LadyBoleyn
-
Trylogia autorstwa debiutującej pisarki Anny Ficner-Ogonowskiej bez wątpienia podbiła serce niejednego czytelnika, ceniącego sobie poruszające historie miłosne, w których nie brakuje zarówno życiowych dramatów, jak i też zabawnych sytuacji. Gdy kilkanaście miesięcy temu przeczytałam pierwszą część cyklu o losach Hani i Mikołaja, „Alibi na szczęście", poczułam ogromną sympatię do bohaterów, którzy niemalże cały czas zaskakiwali mnie swoim postępowaniem. Nie potrafiłam choć na chwilę odłożyć tę pozycję na półkę, dopóki nie poznałam tego, co mieści się na ostatnich stronach powieści. „Krok do szczęścia" również pozwolił mi całkowicie przenieść się do świata bohaterów, utrzymując poziom poprzedniej książki tejże autorki. Na początku lipca w księgarniach pojawiła się ostatnia część tej niezwykłej trylogii, „Zgoda na szczęście", która jest zwieńczeniem losów wszystkich postaci. Miałam wiele oczekiwań wobec tej lektury z powodu, iż jest to moje ostatnie spotkanie z bohaterami.
Po wielu dramatycznych sytuacjach Hania doskonale już wie, że nie wyobraża sobie życia bez Mikołaja. Z każdym kolejnym dniem pozwala swojego ukochanemu poznawać siebie na nowo, czując, że w końcu zaczyna wszystko układać się tak, jak być powinno. Jednak pomimo chwilowego spokoju, los nie zamierza ich oszczędzać. Na horyzoncie pojawia się chociażby załamanie nerwowe Dominiki, siostry Hani, która z trudem odnajduje się w nowej roli matki i żony. Była teściowa polonistki zaskakuje Warszawiaków niezapowiedzianą wizytą i swoim postanowieniem. Dodatkowo na jaw wychodzi ukrywana tajemnica rodzinna, burząca poukładany świat głównej bohaterki, która inaczej zaczyna spoglądać na wydarzenia z przeszłości... Na szczęście, w tym wszechobecnym chaosie pojawiają się pozytywne iskierki szczęścia, niesione przez energiczną ciotkę Annę, czy też panią Irenkę, służącą cały czas dobrą radą. Los perfidnie drwi z postaci, lecz daje zarazem nadzieję na spokój i wieczną radość z egzystencji. Czy Hania w ciągłym biegu życia da sobie szansę na bezpieczeństwo i ciepło drugiej osoby? Czy w końcu opora się z przeszłością i od dawna skrywanymi sekretami? Czy pozwoli sobie na luksus, jakim jest szczęście?
Nie mogłam się doczekać momentu, gdy zacznę czytać ostatnią część serii o losach znanych mi już postaci. Miałam wiele wyobrażeń na temat tego utworu, zarazem żywiąc ogromną nadzieję, że autorka pozytywnie mnie zaskoczy. „Zgodę na szczęście" potraktowałam jako zakończenie spotkania z bohaterami, z którymi przeżyłam cały szereg różnych sytuacji, podczas czytania podsumowując to, co dotychczas zauważyłam podczas lektury tej powieści. I przyznam, że pomimo tego, iż ten utwór przysporzył mi wielu wspaniałych uczuć, po odłożeniu tego tomu na półkę, poczułam rozczarowanie. Nie dlatego, że to koniec mojej przygody z zagubioną Hanią, ponieważ nie czuję w chwili obecnej żadnego zainteresowania jej dalszych losów. Poczułam rozczarowanie dlatego, że spodziewałam się czegoś „więcej", zakończenia, które wbije mnie w fotel, da porządną dawkę emocji, nie pozwoli myślec o niczym innym niż o fabule tejże lektury. Długo myślałam nad tym, co sprawiło, że „Zgoda na szczęście" nie podbiła mojego serca, tak jak pozostałe utwory pani Ficner-Ogonowskiej. Teoretycznie to właśnie ta część powinna najdłużej pozostać w pamięci czytelnika. Po pewnym czasie udało mi się zrozumiałam, co wpłynęło na mój odbiór ostatniego tomu tej trylogii – „Zgoda na szczęście" to przede wszystkim powieść „cukierkowa". O ile w poprzednich częściach dochodziło do wielu dramatycznych wydarzeń, których zakończenia nie umiałam się domyśleć, to w tym przypadku odbiorca cały czas czuje, iż każdy, nawet największy problem, rozwiąże się dla bohaterów pomyślnie. Trudno tutaj dostrzec element zaskoczenia. Odnosiłam wrażenie, że Anna Ficner-Ogonowska w pewnym momencie zaczęła trzymać czytelników na dystans, świadomie pokazując im, że wszystko zakończy się szczęśliwie. Gdyby nie moje przywiązanie, które wcześniej narodziło się względem Hani i jej przyjaciół, nie dałabym tej lekturze żadnych szans na obronę.
Jednak pomimo tego, że niekiedy odczuwałam rozczarowanie, czytając „Zgodę na szczęście", jak i też potrafiłam przewidzieć ruchy praktycznie wszystkich bohaterów, ponownie jestem pod wrażeniem zdolności Anny Ficner-Ogonowskiej, która wspaniale oddała emocje, towarzyszące jej postaciom. Niewątpliwie, najbardziej złożoną postacią w całej trylogii jest Hania, która od samego początku nie potrafiła sobie poradzić z piętnem przeszłości. I tym razem odbiorca doskonale widzi wszelkie uczucia, jakie targały tę młodą kobietę, wczuwając się w jej sytuację, jak i też razem z nią przeżywając wszystkie wewnętrzne dramaty. Wspomnienia tejże bohaterki czy jej tęsknota za tym, co utraciła nagle i bezpowrotnie, niosły ze sobą żal, który oddziaływany był na duszę czytelnika. Autorka posiada przyjemne pióro, który oczarowuje odbiorcę, poruszając jego wyobraźnię. To, co dzieje się w powieściach tejże pisarki tak naprawdę mogłoby mieć miejsce w naszej szarej rzeczywistości, dzięki czemu budzi się w nas nadzieja na to, że na każdego czeka szczęście – wystarczy jedynie cierpliwie czekać. Sądzę, że „Zgoda na szczęście" to najbardziej problemowa pozycja ze wszystkich trzech części trylogii. Pani Ficner-Ogonowska w sposób interesujący przedstawia trudności związane ze zdradą, adopcją, zmianą otoczenia i sytuacji, oraz uporania się z własnymi myślami. W tej lekturze zabrakło mi szaleńczej natury Dominiki, którą pokochałam miłością niezmienną w „Alibi na szczęście". Ponownie bez przerwy irytowało mnie zachowanie Hani, która sama nie wiedziała, czego od życia chce. Natomiast pozytywnym zaskoczeniem powieści był fakt, iż wierny niczym pies towarzysz głównej bohaterki , Mikołaj, w końcu tupnął nogą i zaczął rozumieć, że kobieta też musi walczyć o związek, oraz pani Irenka – cudowna gospodyni, która swoimi słowami potrafiła zmusić mnie do refleksji.
Jak już pisałam, „Zgoda na szczęście" to podsumowanie losów niezapomnianych postaci. To pożegnanie ze wspaniałą historią, wzbudzającej wiele emocji, i postaciami, do których osobiście bardzo się przywiązałam. Pomimo tego, że uważam trzecią część tej trylogii za najsłabszą powieść autorstwa Anny Ficner-Ogonowskiej, całą serię uważam na niezwykle pozytywną. Spędziłam przy niej wiele dobrych chwil, niekiedy płacząc razem z bohaterami, innym zaś razem śmiejąc się razem z nimi z przewrotności losu. Polecam tę trylogią tym czytelnikom, którzy lubią nieco skomplikowane i zawiłe lektury, przepełnione miłością, przyjaźnią i nadzieją na szczęście.
Obsesja Kasiulka
-
Człowiek ma ograniczony niespodziankami, które szykuje los, wpływ na własne życie.
Anna Ficner-Ogonowska jest nauczycielką, mężatką i matką dwójki dzieci. Jej pierwszą powieść „Alibi na szczęście" mąż wysłał potajemnie do wydawnictwa. Książka błyskawicznie podbiła serca czytelniczek i trafiła na wszystkie listy bestsellerów. Podobnie entuzjastycznie przyjęta została druga książka autorki, „Krok do szczęścia".
Poprzednie części bardzo mi się podobały- szczególnie „Alibi na szczęście". „Krok do szczęścia" trochę mniej, natomiast „Zgoda na szczęście" trochę mnie już nudziła.
Jednak najpierw skupię się na fabule.
Hania w końcu zaufała Mikołajowi i powierzyła mu swoje serce. Niestety w jej życiu szczęście nie zawsze ma miejsce. A to choroba jej ukochanej przyjaciółki, która spada na nią jak grom z jasnego nieba, a to zawał ojca jej ukochanego. Decyzja czy powiedzieć siostrze o tajemnicy, która ukrywa przed nią już od jakiegoś czasu i na domiar złego jej była teściowa odzywa się w najmniej oczekiwanym czasie. Te wszystkie zawirowania nie pozwalają Hance pogodzić się z jej przeszłością, a tu musi być teraz wsparcie dla swoich bliskich. Jednak pozwala jej to zrozumieć, że nie tylko ona czuje żal, tęsknotę za bliskimi. Te wszystkie problemy, które spotykają jej bliskich powodują, że swoje zmartwienia odsuwa na plan dalszy. Jako, że nieuchronnie zbliża się najpiękniejszy czas w roku, Boże Narodzenie, Hania musi tak zorganizować czas, aby go podzielić między szpital, w którym non stop przy ojcu przesiaduje jej ukochany, a wsparcie dla Domi, następnie kolejne wizyty u przyjaciółki w szpitalu oraz nie zapominając o wizycie na cmentarzu u rodziców.
Czy jej zagmatwane życie w końcu trafi na prostą drogę, czy nadal każdy zakręt będzie przysparzał nowych zmartwień?
Aby się o tym przekonać należy sięgnąć po kolejny tom cyklu.
Chyba nikt się nie spodziewał, że seria będzie miała kontynuację i każdy traktował ją, jako trylogię. Jednak autorka stworzyła jeszcze jedną część „Szczęście w cichą noc", która na dniach ma się ukazać w sprzedaży.
Jednak ja chyba tak szybko po nią nie sięgnę, pomimo, że w porównaniu z pierwszymi trzema częściami jej gabaryt jest nie wielki, o ile pamiętam zaledwie 200 stron.
Tak jak w pierwszych częściach opisy uczuć, które targają główną bohaterkę wyciskały momentami łzy z moich oczu tak tutaj czułam już przesyt. Rozwlekłe opisy, przesyt słodyczy, który aż się wylewał wiadrami z opowieści zmęczył mnie niemiłosiernie. Już chyba bardziej osłodzić się nie dało! Oczekiwałam zwrotu akcji, przyśpieszenia, nowych wątków. A otrzymałam wręcz zatrzymanie wszystkiego. Miałam wrażenie, że czytając książkę stoję w miejscu, w jakimś gęstym kisielu i nie mogę zrobić kroku do przodu.
Nie mam pojęcia, w jaki sposób dobrnęłam do końca? Najgrubsza pod względem wydawniczym część, w której brnęłam jak w zaspach, aby bliżej końca i bliżej... a ten koniec jeszcze tak daleko.
Wydaje mi się, że w tym wypadku autorka już nie miała pomysłu na dalsze losy bohaterów i po prostu rozwlekała każdy swój gorszy lub lepszy pomysł jak najdłużej.
„Zgoda na szczęście" jest na tyle przewidywalna jak serial wszech czasów „Moda na sukces". Gdybym wiedziała, że tak mnie psychicznie wymęczy to przeczytałabym pierwsze 50 stron i przeniosła się od razu to ostatnich pięćdziesięciu.
Hanka irytowała mnie już w drugiej części, tutaj miałam ochotę jej przyłożyć. To jej użalanie się nad sobą już bokiem wychodziło, a Mikołaj-, co on w niej widzi??!! Dawno już bym drzwi przed jej nosem zamknęła.
Podejmę się stwierdzenia, że „Zgoda na szczęście" to najsłabsza część serii. Autorka przedobrzyła, chciała za dużo ukazać, za dużo uczuć, za dużo rozwlekłych nieistotnych dla sprawy opisów- wszystkiego za dużo. Oczekiwałam, że jednak uśmierci kogoś- przydałoby to smaczku tej historii. Przecież w życiu nie jest tak idealnie a ludzie po zawałach nie zawsze przeżywają, a tym bardziej tak szybko dochodzą do zdrowia.
Świat tu przedstawiony jest za bardzo wyidealizowany- w rzeczywistości tak nie ma.
Po czwartą część sięgnę z czystej ciekawości, chociaż już nas autorka nakierowała wraz z zakończeniem „Zgody na szczęście", o czym będzie. Mam tylko nadzieję, że tych opisów wysłodzonych tyle nie będzie.
Najdziwniejsze jest to, że tę część posiadam na własność a to tylko, dlatego, że dwie pierwsze części mi się podobały a nie lubię mieć luk w seriach na półce.
Szczerze powiedziawszy, nie wiem czy polecam. Musicie sami zadecydować. Do mnie tak książka nie przemówiła i cieszę się, że mam już ją za sobą.
Jezyna22
-
Anna Ficner-Ogonowska z zawodu jest nauczycielką. „Zgoda na szczęście" to jej trzecia powieść. Poprzednie „Alibi na szczęście" i „Krok do szczęścia" były wielkim sukcesem wydawniczym. Pierwszą powieść "Alibi na szczęście" pisała dla siebie samej a mąż potajemnie wysłał ją do wydawnictwa. Okazała się ogromnym sukcesem.
„Zgoda na szczęście" to trzecia część losów Hanki i jej najbliższych. Dwie poprzednie spotkały się z ogromnym zainteresowaniem czytelników ( zwłaszcza płci pięknej). Sama autorka nie spodziewała się takiego ogromnego sukcesu i można wnioskować, że pod wpływem fanów powstają jej następne tomy. My czytelnicy raczej nie lubimy złych zakończeń, czy nie wyjaśnionych sytuacji na końcu książki, i z ciekawością dopytujemy i naciskamy – co dalej ? Nie lubimy opuszczać swoich bohaterów, chcemy podpatrywać ich życie jak najdłużej i nie daj, Boże, żeby nam autor konkretnego zakończenia nie dał.
W tym tomie Hanka mając u swego boku Mikołaja ,jak na razie czerpie radość z każdej spędzonej razem z nim chwili. Cały czas dręczy ją poczucie winy, że nie wyjaśnia pewnych rodzinnych spraw Dominice. Niestety jak już się na to zdecyduje efekt nie jest najlepszy. Na pewno nowym, pozytywnym bohaterem jest mały Tomaszek, który rozczula swoja osobą wszystkich naokoło. Dominika z trudem oswaja się z nową rolą jaką narzuca macierzyństwo. Dopada ja małe załamanie nerwowe. Hanka nie za bardzo umie jej pomóc. Rewelacyjną jest postać pani Irenki, która cały czas w cudowny sposób zdobywa serce czytelnika. I tak niby wszystko w miarę prosto się toczy, ale niestety komplikacje zaczynają się mnożyć. W głównej bohaterce rozwija się strach przed związaniem się z mężczyzną, lęk, aby dramat którego doświadczyła nie powtórzył się. Ciężko jej zaakceptować taki stan rzeczy , który może skończyć się pozytywnie. Mocno komplikują się sprawy rodzinne. Pojawia się postać prawdziwej matki i ciotka Dominiki. Mikołaj usiłuje przygotować dla Hanki ogromną niespodziankę, czy jednak ona ją ucieszy i czy ją doceni? Autorka jakby chciała odwlekać szczęście bohaterów. Niebywale skupia się na opisywaniu emocji , uczuć towarzyszących osobom, a mało daje nam szybkości w ciągłości zdarzeń. Być może ten zabieg powoduje, ze bohaterowie wydaja nam się bardziej ludzcy i dlatego większość czytelników obdarza ich tak dużą sympatią. Mnie jednak taka forma ogromnie przeszkadzała, zdecydowanie wolałabym aby działo się wszystko szybciej i mniej było momentów dotyczących opisów samych uczuć. Chciałam, aby pewne sprawy były definitywnie rozwiązane i zakończone. Przeciąganie jakby treści dla mnie zdecydowanie tej powieści wyszło na niekorzyść.
Styl pisania autorki ma zdecydowanie wielu fanów i trzeba przyznać, ze ich grono rośnie z każdą następna powieścią. Nieraz szukając romantyzmu w życiu lubimy go szukać i znajdować w powieściach. Bardzo ładnie autorka celebrowała w treści różnorakie święta. Faktycznie jakby wtedy się czas zatrzymywał, chcieliśmy z bohaterami trwać w tych chwilach jak najdłużej, cieszyć się tymi momentami i czerpać z nich siłę.
Na pewno warto sięgnąć po „Zgodę na szczęście" w długie zimowe wieczory. Sprawi ona, że nasze problemy znikną na długi czas, a my sami, ciekawi losów bohaterów zapomnimy o całym świecie. I zdecydowanie ciężko będzie nam towarzystwo Hanki i Mikołaj opuścić.