Meme
-
W życiu każdego człowieka, prędzej, czy później następuje kryzys. Kiedy pod naszymi nogami ląduje przysłowiowa kłoda, czujemy się często osamotnieni w swoich problemach. Wtedy, często lgniemy do ludzi, którzy są gotowi podać nam rękę. Często jednak okazuje się, że taka pomoc nie jest bezinteresowna, a grunt, na którym się znajdziemy kruszy się nam pod nogami. Dzięki Pani Onichimowskiej, mogłam przeczytać o takim właśnie zachwianiu, które przeżywa tytułowa bohaterka.
Kim jest Pani Onichimowska ? To kalendarzowy wodnik, mieszkający w Warszawie. Pisze z zamiłowania, choć jest to jej „sposób" na życie. Autorka nie raz przyznaje na spotkaniach autorskich, że jest urodzoną podróżniczką. Mawia, że pół dotychczasowego żywotu spędziła za granicą. Po studiach pracowała przez kilka lat w Redakcji Literatury dla Dzieci w Krajowej Agencji Wydawniczej. Następnie znalazła się w się w bliźniaczej redakcji bliźniaczego wydawnictwa - w Młodzieżowej Agencji Wydawniczej . Jednak w 1990 roku MAW przestał istnieć. Wówczas założyła wraz z grupą przyjaciół, zaangażowanych w książkę dla dziecka, Fundację "Świat Dziecka". Choć mieli wiele planów, początkowo z trudem zdobywali fundusze. Jedną z ich pierwszych, bardziej spektakularnych akcji było sprowadzenie dla pacjentów szpitali dziecięcych całego TIR-u zabawek z Anglii. Organizowali oni również międzywydawniczy konkurs na "Dziecięcy Bestseller Roku" i rozdają Dongi, który później przejęła przejęła Polska Sekcja IBBY, a Fundacja przestała istnieć. W 1976 debiutowała w twórczości literackiej wierszami dla dorosłych, zamieszczonymi na łamach Sztandaru Młodych oraz Kultury. Współpracuje z Polskim Radiem, jest autorką wielu słuchowisk dla Teatru Radiowego. Jej debiutem książkowym był zbiór wierszy Gdybym miał konia, wydany w 1980. Otrzymała wiele nagród i wyróżnień literackich w Polsce i za granicą. Pisuje nie tylko książki dla młodzież, czy dorosłych, ale również dla mniejszych czytelników. Wiersze, opowiadania, powieści, słuchowiska, scenariusze teatralne i filmowe – mówiąc krótko : coś dobrego, dla każdego ;) Będąc na spotkaniu autorskim z Panią Anną dowiedziałam się nie tylko tego co już wcześniej napisałam, ale również, że uwielbiała ona w młodości brać udział w konkursach literackich. Zachęcała nas – młodych do nieustannego kształtowania swojej „pisaniny", a zarazem własnej osoby.
Kolejna książkę Pani Onichimowskiej, którą przeczytałam, zakupiłam na spotkaniu autorskim z tęże pisarką. Pięknie opatrzona autografem książka, która spoczywa na mojej półce opowiada o Komecie, która na pierwszy rzut oka, nie ma do czynienia z niczym złym. Nie tylko przestała ćpać i zmieniła środowisko, ale również w tym roku zdaje maturę. Ponadto nie pozwala się już nazywać Kometa – od niedawna jest Alą. Jednak nikt nie wie, że wstąpiła do "Rodziny", niebezpiecznej sekty wabiącej obietnicami wyzwolenia ciała i duszy... Na trop nauczanej w sekcie "tykanedii" - "tajemnej sztuki", a tak naprawdę destrukcyjnego kultu kontroli umysłu, wpada Jacek, były chłopak Komety i też były narkoman. Destrukcyjny kult kontroli umysłu nie cofa się przed niczym, aby zdobyć, a później - zatrzymać swoich członków...
Jak już wcześniej pisałam – pierwsza część spotkała się nie tylko z moim podziwem, ale także z entuzjazmem mojej siostry. Do lektury drugiej części przystąpiłam pewna kolejnego sukcesu Pani Onichimowskiej w moich oczach. Muszę przyznać, ze nie zawiodłam się. Pisząc lekkim, a zarazem barwnym językiem, Pani Anna porwała nas w świat pełen kłamstw, niedomówień, manipulacji i żądań. Pokazała nam, że człowiek, który zabłądził, nie musi się teoretycznie podnieść, ale trafić, mówiąc krótko „w jeszcze większe bagno".
Co najbardziej spodobało mi się w tej części ? Muszę powiedzieć, ze nie było czegoś wyróżniającego się spoza całej fabuły. Wszystkie fakty, zdarzenia i intrygi równie przyciągały czytelnika, nie pozwalając przestać czytać. Podoba mi się w jaki sposób pisze ta wspaniała polska pisarka – potrafi „trzymać" czytelnika od pierwszej do ostatniej strony ;)
"Mam szczęście - powtarza sobie, dzisiaj to brzmi jak głupi żart, lecz przecież będzie kiedyś jutro."
W drugiej części przygód Jacka i Ali możemy przeczytać o sektach - „Rodzinach", które wyciągają „pomocną" dłoń. Pierwsza część opowiadała o narkotykach, temacie dość powszechnym w literaturze. Byłam zaskoczona głównym wątkiem „Lotu Komenty", ale muszę przyznać, ze Pani Anna pisząc o czymś unikalnym, niezwykle zainteresowała potencjalnego czytelnika. Czym tak na prawdę są sekty? Często czytamy o nich w gazetach, czy słyszymy w mediach, ale czy spotykamy się z tym na co dzień ? Rodzina, o której mowa w kolejnym bestsellerze Pani Ani, to nic innego jak takowe „ugrupowanie". Ale czym ona jest ? Za sektę można uznać każdą grupę, która posiadając silnie rozwiniętą strukturę władzy, jednocześnie charakteryzuje się znaczną rozbieżnością celów deklarowanych i realizowanych oraz ukrywaniem norm w sposób istotny regulujących życie członków. Narusza ona podstawowe prawa człowieka i zasady współżycia społecznego, a jej wpływ na członków, sympatyków, rodziny i społeczeństwo ma charakter destrukcyjny.
„Jeden z twoich problemów polega n tym, że ciągle oceniasz innych i analizujesz ich intencje."
Kolejnym ważnym aspektem przedstawionym w powieści jest to, ze czł9owiek nie powinien polegać na opiniach innych osób, ale zawsze pozostawać sobą. Moim zdaniem Pani Onichimowska wykonała idealny manewr wspominając o byciu sobą. Dorastanie, zmiana szkół czy zakładów pracy często wiąże się ze zmianą środowiska. Często potem możemy usłyszeć od rodziny czy znajomych : „ Ale się zmieniłaś/eś". Ale czy tak naprawdę jest ? A może choć cząstka prawdziwych nas jest tam gdzieś ? Pamiętam jak kiedyś moja germanista, na ostatniej wspólnej wycieczce mówiła Nam: „ Nowa szkoła, nowi znajomi, nowi nauczyciele... Dzieci, ale proszę Was o jedno – pamiętajcie, że zawsze trzeba być sobą, a nie dostosowywać się do środowiska, które tak naprawdę do was nie pasuje." Te słowa na zawsze pozostaną ze mną i myślę, że możemy podziwiać Jacka, którym mimo trudnego dorastania, wyszedł z tego, nie zapominając kim jest i co kocha ;)
"Odbijamy się wciąż w oczach innych."
Podsumowując, chciałabym zachęcić wszystkich potencjalnych czytelników do lektury. Ta książka nie tylko pokaże Wam co ważne w życiu, ale uzmysłowi również czego warto unikać. Tak jak pisze Pani Onichimowska :
„Kawa ma inny smak, kiedy nie nalewamy jej samemu dla siebie."
„Spróbujcie" tej pozycji, jak kawy, która zyska smaku, kiedy zrobicie ją samemu ;)
Asertyslem
-
Nie wiem czym wzorowała się pani Ania pisząc kontynuacja przebojowej książki Hera, moja miłość. Może powtórnie zmierzyła się z dręczącą ją historią, zasłyszała ciekawy temat w mediach, który rozwinął się do pomysłu na następną powieść, a może po prostu, brakowało jej nieco swoich – jakby na nich nie spojrzeć – niezwykle wyrazistych, emocjonalnych i rzeczywistych bohaterów. Miałem to szczęście, że mogłem zapoznać się z ową książką, tuż po jej prekursorce, toteż nie musiałem główkować i zachodzić w pamięć, kto jest kim, co akurat się wtedy stało, i co sprawiło, że ci ludzie są teraz kim są. Lepiej!, miałem okazję szybko się przekonać jak tragiczne losy poprzedniej scenerii ich zmieniły.
Kometa, jedna z drugoplanowych postaci poprzedniej części powraca jako pełnoprawna, główna i tytułowa postać. Jednak tym razem, to już nie ta sama osoba. Wydoroślała, porzuciła beztroskie życie i stała się prawdziwą kobietą. Rzuciła ćpanie i tamte życie. Udało jej się zdać egzamin dojrzałości. Zmieniła styl ubierania. Pragnie ponownie wpaść w łaski Jacka. Słowem – „zmieniła się". Z początku może to zaczęło dziwić jej bliskich, a nawet snuć domysły, że to tylko pozory, za którymi szykuje się kolejna intryga. Komety vel Ali nikt nie rozumie. Za wyjątkiem tajemniczej Rodziny, która – de facto – okazuje się sektą, przyciągającą w swe objęcia osoby zagubione, z problemami i „gojącymi się ranami". Jakby tego było mało, Ala daje nabrać się na ich sztuczki, wstępuje w szeregi bractwa* i zaczyna dawać sobą manipulować, do tego stopnia, że w całą sprawę wciąga matkę Jacka.
Historia niebanalna przyznam, ciągnięta może trochę na siłę, ale czy ja wiem. Wielu twierdzi, że kontynuacja została napisana pod czytelnika, dość niepoprawnie opinią dość sporego zbiorowiska interesantów. Może tak było, acz nie umniejszają mi takie stwierdzenia, bowiem czuję się stosunkowo zaspokojony, dostałem to czego oczekiwałem sięgając po tą książkę, a wszystko zgadzało się co do joty z notką umieszczoną na tylnej okładce. Mamy nowy, tym razem bardzo poważny problem (nie stwierdzam, że problem z używkami nie jest powarzy, jest wręcz masowy i powszechny) – sekta. Problem o tyle ciekawy, co rzadki. Nie często mamy sposobność słyszeć w mediach o różnego rodzaju bractwach, które werbują młodych, zagubionych bądź znudzonych ludzi w swoje szeregi i zaspokajają ich praniami mózgu, wpajaniem swych idei oraz wyłudzaniem pieniędzy czy innych dóbr, z czynnościami i pracami włącznie. To problem rzadki, ale niestety spotykany. O ile narkotyki są niemal jawne, łatwo je wykryć, to osoby związane z sektą już nie. Są to zazwyczaj ludzie skrajnie normalni, sprawiający pozory normalności dokładniej. Ludzie ci potrzebują pomocy, choć nie dają tego odczuć, a wręcz zamykają tą sferę życia. Problem niezwykły, rzadko poruszany i znany. Jednak istotny jak każdy inny.
Powieść dobra, gorzej wypada jako kontynuacja. Wynika to z zaniedbanie bohaterów, w szczególności Jacka, który przez większą część powieść odgrywa rolę raczej marginalną, mało znaczącą, dopiero w pewnym momencie stającą się wcale kluczową postacią. Inna rzecz tyczy się jego rodziców, po raz koleiny ich losy stawiane są na wysokim piedestale, tuż pod wątkiem Komety. Sama książka lekko przypomina swoją poprzedniczkę. Mamy podobny schemat, poważny problem, rozwijający się z czasem powieści, tragedię, skomplikowaną miłość i końcówkę, która wszystko zmienia. Może wydawać się to dziwne, ale książka jest całkiem niezła, tylko w porównaniu do Hery, wychodzi, jakoś tak blado.