Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Umarli Czasu Nie Liczą

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Umarli Czasu Nie Liczą | Autor: Kim Harrison

Wybierz opinię:

Indyvidualna

Literaturę dla młodzieży opanowały wampiry i ich sentymentalne połówki, których nie da się polubić. Co najwyżej znienawidzić i to taką czystą, szczerą nienawiścią. Wampiry wykreowane w najnowszych powieściach na romantyczne dzieciaki, które tak naprawdę nie wiedzą, czego chcą (mimo tysiąca lat życia) całkowicie mi obrzydły, nic, więc dziwnego, że gdy znalazłam w mojej miejskiej bibliotece powieść Kim Harrison, w której owe przesłodzone wampirze karykatury nie występują bez wahania postanowiłam zabrać ją do domu. Szkoda tylko, że czytanie owej pozycji przyprawiło mnie do ziewania, a nie wstrzymywania oddechu z powodu niesamowitych zwrotów akcji.

 

Akcja powieści zaczyna się w chwili, gdy Madison Avery i jednocześnie główna bohaterka „Umarli czasu nie liczą" jest od kilku miesięcy martwa i próbuje uporządkować swoje nieżycie, bo nie czarujmy się, ale człowiek bez ciała nie ma prawa żyć, a co dopiero porządkować czegokolwiek. Dziewczynie, a raczej temu, co po niej zostało, pomaga przystojny Żniwiarz Światła, notabene poznany w opowiadaniu zawartym w antologii pod tytułem „Bale maturalne z piekła".

 

Wracając do żniwiarza – jak dla mnie to facet z kosą podczas sianokosów na wsi, a nie anioł. O czym myślała autorka, kiedy wymyśliła tę nazwę? Grosz za jej myśli!
Barnaba, bo takim oryginalnym imieniem ochrzciła go pani Harrison, próbuje nauczyć Madison pośmiertelnej egzystencji. Niestety, ich wspólne wysiłki idą na marne. W sumie, czego można było się spodziewać po zakompleksionej, płaskiej jak deska, fioletowłosej panience przezywanej w szkole dziwolągiem? Ano, niczego.
Mało tego, podczas ich pierwszej wspólnej akcji okazało się, że panna Avery jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie: jej niedawny oprawca nie spocznie, dopóki nie zniszczy duszy Madison.
Niby wszystko jasne, ba, nawet klarowne, ale żeby zrozumieć w pełni fabułę trzeba nie lada skupienia. Niestety, nie dotarłam do opowiadania z książki „Bale maturalne z piekła" i nie zdołałam do końca zrozumieć fabuły powieści. Cóż, autorka założyła, że wszyscy, którzy sięgną po dalsze losy panny Avery są już po lekturze opowiadania „Madison Avery i Żniwiarz Ciemności" i tylko skrótowo streściła okoliczności śmierci bohaterki w mikroskopijnym prologu.

 

Książka stanowi coś na wzór podręcznika quasi-angelologii dla nastolatków hołdujących styl scene. Autorka przedstawia czytelnikom dwa rodzaje lub podgatunki (zwał jak zwał) Żniwiarzy: Światła – zwolenników wolnej woli i ochroniarzy niewinnych ludzkich istnień i Ciemności, którzy zamiast służyć złu, wierzą w przeznaczenie i usuwają osoby, które zagrażają światu. Pozostała część powieści jest mało twórcza i zatrważająca swoim niepotrzebnym skomplikowaniem, które psuje odbiór książki. Mało tego! Czytelnik jest zmęczony opisami niekończącej się anielskiej hierarchii stworzonej przez Harrison i szybko się nudzi czytając suche, puste fakty.

 

Główni bohaterowie są okaleczeni. W jaki sposób? Nie posiadają wyrazistych charakterów. Przypominają bezmyślne marionetki, które bezwolnie wykonują polecenia autorki. Madison nie da się polubić: jest marudna i samolubna. Najpierw ona, potem cała reszta. Czy można polubić kogoś takiego? Zdecydowanie nie.
Barnaba przypomina zmęczonego życiem pesymistę, a Josh – jak na przystojniaka i sportowca przystało – nie grzeszy inteligencją. Za to czarne charaktery są przesiąknięte złem do szpiku kości, wskutek czego przypominają chorych psychicznie morderców bez sumienia. Nie ma to jak tak gigantyczny rozrzut w doborze bohaterów i ich osobowości.

 

Powieść nie posiada zalet, a jeśli posiada to najwyraźniej jestem ślepa i ich nie widzę. Zamiast być wciągająca książka jest skomplikowana i schematyczna. Fascynujących, wciągających i romantycznych wątków brak. Zamiast tego mamy tutaj puste dialogi, mdłych bohaterów i brak jakichkolwiek relacji międzyludzkich.
Tylko ja, ja i jeszcze raz. Coś jeszcze? Ach tak, JA!
Najbardziej boli niedopracowany wątek fantastyczny, który w moich oczach dyskwalifikuje ową pozycję i nigdy nie postawiłabym jej na półce z literaturą fantasy.

 

„Umarli czasu nie liczą" mocno mnie zawiodła. Już dawno nie czytałam tak kiepskiej powieści z tak niskim poziomem literackim. „Umarli czasu nie liczą" pokazują, że rynek wydawniczy dla nastolatek stawia na ilość, nie na jakość i takich powieści będzie coraz więcej. Automatycznie wzrośnie też wskaźnik fanek takiej 'literatury'. Pozostaje mi tylko wierzyć, że owe fanki z czasem sięgną po coś ambitniejszego i pozostawią te wątpliwej jakości powieścidła.
Powieść Kim Harrison nie przekonała mnie i po drugi tom przygód Madison nie sięgnę, ale jeśli ktoś lubi skomplikowane powieści z niedopracowanymi wątkami fantastycznymi i sztucznymi bohaterami w roli marionetek to serdecznie polecam.

 

Gosiarella

"Do niedawna Madison Avery była zwykłą nastolatką, jeśli nie liczyć fioletowych włosów i tego, że była nowa w szkole. Ale jej bal maturalny był zabójczy - dosłownie. Właśnie tam Mroczny Żniwiarz chciał odebrać jej ciało i duszę. Lecz nie zdążył dokończyć zadania; Madison wykradła mu magiczny amulet. Dzięki niemu pozostała na ziemi, chodzi do szkoły, wygląda... jakby żyła. Ale tak naprawdę jest zawieszona pomiędzy światem żywych i umarłych. Światem, gdzie ciemność nie zawsze jest zła, a jasne istoty ocienia mrok. Gdzie tylko tajemniczy anioł może pomóc Madison przygotować się na chwilę, gdy Mroczy Żniwiarz wróci..."

 

Umarli czasu nie liczą jest kontynuacją opowiadania Madison Avery i żniwiarz ciemności ze zbioru opowiadań „Bale maturalne z piekła". Pierwsze opowiadanie bardzo mi się podobało, więc gdy tylko usłyszałam, że została wydana jego kontynuacja w formie książki, od razu ruszyłam do księgarni. Niestety książka nie spełniła moich oczekiwań - może to właśnie przez to, że nastawiłam się na coś dobrego i liczyłam na zbyt wiele. Mimo całkiem niezłego pomysłu autorki (żniwiarze światła i ciemności, strażnicy, amulety itp.) książka była przewidywalna, żeby nie powiedzieć banalna. Zabrakło tajemnic, złożoności akcji, może trochę dreszczyku i emocji.

 

Plusem jest to, że jest bardzo lekka, szybko się ją czyta i wciąga. Do tego jest pisana w pierwszej osobie z punktu widzenia Madison, którą na szczęście da się lubić, pomimo kilku wad. Postać Barnaby jest również całkiem sympatyczna, ale okropnie denerwowało mnie jego imię.

 

Drugi tom opowiadania o Madison Avery nie różni się zbytnio od pierwszego. Dalej czyta się łatwo i przyjemnie, dalej czuje się nie dosyt po zakończeniu i towarzyszy nam poczucie braku czegoś. Najbardziej znaczącą różnicą jest rozbudowana postać Nakity, która jest największym plusem Strażniczki aniołów mroku jaki udało mi się dostrzec. Cała kreacja i zachowanie tej mrocznej żniwiarki wywoływało u mnie uśmiech na twarzy. Mam nadzieję, że w kolejnym tomie będzie jej jeszcze więcej.

 

Do minusów zaliczę po raz kolejny przewidywalność fabuły, a szkoda bo tak przyjemnie byłoby być czymś zaskoczonym. Niestety autorka zapisała dużą ilość stron opisem tego, co miało miejsce w pierwszym tomie, a przez to akcja zdawała się być jeszcze krótsza.

 

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial