Isadora
-
Sięgnęłam po tę książkę nie dlatego, że skusiło mnie nazwisko autora. Jedynym powodem, dla którego to zrobiłam, był jej tytuł. Tytuł, który mnie zafascynował podobnie jak sam Mozart i jego muzyka; zaciekawiło mnie, jak znany pisarz wyrazi słowami coś, co dla mnie zawsze pozostawało w sferze uczuć i myśli; miałam też nadzieję na porównanie moich własnych odczuć z odczuciami autora - na dobry początek połączyło nas uwielbienie do twórczości Mozarta.
Książka w formie listów do dawno zmarłego geniusza muzycznego, w której wspomnienia, przeżycia i przemyślenia nadawcy harmonijnie łączą się i dopasowują do charakteru muzyki adresata, ogromnie mnie poruszyła.
Listy są pełne życiowej mądrości, filozoficznych rozmyślań o sprawach głęboko ludzkich, fundamentalnych dla każdego człowieka, a jednocześnie pozbawione nadętego, wyszukanego i przemądrzałego stylu, co mile mnie zaskoczyło i ujęło. Słowa autora są prawdziwe, proste, ale nie banalne; dziwi mnie niepomiernie, jak o sprawach, z którymi człowiek ma na co dzień do czynienia, można mówić tak pięknie, tak odkrywczo, że chwytają za serce i nie pozwalają przejść obok nich obojętnie.
Słowa autora są jak muzyka Mozarta, z której czerpie on siłę, mądrość, pociechę, która ukazuje mu na powrót sens życia i piękno otaczającego go świata, która pomaga mu poznać samego siebie i swoje pragnienia, pogodzić się z tym, co nieuniknione i czerpać radość z tego, co jest nam dane: "Radośnie zamieniasz nasze życie w pochwalny śpiew, w którym jest miejsce nawet na ból i cierpienie, albowiem być szczęśliwym nie oznacza bronić się przed nieszczęściem, ale je akceptować."
Poruszyło mnie to głębokie przeżywanie muzyki, ogrom emocji, jakie generowała w psychice autora i filozofię, jakiej była zarzewiem.
Ujęło mnie to, że pomimo wielu życiowych tragedii, dla których znalazł ukojenie, autor nie może ostatecznie pogodzić się z przedwczesną śmiercią kompozytora; żal nad jego nie do końca spełnionym a tragicznie przerwanym życiem jest kolejną rzeczą, która nas łączy. Wspaniałe, choć gorzkie to uczucie.
"To, co odnajdujemy, okazuje się często czymś nam już znanym" - jak wiele słuszności i niewymuszonej prostoty jest w tych słowach wie każdy, kto przeżył coś podobnego; do piękna, prawdy i mądrości wiodą różne drogi, charakterystyczne dla każdego człowieka, ale to, co odkrywamy u ich kresu jest wspólne nam wszystkim, bo jest fundamentalne. Bardzo osobiste, a zarazem uniwersalne.
To zrozumiał Mozart, to ujrzał w jego muzyce Schmitt, to właśnie próbował uświadomić czytelnikowi. I zrobił to w wielkim stylu. Chapeaux bas!