Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Mrówki W Płonącym Ognisku

Kup Taniej - Promocja

Additional Info

  • Autor: Teresa Oleś Owczarkowa
  • Tytuł Oryginału: Mrówki W Płonącym Ognisku
  • Gatunek: Powieści i Opowiadania
  • Język Oryginału: Polski
  • Liczba Stron: 252
  • Rok Wydania: 2013
  • Numer Wydania: I
  • Wymiary: 140 x 200 mm
  • ISBN: 9788375956177
  • Wydawca: M
  • Oprawa: Miękka
  • Miejsce Wydania: Kraków
  • Ocena:

    5/6

    4/6

    6/6

    -

    3/6

    5/6


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Mrówki W Płonącym Ognisku | Autor: Teresa Oleś Owczarkowa

Wybierz opinię:

 

 

Obsesja Kasiulka

"Mrówki w płonącym ognisku" to książka, którą powinien mieć każdy w swojej domowej biblioteczce, i ten który pamięta dawną wieś i ten który jej nie znał.

 

Teresa Oleś-Owczarkowa wspomina swoje dzieciństwo spędzone na wsi u babci. To babcia ją wychowywała, gdyż rodzice pojechali w świat aby zarobić na lepsze życie. Autorka wspomina to dzieciństwo z nostalgią, i pomimo często nawiedzanej domy biedy ludzie nie narzekali, żyli z dnia na dzień. Wszyscy we wsi się znali, pomagali sobie wzajemnie. Gdy dziewczynka wychodziła w swoją wędrówkę po wsi mogła zajść do każdego, z każdym porozmawiać, często była częstowana gruba pajdą chleba pieczonego przez gospodynie, lub gotowaną kapustą. Kiedyś chleb smakował inaczej, inny był stosunek do niego, jeśli przez nieuwagę upadł na ziemię, podnoszono go szybko, całowano i robiono znak krzyża. Dzieci biegały całymi dniami po wsi, bardzo często boso, nawet zimą. Wymyślali różne ciekawe gry i zabawy, nigdy się nie nudzili. Kobiety zimą spotykały się na darcie pierza, gdzie dość często opowiadano sobie różne ciekawe historie. Dość często organizowano zabawy taneczne. Sobota była dniem większych porządków i kąpieli przed dniem świętym. Bo niedziela to dzień święty kiedy każdy szedł do kościoła, ubierał się w najlepszy ubiór który akurat posiadał.

 

Autorkę zastanawia brak pobożności w obecnym pokoleniu, chociaż sama też sobie nie umniejsza Miałam kiedyś równo poukładaną wiedzę o Bogu. Była wyuczona, oparta na tradycji mojego narodu. Porządkowała moje życie w sposób zapewniający spokojny sen, gdyż jestem z ludu, tak jak wszyscy na tej Ziemi. Jednak sama nie czuwała przy zwłokach swojej matki., czego teraz nie potrafi wytłumaczyć.

 

Można w tej historii zauważyć jej szacunek do babci, w każdym momencie gdy ją wspomina słowo "Babcia" jest pisane wielką literą. Wspomniane tu są Blanowice, które w okresie urbanizacji stały się dzielnicą Zawiercia. Już gęsi nie chodzę całą drogą, nie ma bruku tylko wylany asfalt, już nikt nie używa lamp naftowych, mało kto piecze chleb, wprowadzono kanalizację. Nikt nie uprawia roli, gdyż nie jest to opłacalne.

 

Jeszcze ponad 20 lat temu była taka wieś, pamiętam jak u babci zamiast asfaltu był właśnie bruk, woda tylko ze studni, darcie pierza, strzyżenie owiec, jedzenie z jednej miski, praca od rana do wieczora, nikt nie martwił się tym że chodzi nieumyty, przecież za chwilę będzie sobota. Wiem, (...) że nie ma powrotu do naszego dziecięcego myślenia, ale tak chętnie usiadłabym znowu w starej blanowskiej kapliczce, aby zaśpiewać przy boku Babci, odzianej kraciastą chustą (...).
Już nie ma takich wsi i mało kto je pamięta Korzenie i pamięć miejsca, z którego pochodzimy, zacierają się.

 

Książka roztoczyła nade mną sieć magii i wspomnień, które przywołując spowodowały uśmiech na twarzy i w sercu. Tego się nie da cofnąć, tej beztroski dzieciństwa we wsi, życia z dnia na dzień, nieprzejmowania się jutrem.

 

"Mrówki w płonącym ognisku" zajmą w mojej biblioteczce zaszczytne miejsce. Wiem, że wiele razy do tej lektury wrócę, gdyż opisana wieś jest także moją wsią z dzieciństwa. Była mi bardzo bliska, realna jakby to były moje wspomnienia, gdyż wtedy wsie były podobne, nie wiem czy nie takie same.

 

Wieś to jest życie (...)jednak straciła rytm i treść.

 

Madmad35

„Żyję w starym świecie, w którym obowiązuje stare prawo wsi. Jest swojsko i bezpiecznie, ale plon z kamienistych pól już przestaje wystarczać ludziom, już nie zaspokaja ich stale rosnących potrzeb. Chcąc mieć więcej dobra, wychodzą poza Wały do fabryk w mieście i do innego życia." s.73

 

Teresa Oleś – Owczarkowa z wykształcenia jest psychologiem. Współpracowała głównie z „Gościem Niedzielnym. Debiutowała powieścią „Rauska".

 

W swojej najnowszej powieści „Mrówki w płonącym mrowisku" z realizmem ukazuje dawne życie na wsi, jest również metaforą.

 

Po raz pierwszy spotkałam się z powieścią tej autorki. Sięgnęłam po nią dlatego, że zaciekawił mnie opis. Mimo, iż mieszkam w mieście całe moje dzieciństwo było związane ze wsią, przynajmniej w czasie wakacyjnym.

 

Bohaterką powieści jest Teresa. Przyjeżdża ona po wielu latach, jako już wiekowa kobieta do wsi Blanowicew której się wychowała. Wieś położona jest niedaleko Zawiercia.

 

Książka napisana jest w trochę nietypowy sposób. Nie ma żadnych rozdziałów, a składa się ze zbioru przemyśleń, refleksji, wspomnień zapisanych w krótszych czy dłuższych akapitach. Dzięki lekturze tej książki poznajemy życie na wsi od okresu międzywojennego, po czasy II wojny światowej gdy tereny zajmowali Niemcy, a potem Rosjanie, po czasy komunizmu i dzień dzisiejszy.

 

Autorka wplata między swoje opowieści fragmenty piosenek śpiewanych w wiejskich chatach, opisuje panujące wówczas zwyczaje np. związane z wydawaniem córek za mąż, regularnymi bójkami o panny na zabawach wiejskich pomiędzy mężczyznami zamieszkującymi inne wsie. Stosuje również język jakim posługiwali się ówcześni mieszkańcy Blanowic i okolicznych wsi.

 

Możemy zaobserwować jakie zmiany zachodzą na wsi i w nas samych przez wiele lat. Jak zmieniają się zwyczaje choćby jak zmienił się taniec:

 

„Wiele można powiedzieć o tańcu, którego rola zmienia się, tak jak my, w przyspieszonym rytmie świata. Taniec na dyskotece stał się gimnastyką przy muzyce, natomiast tamten dawny taniec, w ramionach chłopca, był wydarzenie towarzyskim i erotycznym. W ramach ustalonej konwencji uczył dyscyplinować odruchy i współbrzmieć ze sobą mimo różnic płci." s. 91

 

Bohaterka też przeszła odmianę, nie uchroniła się przed zmianami jakie zaistniały na wsi. „Wiedziałam, jak się powinno żyć na wsi i w małym mieście. Rozumiałam dobrze konieczność wypełniania obowiązku narzuconego przez naturę i obyczaj. Zgadzałam się z nimi bez sprzeciwu dopóty, dopóki nie usłyszałam w sobie głosu burzowego dzwonu, który wywrócił cały mój świat do góry nogami. Nie oglądając się już na nic, a zwłaszcza na to, co powiedzą o mnie ludzie z małego miasteczka, posłusznie wykonałam narzucone mi przez naturę salto bez zabezpieczenia, bo takie było moje przeznaczenie." s. 92

 

Powieść pani Teresy zawiera w sobie wiele wątków etnograficznych, ale również znajdziemy w niej ciekawe filozoficzne przemyślenia autorki.Często donosi się do katolicyzmu, roli wiary w życiu ludzi na wsi. Przedstawia nam ona wieś taką jak zapamiętała z własnego dzieciństwa, przytacza opowieści innych m.in. swojej babci o czasach których nie może pamiętać ona sama. Wieś rządzi się swoimi prawami, nikt nie pyta młodej dziewczyny czy kocha swojego przyszłego męża, uczucie zrodzi się lub nie między nimi po ślubie. Ważne by mąż spłacił długi rodziny. Tradycyjna rodzina wychowuje gromadkę dzieci, nie ważne, że czasami trochę głodują, ale razem uprawiają rolę, oporządzają gospodarstwo a w niedziele chodzą do Kościoła.

 

Zmienia się jednak życie na wsi, ludzie pragną udogodnień, nie ma już tradycyjnych pieców chlebowych, a kuchnie wyposażone są w nowoczesne cuda techniki. Wraz ze zmianami sposobu życia zmienia się też nasz światopogląd, obyczaje i to jak traktujemy innych. Życie na „kocią łapę" nie jest nowością i nikt do ślubu nie jest zmuszany.

 

Dla mnie lektura tej książki była wędrówką we własną przeszłość. Jako dziecko spędzałam całe wakacje na wsi. Pamiętam opowieści babci o wojnie, o tym jak zesłali ją do pracy w fabryce amunicji w Niemczech. Jako dziecko bawiłyśmy się z kuzynkami w starym drewnianym domu, w którym mieszkała razem moja rodzina i zwierzęta gospodarskie. Nie zapomnę zapachu i smaku chleba wyciąganego z pieca i tego jak ciocia robiła znak krzyża na bochenku nim go ukroiła. Sama ubijałam masło, a kwaśne mleko podczas żniw miało wyjątkowy smak. No i zapach siana w stodole – cudowny.

 

Wiele wspomnień, dzięki książce pani Teresy mogłam sobie powspominać i porównać jak to było u nas. To bardzo interesująca książka jeśli chodzi o taką tematykę.

 

Jeśli chodzi o samo czytanie to nie jest to lektura od której nie można się oderwać. Ciągłe zmiany tematu, przeskoki w latach, miejscach, tematach, brak jakiejś jednej ciągłości w wydarzeniach sprawiają, że książkę czyta się trochę monotonnie.

 

Nie jest to lektura do której powrócę za jakiś czas, ale na pewno polecam ją osobą które chciałyby zobaczyć jak kiedyś żyło się na wsi i jak się ona zmieniła. Jak zmieniało się życie tam w zależności od pory roku, dnia tygodnia czy pory dnia. Ciekawe źródło wiedzy na temat wsi.

 

Zachęcam do lektury.

 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu M.

Awiola

"Wszyscy kiedyś wyszliśmy ze wsi do miast. Po drodze do wymarzonych miejsc każdy z nas musiał pokonać jakieś wały. Jedni zrobili ten wysiłek wczoraj, drudzy tysiąc lat temu, ale w każdym wypadku musieliśmy przekroczyć jakąś granicę."

 

W dzisiejszych czasach przeprowadzka z miasta na wieś uważana jest za luksus, na który mogą sobie pozwolić wyłącznie najbardziej zamożni ludzie. Nie jest to jednak taki obraz wsi, o jakim pamiętają starsze pokolenia. Wieś ewoluuje i zmienia swoje oblicze. I właśnie nad tym zjawiskiem w głównej mierze pochyla się autorka książki "Mrówki w płonącym ognisku".

 

Teresa Oleś-Owczarkowa, psycholog, autorka wierszy i fragmentów prozy publikowanych na łamach "Gościa Niedzielnego", "Źródła" czy "Lamelli". Autorka debiutowała powieścią pt. "Rauska", mieszka obecnie w Krakowie.

 

Druga powieść Teresy Oleś-Owczarkowej to wielowymiarowa podróż przez przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Autorka jako dziecko pozostawiona przez dorabiających się rodziców u babci, wychowała się w Blanowicach, niewielkiej powojennej wsi. Tereska była bardzo ciekawskim dzieckiem, zaglądającym do chałup innych mieszkańców, obserwując ówczesne życie. Dziś, nie ma już wsi Blanowice, jest za to dzielnica Zawiercia – większego miasta. Autorka poprzez swoją wędrówkę, obnaża własne przemyślenia, obawy i nadzieje.

 

Teresa Oleś-Owczarkowa cofa się w przeszłość, ukazując w dość chaotyczny sposób zapamiętane fragmenty z życia na wsi. Czytelnik zostaje zasypany wieloma fragmentami opisującymi codzienne życie prostych ludzi. Autorce udało się w trafny sposób sportretować wielu mieszkańców, którzy mogliby uchodzić za ówczesnych przedstawicieli wiejskiej społeczności. Wspomnienia małej Tereski to obraz polskiej wsi, której już nie ma. Obraz, w której lampa naftowa służyła za źródło światła, a religia i pobożność odgrywały niebagatelną rolę w codziennym życiu. To również obraz biedy, ubóstwa ciemnoty i zacofania ludzi tworzących lokalną społeczność. Autorka nie bawi się w zachowanie chronologii, jej wspomnienia nie są usystematyzowane. Paradoksalnie, nie przeszkadza to w odbiorze książki, gdyż cała jej koncepcja fabularna opiera się właśnie na takich luźnych wspomnieniach i przemyśleniach.

 

Powrót autorki do dzieciństwa, powoduje w konsekwencji zasypaniem czytelnika wieloma przemyśleniami natury filozoficznej i metafizycznej. Teresa Oleś-Owczarkowa snuje swoje rozważania na temat roli religii w życiu człowieka, postępu cywilizacyjnego czy obecnych stosunków międzyludzkich, wypieranych przez wirtualną rzeczywistość. Zadaje pytanie dotyczące zmian na świecie i wewnątrz ludzkich dusz Porównuje dawną mentalność mieszkańców wsi i dzisiejszą anonimowość tłumu. Co ważne, wiele refleksji odnosi do własnego życia i własnych przekonań. Mówi wprost o tym, czego się boi i co ją wzrusza. Wszystko to ubrane w lekki, gawędziarski styl. Jej wspomnienia wraz z przemyśleniami dotyczącymi teraźniejszości i przyszłości nakładają się na siebie.

 

"Mrówki w płonącym ognisku" to również zbiór wielu fragmentów ludowych piosenek czy pieśni religijnych. W przywoływanych wspomnieniach, autorka używa dialogów napisanych ówczesną gwarą, co niejednokrotnie zwalnia pęd czytelniczy odbiorcy książki. To dobry zabieg, który pozwala jeszcze bardziej poczuć specyficzny klimat ówczesnej wsi i mentalności ludzi w niej mieszkających.

 

W książce Teresy Oleś-Owczarkowej znalazłam również pewne przemyślenia i aluzje, które były ostatnią rzeczą jakiej mogłabym się spodziewać po tego typu publikacji. Autorka bowiem odnosi się do kwestii pobożności i roli religii, cofając się do wierzeń pogańskich i idzie jeszcze dalej. W kilku jej wywodach zauważyć można bowiem echa teorii paleoastronautyki. Są to bardzo delikatne nawiązania, których czytelnik nie wprawiony i nie obeznany z tym tematem, może nie zauważyć. Przyznam szczerze, że to największe zaskoczenie podczas czytania tejże lektury.

 

"Uwierzyłam, jak każdy, niepełnym przekazom i opartej na nich nauce, myląc Boskie nakazy moralne z tym niby-Boskim prawem. Bo to prawo nie pochodziło do Boga. Wszystko wskazuje na to, że stworzyli je opisani w Księdze tajemniczy przybysze, uznani za bogów."

 

Publikacja Teresy Oleś-Owczarkowej to krótkie i dłuższe fragmenty, brak rozdziałów i widocznej chronologii. To książka, którą nazwałabym mocno osobistą, gdyż odsłania pewne niewidoczne dla innych, zakamarki duszy autorki. Tytuł to metafora, w której ludzie są przyrównywani do mrówek, a płonące ognisko może być interpretowane na wiele sposobów. Autorka w swojej książce umożliwia czytelnikowi szerokie spektrum polemiki z jej własnymi przekonaniami. To również dawno zapomniany obraz wsi, który być może przywoła w was dawno zapomniane zapachy i smaki. Lektura mocno refleksyjna i filozoficzna.

 

Nie, jeszcze się nie poddaję. Mrówki w płonącym mrowisku też nie tracą nadziei."

 

 

Korcia

 To czy wychowaliśmy się na wsi, małym miasteczku, czy w dużej aglomeracji w pewnym stopniu nas kształtuje. Czasy dzieciństwa wspominamy z dużą dozą nostalgii, zazwyczaj chętnie o nich mówimy, często wywołują one u nas ciąg przyjemnych skojarzeń. Wieś jest mi bliska, więc z chęcią sięgnęłam po wspomnienia pani Teresy Oleś-Owczarkowej, która w swojej książce wraca do lat swojego dzieciństwa. Spędziła je ona właśnie na wsi w miejscowości, która nazywała się Blanowice. Zapytacie pewnie czemu użyłam czasu przeszłego? Zrobiłam to zupełnie świadomie, bo obecnie Blanowice są dzielnicą Zawiercia, miasto wchłonęło tę niewielką miejscowość, a co za tym idzie straciło ono swój dawny charakter. Jednak czy tylko to było przyczyną zmian?

 

Pani Teresa snuje cudowną opowieść, dowcipną i szczerą, wspomina wiele drobiazgów z własnego dzieciństwa. Część z nich pamięta, inne ktoś jej później opowiedział. Mamy tu przedstawione kolejne scenki z jej życia, poznajemy mieszkańców wsi i rodzinę Tereski.

 

"Jesień we wsi wlokła się długimi wieczorami i nocą, z której nie zawsze chciało się wstawać tylko po to, aby powitać zimę. Kobiety szyły, cerowały, darły pierze i doglądały dzieci. Co wtedy robili ich mężowie? Wieczorami latali na karty. Grali w durnia i prowadzili ze sobą męskie rozmowy".

 

Los kobiety nie był łatwy. Męża często wybierali jej rodzice, a ona potem musiała z nim żyć. Jeśli jej nie bił, to i tak był to powód do radości. A że wypił czasami? A który chłop nie pije? Większość kobiet przyjmowała swój los z pokorą, a z czasem przywykła. Zresztą jaki był sens próbować cokolwiek zmieniać? Swojego chłopa przynajmniej znały, a nowy mógłby okazać się jeszcze gorszy. Przykładne małżeństwo to takie, które szło razem w niedzielę do kościoła, na co dzień zasiadało razem do posiłków, a wieczorem kładło się do jednego łóżka. Prosty przepis.

 

"Natomiast między sąsiadami zawsze musi być płot, żeby zagwarantować lepsze sąsiedztwo".

 

Wieś rządzi się swoimi własnymi prawami, wszyscy się znają, wiedzą o innych bardzo dużo, oceniają ich życiowe wybory, wydaje im się, że znają receptę na czyjeś powodzenie.

 

Teresa miała ogromne szczęście, miała wspaniałą babcię, która wpoiła jej wiele zasad, nauczyła ją życia, ale przede wszystkim kochała ją z całego serca. Babcia dzieliła się z wnuczką swoją życiową mądrością i wskazywała właściwą drogę.

 

Jakie są Wasze smaki dzieciństwa? Teresa wspomina chleb cioci Róży, który był najlepszy we wsi. A gdy była do tego jeszcze gotowana kapusta, to już była prawdziwa uczta.

 

Innym razem dziewczyna przypomina sobie swoje dziecięce rozterki, kiedy to nie potrafiła pojąć zachwytów swojej mamy nad jedwabiem, który wydawał jej się dużo gorszy od watoliny, która jej zdaniem wyglądała dużo ładniej i była przy tym ciepła.

 

Jednak świat się zmienia, więc i we wsi nastają nowe porządki, dociera cywilizacja. Współczesność bardzo różni się od świata ze wspomnień autorki.

 

"Wieś, niezmieniająca się przez wieki, teraz ulega radykalnej przemianie. Ludzie coraz więcej miejsca potrzebują do tego, aby spać, jeść i chronić swoją coraz mniej liczną rodzinę. Domy są dużo większe, przestronne, a kuchnie lśnią czystością. Pachnie środkami do mycia i czyszczenia".

 

Zmieniają się też ludzie, ich światopogląd. Również tutaj życie nabrało tempa, także mieszkańcom wsi brakuje czasu, bo gonią za pieniądzem.

 

"Sami w sobie zabijamy migotanie słońca, nakazując tkać na kolanach dywan z szarych złotówek".

 

Autorka zastanawia się nad ludzkimi wyborami, podejmuje filozoficzne rozważania na temat człowieka, religii, życia i wieczności. Jest dobrą obserwatorką i wyciąga bardzo ciekawe wnioski z tego, co widzi. Bo czy wierzenia pogańskie nie miały swojego uroku? Czy nie trwały one na wsi jeszcze długo po wprowadzeniu chrześcijaństwa? Część z nich została oswojona, zaadaptowana do nowych warunków, jednak niewielu o tym już dzisiaj pamięta.

 

"Na moich oczach gubi się dawne życie, cyklicznie jak wschód i zachód słońca. Wieś straciła rytm i treść".

 

Pani Teresa w swojej opowieści nawiązuje też do czasów bardziej odległych, wspomina wydarzenia wojenne oraz późniejszy komunizm. Często przeskakuje z jednego okresu w drugi, z jednych wydarzeń w inne, ale mimo to obraz ten nie traci spójności.

 

Dla mnie ta książka była przyjemną podróżą w przeszłość, dzięki niej przypomniałam sobie pewne wydarzenia, wiele z opowieści moich rodziców nabrało nowych barw. Nie jestem rówieśniczką pani Teresy, więc moje wspomnienia dotyczą innego okresu, ale klimat wsi dobrze pamiętam i to właśnie to z przyjemnością chłonęłam w trakcie tej lektury.

 

Nie jest to raczej lektura na jeden wieczór. Ja potrzebowałam czasu, żeby wspominać razem z autorką, zwiedzać z nią Blanowice, snuć z nią rozważania... Autorka wplotła w tekst fragmenty różnych przyśpiewek, piosenek, pieśni religijnych, co pozwala jeszcze lepiej wczuć się w opisaną rzeczywistość. Dialogi w większości napisane są gwarą, ale nie utrudnia ona moim zdaniem odbioru tej książki, a jedynie uwiarygadnia tę historię.

 

Zdradziłam Wam jedynie kilka fragmentów tej książki, dałam mały przedsmak tej lektury. Zachęcam Was do zagłębienia się w nią. Zarówno mieszkańcy wsi jak i miast znajdą w niej coś ciekawego.

 

Andra

Wieś nie jest już taka, jak kiedyś. Z jednej strony, we współczesnych czasach, gdy jesteśmy niewolnikami globalizacji, prowincja wydaje się oazą wytchnienia. Z innej perspektywy, wielu postrzega ludność wiejską, jako zacofaną, bo pozbawioną jakiegokolwiek dostępu do kultury. Jak bardzo mylne jest to przekonanie, odkrywamy na każdym kroku, choć dalej bardziej jesteśmy skłonni jeździć na wakacje za miasto, niż otwarcie przyznać się, że pochodzimy z małego miasteczka, którego nie można znaleźć na mapie. Skąd, więc ten dysonans? A może „prawdziwej" wsi już nie ma, stąd dyskusja jest bezprzedmiotowa? Takie właśnie pytania targają czytelnikiem, kiedy ma przed sobą pozycję, na okładce, której dumnie przechadza się kogut.

 

Blanowice to dziś dzielnica Zawiercia. Miejsce usytuowane jest niemal w samym środku Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej. To centralny punkt swoistej podróży sentymentalnej, w jaką zabiera czytelnika Teresa Oleś-Owczarkowa. Jako już dorosła, ukształtowana osoba, wspomina lata dzieciństwa, gdy pod czujnym okiem swojej babci, poznawała ludzi i uczyła się systemu wartości. Oczami małej, rezolutnej dziewczynki, mamy okazję odkryć świat, którego już nie ma. Wyobraźmy, więc sobie dolinę, gdzie ludzie starają się żyć skromnie i w zgodzie z rytmem natury. Każdy zna tu swoje miejsce i obowiązki. Kwitną tu też tradycje. Gospodynie pieką chleb i często śpiewają ludowe piosenki. Organizowane są potańcówki, często kończone pijackimi bójkami. Nie można tego świata oceniać jednostronnie, bo przecież nawet religia zdaje się współgrać z pradawnymi zabobonami. Zresztą ta miejscowość ma w sobie historię sprzed wieków.

 

Tak było kiedyś. Teraz Blanowice to dzielnica miasta, gdzie krajobraz bardziej przypomina metropolię, niż sielski widoczek. Autorka przez swoją relację będącą swoistą mozaiką strzępków wspomnień, osnutych na filozoficznych rozważaniach, zastanawia się nad sensem współczesności. Ten rodzaj urywanej gawędy jest na tyle specyficzny, iż nie spodoba się każdemu. Tych, którzy preferują szybki rozwój akcji, może drażnić rodzaj zatrzymania wątku, by pisarka mogła zestawić zdarzenia, z konkretną problematyką życia codziennego. Przekonania, przedstawiane przy tej okazji, często daleko wykraczają poza powierzchowną interpretację tematu i charakteryzują się wręcz brutalną szczerością. Sama ocena końcowa czasem nie bywa zbyt pochlebna. Widoczna jest ucieczka od takich cech, jak skromność, poszanowanie własności czy dbałość o przyrodę. Mieszkańcy przedmieść budują coraz większe posiadłości, odgradzając się murami od sąsiadów i popadając w coraz większą znieczulicę. Nie należy jednak patrzeć na cały dzisiejszy świat jednostronnie. Autorka, niejako zdaje się udowadniać tezę, że nie należy zapominać o przeszłości. Powinno się czerpać z tradycji, idąc równocześnie drogą współczesności.

 

Wracając do głównego aspektu książki, czyli przedstawienia charakteru życia wiejskiego. Pisarka pokazała ten motyw w sposób bardzo obrazowy. Szczególnie ciekawe jest połączenie opisu zwyczajów z przyśpiewkami ludowymi. Zadziwia realność i plastyczność zachowanych obrazów. Wydaje się jednak, iż pamięć pokoleń zaczyna blaknąć, choć zwykle nie wszystko daje się zatrzeć. W publikacji znajdziemy bardzo emocjonalne relacje, świadczące niezbicie o wielkim piętnie, jakie pozostawiła w Polakach wojna. Strach o bliskich i gorzkie przejścia ocalałych sprawiają, że książka to również swoisty pomnik patriotyzmu. Świadczy o tym chociażby scena o wieczorze sylwestrowym.

 

Ta pozycja jest jak dobre wino. Dziś być może zbyt oczywista, gdyż większość nas pamięta opisywaną w niej rzeczywistość nawet, jeśli nie z własnego doświadczenia, to z opowiadań rodziców czy dziadków. Myślę, że Teresa Oleś-Owczarkowa oddała wielką przysługę przyszłym pokoleniom, które tylko z takich książek będą mogły poznać dawną wieś.

Katarzyna Meres

Z kubkiem gorącej herbaty wpatruję się w okładkę tej książki. Jestem po jej lekturze i zastanawiam się, co napisać... Przypomina mi się moje dzieciństwo, całodniowe wędrówki po polach w mojej wsi, codzienne zabawy z dzieciakami z ulicy, na której mieszkałam. Przypominają mi się wizyty u babci i dziadka - dojenie krowy, oglądanie świnek, bieganie za kurami; pamiętam małe kaczuszki, którymi się opiekowałam. Pamiętam, jak robiłam korale z jarzębiny, pamiętam ogniska, spotkania z sąsiadami i całonocne tańce...

 

Dlaczego o tym piszę? Bo książka "Mrówki w płonącym ognisku" przypomniała mi, jak funkcjonował świat kilkanaście lat temu. Choć sama autorka wspomina i opisuje rzeczywistość wojenną oraz powojenną. Ta specyficzna powieść jest przede wszystkim o życiu. Kryje się w niej tak wiele cennych momentów z przeszłości, które autorce udało się tak dobitnie uchwycić i przedstawić.

 

Na książkę miałam ochotę już od dawna, odkąd tylko zobaczyłam tę charakterystyczną okładkę i przeczytałam pierwsze recenzje. Cieszę się, że w końcu było mi dane ją poznać i że pani Teresa zabrała mnie w taką niezwykłą podróż do przeszłości.
Autorka wychowywała się w Blanowicach u swojej babci, kiedy rodzice ciężko pracowali na lepsze życie. Była bardzo ciekawskim dzieckiem, zamiast bawić się lalkami, wolała się włóczyć po wsi i obserwować życie innych ludzi. Wszystko musiała wiedzieć, o wiele rzeczy pytała, jako miastowa w sandałkach musiała "wkupić" się w łaski dzieciaków w trzewiczkach. W swojej książce wspomina i opisuje radosne i pełne przygód dzieciństwo.

 

"Mrówki w płonącym ognisku" to napisana pięknym, prostym językiem powieść o tym, co było, co minęło. Mamy w niej przedstawioną dawną polską wieś z czasów wojennych i powojennych, o czym już wspominałam. Autorka umiejętnie oddała realia minionej epoki - posługuje się ona gwarą, która wtedy obowiązywała oraz umiejętnie opisuje poszczególne mniej, bądź bardziej ważne wydarzenia z życia wioski Blanowice. Przedstawia, jak wyglądały zaręczyny, jak ludzie zawierali i zachowywali się w małżeństwach, jak wyglądał pogrzeb, prawdziwy lany poniedziałek, jak sobie pomagają i wspólnie się wspierają... Jest to ciekawa i intrygująca opowieść o życiu.

 

Pani Teresa zabiera nas w podróż, wspaniałą i ciekawą podróż. Wspomina w swej książce o zmianach, jakie nastały na przestrzeni lat w polskiej wsi - brak gospodarki, solidarności, świętowania dnia niedzielnego... Chyba każdy z nas może zauważyć, jak wiele rzeczy uległo przemianie. Nie muszę się o tym rozpisywać. Spodobało mi się stwierdzenie "świat musi się zmieniać" - czyż nie jest tak? Skoro świat się zmienia, to i staropolska wieś musi, nie może przecież zostać w tyle. Blanowice to wioska, która także uległa przemianom. Autorka przekazuje nam to na kartach powieści, widzimy wyraźnie tę zmianę - polną drogę zastąpił asfalt, wiele rzeczy zostało zastąpione nowymi. Tak, jak i autorkę nas samych ogarnia smutek i nostalgia.

 

Przez całą książkę miałam wrażenie, że to babcia opowiada mi o dawnych perypetiach wiejskiego życia, które tak wiele razy słyszałam. Myślę, że powinniśmy zapisywać, pamiętać i ocalić od zapomnienia takie wspominki, ponieważ to ważne, aby wiedzieć, jak dawniej wyglądało życie naszych przodków.

 

Polubiłam rzeczywistość "Mrówek...", z chęcią przeniosłabym się do dawnych Blanowic, poznała Kasię i Antka, Stasia i Alusię. Wspomniałam te dwie pary, ponieważ ich historie najbardziej utkwiły mi w pamięci. Antek chciał zrobić z Kasi "panią", a później tego żałował (wywołało to uśmiech na mojej twarzy). Natomiast historia Stasia i Alusi ociepliła mi serce, z przyjemnością patrzyłam, jak radzą sobie podczas trudnej sytuacji życiowej, jak pomaga im wioska, jak wszyscy razem są jednością - żałuję, że dzisiaj nie można już liczyć na taką pomoc. Wstrząsnęła mną historia Andzi, ale nie chcę Wam o niej opowiadać. Jeśli jesteście ciekawi, to sięgnijcie po tę powieść.

 

"Mrówki w płonącym ognisku" to nie tylko obraz zmieniającej się wsi. Znajdziemy tam wiele filozoficznych rozmyślań, które zahaczają o ważne aspekty życia. Na rewersie okładki jest napisane, że to "metafora symbolicznego obrazu życia na ziemi" i w pełni się z tym zgadzam. Autorka poprzez metaforę wsi odniosła się do zmian, które obejmują cały świat.

 

W lekturze nie widać chronologicznego uporządkowania, co mnie w ogóle nie przeszkadzało. W mojej opinii dodawało to jedynie pewnego uroku wspomnień przywoływanych przez autorkę. Nie znajdziemy w niej podziału na rozdziały, mimo to książkę się pochłania - mnie jej przeczytanie zajęło jeden dzień. Czasami gubiłam się we wspomnieniach pani Teresy, co wcale nie przeszkadzało mi podczas czytania. Myślę, że to chwilowe zagubienie wynikało z bardzo osobistej relacji autorki, ponieważ nie wtajemnicza ona czytelnika w szczegóły. Pani Teresa jedynie prowadzi i przekazuje obrazy, które pojawiają się w jej głowie - jak to bywa z opowiadaniem wspomnień.

 

Ta powieść to bardzo osobista, intymna relacja najważniejszych momentów swojego życia. To ciepłe wspomnienia ludzi, których pani Teresa w dzieciństwie spotkała na swojej drodze, wspomnienie babci, swojego własnego dziecięcego życia, dawnych obyczajów, tradycji. Cieszę się, że autorka pozwoliła mi się wprowadzić na chwilę do jej świata cudownych wspomnień, które i w czytelniku przywołują wspomnienia jego dzieciństwa. Pojawia się także smutek... smutek, że świat się zmienia. Gorąco polecam Wam tę powieść - ja się nie zawiodłam i spędziłam z nią wiele miłych chwil.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial