Ola
-
Co nam umknęło...?
Pod koniec kwietnia ukazała się książka, na którą długo i cierpliwie musieli czekać wielbiciele prozy Antoniego Libery. Tym razem autor prezentuje swój kunszt w krótkich formach literackich, tworzących tryptyk. Nieduży, ale zasługujący na uwagę zbiorek skomponowany jest z opowiadań melancholijnych, pełnych wspomnień i odniesień do upływającego czasu. Jego lektura skłoni do zadumy przy sugestywnych, plastycznych opisach. Cofnie w czasie, jak podczas oglądania albumu ze starymi fotografiami. Pozwoli niemal usłyszeć urzekające frazy, gamy, pasaże i kaskady akordów, płynące z krzykliwie radosnego, miejscami nostalgicznego utworu Schumanna...
Bohaterem opowiadania tytułowego jest światowej sławy profesor fizyki, prowadzący badania nad teorią chaosu. To człowiek inteligentny i racjonalny, od dziecka przyzwyczajony do kierowania się żelazną logiką. Nie obchodzi świąt religijnych, nie czuje się skrępowany więzami rodzinnymi. Wigilijny wieczór, jak zwykle, spędza samotnie. Przypadek czy zrządzenie losu spowoduje, że za sprawą kilku słów znajdzie się tak blisko Betlejem, jak jeszcze nigdy dotąd...
Tłem utworu „Widok z góry i z dołu" jest Żoliborz, dzielnica, w której autor mieszka i którą darzy ogromnym sentymentem. Przed wybuchem II wojny światowej architekt i urbanista warszawski zaprasza dziesięcioletniego bratanka na wycieczkę. Pokazuje chłopcu budynki, z których jest dumny i snuje opowieść o planowanej rozbudowie miasta. Czytelnik oczami chłopca ogląda przedwojenny Żoliborz i poznaje fragment historii Warszawy. Celem wycieczki jest wysoki komin z cegły, otoczony spiralą schodów, którymi można wspiąć się na galerię i podziwiać panoramę miasta.
Wybuch wojny zastaje chłopca i jego rodziców za granicą. Nigdy nie spotka się z wujem, który zginął podczas Powstania. Bohater nie zamierza wrócić do kraju. Nie wspominałby Żoliborza ani wycieczki z dzieciństwa, gdyby nie album z tajemniczym, metafizycznym malarstwem...
„Toccata C-dur" powinna się spodobać każdemu, kto „poczuł" muzykę w pamiętnej scenie powieści „Madame", kiedy bohater z brawurą wykonał, akompaniując sobie na fortepianie, znany przebój Raya Charlesa. W najnowszym opowiadaniu autor znowu pokazuje swój „muzyczny pazur". Antoni Libera jest bowiem jednym z nielicznych pisarzy, którzy potrafią tak oczarować słowem, że czytelnik niemal słyszy melodię.
Toccata C-dur Schumanna to kompozycja, która charakteryzuje się zawrotnym tempem, wymaga świetnego, technicznego przygotowania i wirtuozerii. Wykonana poprawnie świadczy o kunszcie muzyka i znakomitym opanowaniu warsztatu. Jeżeli uczeń wybiera ten utwór na egzamin, oznacza to dla niego wielkie ryzyko. Może on stać się przyczyną porażki, ale także – otworzyć przed nim drzwi do kariery. Takie niewdzięczne zadanie przypadło głównemu bohaterowi: musi zaprezentować toccatę podczas egzaminu. Chłopiec powątpiewa w swoje możliwości, a praca nad utworem staje się prawdziwą mordęgą, ale także zmusza go do zastanowienia się nad słusznością wyboru drogi życiowej. Czytelnik jest świadkiem jego wewnętrznej walki. Bohater analizuje nagrania, kalkuluje i rozważa. Zaczyna pojmować rozmiar swego talentu i uzmysławiać sobie skalę własnych ograniczeń. Powoli zdaje sobie sprawę, czego może się spodziewać. Z prawdziwym dreszczykiem emocji i niepokojem śledzimy przebieg egzaminu chłopca i niemal do końca nie jesteśmy pewni, co się wydarzy.
Oczywiście nie zdradzę zakończenia. Dodam tylko, że po latach bohater spotyka się z przyjacielem, który pokierował swoim losem inaczej, poszedł w przeciwną stronę. Jaki był efekt tego spotkania? Przekonajcie się sami. Zapewniam jednak, że autor uwieńczył utwór zaskakującą, przewrotną puentą.
„Niech się panu darzy" – to świetnie skomponowany zbiorek z niezwykłym klimatem. Dzięki fotografiom przedwojennej Warszawy, fragmentom partytur – czytelnik ma wrażenie, że zagląda przez ramię bohaterom tryptyku. Tych zaś autor wybrał według ściśle określonego klucza. Wszyscy ukazani są w przełomowych momentach życia. Ale nie znajdują się na rozdrożu, raczej zdobywają się na dystans, który pozwala im spojrzeć wstecz i sporządzić bilans zysków i strat. Dochodzą do wniosku, że pomimo dokonania właściwych wyborów, osiągnięcia większych lub mniejszych sukcesów – coś im bezpowrotnie umknęło.
Wiara i jej brak, życiowe powołanie, nieuchronność przemijania – to problemy, z którymi wcześniej czy później przyjdzie się zmierzyć każdemu z nas...
Magda N
-
Trzy nowele wyjątkowego współczesnego polskiego pisarza, jak celnie opisuje wydawca, łączą ze sobą czas, przestrzeń i przeznaczenie. Retrospektywność wydaje się być cechą Antoniego Libery. W tym tonie utrzymane są dwie jego powieści – Madame oraz Godot i jego cień. W przypadku tych miniatur literackich powrót do przeszłości jest ich podstawową zasadą kompozycyjną.
Tytułowa nowela Niech się panu darzy zaskakuje czytelnika zbiegami okoliczności. Polak, który ucieka od tak ważnych w polskiej kulturze świąt Bożego Narodzenia, właśnie zagadkową ironią losu zostaje zmuszony do uzmysłowienia sobie ich niezwykłości. Na własnej skórze doznaje, jak wiele mógł stracić przez lata nieuczestniczenia w magii wigilijnych wieczorów. Punktem kulminacyjnym jest wykonany przez niego, na chybił trafił, telefon z budki gdzieś w Amsterdamie. I ktoś, zupełnie szczerze, składa mu świąteczne życzenia.
Drugi utwór, Widok z góry i z dołu, to opowieść o mężczyźnie, który jako dziecko widział budującą się od podstaw dzielnicę Warszawy, Żoliborz. Po wielu latach wraca do tych miejsc. Ta nowela, dokładnie przemyślana kompozycyjnie, zawiera w sobie wartościowanie przestrzeni – „góra" kulturowo związana z pozytywnymi, a „dół" – z negatywnymi wrażeniami. Ponadto – młodość, w której główny bohater utrwalił w sobie wzniosłe widoki, skontrastowana ze starością, która niszczy te wspomnienia. I jeszcze kontrast pomiędzy tym, co nowe, powstające z nadzieją na lepsze życie, i tym co stare, zniszczone w ciągu kilkudziesięciu lat brutalną rzeczywistością. Dziecięcość bohatera, w noweli związana z możliwościami wstępu tam, gdzie tylko chce (bo wuj jest projektantem dzielnicy), zostaje gwałtownie zniszczona starością. Główny bohater, wyganiany przez jakiegoś stróża, nie może nawet z bliska popatrzeć na budowle, które tak poszerzyły w dzieciństwie jego obraz świata. O ile młodość to otwartość, starość jest przedstawiona jako teren ogrodzony i poszatkowany. Całości dopełniają załączone fotografie budowy nowej dzielnicy oraz jej obecnego stanu, tak dalekiego od ideałów ojców budowniczych.
W ostatniej noweli, Toccacie C-dur, czytelnik poznaje chłopaka uczęszczającego do szkoły muzycznej, który, świadomy swoich ograniczeń (uważa się za wytrwałego, ale pozbawionego talentu), dodatkowo nie do końca wierzy w siebie. Dostaje od profesora fortepianu karkołomne zadanie zagrania Toccaty Schumanna. Dojrzewa do tego utworu, udaje mu się opanować go w stopniu bardzo dobrym, jednak w kulminacyjnym momencie dopada go zwątpienie i – rezygnuje. W tym utworze Antoni Libera daje odbiorcy poznać, jaką posiada niezwykłą umiejętność pisania o muzyce, której przedsmak dał już kilkanaście lat temu, pisząc Madame. Nawet czytelnik, który nie zna się na muzyce, (np. ja) dostrzega w Toccacie to wszystko, o czym mówi narrator. Nawet jeśli nigdy Toccaty nie słyszał.
Polecam ten tryptyk wszystkim, którym we współczesnej literaturze brakuje harmonii formy i klasycznie poprawnego języka. Wszystkim, którzy odczuwają tęsknotę za prostym, a jednak głębokim przekazem.