Joan
-
Urodziłam się w wieku siedemnastu lat i ośmiu miesięcy, wczesnym popołudniem, przy obiedzie. Miało to miejsce w domu państwa Goranickich, do których właśnie przyjechałam na lato. Przedtem byłam tylko głupią gęsią ganiająca po polach, chichoczącą na widok chłopaków i układająca wianki kwiatów [1].
Wielu ludzi codziennie zadaje sobie pytanie, czy jest możliwa trwała i spójna relacja z drugim człowiekiem. Czy można powiedzieć, że rodzina jest najwyższą wartością i nikt ani nic nie jest w stanie jej zaszkodzić?
Bohatera – pana Konrada – poznajemy w jednej z tych sytuacji, w których świat wywraca się do góry nogami i można albo przetrwać, albo całkowicie się poddać. Z dnia na dzień mężczyzna został kawalerem z odzysku, tracąc nie tylko żonę, ale także dwóch synów, którzy pod wpływem matki zarzucili wszelkie próby kontaktu z ojcem. Jakby tego było mało – partnerka zrzuciła na niego całą odpowiedzialność, związaną z odrestaurowaniem starego dworku w Bieszczadach.
Aby łatwiej odnaleźć się w nowym miejscu i rozpocząć życie od nowa, pan Konrad zgłębił się w legendy i podania, które od wieków krążyły wśród mieszkańców wioski, a także dzięki uprzejmości starej kobiety (zwanej Babcią z Czekaja) otrzymał zbiór listów i pamiątek, związanych z dworkiem, w którym mieszkał. W tajemniczych listach został opisany związek dawnego mieszkańca posiadłości – Karola Darowskiego oraz Eweliny Dybowskiej.Historia trudnej, choć pięknej miłości tak pochłonęła naszego bohatera, że zaczął się w nią angażować – babcia podarowała mu listy pod warunkiem, że uwieczni ich uczucia na papierze. Pod ich wpływem pan Konrad rozpamiętywał swoją własną rodzinę, pierwsze pocałunki, spacery, a także swoje dawne życie w Londynie. Ich historia zainspirowała go do przywrócenia zaniedbanej posiadłości dawnego blasku. Jego przemyślenia najczęściej koncentrują się wokół własnej osoby, co momentami może nudzić czytelnika, kiedy po raz wtóry czyta o złej, niesprawiedliwej eks małżonce.
Oprócz smętnych i łzawych rozważań nad demonicznością kobiet, znajdą się tutaj ciekawe legendy i podania historyczne, dotyczące posiadłości w bieszczadzkim Tuliłowie. Jedną z najważniejszych legend, niezbędnych dla rozwoju specyficznych wątków fabularnych, jest legenda o czorcie, którego dawny właściciel ziemi wywiódł w pole i odtąd chroni dworek przed niechcianymi gośćmi. Któregoś dnia pan Konrad uciął sobie z nim pogawędkę przy kielichu swojskiej, polskiej wódki. Będąc w odmiennym stanie świadomości nie wiedział czy rzeczywiście rozmawia z opiekunem domu, czy z własnymi myślami, jednemu jednak nie można zaprzeczyć – od tamtej chwili życie naszego bohatera zaczęło się zmieniać. Czy dostanie kolejną szansę od losu (lub, jak kto woli, tajemniczego, intrygującego opiekuna dworku) i odzyska utracone wartości?
Muszę przyznać, że jak na debiut literacki Podszepty wyróżniają się ciekawą tematyką – autentyczne legendy i podania na temat Tuliłowa i Hoczwi oraz stanowią ciekawe studium psychologiczne mężczyzny porzuconego przez wieloletnią partnerkę. Dotychczas napisano wiele książek, w których kobieta została przedstawiona jako ofiara męskiej podłości. W debiucie Bogusława Abratowicza role się odwracają – stanowi to niewątpliwie ciekawy zabieg psychologiczno-literacki. Dla wygody czytelnika wprowadzono również specyficzne oznaczenia wielowątkowej fabuły – każdy z głównych wątków ma swój symbol, przedstawiony na pierwszej stronie książki np. wątek żony symbolizują w treści dwie obrączki.
Polecam tę pozycję wszystkim, którzy szukają jakiejś ciekawej lektury na zimne, jesienne wieczory.[1] Bogusz Abratowicz, Podszepty, wyd. Novae Res, Gdynia 2012.