Varia
-
Jeżeli sądzicie, że Niceville jest miłym, prowincjonalnym miasteczkiem, to bardziej mylić się nie możecie. Nagłe zniknięcie Rainey Teague to dopiero początek niesamowitych wydarzeń. Ta miejscowość to prawdziwy Trójkąt Bermudzki. Ludzie giną w środku słonecznego dnia, mieszkańcy szepczą coś o zakrwawionej dziewczynie, a na wszystkim cieniem kładzie się Krater, bezdenna szczelina w której nawet światło boi się zanurzyć.
Zapomnijcie o wróżkach, syrenach czy innych głupotach. Tu na czytelnika działa przenikliwy klimat. Duszący oddech lokalnych legend oraz pragnienie zemsty, silniejsze niż śmierci.
Specjalnie pominęłam dokładne streszczenie, by nie odbierać historii tego co ma najlepsze – efektu zaskoczenia. Autor uparcie szatkuje nam informacje. Co rusz zmienia wątki i postacie, w rezultacie czego jesteśmy bezustannie wodzeni za nos. Mówimy do siebie: jeszcze tylko dwie strony, a może kolejny rozdział... i nim się spostrzeżemy, jesteśmy już za połową tomu.
Tak moi mili. W końcu pojawił się thriller z prawdziwego zdarzenia. Mamy tu wszystko: barwną akcję, wielowątkowość, napięcie i pazur. Pisarza porównują do Stephena King'a, ale Stroud jest o niebo lepszy. Nie rozmienia się na drobne, pomija długie opisy, a przy tym świetnie nakreśla charakter bohaterów. Bez problemu wierzyłam w jego opowieść i kompletnie nie mam się do czego przyczepić. Coś świeżego i innego.
Pomysł na Miasteczko Niceville to strzał w dziesiątkę. Już wypatruję jego kontynuacji.