckie mity, jednak daleko jej do ciężkostrawnej pozycji, która nadmiarem informacji stłamsi czytelnika. Po przeczytaniu „Na psa urok" pierwszego tomu Kroniki Żelaznego Druida, od razu stałam się wielką fanką Kevina Hearne'a, ktoś kto ma taką wyobraźnię i poczucie humoru musi być niesamowicie sympatycznym człowiekiem. Autor na co dzień uczy angielskiego, namiętnie pisze, uprawia bazylię – nie dziwi mnie to, uwielbiam zapach tego ziela, maluje i robi piesze wycieczki w towarzystwie swojej uroczej żony i córki.

 

Dzięki wielkiej pisarskiej pasji Hearne'a mamy możliwość poznać niesamowitego, przystojnego irlandzkiego druida Atticusa O'Sullivana.

 

Atticus jest ostatnim z druidów, liczy sobie ponad dwa tysiące lat, jednak dzięki wielkim zdolnościom nadprzyrodzonym jego ciało jest młode i sprężyste – błagam sprawcie, aby ten druid zamieszkał w moim różanym ogródku - mało tego, jest uroczym i niebywale uczynnym „młodzieńcem". Niestety jeśli żyje się tyle wieków to nie trudno sobie nagrabić, a i zyskać wrogów nie problem. Atticusowi wydawało się, że znalazł idealne schronienie, zamieszkał w spokojnym miasteczku Tempe w Arizonie, otworzył sklep Trzecie Oko i zaprzyjaźnił się ze starszą panią, wdową MacDanagh. Jego spokój został zburzony, kiedy do sklepu wpadło wielkie czarne wronisko, pod postacią którego ukryła się bogini poległych i wojny, piękna Morrigan, obwieszczając że oto do miasta przybywa bóg celtycki, który chce sprawić niezły łomot Atticusowi i odebrać to co do niego należy.

 

Proszę sobie teraz wyobrazić współczesność w której od czasu do czasu pojawiają się bogowie wprowadzając totalny zamęt, wampiry i wilkołaki pracują jako prawnicy, za swoje usługi inkasując niezłą kasą, po ulicach miasta przechadzają się polskie wiedźmy rzucając uroki, a wielki wilczarz irlandzki potrafi gadać. Nie takie rzeczy świat widział i słyszał w książce „Na psa urok". Zasiadając do czytania, trzeba przyszykować się na moc wrażeń, nasze zmysły zostaną porwane do świata magii i przez kilka godzi będziemy tańczyć tak, jak celtyccy bogowie nam zagrają.

 

Będę bezkrytyczna, świetnie bawiłam się podczas czytania, ta książka to wyśmienita przygoda, doprowadzająca czytelnika do niekontrolowanych wybuchów śmiechu, poza tym dostarcza widowiskowych walk i pokazów magicznych sztuczek. Nasi bohaterzy to postacie żyjące z magią za pan brat, potrafią tworzyć cuda niewidy, wykorzystując zaklęcia, przybierając różne formy, czy nawet parząc magiczne herbatki.

 

„Uśmiechnąłem się do siebie. Po tych wszystkich dwóch tysiącach stu lat nadal uważam ze magia jest w dechę"
A. O'Sullivan

 

Postacie książkowe mają piekielne charaktery, nigdy nie wiadomo co knują i jakie mają zamiary, a broń boże któremuś zaufać. Nasz bohater ma trudny orzech do zgryzienia, problemy wyrastają jak grzyby po deszczu, jego goście to osobnicy mocno „szemrani", chociaż niejednokrotnie nieziemsko piękni i uwodzicielscy. Atticus wraz ze swoim psim przyjacielem Oberonem – pies jest słodziakiem, którego za pewne każdy chciałby wyściskać – radzą sobie na różne sposoby, najczęściej bardzo skutecznie, ale chwila, chwila wbrew pozorom nie jest tak błogo i słodko jak się wydaje. W przedstawionej opowieści nie brakuje cięcia, krojenia, lania krwi i rzucania wnętrznościami, nasi bohaterzy to postacie z ikrą i ułańska fantazją, więc nie trudno sobie wyobrazić do czego zdolny jest wściekły bóg.

 

Cała historia ubrana jest w przystępny język, który bardzo miło się czyta, w treści nie brakuje trafnych, zabawnych porównań i metafor, oraz wysmakowanych opisów pobudzających wyobraźnię.

 

„Na psa urok" to wyśmienita powieść, pełna oryginalnych postaci z duża dawką humoru i z genialnie zaplanowaną intrygą. Książka ta jest idealną lekturą dla miłośników fantasy, mocnych wrażeń, a także zwolenników dobrego żartu. Wygodnie usiądźcie, zapnijcie pasy i cieszcie się towarzystwem Atticusa O'Sullivna – gorętszy towar szybko się nie trafi.

Enedtil

„Na psa urok" to pierwsza część cyklu urban fantasy Kroniki Żelaznego Druida, autorstwa Kevina Hearne'a. Książka opowiada perypetie Atticusa O'Sullivana, druida paranoika, który pytany o wiek odpowiada „dwadzieścia jeden", jednak przemilcza słowa „stulecia". Atticus, w celtyckim świecie znany jako Siodhachan Ó Suileabháin, mając na pieńku z irlandzkim bogiem miłości, Aenghusem Óg, zaszył się w sennym miasteczku Tempe w Arizonie, gdzie poziom zabogowienia jest niski, a co lepsze niemal zupełnie nie ma tam faerii, które nie bardzo przepadają za naszym głównym bohaterem, i vice versa. Jednak w życiu Atticusa zanosi się na poważne kłopoty, które zwiastuje pojawienie się pięknej bogini śmierci -Morrigan.

 

Pan Hearne w swojej książce wykorzystuje liczne elementy zaczerpnięte z różnych wierzeń i mitologii, głównie z mitologii irlandzkiej. I to, według mnie, jest najciekawszy element „Na psa urok". Zwłaszcza, że o ile druidzi pojawiają się w różnych pozycjach od do czasu, to już spotkać na kartach jakiejś powieści inne postacie z mitologii goidelskiej to rzadkość. Przynajmniej ja do tej pory na takie pozycje nie trafiłam i z entuzjazmem witałam wzmianki o irlandzkich bogach, bohaterach czy mitologicznych krainach. Jedynym mankamentem w tym wszystkim jest jednak to, że autor przywołując nazwy takich miejsc, bogów albo osób, w dość oszczędny sposób lub w ogóle nie tłumaczy kim był ten ktoś lub czym było to wcześniej wspomniane miejsce. Wtedy na szczęście z pomocą przychodził wujek Google i wszystko stawało się jasne.

 

Kolejnym dobrym elementem „Na psa urok" są bohaterowie. W książce pana Hearna można znaleźć cały wachlarz najróżniejszych postaci. Wspomniany już wcześniej Atticus, druid paranoik, którego młodzieżowy sposób bycia sprawia, że jest to lektura w sam raz dla takiej właśnie grupy czytelników. Dalej mamy dzielnego wilczarza irlandzkiego – Oberon, cały sabat polskich wiedźm, watahę wilkołaków – wikingów, wampira – prawnik, irlandzkich bogów, a na dokładkę wdowę MacDonagh, starszą panią, z którą można chlapnąć sobie szklaneczkę whisky i zakopać trupa w ogródku. Każda z tych postać jest inna, ciekawie przedstawiona i z charakterkiem, co na pewno urozmaica lekturę książki.

 

Całość napisana jest lekkim piórem, a styl pisania pana Hearne'a, okraszony humorem (niekiedy rubasznym) jest łatwy w odbiorze. Dodatkowo nie można zarzucić autorowi zamieszczenia w książce niepotrzebnych dłużyzn. Kolejne wydarzenia następują po sobie w błyskawicznym tempie, akcja pędzi do przodu niczym koń na wyścigach (albo Oberon na polowaniu), a całość dzieje się w przeciągu zaledwie kilku dni. Wszystko to śledzimy z punktu widzenia Atticusa, a dialogi między nim i pozostałymi bohaterami, to dominujący element narracji.

 

Jeśli chodzi o moje osobiste odczucia podczas lektury „Na psa urok", mimo że książka ma kilka mocnych stron, nie wywarła ona na mnie dużego wrażenia. Poza wspomnianymi wcześniej elementami mitologii irlandzkiej i niektórymi bohaterami, nie znalazłam w niej czegoś, co szczególnie by mnie zainteresowało, czy zaciekawiło. Po przeczytaniu kilkunastu stron bez żadnego problemu byłam w stanie przerwać jej lekturę i wrócić do niej dopiero za kilka godzin lub nawet na następny dzień. Tak naprawdę książka nie dostarczyła mi wielu emocji. Nie sprawiła, że przyspieszyło mi tętno, a moja buzia nie była (jak to czasami bywa) rozdziawiona z niedowierzania w skutek jakiegoś niespodziewanego zwrotu akcji.

 

Podsumowując, „Na psa urok" jest książką dobrą. Ciekawi bohaterowie, dynamiczna akcja i jeszcze kilka innych elementów sprawia, że na pewno trafi ona w czyjeś czytelnicze gusta i spodoba się niejednej osobie. Mimo wszystko ja na razie nie dołączę do fanów Atticusa i jego wesołej gromadki. Niemniej jednak chętnie (może nie bardzo, ale na pewno umiarkowanie) sięgnę po kolejną część Kronik Żelaznego Druida, aby dowiedzieć się z jakimi problemami tym razem będzie musiał się zmierzyć Siodhachan Ó Suileabháin.

Tristezza

"Druid paranoik stawia czoło niebezpieczeństwu"

 

Kevin Hearne urodził się w Arizonie. Uczy angielskiego, a kiedy nie sprawdza stosów prac domowych i nie pisze powieści, hoduje bazylię i maluje pejzaże z córką. Ponadto lubi robić piesze wycieczki, czytać komiksy i mieszkać sobie z żoną i córką w tycim acz przytulnym domku.

 

Atticus O'Sullivan to ostatni spośród druidów. Od wieków przesiedla się z miejsca na miejsce by nie stanąć oko w oko z celtyckim bogiem miłości Aenghusem Ógiem. Ucieka, ponieważ rozgniewany bóg chce odzyskać Fragracha, miecz, który stracił za sprawą przystojnego Irlandczyka. Jednak tym razem, w sennym miasteczku Tempe w Arizonie wygląda na to, że nie ucieknie przed nieuniknionym. Gdy swoją obecnością zaszczyca go Morrigan, bogini śmierci ze złowróżbnymi wieściami, druid już wie, że coś się święci. A to dopiero początek...

 

W książce spotykamy ciekawe i barwne postacie. Mamy do czynienia z kilkoma bóstwami celtyckimi, polskimi wiedźmami, druidem, gadającym wilczarzem angielskim, wilkołakiem i wampirem prawnikiem. Każda z tych postaci wnosi coś innego i ciekawego do powieści, razem tworząc mieszankę iście wybuchową.

 

Fabuła jest zaskakująca, co chwila mamy do czynienia z czymś nowym. Jednak na początku była dość nudnawa i nie potrafiłam się zainteresować, lecz uczucie to towarzyszyło mi tylko przez jakieś trzydzieści-czterdzieści pierwszych stron, potem wszystko przyspieszało, byliśmy świadkami coraz większej ilości niesamowitych zdarzeń. Nie mieliśmy kiedy się nudzić, zastanawiając się kto jest kim i co się wydarzy za chwile, a nawet co się dzieje teraz

 

Humor jest nieodłączny z opisaną historią. Co chwila bohaterowie i ich rozmowy rozbawiają czytelnika i doprowadzają do śmiechu. Nawet w najbardziej poważnych momentach, gdy napięcie jest wyczuwalne w powietrzu, któraś z postaci mówi coś od czego nawet śmierć by się uśmiechnęła., więc jak zwykły śmiertelnik ma się opanować?

 

Historia jest jedną wielką przeplatanką mitu i współczesności, a wszystko to doprawione humorem. Akcja toczy się w świecie współczesnym i mamy do czynienia ze zwyczajami z naszych czasów, do których niekiedy nie stosują się bogowie. Nie nadążają. Pośród nas żyją mityczne postacie, wiedźmy i pewien bardzo stary druid. Jednak my tego nie zauważamy i żyjemy dalej wypierając tę wiedzę do końca życia. Oni zaś toczą swoje walki, załatwiają swoje sprawy, a my widzimy tylko kolejnego przechodnia na ulicy.

 

Pan Hearne ma świetne pióro i bez problemu zaciekawia czytelnika. Umiejętnie wprowadza niespodziewane zwroty akcji, gdy my jeszcze chichoczemy z sytuacji dziejącej się wcześniej. Pisze w ten sposób by lektura się nie dłużyła, a została pochłonięta jednym tchem.

 

Wśród manipulacji i intryg prowadzonych przez tych najwyższych, Atticus staje się tylko pionkiem. My obserwując jego poczynania, nawet nie domyślamy się co może nastać w chwili kolejnej. Jestem pod wrażeniem pomysłu autora oraz jego realizacji, w wyniku czego powstała ta książka. Uważam, że jest ona wręcz obowiązkowa dla osób lubiących pozycje urban fantasy. Polecam ją serdecznie każdemu kto jest złakniony przygód oraz humoru i cudownie spędzonych chwil na czytaniu.

Viconia

Ta książka to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Przyszła sobie i w ogóle nie zwracałam na nią uwagi. Do czasu, kiedy moje dwie ulubione klientki zaczęły mi ją wychwalać pod niebiosa. Stwierdziłam, że jednak coś w niej musi być. Przeczytałam parę stron i już wiedziałam, że to jest książka, która bardzo mi się spodoba.

 

W końcu nie codziennie możemy poczytać o przygodach najprawdziwszego, ostatniego irlandzkiego druida, który liczy sobie ponad dwa tysiące lat.

 

Atticus O'Sullivan wiedzie sobie spokojne życie w Arizonie. Z wyglądu dwudziestolatek, prowadzi sklep i stara się sprawiać wrażenie zwykłego irlandzkiego chłopaka. Problem w tym, że pewien bóg z jego panteonu od wielu stuleci jest na niego wściekły, a wszystko z powodu miecza, który Atticus mniej lub bardziej uczciwie odebrał mu w bitwie. Jak wiadomo spokój nie może trwać wiecznie, szczególnie w przypadku tak starego druida. Pradawny bóg w końcu postanowił odebrać swoją własność osobiście, a to przysporzy Atticusowi sporo problemów. Na szczęście do pomocy będzie miał kilku przyjaciół, m.in. swojego wiernego wilczarza irlandzkiego Oberona, dwóch prawników, z których jeden jest wilkołakiem-wikingiem a drugi wampirem, barmanka opętana przez hinduską boginię i – a jakże – Morrigan, która jak zawsze jest wszędzie tam, gdzie coś się dzieje. A, zapomniałabym. Znajdzie się też kilka polskich wiedźm, które podczas wojny umknęły nazistom.

 

Jak widzicie nie ma szans na nudę podczas lektury.

 

„Na psa urok" to naprawdę doskonała powieść urban fantasty i znalazłam w niej wszystko to, czego zazwyczaj w takich powieściach szukam. Po pierwsze główny bohater, który jest arogancki i tryska sarkazmem oraz ironią na wszystkie strony. A przy tym jest tak uroczy, że nie miałoby się nic przeciwko temu, żeby spotkać go na swojej drodze. A jeśli ktoś myśląc o ostatnim na świecie druidzie wyobraził sobie staruszka z długą brodą, w szatach do ziemi i z laską, to zaręczam, że bardzo się rozczaruje.

 

Kolejną wielką zaletą jest brak wątku romantycznego i chwała za to autorowi. Zamiast skupiać się na bezsensownym wzdychaniu bohaterów do swej wielkiej miłości i zajmować tym pół książki pan Hearne daje nam historię pełną akcji, okraszoną świetnym humorem i wypełnioną genialnymi bohaterami z krwi i kości. No, może niektórzy składają się tylko z kości, ale to taki drobny szczegół.

 

Uwielbiam autorów, którzy w swoich książkach przeplatają ze sobą wszelkie istniejące mitologie, a przy tym jeszcze wiedźmy, demony, wróżki [które jakoś nie są słodkimi stworzonkami sypiącymi magicznym pyłkiem], wilkołaki, wampiry [sztuk jeden – tylko!], olbrzymy i całą masę innych stworzeń magicznych plączących się po naszym świecie. A przy tym wplecione są w ten świat tak idealnie, jakby ich istnienie było najnaturalniejszą rzeczą pod słońcem.

 

Polecam gorąco każdemu!! Jestem przekonana, że nie tylko miłośnicy urban fantasty i magii znajdą tutaj coś dla siebie. A dla wspomnianych miłośników ta książka będzie prawdziwą ucztą literacką. Przerywaną atakami śmiechu.

Zuzankawes

Irlandia w nowej odsłonie!

 

Zasadniczo boję się eksperymentów książkowych. Mam swoje ulubione gatunki (a w zasadzie odmiany gatunkowe), które należą do mojego top 5 i jeśli mam wybierać między np. dobrze zapowiadającym się kryminałem, a książką zaklasyfikowaną jako coś zupełnie mi nieznanego, z reguły stawiam na konwencję sprawdzoną. Od czasu do czasu jednak, żeby urozmaicić sobie nieco lekturę, stawiam na to, co nieznane. Tym razem postawiłam na coś, co dodatkowo napawało mnie lękiem.

 

W ten właśnie sposób trafiłam na książkę „Na psa urok" Kevina Hearne'a i urban fantasy. O ile samo fantasy nie było niczym zaskakującym, niepokoiło mnie w tym zlepku owo „urban", które nie brzmiało mi swojsko. I kiedy zaczęłam już czytać powieść, doszłam do wniosku, że jednak jestem istotą niezwykle trwożną i w pewnym sensie jestem też ignorantem, bo z podobną konwencją spotkałam się już wcześniej w „Krainie chichów" Jonathana Carrolla... Jednej z moich ulubionych książek.

 

„Na psa urok" to pierwszy tom „Kronik Żelaznego druida", a jej bohaterem jest siłą rzeczy wzmiankowany druid, z pochodzenia Irlandczyk, Atticus O'Sullivan, który od dwóch tysiącleci zmaga się ze światem i jego pułapkami, a także z licznymi wrogami, których przez tak długi okres życia zdążył sporo nazbierać. Wśród jego najbardziej zażartych przeciwników, pierwsze miejsce nieprzerwanie dzierży potężny celtycki bóg, Aenghus Og, który wszelkimi dostępnymi mu metodami pragnie zetrzeć uśmiech z twarzy druida, a jego samego z powierzchni ziemi, nieba, piekła, czy czegokolwiek możliwego jeszcze. W walce pomiędzy dwoma potężnymi samcami wszelkie chwyty są dozwolone, szczególnie cenne zaś te, poniżej pasa. I jeden i drugi więc, będzie otaczał się różnymi istotami, które będą w stanie dokopać przeciwnikowi. I dzięki temu czytelnik zetknie się z wilkołakami, wiedźmami prosto z Polski, wampirami, wikingami, walkiriami, połową panteonu staroceltyckiego i różnymi innymi dziwnymi istotami. Łącznie z dziwnymi ludźmi. Jest tu całe spektrum indywiduów. A wszystkie one pojawiają się w amerykańskim miasteczku, by niesamowicie namieszać. Rozgrywki pomiędzy bohaterami dadzą do wiwatu ludziom, którzy w tej potyczce będą bez szans. Nie ma co jednak być sentymentalnym i pochylać się nad losem biednych istot, prawdziwy problem pojawi się przed Atticusem, który będzie musiał wszystko zatuszować i ukryć niejedne zwłoki...

 

Co zatem stało się zarzewiem konfliktu dwóch samców? Myli się ten, kto choć przez chwilę pomyślał, że kobieta. To znacznie bardziej skomplikowana sprawa, a jedną z jej aspektów jest posiadanie legendarnego miecza Frageracha i męska duma.

 

Powieść Hearne'a oprócz ciekawej fabuły, ma atuty w postaci nawiązań do mitów staroceltyckich. Choć nazewnictwo siłą rzeczy nie należy do najprostszych, warto wysilić się choć minimalnie, by zaznajomić się z bogami staroirlandzkimi. O ile większość z nas dość dobrze orientuje się w mitologii greckiej, czy rzymskiej, celtycka to terra incognita. By zmienić ten stan rzeczy, zachęcam do lektury „Kronik żelaznego druida", która przyniesie powiew świeżości i radości, niczym pojawiająca się po zimie wiosna. By ułatwić czytelnikowi życie, na początku książki zamieszczony został fonetyczny zapis nazw własnych, w tym celtyckich imion bogów. Choć jest to tylko ułatwienie pozorne, bo pomimo usilnych starań, nie byłam w stanie zapamiętać prawidłowej wymowy niektórych terminów. Nie było to jednak ważne na tyle, by rwać sobie włosy z głowy, dlatego najzwyczajniej w świecie postanowiłam czytać „po swojemu", od czasu do czasu wracając na początek książki, by zerknąć jak powinnam, a nie jestem w stanie wymówić... Przekręcałam więc nazwy z czystym sumieniem i satysfakcją, że nikt mnie nie słyszy, a nawet gdyby, z pewnością i tak nie wiedziałby, że coś jest nie tak.

 

Jak już wspomniałam, w książce znaleźć można masę odniesień do staroceltyckich bóstw i historii, jednak całość osadzona jest mocno we współczesnym świecie i rzeczywistości dobrze nam znanej. To połączenie z popkulturą XXI wieku daje ciekawy efekt literacki, od którego trudno oderwać się choć na chwilę. Gratka zwłaszcza dla miłośników Stanów Zjednoczonych i Zielonej Wyspy, zwłaszcza zaś tej ostatniej. Świat realny splata się ze światem fantazji, a wszechobecna magia wpływa na odbiór powieści, która potrafi zauroczyć najbardziej zatwardziałego przeciwnika fantasy.

Turquiss

"Na psa urok" to pierwszy tom serii "Kroniki żelaznego druida". Tytułowym bohaterem jest Atticus Sullivan, ostatni żyjący na ziemi druid, który przeżył głównie dzięki dobrze wyhodowanej paranoi. A nie jest mu łatwo. Od stuleci na jego głowę czyha Aenghus Óg, czyli irlandzki bóg miłości. To właśnie uciekając przed nim zaszył się w Arizonie, gdzie prowadzi dosyć uporządkowane życie - ma genialnego psa, przyjaciół, ulubioną knajpę, i pracę, którą lubi. Nie przewidział jednak potęgi Internetu. Na szczęście w zmaganiach, w których Atticus weźmie udział nie zostanie sam.

 

Zacznę od tego, że Hearna nie da się nie lubić: jest bardzo mądry, sympatyczny i świetnie pisze. Jego postaci są bardzo plastyczne, fabuły książek wciągające, całość osadzona jest mocno w kulturze i doprawiona genialnym poczuciem humoru.

 

"Na psa urok" jest dokładnie taka. Hearne wpisuje się świetnie w niszę jaka powstała między uwspółcześnioną mitologię grecką, rzymską, egipską i nordycką. Robi dokładny research i dba o najmniejsze nawet szczegóły (za przypis na końcu książki dotyczący Zorii i historii Polski go uwielbiam). Dla perfekcjonistów przygotował nawet słownik z wymową poszczególnych nazw własnych. Świat przez niego wykreowany jest kolorowy, barwny i pełen przygód. I choć brzmi to dosyć młodzieżowo nie dajcie się zwieść. Hearne pisze raczej dla starszych czytelników. Nie obawia się pisać o nagości, seksie i brutalnych walkach. I jak we wszystkim jest w tym realistyczny. Jednocześnie w tym wszystkim jest takt i dobry smak.

 

Dużym atutem "Na psa urok" (jak i całej serii) są bohaterowie. Barwni i zabawni, ale jednocześnie z niezbyt klasycznym systemem moralnym. Dzięki temu nie są jednoznaczni, a autor ich ocenę pozostawia nam.

 

Wszystko splata razem fabuła - bardzo zakręcona, wiążąca kilka wątków i bardzo ciekawa. To jedna z tych książek, które czyta się z zapartym tchem, żeby wiedzieć co będzie dalej.

 

Podoba mi się też przesłanie, które w pierwszym tomie nie jest aż tak wyraźne, ale nasila się z każdą kolejną książką. Hearne uczy przede wszystkim tolerancji. I to w sposób bardzo przyjemny i zabawny.

 

Gigantyczne brawa należą się także Marii Smulewskiej, która z dużym wdziękiem i wyczuciem bawi się tłumaczeniem doskonale oddając wszystkie zawiłe gry słowne, które wymyśla Hearne.

 

"Na psa urok" jest zatem książką ciekawą, zabawną i mądrą. Mogą ją polecić każdemu, który lubi urban fantasy, interesuje się kulturą i mitologią (wszelką) albo szuka książki wypełnionej dobrym humorem i epickimi walkami na miecze.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial