Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Nowa Ziemia

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Nowa Ziemia | Autor: Julianna Baggott

Wybierz opinię:

Varia

Na horyzoncie pojawia się oślepiająca łuna światła. Świat zamiera w bezruchu, po czym następuje uderzenie palącego powierza. Ludzie, zwierzęta, a nawet przedmioty zapadają się w sobie, giną lub co gorsza udaje im się to przeżyć.

 

Od czasu Wybuchu mieszkańcy Ziemi zostali podzieleni na dwie grupy: Czystych – wybrańców będących mieszkańcami wspaniałej Kopuły oraz Nieszczęśników – tych którzy ocaleli na zewnątrz. Jedni trwają w pozornej wolności, drudzy marzą o krwawej zemście. Dla obojga świat Przedtem jest tylko wyblakłym wspomnieniem.

 

Pierwszą rzeczą jaka urzekła mnie w tej historii jest jej oprawa. Magiczna okładka i widniejący na niej papierowy ptak, właściwe z miejsca mnie do siebie zwabiły. Niech was one jednak nie zmylą. W tej książce nie ma niczego z bajki dla dzieci. Jej siłą jest brutalny realizm, który nawet ubrany w formę fantastycznej opowieści, nie traci na znaczeniu. W trakcie lektury nie odpędzicie się od skojarzeń z wojną nuklearną i tym co mogło się dziać w Hiroszimie czy Nagasaki. Okaleczeni ludzie, deformacje, walka o resztki pożywienia.

 

Porównania do młodzieżowego nurtu apokaliptycznego mogą być mylące, ponieważ ta książka daleka jest od romantyzmu. Nie znajdziecie w niej zakochanych bohaterów, ani ckliwych dialogów. Jest za to mądrze podane świadectwo tego co może się wydarzyć, zilustrowane brawurową akcją i druzgocącymi opisami.

 

I chociaż jak dla mnie było tu za dużo mutacji i dziwnych połączeń, to i tak książkę odebrałam jako wielkie zaskoczenie. Julianna Baggott pokazała, że literatura młodzieżowa nie musi być wtórna, a weekendowa rozrywka pozbawiona sensu. Nową Ziemię polecam wszystkim, a w szczególności przeciwnikom tego typu historii. Wydaje mi się, że po jej przeczytaniu bardzo zmieni się wasz sposób postrzegania takich książek.

Scathach

Do powieści postapokaliptycznych i antyutopii zawsze podchodzę jak do jeża, a perspektywa Nowego Edenu, tworzonego w fikcyjnej przestrzeni, nigdy nie budzi we mnie większych emocji. Daleka jestem od podniecania się wizjami świata po wybuchu, po końcu. Nowa Ziemia jednak stanowi książkę, o której głośno było we wszystkich możliwych mediach, które prezentowały ją jako niepomiernie wartą uwagi, a przy tym daleką od popadania w banał. Podobnego zdania byli znajomi, którzy co rusz na ów tytuł mnie namawiali. Nie dałam się przemóc, dopóki nie pojawił się tom drugi. Wówczas mój upór ustąpił miejsca ciekawości, która jednak wciąż mieszała się z pragnieniem, by książka ta nie wzbudziła we mnie tak zwanych mieszanych uczuć czytelniczych. Pragnęłam czegoś, co zadowoli mój coraz wybredniejszy gust, co pozwoli mi przekonać się do postapokalipsy prezentowanej w książkach. I po części tak się stało.

 

Nowa Ziemia otwiera trylogię Świat po Wybuchu, oddającą historię ludzkości po wielkich, zaplanowanych eksplozjach, mających na celu wprowadzić nowy ład, Nowy Eden, pozostawiając przy życiu jedynie najsilniejszych, schronionych w kopule i poddawanych modyfikacjom, mającym zapewnić wzmocnienie. Nazywa się ich Czystymi.

 

Pozostali, ci którym nie udało się dostać do Kopuły, ale też nie zginęli zostali zmutowani. Złączyli się z tym, co było najbliżej ich w czasie wybuchu generującego olbrzymią dawkę gorąca. Jedną z ocalałych jest Pressia, dorastająca dziewczyna wychowywana przez dziadka. Kończąc szesnaście lat, stała się celem dla werbującej młodych ludzi organizacji militarnej. Postanawia więc uciekać. Podobną decyzję, w całkiem innym świecie – bo w sterylnej Kopule – podejmuje Partidge. W wyniku wybuchu stracił mamę i brata, pozostając pod opieką ojca tyrana, pragnącego zaprowadzić na zregenerowanej ziemi nowy ład. Póki co jednak, jako jedna z najważniejszych jednostek – sieje postrach.

 

Losy Pressi i Partridge'a splatają się na długo zanim ci spotkają się osobiście, jednak dopiero ich poznanie się zmieni losy zarówno Czystych, jak i Zmutowanych.

 

Zaskoczyło mnie zdumiewające rozwinięcie apokaliptycznej wizji, ów zwrot w stronę relacji syn-ojciec, matka-córka, badający wpływ środowiska rodzinnego na późniejsze zachowania człowieka i podejmowane przez niego decyzje. Julianna Baggott nie tylko kreuje świat po Armaggedonie, ale jeszcze wkrada się niczym złodziej do przestrzeni rodzinnej, badając stosunki w niej panujące. Oprócz wizji zagłady i życia po Wybuchu, serwuje bogato zastawiony stół relacji międzyludzkich, na którym podano miłość, przyjaźń, nienawiść i chęć zemsty w proporcjach bardzo dobrze wymierzonych.

 

Język powieści jest żywy, potoczysty, dialogi starannie dopracowane, a sieć relacji tak zmyślnie zbudowana, że nie sposób oprzeć się wrażeniu, jakoby całość stanowiła doskonałą układankę.

 

Baggott urzekła mnie tym, że nie zatraciła umiejętności budowania poruszających obrazów w zamian za pełną dramaturgii ucieczkę w realia świata po wybuchu. Zarysowana przez nią rzeczywistość idealnie łączy obie przestrzenie, niczego żadnej nie ujmując.

 

Nowa Ziemia jest urzekającym preludium do całej serii, zapowiadającym moc wrażeń. Autorka zdaje się konstruować trylogię na miarę czasów obezwładnionych pragnieniem zaprowadzania nowego porządku, siejącym zniszczenie i burzącym to co znane. Baggott ma świadomość, że dziś liczy się silniejszy i sprytniejszy, a prawo do przeżycia oferowane jest jedynie nielicznym i doskonale tę wiedzę wykorzystuje, budując świat niebezpiecznie podobny do naszego: to swoista zapowiedź tego, co może nas czekać, jeśli nie zaprzestaniemy pogoni za władzą i zmianami. Precyzyjne połączenie naszej rzeczywistości z wizją postapokaliptyczną budzi z marazmu i ostrzega, że koniec znanego nam świata jest blisko, a postaci znane dotąd z filmów sci-fi stają się szaleńczo realne.

Jane Rachel

Ogromne eksplozje niszczą prawie całą Ziemię – tylko ludzie, którzy w porę uciekli do Kopuły ocaleli. Wybrani. Zaproszeni. Czyści. Pozostali, którzy przetrwali katastrofę porównywalną do wybuchu kilku słońc są okaleczeni do końca życia, a ich zdeformowane ciała nie pozwalają im normalnie funkcjonować.

 

Pressia odlicza dni do swoich szesnastych urodzin. Jak każdy nastolatek po ukończeniu szesnastego roku życia ma zostać zabrana do OPR, Organizacji Przenajświętszej Rewolucji. Musi zostawić dziadka, ich małe lokum, motyle z drutu i cząstkę siebie. Dziewczyna nie chce wstępować do OPR i ucieka. Nie wie, że mogą ją spotkać gorsze rzeczy od OPR.

 

W tym samym czasie Patridge znajduje tajne przejście, którym wymyka się z Kopuły i jako Czysty wkracza do świata zniszczonego przez potężne eksplozje. Chce uwolnić się od ojca tyrana.

 

Drogi Pressi i Patridge'a krzyżują się, a ich spotkanie może zmienić bieg historii Nowej Ziemi.

 

„Grzechem mieszkańców Kopuły jest to, że przeżyli. Nie mogła ich za to winić, gdyż sama popełniła ten grzech."

(str. 57)

 

Powieści opowiadające o losach świata w przyszłości – po wybuchach, kataklizmach lub zmianie myślenia społeczeństwa – są wszem i wobec znane czytelnikom. Myślę, że większość z Was spotkała się z podobnymi historiami. Ponieważ miałam za sobą kilka wypraw do przyszłości i poznałam różne wizje autorów, byłam bardzo zainteresowana świetnie przyjętą przez innych czytelników powieścią pani Baggott. Obok takiej powieści nie można przejść obojętnie. Moje marzenie o poznaniu losów Pressi spełniło się, kiedy dostałam książkę do rąk, a wtedy nie istniało już nic innego – tylko ja i przerażający świat.

 

Początek wydał mi się trochę nudny; zbyt dużo opisów, mało dialogów, żadnej akcji, tylko wolne - mogłabym rzec - leniwe wkroczenie do ponurej, strasznej rzeczywistości. Odrobinę nudziłam się. Dopiero po jakichś stu stronach poczułam, że coś zaczyna się dziać, a fakt ten niezmiernie mnie ucieszył. Obawiałam się, że tak świetny pomysł mógłby zostać zmarnowany przez brak jakiejkolwiek akcji. Na szczęście wszystko się zmieniło i po następnych rozdziałach pełną parą wkroczyłam do ciemnych uliczek miasteczka zrujnowanego przez wybuch.

 

Świat przedstawiony jest makabryczny – to najlepsze określenie. Pani Baggott prostymi słowami ujawniła przede mną mroczne sekrety ludzi, którzy przetrwali. Stopione z ich ciałami przedmioty (czasem nawet żywe stworzenia), deformacje czy oparzeliny to dopiero początek tego, co zaserwowała autorka. Podczas czytania opisów informujących o wyglądzie mijanych przez Pressię ludzi czułam... co czułam? Obrzydzenie? Strach? Mdłości? Chyba wszystko naraz! W porównaniu z innymi osobami Pressia miała ogromne szczęście, co nie zmienia faktu, że autorka wcale nie chciała jej oszczędzić. Właśnie ten brak idealizowania głównej bohaterki nie tyle zaskoczył mnie, ile sprawił, że chętniej podeszłam do lektury i byłam ciekawsza jak też ta odważna, pełna siły i determinacji nastolatka poradzi sobie ze swoim ogromnym brzemieniem, bo – spójrzmy prawdzie w oczy – jak można funkcjonować z głową lalki zamiast dłoni?

 

Równie mocno urzekł mnie Bradwell, a co za tym idzie, jego naprawdę wzruszająca oraz przerażająca historia o ciotce i wujku oraz opowieść o ptakach w plecach. Śledząc wspomnienia małego chłopca miałam ochotę rozpłakać się, nie zwracając uwagi na to gdzie jestem. W filmach akcji i dramatach bohaterowie często muszą podejmować naprawdę trudne decyzje, a wtedy ogarnia ich rozpacz i wyrzuty sumienia, że tak musieli zrobić. Podobne sceny miałam przed oczami, zaś emocje bohaterów podziałały na mnie ze zdwojoną siłą. Nutka dramatyzmu stworzona przez autorkę robi swoje. Makabryczny obraz i tragiczne przeżycia bohaterów to z pewnością najmocniejsza strona Nowej ziemi – najmocniejsza, a zarazem najstraszniejsza.

 

Bohaterowie są świetnie wykreowani, charaktery nie powielają się, każdy ma coś, po czym łatwo można go rozpoznać (nawyk lub rzecz), a przede wszystkim postaci zostały bardzo dobrze dopieszczone przez autorkę. Zdumiewała mnie siła Pressi, odwaga Bradwella, determinacja Patridge'a, styl bycia El Capitana (i jego brata) oraz lojalność Lydy. Nawet w czarnych charakterach można było zauważyć promyki dobroci, które nie mogły przebić się przez warstwy zawiści, nienawiści i egoizmu.

 

Miejsce akcji to nie tylko wcześniej wspomniane ponure uliczki, lecz także ziemie nienadające się do wydania plonów, siedliska Pyłów, mroczne, zniszczone lasy oraz gość programu – idealna Kopuła. Podróże bohaterów, nieustanna zmiana miejsc i przemieszczanie się po różnych zakątkach czegoś, co dawniej było polami, ogromnymi łąkami, osiedlami i domami jak najbardziej wpływa korzystnie na ocenę Nowej ziemi. Dzięki temu możemy spotkać mnóstwo innych postaci, przewinąć się przez najróżniejsze środowiska i poznać smak przygody – fakt faktem niebezpiecznej, ale w grupie raźniej i bezpieczniej. Pani Baggott pokazuje również, że potrafi tworzyć różnorodne miejsca i nie ogranicza się do uliczek oraz Kopuły. Mnie osobiście bardzo się to podobało.

 

„Nasi bracia i siostry, wiemy, że tu jesteście. Pewnego dnia wyjdziemy z Kopuły i przyłączymy się do Was w pokoju. A na razie przyglądamy się Wam życzliwie z oddali."

(str. 8)

 

Język i styl Julianny Baggott to zupełnie inna bajka. Większość pisarzy posługuje się prostym językiem i ma lekki styl, co można zauważyć w większości recenzji. W przypadku pani Baggott jest inaczej. Język jest przystosowany to nastoletnich czytelników, zaś styl godny pozazdroszczenia i wyćwiczony, ale całość tworzy rzadko spotykaną mieszankę. Czytając dzieło pani Baggott trzeba skupić się na połykanych wyrazach, gdyż łatwo można zgubić wątek i tym samym zapomnieć o co chodziło. Nie zmienia to faktu, że obie rzeczy bardzo wciągają, a trzecioosobowa narracja i wszechwiedzący narrator umożliwia śledzenie losów najważniejszych postaci. Po prostu na przygodę Pressi oprócz czasu trzeba również poświęcić uwagę.

 

Przewidywalność to chyba jedyny minus Nowej ziemi. W połowie książki odkryłam niektóre fakty i tylko czekałam na potwierdzenie moich domysłów. Nie jest to jakaś szczególna ujma dla pierwszej części serii Świat po wybuchu, jednak czułam, że do oryginalnego pomysłu pani Baggott wkradła się nutka schematyzmu.

 

Lekki wątek miłosny wynagradza krzywdę w postaci przewidywalności. Byłam zachwycona tym jak delikatnie autorka potrafi wykraść dla bohaterów chwilkę na troskę, miłość i współczucie. W sytuacji Pressi nie ma czasu na amory, bo walka toczy się na śmierć i życie, lecz pani Baggott postanowiła umilić bohaterom czas i chwała jej za to. Inaczej całość wydawałaby się trochę sucha i pozbawiona tego „czegoś".

 

Ku mojemu zdziwieniu punkt kulminacyjny nie okazałam się wielkim „bum!", ale przyznam szczerze, że nie czekałam na nic szczególnego. Autorka dostarcza mnóstwa wrażeń w czasie czytania i gdyby mocno zakończyła pierwszą część całość mogłaby wydawać się lekko przedobrzona. Moim zdaniem zakończenie było świetne, subtelne i zrobiło na mnie duże wrażenie.

 

„- Utraty nakładają się na siebie – rzekł Bradwell. – Nie można doświadczać jednej, nie doświadczając jednocześnie wszystkich wcześniejszych."

(str. 350)

 

Podsumowując:

Świat Pressi to naprawdę makabryczne miejsce, do którego nie chciałabym należeć ani przez chwilę. Bohaterom pomaga przetrwać tylko siła i nadzieja, że być może wkrótce będzie lepiej. Nowa ziemia oczarowała mnie i pozostawiła w mojej czytelniczej duszy kolejny ślad. Wszystkim gotowym na spotkanie z ponurą rzeczywistością i strasznym obrazem przyszłości polecam Nową ziemię – nie pożałujecie swojego wyboru, wydanych pieniędzy i czasu poświeconego na lekturę.

Mai

Jest wiele teorii jak – i czy w ogóle nastąpi – przebiegnie koniec świata. Od pewnego czasu miłuję się w apokaliptycznej tematyce książek. Ciekawi mnie bowiem temat „co potem"? Po „Nową ziemię" sięgnęłam przypadkowo. Kupiona na Targach w Warszawie za śmieszną cenę, leżała i czekała na swą kolej. Wtedy jeszcze postapokaliptyczne tematy nie wciągały mnie tak bardzo. Jak się okazało – dobrze, iż nareszcie po nią sięgnęłam!

 

Julianna Baggott to uznawana autorka bestsellerów. Wydała do tej pory siedemnaście książek – dla dzieci, młodzieży oraz dorosłych. Prowadzi zajęcia z twórczego pisania na Uniwersytecie Stanowym Florydy. Wraz z mężem prowadzi organizację, której celem jest przekazywanie książek ubogim dzieciom. Jej „Nowa Ziemia", rozpoczynająca trylogię „Świat po Wybuchu" zdobyła wiele przychylnych recenzji i została przetłumaczona na dwadzieścia języków. Prawa do ekranizacji wykupiła wytwórnia Fox 2000, producent „Zmierzchu" (śmiać się czy płakać?).

 

Świat jest wyniszczony po wielkich eksplozjach. To na tej zgładzonej ziemi przyszło żyć szesnastoletniej Pressi. Żyje wraz z dziadkiem w gruzach starego świata. Wie jednak, iż jej życie niedługo się zmieni. Organizacja Przenajświętszej Rewolucji werbuje wyrzutków przeciwko Kopule. Jej czas się zbliża – dziewczyna ucieka. Tymczasem w samej Kopule, Partidge, syn sławnego inżyniera azylu, wiedzie żmudny żywot wraz z innymi Czystymi. Chłopak wyrusza jednak w ryzykowną podróż, uciekając przed ojcem tyranem. Szuka swej zmarłej matki. Drogi Pressi i Partidge'a krzyżują się i zmieniają bieg Nowej Ziemi. W jaki sposób?

 

Już po pierwszych stronach wciągnęłam się niesamowicie w tę historię. Pomysł Baggott jest naprawdę oryginalny – zarówno jego idea, jak i wykonanie. Autorka postawiła na innowacyjność w temacie. W pewnym stopniu przerobiła temat o wybuchu, który mógłby zakończyć życie na ziemi, rozwinęła go. Dzięki temu powstało coś, co jest znamienite dla „Nowej Ziemi" – wyeksponowanie brzydoty.

 

Rzuca się to w oczy już od pierwszych stron. Autorka bardzo obrazowo opisuje to, jakie obrażenia pozostały tym nielicznym, którzy przetrwali. Oprócz samych oparzeń, Baggott wprowadziła „stopienia". Ciała ludzi łączyły się zarówno z materią ożywioną, jak i nieożywioną, co początkowo wydawało mi się nieziemsko niedorzeczne. Poznaliśmy dziewczynę z głową lalki zamiast ręki, chłopaka z – żywymi! – ptakami w plecach, czy też ludzi, których wciągnął w swe sidła piach. Pod tym względem przez cały początek książki miałam wrażenie, iż autorka przesadziła. Nie mieściło mi się to w głowie! Kiedy już wyjaśniła, jak mogło to mieć miejsce, to wydawało się zdecydowanie bardziej realne i do zaakceptowania. Po czasie nawet doceniłam tę swoistą niedorzeczność oraz groteskowość. Nigdy nie czytałam w żadnej książce dla młodzieży o tak brutalnej rzeczywistości, takiej brzydocie, która zajmowałaby tak wiele miejsce w pomyśle autora. Przyznam, że byłam – i nadal jestem – tym oczarowana.

 

„W szramach i wtopieniach tkwi piękno, ponieważ są oznakami przetrwania, które jeśli się nad tym zastanowić, samo w sobie jest czymś pięknym.".

 

Bardzo rozczarowało mnie natomiast wyjaśnienie przeszłości, tego co było przed samym Wybuchem. Być może wynikało to z niewiedzy bohaterów – Pressia nie pamiętała wiele z czasów „Przedtem", natomiast ludzie w Kopule żyli przyszłością. Przez ten brak informacji i szczątkowe informacje, niekiedy gubiłam się w zawiłych dialogach o polityce. Nadal czuję niedosyt pod tym względem. Być może autorka w drugim tomie rozwinęła chociaż trochę ten temat.

 

Pismo autorki, mimo tych niedociągnięć informacyjnych, uważam za stojące na naprawdę dobrym poziomie. Jej opisy były bardzo plastyczne, rzeczywistość była żywa i widać, że chciała – oraz zrobiła to! – ją porządnie rozbudować. Akcja brnie do przodu, nie miałam wrażenia, by w jakimkolwiek momencie się ciągnęła. Dobre tempo wydarzeń to coś, co lubię!

 

Książka ma mankamenty w postaci lekkiej przewidywalności w niektórych momentach. Nie psuje to jednak bardzo odbioru tej pozycji, ponieważ autorka wynagradza cały niedosyt zaskoczenia i to dawką, że naprawdę zbierałam szczękę z podłogi.

 

Samym bohaterom nie mam nic do zarzucenia. Zarówno Pressia, jak i Partidge to postacie, które bardzo szybko polubiłam. Muszę przyznać jednak, iż szalenie ciekawym i oryginalnym charakterem nie jest żadna z głównych postaci, a ojciec-tyran chłopaka. To on w swym szaleństwie i rządzy władzy zaspokoił moje wymagania co do „ekstremalnych" bohaterów. Reszta z nich była poprawna i faktycznie odznaczali się charakterystycznymi cechami, jednak... brakowało im ostrości, jakiegoś zdecydowania.

 

Przygodę z „Nową Ziemią" uważam za bardzo udaną i na pewno pogłębię przyjaźń z Baggott, sięgając po kolejny tom jej trylogii. Was natomiast zachęcam, książka ma naprawdę świetny klimat i dobrą dawkę akcji oraz wspaniały pomysł. Nie radzę czytać wieczorem, bo – uwierzcie – ciężko się oderwać!

Amelia Grey

Wielokrotnie już mieliśmy okazję czytać o wizjach świata w przyszłości. Nowoczesne technologie i pełen cyfrowy rozwój z jednej strony, z drugiej zupełne przeciwieństwo - zagłada i apokalipsa. Ten drugi obraz znany jest nam o wiele lepiej. Wszelkiej maści antyutopie przybliżają nam go niemal z każdej strony. W kolejną przygodę z tym gatunkiem postanowiła zabrać nas Julianna Baggott.

 

Wielka eksplozja zniszczyła świat. Podejrzenie wybuchu istniało już wcześniej, dlatego wybudowano Kopułę, pod którą ludzie mogliby się schronić. Kiedy jednak nadeszła godzina zero, wstęp do niej uzyskali tylko nieliczni. Reszta została skazana na śmierć. Ci, którzy przeżyli ulegli deformacjom, szczepili się z przedmiotami, elementami przyrody, a nawet z innymi ludźmi. Pressia żyje właśnie w takim świecie. Jedną jej ręką jest głowa lalki, na twarzy ma blizny po oparzeniach, jej rodzice zginęli, a jedyną ostoją dla dziewczyny jest dziadek. Zgodnie z rozporządzeniami władz każda osoba, która skończy szesnaście lat musi się do nich zgłosić, aby móc zostać wyszkolona na żołnierza, mogącego w przyszłości walczyć z Kopułą. Pressia wie, że nie może do nich trafić. Na drodze jej ucieczki staje Czysty - chłopak spod Kopuły. Choć wmawiano mu całe życie, że jego matka zginęła ratując ludzi podczas wybuchu, on ma powody by sądzić inaczej. Postanawia postawić wszystko na jedną kartę i uciec, aby ją odnaleźć. Jak można się spodziewać, ta dwójka odkryje wiele faktów, zaskakujących dla nich, a niestety przewidywalnych dla nas.

 

Dlaczego przewidywalnych, można by zapytać. Ileż to już czytaliśmy podobnych książek, w których świat się wali, przeciętna dziewczyna (która potem gubi przeciętność) wyrusza na misję z tego, czy innego powodu, w której to dowiaduje się, że wszystko nie jest takie, jak jej wmawiano do tej pory. Brzmi znajomo, czyż nie? Może właśnie taki schemat trzeba zachować, ale mnie trochę to już zaczyna męczyć. Nowa Ziemia zapowiadała się na właśnie taką, znaną nam wszystkim pod jakimś innym tytułem historię. Dlatego właśnie początkowe rozdziały czytało mi się tak opornie. Na nasze szczęście autorka postanowiła zaserwować czytelnikom kilka faktów, które odsuwają książkę od kategorii ,,przeciętne".

 

Z samym pomysłem Kopuły, spotkałam się już w Przez burzę ognia, więc nie odebrałam tego, jako czegoś nowego. Wiem jednak, że to ja pomyliłam kolejność i Julianna Baggott wpadła na niego wcześniej, więc nie mogę tego zarzucać. Sam świata po wybuchu został przedstawiony w bardzo ciekawy sposób. Autorka wykorzystała szeroką wiedzę z wielu dziedzin, jak chociażby z fizyki, aby precyzyjnie zobrazować nam swoją wizję. Mutacje, deformacje, mieszkanie w skrajnie prymitywnych warunkach to rzeczy, jakie spotkały tych niegodnych znalezienia się w Kopule. Szczęśliwcy wiodą zupełnie inne życie. Każdy ich ruch kontrolowany jest przez władze, jednak warto jest poświęcić niezależność, na rzecz bezpieczeństwa i możliwości ponownego zasiedlenia planety w przyszłości. Właśnie wykreowanie tego obrazu świadczy o tym, że Julianna Baggott stworzyła niezwykle wartościową, a przede wszystką wyróżniającą się na rynku wydawniczym pozycję.

 

Narracja poprowadzona jest z punktu widzenia różnych osób. Możemy poznać zdanie Presii i Partridge'a, a także chociażby El Capitana czy Lydy. Książka niewątpliwie na tym zyskuje. Przyznam szczerze, że nie potrafiłam zżyć się z bohaterami. Każdy był inny, to prawda. Nie zostali też stworzeni po łebka, nic z tych rzeczy. Po prostu nijak nie mogłam ich sobie wyobrazić, jako rzeczywiste osoby, nie potrafiłam odczuwać ich emocji, czy identyfikować się z nimi, przez co całość wydawała mi się trochę papierowa. Plus jednak należy się za wątek miłosny. Po przeczytaniu opisu chyba każdemu przychodzi na myśl stwierdzenie, że będziemy mieli do czynienia z kolejnym ckliwym romansem. Autorka zaskakuje nas w tej kwestii i stwarza coś zupełnie innego.

 

Nowa Ziemia nie jest książką, którą czyta się dobrze przed zaśnięciem. Okrutność wydarzeń bardzo często mną wstrząsnęła, bardzo często też stwierdziłam, że nie chciałabym żyć w takim właśnie świecie. Autorka przedstawia nam wszystko w niezwykle obrazowy sposób. Czasem może nawet zbyt obrazowy, bowiem zdarzało się, że opisy nudziły i po przeczytaniu strony zastanawiałam się, co tak naprawdę się tu zdarzyło. Mimo świetnego pomysłu i wykonania go na poziomie, nie obyło się bez pewnej przewidywalności. Niektóre wydarzenia była aż za proste, a każda inicjatywa podążała ku szczęśliwemu wykonaniu. Czy tylko mnie się wydaje, że nie zawsze w życiu jest tak łatwo?

 

Nowa Ziema jest pozycją naprawdę wyjątkową. Autorka miała świetny pomysł i co więcej, bardzo dobrze go zrealizowała. Mamy tu wiele rzeczy, których nie spotkamy nigdzie indziej. Były jednak sprawy, które mnie irytowały, a największa to chyba nieumiejętność identyfikowania się z bohaterami. Pomysł na książkę, jak już wspominałam jest świetny, ale wydarzenia nijak nie mogły mnie porwać i sprawić, żebym zatraciła się w lekturze, dlatego właśnie ocena taka, a nie inna. Mam nadzieję, że jeżeli dane mi będzie przeczytać Nowego Przywódcę, wciągnę się bardziej. Pierwszy tom zna już pewnie wiele osób. Tych, którzy jeszcze go nie czytali, ani nie namawiam, ani nie odradzam. Decyzja należy do Was!

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial