Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

O Modlitwie Listy Do Malkolma

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 4 votes
Akcja: 100% - 3 votes
Wątki: 100% - 3 votes
Postacie: 100% - 3 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 3 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 3 votes

Polecam:


Podziel się!

O Modlitwie Listy Do Malkolma | Autor: Clive Staples Lewis

Wybierz opinię:

Miqa

„O modlitwie. Listy do Malkolma" to już druga książka C. S. Lewisa, którą miałam okazję recenzować. Muszę przyznać, że ten brytyjski pisarz z każdą książką otwiera przede mną drzwi do innego świata. Do świata, gdzie wszystko mimo że nie jest proste, to jest do zrozumienia. „O modlitwie" to ostatnia ukończona przez Lewisa książka, wydana już po jego śmierci.

 

„Żeby mógł istnieć świat albo Kościół, potrzeba najróżniejszych ludzi."

 

Jak sam tytuł sugeruje, książka ta będzie utrzymana w formie listów. Każdy rozdział będzie kolejnym listem do tytułowego Malkolma, który tak naprawdę jest tylko wymysłem Lewisa. W każdym z tych listów poruszana zostaje tematyka bliska sercu pisarza, począwszy od z pozoru łatwego tematu modlitwy po instytucję Kościoła. Warto również zwrócić uwagę na to, że jest to książka zarówno o podłożu teologicznym jak i filozoficznym.

 

Lewis zadaje sobie bardzo ważne pytanie: „Co zatem robimy tak naprawdę, gdy się modlimy?" Jednak myślę, że nad odpowiedzią na nie powinien zastanowić się każdy człowiek. Czy wieczór jest gorszą porą na modlitwę niż popołudnie spędzone w zatłoczonym autobusie? Według Lewisa, zdecydowanie tak. Autor pisze również, że jego ulubionym rodzajem modlitwy jest „modlitwa bez słów", która jest bardzo trudną i często niemożliwą, z różnych powodów, do odmówienia prawidłowo.

 

Ktoś kto kojarzy Lewisa jedynie z „Opowieściami z Narnii" będzie zaskoczony sięgając po tę pozycję. Książka nie jest wcale łatwa w odbiorze, bo wymaga pełnego skupienia czytelnika. Wymaga kompletnego zaangażowania i koncentracji, by zostać dobrze zrozumianą. Jednocześnie jej wielkim plusem jest to, że skłania do głębszych przemyśleń i pozwala zatrzymać się na jakiś czas. Listy Lewisa są wypełnione gromadzonej przez lata mądrością. Mimo pewnych różnic pomiędzy Kościołem Lewisa (anglikański) a moim (katolicki) to książka analizująca modlitwę na różne sposoby, byłaby też dobrą pozycją dla każdego innego wyznawcy.

 

„O modlitwie. Listy do Malkolma" to idealna książka dzięki której czytelnik zostanie zmuszony do głębszych przemyśleń na wiele tematów. Na pewno nie jest to łatwa lektura i nie każdemu przypadnie od razu do gustu, jednak zdecydowanie jest warta przeczytania.

Isadora

"Relacja Boga z człowiekiem jest bardziej osobista i intymna niż jakakolwiek możliwa relacja dwóch istot ludzkich."

 

Moje oczarowanie piękną, wysmakowaną prozą C.S. Lewisa nie mija długo po zakończeniu lektury. Podobnie jak zachwyt nad jego głębokim humanizmem, nadzwyczajną erudycją oraz dojrzałym, radosnym chrześcijaństwem. A także podziw dla umiejętności opowiadania o najbardziej nawet skomplikowanych i zawiłych kwestiach wiary ze wzruszającą prostotą, niegasnącym entuzjazmem i subtelnym poczuciem humoru.
Lewisowi udało się dokonać czegoś, co do tej pory pozostawało poza zasięgiem różnych kaznodziei, księży czy rekolekcjonistów - skłonił mnie do podjęcia konstruktywnej analizy postawy religijnej, sprowokował rozważania na temat mojego stosunku do Boga i spraw wiary oraz refleksje dotyczące natury i znaczenia modlitwy. Jego jakże świeże, mądre i sugestywne spojrzenie wynikające z osobistych doświadczeń oraz głębokich przemyśleń mocno mnie poruszyło trafiając wprost do serca.

 

"O modlitwie. Listy do Malkolma." to zbiór zapisków ujętych w formę listów do fikcyjnego przyjaciela Lewisa stanowiących dialog z każdym chrześcijaninem - niekoniecznie tak, jak autor nawróconym w dorosłym życiu, ale każdym potrzebującym duchowego wsparcia w codziennym praktykowaniu wiary.
Lewis podejmuje rozważania dotyczące praktyk religijnych, chrześcijańskich dogmatów i prawd wiary - a wszystko to w powiązaniu z szeroko pojmowaną kwestią modlitwy. To ona jest motywem przewodnim jego refleksji, gdyż umożliwia obcowanie ze Stwórcą w niezwykle osobisty sposób.
Lewis dokonuje wnikliwej analizy różnych aspektów modlitwy; zastanawia się nad zaletami spontanicznej modlitwy bez słów oraz modlitwy "gotowej"; nad zasadnością modlitwy do świętych o wstawiennictwo i celowości modlitwy za zmarłych. Dokładnie i precyzyjnie omawia cechy i znaczenie modlitwy dziękczynnej, chwalebnej i błagalnej, zdecydowanie najwięcej miejsca poświęcając tej ostatniej.
Rozmyśla nad sensem modlitwy, jej ewentualną mocą sprawczą oraz nad tym, dlaczego tak często spotyka się z odmową i co sprawia, że zazwyczaj stanowi jedynie męczący obowiązek.

 

Wyjątkowo pozytywne wrażenie wywarły na mnie objaśnienia Lewisa dotyczące znaczenia zwrotów składających się na jego codzienną modlitwę. Rzadko kto się nad tym zastanawia tak dogłębnie, jakże często sprowadza się ona do bezmyślnego klepania wyuczonych formułek - tym bardziej cenne, piękne i inspirujące są przemyślenia autora.

 

W rozważaniach tych zwraca uwagę nadzwyczajna erudycja i nieprzeciętny intelekt C.S. Lewisa. Obfitują one w liczne odniesienia do filozofii, teologii i psychologii oraz literackie aluzje i trafne cytaty. Zadziwiająca jest prostota i bezpośredniość, w jaką obleka swą błyskotliwą inteligencję i głęboką duchowość - dzięki temu nie odstraszają one naukowym nadęciem, lecz zachwycają autentyzmem, lekkością i przejrzystością myśli.
Przemyślenia Lewisa cechuje także uniwersalizm, który sprawia, że są one jasne, czytelne i do przyjęcia zarówno dla anglikanów (jak Lewis), jak i katolików czy protestantów.

 

"O modlitwie. Listy do Malkolma" to lektura niełatwa i wymagająca, ale nie ze względu na zawiłości sposobu myślenia Lewisa, lecz z uwagi na bogactwo treści. Należy ją przyjmować w małych, rozsądnych dawkach, delektować się nią - dopiero wtedy duchowa uczta, jaką niewątpliwie zapewnia proza Lewisa, smakuje należycie.
C.S. Lewis - który dzięki tej lekturze awansował do pozycji mojego ulubionego Inklinga - dał świadectwo temu, że w istocie nauka i wiara nie wykluczają się wzajemnie, lecz bliżej im do siebie, niż nam sie wydaje. Obnażył swoją duszę, podzielił się radością, jaką czerpał ze swej głębokiej wiary i miłością do Boga. Po raz kolejny okazał się nie tylko wybitnym intelektualistą, lecz także dojrzałym humanistą potrafiącym odnaleźć ukojenie i radość w obcowaniu z Bogiem za pośrednictwem modlitwy.

 

"O modlitwie. Listy do Malkolma" to piękna, mądra i wzruszająca lektura. Pomaga uporządkować relacje z Bogiem, skłania do rewizji swojej wiary, inspiruje do poszukiwań własnych sposobów kontaktu ze Stwórcą i pokazuje, jak być chrześcijaninem w pełnym znaczeniu tego słowa.

 

Polecam gorąco wszystkim miłośnikom prozy C.S. Lewisa, a także każdemu chrześcijaninowi niezależnie od tego, czy stoi na rozdrożu, poszukuje odpowiedzi na nurtujące go pytania, wątpi czy szuka natchnienia.

Ines

Clive Staples Lewis (1898-1963) to nazwisko dobrze znane w naszym kraju głównie za sprawą "Opowieści z Narni", "Listów starego diabła do młodego" czy "Trylogii międzyplanetarnej". Pisarz ten zaskarbił sobie rzesze czytelników na całym świecie, a jego utwory są często wznawiane i cieszą się niesłabnącą popularnością. "O modlitwie. Listy do Malkolma" to jego ostatnia książka, wydana drukiem już po śmierci w roku 1964. Jak nie trudno się domyślić dotyczy ona modlitwy indywidualnej i ma być pomocą dla wszystkich, którzy potrzebują wsparcia podczas tej intymnej rozmowy z Bogiem.

 

Modlitwa nie jest rzeczą prostą i wie to każda osoba wierząca. Często zbyt zmęczeni, przytłoczeni problemami dnia codziennego mamy problemy, by klęknąć, zebrać myśli i skierować je w stronę Stwórcy. Te trudności stojące w centrum Kościoła od zawsze, bliskie były także Lewisowi. W swojej książce próbuje nas przekonać, że warto się modlić i należy to czynić niezależnie od kondycji, w której jesteśmy. Autor nie zamęcza czytelnika skomplikowanymi pismami doktorów Kościoła czy trudnymi do zrozumienia encyklikami papieży - bazuje jedynie na swoim doświadczeniu: 'Zacznij od miejsca, gdzie jesteś' pisze. Świadomy, jak często boimy się, że Bóg nie wysłucha naszych próśb, że nam 'odmówi' lub co gorsza, że może nie być zainteresowanym tym, co mamy Mu do przekazania, przekonuje, iż musimy wierzyć, że Bóg słyszy nasze modlitwy i bierze je pod uwagę. Skoro Pan ma na uwadze nasze grzechy, to czemu miałby zapomnieć o błaganiach?

 

Lewis twierdzi, iż w modlitwę powinniśmy wkładać całą naszą wiarę i duszę na wzór modlitwy Jezusa w Getsemani (która co istotne nie została wysłuchana). Nie powinno to być tzw. 'odmawianie modlitwy', czyli klepanie formułek, ale prawdziwa rozmowa z Bogiem, w której opowiadamy Mu o tym, co nas boli, o co Go prosimy (modlitwa błagalna) i za co przepraszamy (modlitwa pokutna). Bardzo spodobała mi się myśl Lewisa o tzw. 'adoracji w drobiazgach', czyli o tym, by dostrzegać działanie Stwórcy w rzeczach na pierwszy rzut oka zupełnie bez znaczenia. Bóg może nam się przecież ukazać (oczywiście nie dosłownie!) w kromce chleba z masłem, kolorze nieba, czy plamie słonecznego światła w lesie. Prawda, że to piękne?

 

Autor w swojej książce jest bardzo szczery, nikogo nie udaje, nie pozuje. Przyznaje otwarcie, że nie zna się na teologii i ma problem ze zrozumieniem istoty eucharystii - przeistoczeniem. Za chwilę zaś dodaje, że to bez znaczenia, bo 'Chrystus przykazał nam: "Bierzcie i jedzcie", a nie: "Bierzcie i rozumiejcie". Poza tym ma odwagę ukazać słabość swego życia duchowego, zjednując sobie tym ludzi niewierzących, przedstawiając im swoją prawdziwą drogę wiary: nie prostą, idealną, ale właśnie utkaną pytaniami, zawiłościami, dylematami. Jest przecież wciąż człowiekiem poszukującym Boga i uczącym się modlić...

 

"O modlitwie. Listy do Malkolma" to zbiór cennych wskazówek zawartych w listach do fikcyjnego przyjaciela Lewisa, w których autor odnosi się do spraw codziennych Malkolma, dotyka rzeczy namacalnych, bliskich wszystkim ludziom. Problemem tej książki były dla mnie liczne odwołania do wydarzeń czy toczących się w latach sześćdziesiątych dyskusji teologicznych. Mimo próby ich wyjaśniania na bieżąco przez tłumaczkę, zmęczyły mnie one i wyrywały co chwilę z rytmu. Nie porwał mnie także styl autora: niby obrazowy i prosty, dla mnie nużący i momentami zbyt abstrakcyjny. Książka z pewnością będzie miłym kąskiem dla wielbicieli talentu Lewisa, czy osób nawróconych potrzebujących wskazówek, jak się modlić. Ja nie zaliczam się do żadnej z tych grup, więc nie zostałam oszołomiona treścią. Bez wątpienia jednak jest to mądra, filozoficzna lektura skłaniająca do refleksji nad kondycją naszej wiary i naszych rozmów z Bogiem.

Scathach

Na każde kolejne spotkanie z Lewisem czekam z wytęsknieniem.
Oczekuję Go jak przyjaciela, w którego towarzystwie będę mogła poprowadzić inteligentną rozmowę, a także przysłuchać się rozmyślaniom kogoś, kto wiele wie i zna odpowiedzi na szereg nurtujących mnie pytań.
Tym razem moja rozmowa z pisarzem była ubogacona dzięki formie, jaką przybrała jego książka O modlitwie.
Publikacja ta została pomyślana jako zbiór listów Lewisa do fikcyjnego przyjaciela, którym przy odrobinie chęci i wyobraźni może być każdy z sięgających po nią Czytelników.

 

Autor stosując tak osobistą formę wyrażania własnych myśli, w sposób niezwykle szczery i bezpośredni przedstawia swoje przemyślenia dotyczące modlitwy, jej formy i funkcji.
Dochodzi tutaj do głosu jego zdanie na temat wszelkich zmian wprowadzanych w formach modlitwy zbiorowej.

 

Dzisiaj, coraz więcej osób deklaruje się jako „niepraktykujący wierzący". W sytuacji takiej dochodzi do całkowitego zrezygnowania z tej formy rozmowy z Bogiem i życia we wspólnocie. Wydawać by się mogło, że powinno odbić się to na rosnącej potrzebie modlitwy indywidualnej. Czy jednak zadajemy sobie pytanie jak wygląda nasze spotkanie ze Stwórcą? W jaki sposób się do niego zwracamy, czego oczekujemy po takim spotkaniu, czy jest ono regularne, czy nie jest jedynie instrumentalnym traktowaniem Boga czy też przykrym obowiązkiem?
Podobne wątpliwości dręczyły także Lewisa. Wiele z nich poruszył w listach, które stanowią jednocześnie ostatnią z ukończonych przez niego książek, wydaną drukiem już po jego śmierci.

 

Epistolarny charakter publikacji Lewisa pozwala czytelnikowi na swoistą polemikę z pisarzem. Podczas lektury, wielokrotnie kusiłam się o dyskutowanie z autorem, poddawałam w wątpliwość wiele z jego spostrzeżeń. Stanowiło to wspaniałą możliwość dialogu z kimś, z kim bardzo chciałabym porozmawiać. Każdy z kolejnych rozdziałów był dla mnie odpowiedzią na podjęte tematy, których nie czytałam biernie, lecz do których zawsze starałam się ustosunkować, przytaczając własne kontrargumenty. Dzięki temu lektura ta stała się niezwykłym wyzwaniem: musiałam bowiem przypomnieć sobie całą teoretyczną wiedzę, którą zdobyłam, połączyć ją z życiowym doświadczeniem i w takiej formie „zareklamować" Lewisowi.
Poprzez to książka ta nie stała się dla mnie kolejnym nudnym wywodem, lecz pretekstem do zaktualizowania swoich poglądów.

 

Rozważania Lewisa skupiają się głównie na tym, jaka powinna być dobra modlitwa, jak mają się do niej utarte schematyczne formułki, znane nam od dawna. Autor wielokrotnie podkreśla, że każda modlitwa jest doświadczeniem indywidualnym, dlatego niezwykle ważne jest samodzielne doświadczenie jej siły. Ponadto odpowiada na wątpliwości dręczące człowieka, który przeżywa „duchową pustynię"; który przestał „odczuwać" obecność Boga.

 

Choć książeczka ta nie jest długa, powinna stanowić lekturę na kilka dni. Kilka dni refleksji nad kondycją własnej duszy, nad stanem relacji ze Stwórcą i formą swojej modlitwy. Pozwolą one dostrzec jej słabe cechy, a także znaleźć sugestie dotyczące pewnych fundamentalnych zmian, mających pomóc nam odbudować pewne relacje.

 

Polecam, zwłaszcza na okres zbliżającego się Wielkiego Postu, sprzyjającemu zmianom.

Meme

Modlitwa w życiu każdego człowieka odgrywa zupełnie inną wagę. Dla jednych jest ona sposobem na „rozliczenie się" nie tylko przed Bogiem, ale i samym sobą z trosk, zmartwień czy też radości minionego dnia. Może ona też przybierać wyraz dziękczynny lub składać się z próśb człowieka, który staje na krótszy lub dłuższy moment bezpośrednio w obliczu Pana. Bezsprzecznie można by więc rzecz, że modlitwa, choć dla każdego oznacza coś innego, to rodzaj duchowego połączenia, któremu oddajemy się częściej lub rzadziej, z większym lub mniejszym zaangażowaniem. Czy więc o czymś, co jest osobistą wartością można rozprawiać?

 

C. S. Lewis to znany i lubiany na całym świecie brytyjski pisarz, który wśród nieco młodszych czytelników jest szczególnie znany z „Opowieści z Narnii". Autor takich powieści jak „Smutek" czy „Dopóki mamy twarze" to uczestnik I wojny światowej. Traumatyczne przeżycia, których doświadczył podczas jednej z dwóch najcięższych w skutkach wojen we współczesnej Europie sprawiły, iż utracił on wiarę. W ojczyźnie podjął się studiów nad literaturą angielską, a na Oxfordzie poznawszy J. R. R. Tolkiena wszedł w środowisko Inklingów. To właśnie dzięki dyskusją nie tylko na temat literatury i kultury, ale i religii, rozpoczął się proces powrotu Lewisa do chrześcijaństwa.

 

Ostatni raz miałam sposobność czytać książkę jednego z najznakomitszych pisarzy z Wysp ponad półtora roku temu. Pamiętam, ze wtedy – podczas lektury „Smutku" - czułam się nieco przytłoczona rozmyślaniami autora i ciężko było mi się wgryźć w jego prozę. Postanowiłam jednak nie zrażać się i pod koniec ubiegłego roku przyszło mi chwycić za kolejną publikację pisaną piórem Pana Lewisa, która to została wydana już po śmierci autora. W moje ręce trafiła publikacja pt. „O modlitwie" spisana w formie listów do wymyślonego przyjaciela autora. Już sama alternatywa na przekazanie czytelnikowi treści wydała mi się bardzo intrygująca i w końcu ciekawość zwyciężyła. Muszę powiedzieć, że obawy były i to nie małe, jednak jak się okazało – zupełnie niepotrzebne.

 

Wiedziona przeświadczeniem poprzedniej lektury Lewisa postanowiłam, że za książkę wezmę się tylko wtedy, gdy będę mogła maksymalnie skupić się na treści, by zrozumieć to, co pragnął przekazać pisarz. Okres świąteczny i poświąteczny okazał się świetnym czasem na czytanie tejże publikacji, nie tylko z racji, iż miałam więcej czasu by oddać się swej pasji, ale i okazji sprzyjającej rozmyślaniom nad własną modlitwą i religijnością. Do każdego kolejnego rozdziału starałam się podchodzić więc na spokojnie – bez zbędnego spinania się, nawet, gdy musiałam jakiś fragment przeczytać dwukrotnie, gubiąc się pomiędzy kolejno zapisanymi słowami.

 

Nie od dziś wiadomo, ze religia nie jest częścią ludzkiego życia, o której można rozmawiać wyłącznie w prosty sposób. Nasza duchowość jest kształtowana nie tylko przez to, co przeżywamy, ale i przez ludzi, których spotykamy. Nikt nikomu nie jest równy, więc także naszej wiary nie można by postawić na dwóch szalkach wagi. Jednak to, co spotyka innych, często może być drogowskazem dla tych, który szukają sensu swoich przeżyć metafizycznych i religijnych. „O modlitwie. Listy do Malkolma" stanowią więc swoiste świadectwo wiary, które dla kolejnych pokoleń pozostawił Lewis.

 

"Gotowa formułka nie może służyć mi do rozmowy z Bogiem, tak jak nie mogłaby mi służyć do rozmowy z Tobą."

 

Myślę, że najbardziej przypadł mi do gustu rozdział, w którym Pan Lewis „rozdrabniał na części pierwsze" jedyną gotową modlitwę, którą posługiwał się przez wiele lat po swoim nawróceniu. Autor poddał oglądowi kolejne frazy „Modlitwy Pańskiej" popularnie zwanej „Ojcze Nasz". W każdym kolejnym frazesie zauważał jego możliwość różnej interpretacji, wyróżniał znaczenia, nie tylko te, których byśmy się spodziewali, ale i te, które niejednokrotnie zaskakiwały swą głębią czytelnika. Choć te dość otwarte spojrzenie na modlitwę, którą codziennie posługują się miliony Chrześcijan na całym świecie, mogłoby wydawać się zbędne, myślę że Pan Lewis w ten sposób przybliżył swoim czytelnikom głębię tejże modlitwy. Pokazał poprzez swoją analizę, iż „Modlitwa Pańska" nie jest płytkim tekstem, który „klepie się" na chwałę Pana, ale ukazał prawdziwą wartość tekstu, który wypływa i wypływać będzie z ludzkich ust do końca świata.

 

„Lepiej byłoby odnosić się do Boga w ogóle bez nabożeństwa niż z nabożeństwem, które przeczyłoby bliskości."

 

Autor powieści zauważa także, że człowiek mógłby stać się bliższym Bogu, gdyby nie skupiał się na nabożeństwie, które winien wypełnić, lecz oddawałby się w pełni dialogowi, w który wchodziłby z Panem. Myślę, że jest trochę w tym racji, gdyż modlitwa, w której człowiek w pełni i bez ogródek oddaje swe myśli, pragnienia, troski, radości, słowa podzięki, jest według mnie możliwością na umocnienie więzi z Chrystusem. Nie chodzi przecież o to, by z nie wiadomo jak czcią przybliżać się do Boga, lecz starać się być blisko niego także w momentach, gdy nie możemy wygłaszać rozbudowanych, gotowych formułek. Trzeba pozostać sobą.

 

„Nabożeństwo byłoby doskonałe, gdybyśmy pozostawali go prawie nieświadomi; wtedy moglibyśmy się skupić jedynie na Bogu."

 

Powieść Pana Lewisa jest moim skromnym zdaniem świetną lekturą nie tylko dla tych, którzy wierzą, ale i dla ludzi, który są pełni wątpliwości. Książka pozwala zastanowić się nad własnym życiem, poddać analizie własne zachowania, przyzwyczajenia i potrzeby duchowe. Uważam, że jego przemyślenia, które nie wynikały, że tak powiem „z kapelusza" lecz z własnych i dość świeżych doświadczeń, mogą być świetną wskazówką dla ludzi, którzy na nowo chcieliby odnaleźć w sobie Boga.

 

„Żeby mógł istnieć świat albo Kościół, potrzeba najróżniejszych ludzi. Być może zdanie to jest nawet prawdziwsze w odniesieniu do Kościoła. Jeśli łaska udoskonala naturę, to musi ona doprowadzić do rozkwitu tej pełni różnorodności, którą zamierzył Bóg, stwarzając naturę każdego z Nas."

 

Podsumowując, muszę powiedzieć, że choć lektura nierzadko przychodziła z łatwością, nie żałuję ani trochę iż oddałam się czytaniu ostatniej powieści Pana Lewisa. Dzięki jego jakże trafnym spojrzeniom, niezwykłemu kunsztowi języka i niepoprawnemu humanizmowi, jaki wykazywał w swoich słowach, mogłam na chwilę zatrzymać się i spojrzeć na swoje życie. Kolejno zapisywane frazesy co raz bardziej przypieczętowują wielką wartość książki, której nie można minąć obojętnie i której to lektura nie kończy się moim zdaniem z zamknięciem ostatniej strony.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial