Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Rzeźnia Numer Pięć

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 3 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Rzeźnia Numer Pięć | Autor: Kurt Vonnegut

Wybierz opinię:

Isadora

Oto książka "krótka i popaprana, bo o masakrze nie sposób powiedzieć nic inteligentnego" - słowa samego autora najlepiej chyba oddają jej charakter.

 

W istocie, książka jest krótka, ale skondensowana; wspomnienia Vonneguta z pobytu w niemieckim obozie jenieckim i alianckiego bombardowania Drezna u schyłku drugiej wojny światowej właściwie niewiele różniłyby się od zwykłego sprawozdania, gdyby nie kilka charakterystycznych zabiegów, które robią ogromne wrażenie na czytelniku - być może silniejsze, niż gdyby zostały opowiedziane soczystym, kwiecistym językiem, pełnym wielkich i patetycznych słów.

 

Pierwszym z tych zabiegów jest oddanie narracji wymyślonemu bohaterowi, Billowi Pillgrimowi i spojrzenie oczami tego przegranego nieudacznika złamanego przez życie na koszmar wojny.

 

Zdystansowanie się od wojennych przeżyć, zrzucenie ciężaru relacjonowania ich na wyimaginowaną postać pozwalają czytelnikowi zdać sobie sprawę, że mimo upływu czasu autorowi nie do końca udało się otrząsnąć i pogodzić z dramatem tamtych dni.

 

Drugim z tych zabiegów jest motyw podróży w czasie Billy'ego oraz filozofia mieszkańców planety Tralfamadoria - ich krótkie, treściwe, dosadne, a przez to zrozumiałe i łatwiej zapadające w pamięć słowa robią na czytelniku potężne wrażenie.

 

Po co te podróże w czasie rodem z science fiction? Po co kosmici?
Wprowadzenie tych motywów pozwala autorowi przemycić pewne treści tak, by czytelnikowi łatwiej było się pogodzić z jego przemyśleniami; udziwnienia w tym wypadku bardziej wzruszają, mocniej uderzają w emocje.

 

Spodobała mi się refleksja Vonneguta, którą wkłada w usta Tralfamadorian - że śmierć nie jest niczym strasznym, to stan przejściowy; choć człowiek teraz aktualnie jest martwy, to przecież żyje w wielu innych momentach. Trzeba starać się zapamiętać ludzi właśnie w tych niezliczonych chwilach, przeżywać je wciąż na nowo, delektować się nimi. Ilustracją do tej filozofii są właśnie podróże w czasie, jakie odbywa Pillgrim. Kolejna metoda na rozliczenie się z koszmarnymi wspomnieniami z nalotu na Drezno. Kiedy te stają się zbyt przytłaczające, można po prostu przenieść się w bardziej radosny okres życia.

 

Książka ta nie jest tylko opowieścią o wojnie i przeciw wojnie.
Vonnegut zawarł w niej wiele innych poglądów; znajdziemy tu refleksje dotyczące Ameryki i Amerykanów, starości, śmierci, ogólnie pojętej erotyki i jej obecności w kulturze masowej.

 

Kwitowanie słowami "Zdarza się" każdego przypadku śmierci pozwala chwilę się zastanowić - czy nie podchodzimy zbyt pobłażliwie do tragedii wokół nas? Czy nie stała się ona dla nas chlebem powszednim, czy w ogóle zwracamy uwagę na ogrom nieszczęścia? A może to po prostu kolejne nawiązanie do refleksji Tralfamadorian, dla których śmierć to rzeczywiście nic takiego? A skoro nawiązanie, to w jakim kontekście - czy to pochwała takiego podejścia, czy jego potępienie? Z całą pewnością jest to następna próba rozprawienia się z historią, której autor był świadkiem i uczestnikiem, a która powtarza się wokół nas każdego niemal dnia, na każdym kontynencie.

 

I chociaż o masakrze nie sposób powiedzieć nic inteligentnego, ogromny ładunek emocjonalny, jaki generuje, impet, z jakim okalecza ludzką psychikę i uderza w nasz światopogląd, nie pozwalają o niej zapomnieć, zepchnąć w podświadomość. Zawsze znajdzie sposób, aby w najmniej oczekiwanym momencie powrócić, sprawić, by o niej pamiętano.

Agnieszka.pi

„Rzeźnia numer pięć, czyli Krucjata dziecięca, czyli Obowiązkowy taniec ze śmiercią" – tak brzmi pełny tytuł głośnej i uznawanej za kontrowersyjną powieści Kurta Vonneguta. Na początku poznajmy kilka faktów: wydana po raz pierwszy w 1969 roku (w Polsce pojawiła się w 1972 r.), uznawana jest za jedno z największych osiągnięć w dorobku pisarza, porusza temat bombardowania Drezna, które miało miejsce w pierwszej połowie lutego 1945 roku. Historia drażliwa, ponieważ przyczyniła się do nagłośnienia „incydentu" z czasów wojny – w wyniku bombardowania kilkaset tysięcy mieszkańców miasta straciło życie w płomieniach. Pisarz, podobnie jak główny bohater jego utworu, przeżył nalot ukryty w chłodni służącej do przechowywania mięsa ubitych w rzeźni zwierząt. Jest to powieść na wskroś antywojenna, jak pisze sam autor: "krótka i popaprana, bo o masakrze nie sposób powiedzieć nic inteligentnego".

 

Głównym bohaterem „Rzeźni numer pięć" jest Billy Pilgrim – drobny, chudy, mający problemy z koordynacją chłopak, którego wcielono do armii w niedługim czasie po rozpoczęciu przez niego nauki w szkole wyższej. Po krótkim i pobieżnym szkoleniu, Billy zostaje wysłany na front, gdzie na pełnić funkcję pomocnika kapelana. Pech sprawia, iż dostaje się on w ręce Niemców i jako jeniec wojenny po długiej – dla niektórych ostatniej w życiu – podróży w bydlęcych wagonach, wraz z innymi Amerykanami zostaje dotransportowany do Drezna. W Dreźnie jeńcy wykorzystywani są jako darmowa siła robocza i przetrzymywani w tytułowej rzeźni – tam też ukrywają się podczas ataku na miasto.

 

Oprócz tego, że Billy Pilgrim jest taki... nijaki, w niespodziewanych momentach życia odbywa on podróże w czasie. Dzięki tym skokom może nawet obejrzeć swoją śmierć. Dodatkowo, w dniu ślubu córki zostaje porwany przez kosmitów i zabrany na Tralfamadorię – planetę, na której stanowi główną atrakcję ogrodu zoologicznego. To od Tralfamadorian bohater dowiaduje się, iż świat istnieje w czterech wymiarach, każdy element czasu dzieje się równolegle i nie można wpłynąć na bieg wydarzeń, nie mówiąc już o próbach jego zmiany. Dlatego kosmici skupiają się wyłącznie na chwilach dobrych, jak najmniej uwagi poświęcając chwilom złym, ponieważ nie można ich uniknąć – ale można o nich nie myśleć. I jeszcze jedno: nie ma czegoś takiego, jak „wolna wola", to tylko wymysł ludzi. I Billy przejmuje sposób myślenia obcych, żyje ze świadomością, iż nie ma wpływu ani na przeszłość, ani na przyszłość.

 

„Rzeźnia numer pięć" zachwyciła mnie. Co takiego jest w tej powieści, że niemal od początku obdarzyłam ją ogromem ciepłych uczuć? Tak do końca nie mogę tego wytłumaczyć – ta niewielka książeczka, składająca się z krótkich, fragmentów, z pomieszanymi w niej wątkami wojny, podróży w czasie i przestrzeni, wizyty obcych, z przenikającymi się płaszczyznami, chaotyczna a jednocześnie uporządkowana, poruszyła odpowiednie obszary mego mózgu i nic na to nie mogę poradzić.

 

Billy Pilgrim jest taki rozlazły, że momentami zastanawiamy się, dlaczego tylu innych – o wiele „lepszych" ludzi – zginęło podczas II WW, a on akurat przeżył. I właśnie o to chodzi – o pokazanie bezsensu wojny, jej okrucieństwa, przypadkowości losów (sprawdzająca się teoria kosmitów). Billy jest całkowitym przeciwieństwem wzorcowego Amerykanina-żołnierza: wątły, niezdarny, niezbyt rozgarnięty, on NIE chce iść na wojnę, służba w wojsku i budowanie potęgi państwa kosztem odbieranych żyć nie stanowi głównego celu jego egzystencji. Jest to jedna wielka karykatura amerykańskiego etosu wojny. I pisze o tym osoba, która na własnej skórze doświadczyła wojennych dobrodziejstw.

 

Już na karcie tytułowej, w wyrażeniach: „Krucjata dziecięca" czy „Obowiązkowy taniec ze śmiercią" przejawia się stosunek autora do przedstawianego tematu – „Rzeźnia numer pięć" ma być powieścią antywojenną. I chyba ta prostota formy, niemal potoczny, dosadny język i oczywiste przesłanie, w jakiś sposób zbieżne z moimi poglądami sprawiły, że powieść wywarła na mnie aż takie wrażenie. Bo każda wojna to syf, krew, ekskrementy, mnóstwo bezsensownych śmierci i niemożność kierowania własnym losem – i nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej!

Vyar

Tak na dobrą sprawę, nie jestem chyba odpowiednią osobą do pisania recenzji tej książki, chociaż klimaty wojenne i historyczne są nie mi obce, a za absurdami przepadam. Niemniej jednak połączenie jednego i drugiego zawsze wydawało mi się odpychające, i trudno mi to tak naprawdę uzasadnić. Można uznać to za przekonanie o tym, że przesada w przypadku absurdalnej głębi zawsze działa na niekorzyść, ponieważ łatwo wpada się w sztuczność i całość brzmi jak przeznaczona dla ludzi, którzy każdą niezrozumiałość biorą za coś bardzo głębokiego i artystycznego. Jednak przeczytałam „Rzeźnię numer pięć" z pewną dozą ciekawości, rozbrojona od początku tytułem i notką z pierwszej strony. A wrażenia? Zobaczmy.

 

Bohater „Rzeźni..." jest człowiekiem przeciętnym.... Nie, on jest nawet poniżej przeciętnej. Pospolity, flegmatyczny, pozbawiony wyobraźni. Takich Billych jak on są setki. I setki takich jak on poszły na wojnę. Część z nich nie wróciła, części wojna zrobiła krzywdę. I my, z naszych ciepłych foteli przed ekranami komputerów, a czasem z książkami w ręku, możemy sobie tylko wyobrażać, co się dzieje w głowie takiego człowieka. Możemy śmiać się z Billy'ego, który przecież ma żonę i dzieci, a jednocześnie swój świat, w którym mieszkańcy obcej planety porywają go, by użyć jako eksponat do oglądania, a całość wpasowuje się w jego „realne" życie i przeplata się z nim.

 

Spróbujmy to przejść razem z nim. Poznajmy koszmar wojny, widziany tymi przerażonymi oczami. Równie przerażonych, zupełnie zwykłych, a przez to jakże wyjątkowych towarzyszy, przypadkowych ludzi. Transport wagonem towarowym w nieznanym kierunku, brud, choroby i umierający w kątach ludzie. Bombardowanie Drezna i śmierć tysięcy. Wejdźmy w jego głowę i powędrujmy na Tralfamadorię. Wróćmy na Ziemię i opowiedzmy o tym rodzinie. Pomieszało się w głowie, biednemu. Zdarza się.

 

Właśnie to „zdarza się" jest jedną z najbardziej znaczących części książki. Powtarzane co chwila, wprowadza nastrój dystansu i obojętności, i, chcąc nie chcąc, pozostajemy na pozycji obserwatora zdarzeń. To wszystko jest czymś, o czym się słyszy, z telewizji, gazet, opowieści starszych ludzi. Nikt tego nie przeżył, nie wie, jak to jest. Słucha i wzrusza ramionami. Bo tak bywa. Niektórzy mają gorzej, ale nas to przecież nie dotyczy. Właśnie w tego powodu odebrałam tą powieść jako okrutną, bo nie umila niczego. Nie ma zachwytu, gloryfikacji przeżyć wojennych, ani żalu nad tragediami. To po prostu się zdarzyło, i teraz trzeba z tym żyć, bo świat się ogółem nie zawalił, to tylko jednostki czasem tracą umiejętność radzenia sobie w nim. I próbują inaczej. Tymczasem ten świat widzi ich jako bohaterów, traktując również jako swego rodzaju eksponaty w Zoo... więc czym się różni Ziemia od Tralfamadorii?

Odświeżającym motywem jest wyśmianie tego gloryfikowania ocalałych z wojny. Gdzie są ci odważni mężczyźni? Nie było ich tam, były dzieci. Przerażone, rzucone w piekło, próbowały przetrwać, i nielicznym się udało. Ledwo. Robili to, co musieli.

 

Pan Vonnegut napisał powieść antywojenną. O czymś, co sam przeżył. Książka pisana jest w całości kpiącym stylem, który może bawić, ale do czasu. Ten rodzaj cynicznego humoru wywołuje uśmiech, ale nie jest to coś, z czego można się po prostu śmiać. Nie nazwałabym tego nawet czarnym humorem – to coś jeszcze stopień niżej, świadomość faktu, że to się stało i zdarzy się jeszcze, i mimo wszystko dalej się żyje, a przeżycia jednostki tak naprawdę nic nie znaczą dla świata. Można to odebrać różnie – jedni się zachwycą głębią, drudzy uznają za głupie, prześmiewcze dziełko. Do mnie trafiło przez ogólny nastrój, i skłoniło do zastanowienia, jak sama odbieram otoczenie i innych ludzi, właśnie dlatego, że z czasem traci się pewną wrażliwość i empatię, zastępując ją wzruszeniem ramion i „zdarza się". Można to nazwać znieczulicą, albo uodpornieniem się. Stopniowo sami wchodzimy na pozycje obcych, którzy tylko obserwują, nie uczestnicząc i nie angażując się emocjonalnie w to, co się dzieje czy działo gdzieś, kiedyś.

 

„-Będziecie udawać, że byliście mężczyznami, a nie dziećmi, i w filmie będą was grali Frank Sinatra i John Wayne albo któryś z tych wspaniałych, zakochanych w wojnie obleśnych staruchów. I wojna będzie wyglądać tak cudownie, że zapragniemy nowych wojen. A walczyć będą dzieci..."

 

Książka cienka, niepozorna, ale ze sporym ładunkiem kwestii do przemyślenia.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial