Kornelia Romanowska
-
O 21 grudnia 2012 roku było głośno. Chyba każdy wiedział, co tego dnia miało się wydarzyć. Media bombardowały nas informacjami o końcu świata, Internet huczał od newsów, prasa i radio nagłaśniały coraz to nowsze wieści o ludziach, którzy chowają się w schronach, przechowują żywność w piwnicach. I choć mogliśmy w to nie wierzyć, to mimo wszystko tego dnia odczuwaliśmy delikatne ukłucia strachu. James Redfield w swojej nowej książce porusza właśnie temat końca świata. Jak wypadł na tle znanych już powieści?
Narratorem jest znany z wcześniejszych tomów bezimienny bohater, który ma się spotkać ze swoim przyjacielem, Wilem. Ma on informacje na temat ważnego manuskryptu, nie odkrytego jeszcze przez nikogo. Mówi o przemianie ludzkości w drugiej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku. Splot wydarzeń sprawia, że trafiają na siebie całkiem przypadkiem w pewnym lokalu. Bohater, podsłuchując rozmowę kobiety i mężczyzny siedzących z boku, zaczyna podejrzewać, że i oni są zainteresowani tym samym tematem. Wraz z Wilem postanawiają odkryć zagadkę manuskryptu. Tym bardziej, że ujawnia się fragmentami. By zrozumieć jego przesłanie, bohaterowie muszą poznać całość dokumentu. W tym celu udają się w podróż, dzięki której odnajdą nie tylko odpowiedzi na swoje pytania, ale zajrzą również we własne wnętrza, by przekonać się czym jest synchroniczność oraz duchowość.
Powiem szczerze, że książka wcale nie jest fenomenalna. To któraś już część cyklu „Niebiańskiej przepowiedni". Wcześniejsze tomy zbierały różne recenzje, podchodziłam więc do niej bez dystansu. Nie ma w niej dużo akcji, autor raczej skupia się na poszukiwaniach wewnętrznego siebie. Jeśli czytelnik oczekiwał od „Dwunastego wtajemniczenia" niesamowitych przygód, niebezpieczeństwa i innych tego typu rzeczy może czuć się zawiedziony. Nie mogę jednak powiedzieć, że autor pisze w sposób zły. Książkę czyta się szybko i przyjemnie, jednakże czegoś mi w niej zabrakło. Jakiś większych uniesień, mocniejszych akcentów. Sedna, które pozwoliłoby mi spokojnie zasnąć. Fani poprzednich części nie będą zawiedzeni – nowi, mogą poczuć niedosyt.