Miqa
-
Napisana w 1964 w czasach okresu PRL-u, pierwsza powieść Joanny Chmielewskiej zyskała ogólnopolskie uznanie wśród czytelników w każdym wieku. Autorka porusza ważne, życiowe kwestie, które nawet z biegiem czasu pozostają uniwersalne. Miłość, zazdrość, smutek, tajemnica, zdrada, kłamstwo i dążenie do poznania prawdy... czyż nie brzmi to aż nazbyt znajomo?
Lekka, zabawna, pełna niemożliwych sytuacji, trzymająca w napięciu a jednocześnie idealna by się rozerwać.
"To prawda, że kocham tajemnice i niezwykłe wydarzenia, uwielbiam sensacje w życiu [...]"
Główna bohaterka jest alter ego Joanny Chmielewskiej, ponieważ nosi jej imię i nazwisko. Dlatego książka może aż nadto przypominać swoistą biografię. Ciężko powiedzieć, czy jest to fikcja literacka, czy może wzbogacona forma biograficzna. Występuje też podział na dwie części, a każda z nich pisana jest w przy użyciu narracji pierwszoosobowej.
„Ach, do wszystkich diabłów! Klin klinem!"
Tytułowym klinem okazuje się być telefon, a precyzyjniej - osoba dzwoniąca do głównej bohaterki. Już od pierwszych stron sytuacja wydaje się być praktycznie niemożliwa, a w swojej niemożliwości tym bardziej atrakcyjna dla czytelnika. Telefon staje się symbolem, rekwizytem. Pomaga zapomnieć, oderwać się od rzeczywistości. Daje nowe możliwości, które główna bohaterka zwinnie wykorzystuje do swoich celów. Pojawia się suspens na miano powieści kryminalnej. Tajni agencji, milicja, uzyskiwanie informacji podstępem i wiele innych zaskakujących, świetnie skonstruowanych akcji. A czym jest operacja "Szkorbut" i jak w nią zostaje wplątana Joanna? Na dodatek imię "Janusz" pojawia się tak wiele razy w tekście, że trudno jest już odgadnąć, kto jest którym Januszem.
Mogę z czystym sercem powiedzieć, że książkę czyta się z zapartym tchem, bo do ostatnich stron sytuacja rozgrywająca się na jej kartach owiana jest tajemnicą. Komicznie przerysowane sytuacje stanowią świetny pokaz "dobrego pióra" a zakończenie przynosi uśmiech na twarz czytelnika.