Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Może (Morze) Wróci

Kup Taniej - Promocja

Additional Info

  • Autor: Bartek Sabela
  • Tytuł Oryginału: Może (Morze) Wróci
  • Gatunek: Literatura FaktuReportaż
  • Język Oryginału: Polski
  • Liczba Stron: 232
  • Rok Wydania: 2013
  • Numer Wydania: I
  • Wymiary: 145 x 200 mm
  • ISBN: 9788324667376
  • Wydawca: Helion / Bezdroża
  • Oprawa: Miękka
  • Miejsce Wydania: Kraków
  • Ocena:

    -

    4,5/6


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Może (Morze) Wróci | Autor: Bartek Sabela

Wybierz opinię:

AnnRK

W przyrodzie nic nie pozostaje niezmienne. Zmieniają się poziomy wód, ukształtowanie terenu, topnieją lodowce, pustynnieją sawanny. Znaczne rozciągnięcie tych zjawisk w czasie sprawia, że są dla nas niezauważalne i tylko raz na jakiś czas w środkach masowego przekazu mądre głowy straszą konsekwencjami bezmyślnej ingerencji człowieka w środowisko. Są jednak miejsca, w których nietrudno dostrzec przerażające zmiany, jakie owa bezmyślność spowodowała. Jednym z nich jest Jezioro Aralskie, w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, czwarte pod względem wielkości jezioro świata.

 

O problemach z zanikającym Jeziorem Aralskim, uczyłam się na lekcjach geografii. Od tego czasu minęło wiele lat, ale wciąż pamiętam zamieszczone w podręczniku mapki. Jedna ukazywała ówczesny zarys jeziora, druga jego kształt sprzed kilku może kilkunastu lat. Różnica była spora i niepokojąca. Później nie interesowałam się już tym tematem, aż w końcu trafiłam na książkę Bartka Sabeli Może (morze) wróci. Sabela z zamiłowania jest wspinaczem. We Francji nie spotkacie go w Paryżu, lecz na wapiennej ścianie Ceuse, w Hiszpanii wybierze raczej strome ściany wąwozu w okolicach El Chorro, niż spacer ulicami Barcelony. Wszyscy pytali, czy do Uzbekistanu też jadę się wspinać. Nie, jadę zobaczyć Morze Aralskie. Jadę zobaczyć coś, w co trudno uwierzyć, gdy się o tym czyta i gdy się to ogląda na zdjęciach. Jadę zobaczyć kawałek ziemi po katastrofie wywołanej ludzką arogancją, głupotą i pychą. Jadę zobaczyć, do czego zdolni są ludzie pozbawieni wyobraźni[1].

 

I pojechał. Może (morze) wróci jest relacją z tej wyprawy. Smutnym świadectwem tego, co Bartek Sabela zobaczył w Uzbekistanie, kraju Azji Środkowej, kraju autorytarnych rządów i bawełny.

 

Swoją podróż Sabela zaczyna w Taszkiencie, stolicy kraju, o którym już na początku pisze: w Uzbekistanie od pierwszych minut wiesz, czujesz, słyszysz, że jesteś w państwie autorytarnym[2]. Samo miasto prezentuje się imponująco. Widać efekty kolejnych inwestycji, powstają rządowe gmachy, pomniki, świadectwa potęgi władzy. Wszystko to przestaje robić wrażenie, gdy zajrzy się za blaszane płoty, podobne do tych, które u nas odgradzają place budowy. Taszkient za takim płotem prezentuje się z goła inaczej, ujawniając stare budynki, które szczęśliwie przetrwały trzęsienie ziemi z 1966 roku. Ta część miasta nie imponuje, nie robi wrażenia. Niedługo zniknie. Władza dba o miasto. Wyburzy domy, wysiedli mieszkańców do malutkich mieszkań w blokach na obrzeżach, postawi biurowce.

 

Wędrując przez Uzbekistan Bartek Sabela niejednokrotnie przekona się, jak wiele w tym kraju robi się na pokaz. Turystyczne dzielnice rażą blichtrem, a władza pilnuje, by podróżni nie zapuszczali się tam, gdzie kończy się świetność, a zaczyna bieda i szara codzienność. Władzę w Uzbekistanie czuć na każdym kroku: jesteś obserwowany, wiesz o tym[3]. W tym kraju absurdów, na przybyszy z zewnątrz co krok czekają niespodzianki. Choćby obowiązek meldunku przez przyjezdnych (ponadto z każdego miejsca noclegowego należy przechowywać kwit, który nocleg ten potwierdza) czy uzbecka waluta. W kraju nie funkcjonują banki, a karty płatnicze czy czeki są bezużyteczne. Trzeba mieć gotówkę, kilogramy gotówki, bo w najlepszym wypadku, po wymianie 100 dolarów, otrzymamy sumy uzbeckie wypłacone w 250 banknotach, po 100 sumów każdy. A co jeśli tę kwotę wypłacą nam w banknotach po 50 sumów? Po 25? Po 10? O denominacji nikt tam nie myśli, jej wprowadzenia prezydent nie ma w swych planach.

 

Podróżując z Taszkientu na północny zachód, Bartek Sabela zwiedza kilka urokliwych miast niegdyś leżących na trasie Szlaku Jedwabnego. Nie traci przy tym z oczu celu: chce dotrzeć do Arala, jak w skrócie nazywają Jezioro Aralskie miejscowi. Niegdyś był to akwen o powierzchni ponad 68 tys. km2, w 2009 roku zmniejszył się do zaledwie 3,5 tysiąca km2. To jedna z największych katastrof ekologicznych, świadectwo głupoty i bezmyślności ludzkiej. W pierwszej połowie ubiegłego wieku, Nikita Chruszczow pozazdrościł Amerykanom wielkich upraw bawełny. Zapragnął takich u siebie, miały one stanowić podstawę gospodarki leżących w pobliży Arala republik. Powstały plany budowy kanałów, które miały nawadniać uprawy wodą z Jeziora Aralskiego. W końcu po co taki bezużyteczny zbiornik wodny na środku pustyni? Efekt tego oderwanego od rzeczywistości pomysłu, najlepiej widać na zdjęciach satelitarnych. Powstały wymarzone pola uprawne, jednak z ogromnego jeziora nie zostało wiele, zniszczono mnóstwo gatunków zwierząt, tysiące hektarów lasów oraz życie tamtejszych społeczności. Przyroda nie ugięła się pod presją radzieckich władz, a ucierpieli jak zwykle niewinni. Jałowa pustynia, brak perspektyw, zdjęcia pustych przestrzeni, które chwytają za serce. Tyle zostało z dumnych planów władzy.

 

Bawełniany raj okazał się piekłem, ale w Uzbekistanie wciąż uprawia się białe złoto, do zbiorów zmuszając każdego obywatela. Dyktatura surowo karze opornych, w sezonie zbiorów kark zginają więc wszyscy: prawnicy, studenci, pracownicy biurowi, lekarze, nauczyciele. Zbierają ją ręcznie, każdy musi wyrobić określoną normę. Władza czuwa, a Uzbekistan do dziś znajduje się w czołówce eksporterów bawełny.

 

Cieszę się, że Bartek Sabela zszedł na chwilę z górskich zboczy, wyruszył w podróż do Uzbekistanu i postanowił podzielić się swoimi wrażeniami. Pisze bowiem tak, że książka wciąga od pierwszych stron, lekko, z humorem, ale i z dużą znajomością tematu. Plastyczne opisy działają na wyobraźnię, a całość uzupełniają zamieszczone w tekście fotografie pięknych budowli, ciekawych ludzi, przygnębiających pozostałości Arala. Sabela zagląda w różne kąty i rozmawia z miejscową ludnością, z czego wynikają niekiedy zabawne sytuacje, gdy nieznajomość języka utrudnia bezpośredni kontakt. Autor ujął mnie swoim poczuciem humoru, z dystansem podchodził do sytuacji, które tylko pozornie są śmieszne, bo podejrzewam, że mnie w podobnej sytuacji wcale do śmiechu by nie było.

 

Wchodzimy do pokoju. Kobieta niemal z dumą, pokazuje mi mój dwupokojowy apartament. Tak, dwupokojowy. Sypialnia oraz salon. W sypialni mam krzesło. Nie byle jakie, bo... elektryczne. Stare metalowe krzesło, podłączone do gniazdka i przerobione na grzejnik. Aha, czyli jest prąd przynajmniej.
- A woda jest?
- Da! - kobieta pokazuje wiaderko stojące obok krzesła. Zdejmuje pokrywkę: faktycznie wody całe wiaderko. Tylko raczej nie będę pierwszym, który będzie jej używał.
Łóżko wielkie, małżeńskie, king size co najmniej. Już kombinuję w głowie, jak by tu zrobić, żeby się wyspać i jednocześnie go nie dotknąć. Stoję z plecakiem na plecach, drugim w ręku, chyba boję się położyć bagaże na podłodze. Ale okej, może w salonie będzie lepiej. Są dwa fotele i stolik - pięknie, nawet można kogoś na herbatę zaprosić. Zwłaszcza że herbata jest na stole w szklankach. Ktoś musiał ją tu zostawić jakieś parę lat temu...[4]

 

Może (morze) wróci to ciekawy reportaż z wyprawy przez Uzbekistan, który łączy w sobie spostrzeżenia turysty i refleksje podróżnika. Bartek Sabela pokazuje nie tylko to co piękne, reprezentacyjne (niekoniecznie reprezentatywne), ale i to, czym bez wątpienia ten kraj pochwalić się nie może. Autor ma lekkie pióro, potrafi przykuć uwagę, zmusić do wyciągnięcia własnych wniosków, ale także rozbawić, żartem słownym, sytuacyjnym, sprawnie opowiedzianą anegdotą. Nie spodziewałam się, że wyprawa nad Jezioro Aralskie okaże się tak fascynująca. Mam nadzieję, że od czasu do czasu autor zejdzie na chwilę z górskich ścian i przełęczy, by podzielić się wrażeniami z kolejnych podróży.

 

Książka zaczyna się zabawnie, kończy smutnymi refleksjami i fotografiami kutrów stojących pośrodku niczego. Kiedyś to nic było olbrzymim jeziorem pełnym ryb. Nazywano je morzem. Morzem, które wbrew dającemu nadzieję tytułowi książki, już nie wróci...

 

---

 

Książkę polecam
miłośnikom literatury podróżniczej i reportaży
zainteresowanym Azją Środkową
wybierającym się w podróż do Uzbekistanu
ceniącym mądrą, ciekawą, ale i niepozbawioną humoru literaturę faktu
poszukującym dowodu na to, że pycha bywa zgubna
interesującym się rządami autorytarnymi
wszystkim, którzy dumnie noszą odzież z metką 100% bawełna

 

---

 

[1] Bartek Sabela, Może (morze) wróci, wyd. Bezdroża, 2013, s. 10.
[2] Tamże, s. 14.
[3] Tamże, s. 23.
[4] Tamże, s. 39.

 

Scathach

 Jezioro Aralskie, zwane przez ludność zamieszkującą granice Kazachstanu i Uzbekistanu Morzem, mimo że w ciągu minionych czterdziestu lat z jednego z najpopularniejszego miejsc wakacyjnych oraz źródła utrzymania dla mieszkańców stało się jałową pustynią, na mapach wciąż funkcjonuje jako niebieska plama - ślad po dawnej świetności i urodzajności.

 

W swoim czasie było to czwarte co do wielkości jezioro świata, dziś – bezkresny ląd, działający niczym wyrzut sumienia i przypominający o setkach gatunków zwierząt i roślin, które zostały zniszczone wraz życiem ludzkim i hektarami wyciętych lasów.

 

Jak do tego doszło? Wszystko w myśl mylnie rozumianego postępu, stawiającego na piedestale człowieka wszechrzeczy, zdolnego do każdego czynu, nawet zawłaszczenia i całkowitej degradacji środowiska naturalnego, a jednocześnie źródła utrzymania setek ludzi, którym odebrano chleb i miejsce pracy. Gdy Nikita Chruszczow zaczął realizować sowiecki plan postępu, w oczy rzuciła się jego arogancja, głupota i prymitywizm. Nic to, że jako przywódca mocarstwa zdaje się, że nie reprezentował sobą żadnych wartości. Stał na czele armii głupców i z sobie jedynie znaną cwanością dowodził coraz to bezsensowniejszymi projektami. Jednym z nich była myśl o stworzeniu wielkich pól bawełny, na wzór amerykańskich. Zapomniał jednak, że roślina ta wymaga wiele wody. Stworzył więc kolejny zmyślny projekt – systemy nawadniające, tak dobrze pomyślane, że zamiast wodę dostarczać, nieudolnie ją marnowały. Działania wbrew wszelkich zasad sztuki hydraulicznej przyniosło same szkody. Mało tego – Morze Aralskie pozbawione zostało dopływającej wody i zamieniło się w słoną pustynię – dziś możliwą do zaobserwowania na zdjęciach satelitarnych [patrz: klik ]. Wszystko dlatego, że woda płynąca w systemach irygacyjnych nie docierała ani do jeziora, ani do upraw, wysychając nierzadko nawet w 70%. Jezioro zanikło wskutek ludzkiej działalności. Dziś pozostały po nim cztery niewielkie zbiorniki. A wcześniej jedna z największych katastrof ekologicznych jakie pamięta państwo sowieckie, skądinąd bardzo zaskoczone takim obrotem spraw, wszak według przekonań jezioro było „oczywistą pomyłką natury".

 

To właśnie Morze Aralskie staje się motywem przewodnim książki Bartka Sabeli, który analizując opisywane wydarzenia, rysuje szerokie spektrum ludzkiej głupoty i arogancji, a także siejącej zniszczenie sile głupich pomysłów, popieranych przez masy. Cechy te uznaje autor za największą człowieczą zbrodnię, wciąż zbierającą swoje plony, każdego dnia na nowo.

 

Sabela jest fanem wspinaczki, a wyprawa do Uzbekistanu była jego pierwszą podróżą od wielu lat. Nie udał się tam jednak, by mierzyć się z kolejnymi ścianami skalnymi. Pojechał, by zobaczyć Morze Aralskie. Książka ta stanowi zapis jego wędrówki po Uzbekistanie, od pierwszej jej dni, aż po dotarcie do celu.

 

Autor porywa czytelnika w przestrzenie tajemnicze i egzotyczne. Rysuje bogate portrety środowiska w jakim przebywa, dociera do ludzi i ich historii związanych z zanikającym jeziorem. Pokazuje ludzkie dramaty, będące skutkiem jednej złej decyzji, powodowanej pychą i arogancją. Sabela każe się niejako zastanowić nad naszą zdradziecką chęcią posiadania wszystkiego, co mają inni, nawet na przekór warunkom i możliwościom.

 

Jego opowieść wstrząsa i zatrważa.

 

Otwiera oczy na niszczycielskie działanie ludzkiej głupoty, pokazuje jej dalekosiężne skutki, dociera do serca tragedii.

 

Sabela maluje Uzbekistan z dwu perspektyw: z jednej strony pokazuje państwo policyjne i biedne, z drugiej wskazuje na siłę ludzkiej przyjaźni i radości. Nad wszystkim tym unosi się duch islamu – wcale nie fanatycznego.

 

Ksiązka ta wzbogacona jest o wspaniałe zdjęcia, ilustrujące to, o czym Sabela w skrócie relacjonuje.

 

Jego narracja jest płynna, niebywale wciągająca. Pokazuje mentalność całkowicie nam obcą, daleką od pośpiechu i ciągłej gonitwy. Wiele przytoczonych historii jest dość komicznych, ze względu na próby porozumiewania się autora z miejscowymi bez znajomości wspólnego języka. Są też miłe polskie akcenty.

 

Wszystko to w tej niewielkiej objętościowo książce, otwierającej oczy na bogactwo świata, którego nie znamy.

 

Polecam gorąco!

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial