Lilien
-
Zauważyłam, że coraz częściej porywam się na powieści polskich autorów. Czemu dotychczas tego nie robiłam? Zwyczajnie nie miałam do nich przekonania. Za którą książkę bym się nie chwyciła, to znalazłam coś, co mi nie pasowało na tyle, by ją odstawić w kąt. Mimo to znalazłam sobie kilka takich, które wspomina m z uśmiechem na ustach i do których chętnie bym powiedziała. Niestety „Bawidamek" do takowego grona się nie zalicza. Dlaczego?
Jest to współczesna opowiastka o problemach ludzi z Trójmiasta. Ich głównym problemem jest nieumiejętność w tworzeniu i trwaniu w normalnych związkach. Czytając ją poznajemy perypetie Dawida – „super" kobieciarza, bezpruderyjną Zuzannę, która bagatela była jego kochanką, Jagodę, która nie mogła znaleźć prawdziwej miłości, a jej wrażliwość i niepewność wcale w tym nie pomagała, oraz Antoniego – starszego „pana", który poszukiwał młodszych kobiet wyłącznie do zabawy. Samo przedstawienie bohaterów sporo mówi o całej fabule, acz nie do końca. Każde z nich tworzy własną historię przepełniona masą perypetii, lepszych i gorszych chwil, a mimo to ich losy są ze sobą powiązane – a dlaczego, to nie będę wyjaśniać, bo nie chcę streszczać książki, a zapewne ci z was, którzy się za nią zabiorą, lub już ją przeczytali będą wiedzieli, o co chodzi.
Fakt, przyznaję, że książkę czyta się szybko bez większych problemów. Akcja może i jest zachowana, a problematyka też jest nawet ciekawa, ale mimo to jej ujęcie już mnie tak nie przekonuje. Sporo rzeczy bym tutaj zmieniła. Autorka miała naprawdę dobry pomysł, ale według mnie zostało to przedstawione w niewłaściwy sposób. W „Bawidamku" mam ważenie, że bohaterowie są płytcy i myślą tylko i wyłącznie o jednym. Może nie wszyscy, a już na pewno większość. Wszystko kręci się wokół seksu i alkoholu. I tak w kółko. To cale „poszukiwanie prawdziwej miłości" się w tym całkowicie zaciera i schodzi na dalszy plan. Poza tym język powieści jest nie tyle wulgarny, co po prostu niesmaczny, a niektóre zwroty wręcz niemożliwe. Dla mnie to niepojęte, że ktoś odważył się używać tak ordynarnego słownictwa w powieści. Plus za odwagę oczywiście, ale nie sądzę, by znalazło się wiele osób, które by to pochwalały.